Magdalena Ruszkowska-Cieślak: Bez spójnej polityki mieszkaniowej sami obniżymy swój potencjał rozwoju gospodarczego [wywiad]
O tym, jak wygląda sytuacja na rynku mieszkaniowym, czemu w Polsce nie ma konsekwentnie prowadzonej polityki w tym zakresie i co mogłaby ona dać rozmawiamy z Magdaleną Ruszkowską-Cieślak, prezeską Fundacji Habitat for Humanity Poland.
Jędrzej Dudkiewicz: Już nawet nie „apartamenty” po 12 metrów kwadratowych, a – hmm – cele po 2,5 metra kwadratowego, czyli mniej niż przysługuje więźniom. Do tego wciąż rośnie odsetek młodych ludzi (w wieku 25-34 lat), którzy mieszkają z rodzicami i obecnie wynosi niemal 50%. Jak to tego wszystkiego doszło?
Magdalena Ruszkowska-Cieślak: Świetnie opisuje to Filip Springer we wstępie do „13 pięter” – przez nasze terytorium przewaliły się dwie wojny, które zniszczyły większość zasobu lokalowego i dopiero w latach 70., za Gierka, był moment większej mobilizacji na rzecz zwiększenia zasobu mieszkaniowego: dużych inwestycji w bloki z wielkiej płyty. Dopiero w zeszłym roku doszliśmy do ówczesnego poziomu oddawania rocznie do użytku 200 000 nowych mieszkań. Oczywiście z tą różnicą, że teraz buduje się w lepszym standardzie.
W Polsce nie ma jako takiego fizycznego deficytu mieszkań, natomiast szacuje się, że jeśli chodzi o te dostępne cenowo, to jest ich o 2 miliony za mało.
W Habitacie zawsze staramy się patrzeć na to, jak na cały proces, który doprowadza do zamieszkania w godnych warunkach (a potem trzeba lokal utrzymać). W nich mieszka w Polsce nie tak znowu dużo ludzi, bo warunki aż 40% z nich kwalifikują się jako przeludnienie. Jesteśmy pod tym względem na trzecim miejscu od końca w Europie. Z liczbą 386 lokali / 1000 mieszkańców do średniej UE brakuje nam ok. 100 mieszkań na 1000 mieszkańców (źródło: Raport Stan Mieszkalnictwa w Polsce, Min. Rozwoju 2020, s.12.). Fizyczna obecność lokali wcale zresztą nie znaczy, że ktoś będzie w nich mieszkać. Są wszak fundusze, które inwestują w całe budynki, głównie pod drogi najem albo lokatę kapitału.
Szacuje się też, że około 70% gospodarstw domowych w Polsce nie ma zdolności do nabycia mieszkania lub wynajęcia go na rynku w taki sposób, by koszty nie pochłaniały więcej niż 30% zarobków. Pogłębia się ubóstwo mieszkaniowe, które jest wtedy, gdy na utrzymanie lokalu przeznacza się ponad 50% dochodów.
Rosną ceny energii, wody, remontów, etc. Jakby tego było mało, trudno byłoby powiedzieć, że mamy w Polsce systemową politykę mieszkaniową, sprawy te są rozłożone na trzy ministerstwa, bo dodatki mieszkaniowe znajdują się w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej, kwestie infrastruktury – w Ministerstwie Rozwoju (w randze departamentu), a energia – w Ministerstwie Klimatu. Samorządy zostały w dużym stopniu zostawione same sobie z realizacją konstytucyjnie nadanego im zadania, co nie znaczy, że nie ma narzędzi. W Banku Gospodarstwa Krajowego jest fundusz na budowę lokali socjalnych, komunalnych, mieszkań chronionych, od niedawna są także fundusze na remonty pustostanów. Są gminy, które z tego korzystają. Do niedawna Warszawa budowała 20% nowych lokali komunalnych przy pomocy dwóch Towarzystw Budownictwa Społecznego. Ostatnio – mniej, a potrzeby nie maleją.
Z czego wynika ten brak polityki mieszkaniowej? Niby było Mieszkanie+, ale to klapa. Pojawiły się nieśmiałe propozycje podatku katastralnego, ale i to pewnie zostanie rozwodnione, jeśli w ogóle nie zarzucone. Zewsząd też słychać, że mamy wolny rynek i tak być musi…
Właśnie dlatego, że zostawiono tę kwestię wolnemu rynkowi, w Polsce panuje powszechne przekonanie, że to, jak mieszkamy jest prywatną sprawą każdej osoby. To nie jest prawda.
W artykule 75 Konstytucji RP jest napisane, iż „władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania”. Nie ma wątpliwości, że takie różnorodne narzędzia powinny być systemowo wprowadzane. Tymczasem mamy doraźnie konstruowane programy, zwykle krótkotrwałe, które obsługują punktowo bardzo konkretne grupy potrzebujących. Do tego za chwilę znów czeka nas zwrot, bo po wspieraniu dostępnego cenowo najmu (Mieszkanie+), Nowy Polski Ład zakłada wspieranie nabywania lokali na własność. To też konsekwencja tego, że jako społeczeństwo jesteśmy przekonani, iż to ona jest jedynym bezpiecznym sposobem zamieszkiwania. A przecież na przestrzeni życia gospodarstwo domowe ma bardzo różne potrzeby mieszkaniowe i trzeba w bardzo zrównoważony sposób rozwijać opcje – dostępny najem, mieszkania treningowe dla osób potrzebujących usamodzielnienia, mieszkanie ze wsparciem, najem komunalny, społeczny, spółdzielnie, Społeczne Agencje Najmu, które niedawno weszły do polskiego prawa, poprzez najem rynkowy – on też może być, gdy trzeba, z dopłatą – i w końcu własność. Kiedy popatrzymy na strukturę zasobu mieszkaniowego, to w nowych krajach członkowskich UE jest on głównie sprywatyzowany, oparty na własności. Polska i tak ma wśród nich największy rynek najmu, który wynosi… niecałe 6%. W państwach za naszą zachodnią granicą to jest 40%, w Szwajcarii, która jest na drugim końcu skali to nawet 65%. Podejście do najmu jest tam zupełnie inne, to jedna z opcji, która umożliwia mobilność, lepsze dopasowanie do aktualnych potrzeb osoby czy rodziny, etc. Nie ma zakorzenionego w mentalności przekonania, że jak ktoś nie mieszka u siebie, to znaczy, że jest nieudacznikiem.
Myślę, że ten stereotyp trzeba koniecznie przełamywać, bo przy rosnących cenach mieszkań – w największych miastach od zeszłego roku jest skok o 10% – pokolenie wchodzące obecnie w dorosłość będzie mieć o wiele trudniejszą decyzję chociażby na temat tego, ile dzieci chce mieć.
Warto pamiętać, że nawet kredyty z poręczonym wkładem własnym wymagają zdolności kredytowej, a tej większość młodych ludzi po prostu nie ma.
Czyli abdykacja państwa zajmowania się tą kwestią wynika z tego, że po 89 roku przestawiliśmy wajchę w drugą stronę i dlatego dochodzimy do absurdów, że tyle osób twierdzi, iż wszystko, co robi wolny rynek jest świetne, chociaż to nieprawda. A jednocześnie panuje przekonanie, że wszystko, co w komunizmie, to złe, mimo że przykładowo o wiele lepiej radzono sobie z planowaniem osiedli, które mają zieleń, szkoły, usługi.
– Oczywiście te lokale były zwykle za małe w stosunku do potrzeb i często rodzina z czwórką dzieci musiała mieszkać w dwóch-trzech pokojach na 50 metrach kwadratowych. No i na mieszkanie trzeba było czekać latami w kolejce. Ale tak, budownictwo w komunizmie też miało swój niewątpliwy priorytet. Większy problem polega na tym, że po przestawieniu tej wajchy mało kto interesował się, jak wygląda sytuacja (lub mało kto miał pomysł jak systemowo podejść do tego wyzwania).
W Habitat Poland robimy od 2013 roku regularne badania opinii publicznej i zawsze jednym z trzech najważniejszych problemów Polek i Polaków jest dostępność mieszkań.
Jak, jak pan wspominał, wiele programów, które – powtórzmy – zwykle nie były wsparte systemowo okazało się porażką, a liczba lokali z segmentu dostępnych cenowo dramatycznie się nie zwiększyła.
Nie zamierzam bronić komunizmu, ale czy z niechęci do niego bierze się też niechęć do mieszkań socjalnych czy komunalnych, bo ludziom kojarzy się to z nieudacznictwem?
– Tak, ale powodów jest więcej. Do 2018 roku gminy przyznając mieszkanie ze swojego zasobu zupełnie traciły kontrolę nad tym, czy osoba, która w nim mieszka po kilku latach nadal spełnia kryteria, czy nie jest ono podnajmowane. Samorządy nie mogły racjonalnie zarządzać zasobem wartym miliardy złotych, co niekiedy prowadziło do patologii. Do tego dochodzi bardzo zły stan budynków komunalnych, ponad 60% z nich zostało wybudowanych w latach 50.-60. i wcześniej, więc to w zasadzie zabytki, wymagające ogromnych nakładów remontowych i inwestycyjnych, trudno byłoby powiedzieć, że mieszka się w nich komfortowo. One są powoli remontowane, duże nadzieje wiążemy też z nowym programem UE „Fala renowacji”, który być może pozwoli na szybsze podniesienie standardu zasobu komunalnego. Bo obecnie wiele gmin chętnie się go pozbywa – albo już to zrobiło – za symboliczne 10% wartości. I przerzuciło na obywatelki i obywateli ciężar doprowadzenia ich do stanu używalności. A niestety zwłaszcza w przypadku małych wspólnot, remont dachu czy termomodernizacja to ogromny wysiłek finansowy.
To z tego wynika, że nikt nie zajmuje się pustostanami? Zawsze mnie to zastanawia, jak jeżdżę po Warszawie i widzę dużo opuszczonych budynków. Nie wiem, do kogo należą, kto nimi zarządza i czy nie można by czegoś z nimi zrobić?
– Obserwatorium Polityki Miejskiej Instytutu Rozwoju Miast i Regionów opublikowało w 2018 roku raport, szacujący, że samorządy mają w miastach 54 tysiące pustostanów mieszkaniowych. W tym roku, wspólnie z IRMiR podjęliśmy próbę bliższego oszacowania potencjału istniejących, a niewykorzystanych lokali i budynków, zwanych pustostanami. Zapytanie o liczbę pustostanów na terenie gmin wysłano do 13 tys. respondentów – w tym oczywiście samorządów, spółek skarbu państwa, organizacji społecznych, syndyków czy związków wyznaniowych i kościołów – by jeszcze lepiej to zbadać (wyniki można przeczytać tu: https://habitat.pl/files/HabitatPoland_IRMiR_Raport-Pustostany_wyniki_badania_2021.pdf). Problem jednak zaczyna się już przy ustaleniu, czym w ogóle jest pustostan. Bo może to być mieszkanie, które nie jest wynajmowane dłużej niż dwanaście miesięcy, a może to być budynek-ruina, którą nadzór budowlany wyłączył z użytkowania. Rozstrzał jest więc ogromny i nawet podmioty, które chciały wziąć udział w badaniu, miały z tym kłopot. Coraz więcej samorządów widzi jednak, że jest to też kłopot wizerunkowy. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy popatrzeć na wjazd w ulicę Mokotowską, w sercu stolicy, gdzie do niedawna mieliśmy siedzibę. Po jednej stronie są wyremontowane fasady kamienic, po drugiej ruiny (zachęcam też do zajrzenia na podwórka – tam czas się najczęściej zatrzymał…). A do tego znak informujący o spowolnieniu, co jest idealnym symbolem, bo wszystko w kwestiach mieszkalnictwa dzieje się bardzo wolno i napotyka na cały szereg przeszkód.
W Polsce w ogóle mamy dwie równoległe rzeczywistości. Na jednym osiedlu, ba, w jednym budynku niektórzy mają przyzwoicie urządzone mieszkania, a inni nie są w stanie zapłacić czynszu bez konieczności rezygnacji z jedzenia, czy leków.
To co zrobić, by te dwie rzeczywistości się spotkały, a przynajmniej do siebie zbliżyły? Jak uświadomić ludziom, że duża część z nich tak naprawdę jest trzy niespłacone raty kredytu jeśli nie od bezdomności, to od innych poważnych problemów?
– Czasami jesteśmy dużo bliżej niż te trzy raty, bo wystarczą dwa, a niekiedy jeden wypadek losowy, życiowy problem i katastrofa będzie już za rogiem. W Polsce w ogóle definicja bezdomności oznacza zasadniczo „bezdachowość”, tj. stałe przebywanie w przestrzeni publicznej albo w schronisku. Natomiast w Europie federacja organizacji przeciwdziałających bezdomności FEANTSA wskazuje, że odcieni tego problemu jest znacznie więcej, jednym z nich jest chociażby brak stabilnego tytułu do lokalu. Bo to niekiedy powoduje tułanie się od jednego najmu (niekoniecznie potwierdzonego umową) do drugiego lub kanapy u znajomych. Czyli bardzo prowizoryczne rozwiązania, które podcinają poczucie bezpieczeństwa na najbardziej podstawowym poziomie piramidy potrzeb Maslowa. Co zrobić by było lepiej? Różne instytucje, organizacje społeczne, a także dziennikarki i dziennikarze mają dużo do zrobienia, bo chodzi nie tylko o brak narzędzi, ale i podnoszenie świadomości społecznej, jak ważne jest mieszkanie i jak dalekosiężne są skutki zaniechania prowadzenia spójnej, konsekwentnej i wieloletniej polityki mieszkaniowej.
Mowa na przykład o obniżonym potencjale edukacyjnym, bo kiedy dzieci nie będą miały warunków do nauki, to będą się gorzej uczyć i mieć mniejsze szanse. A jak będą wstydzić się zaprosić znajomych do domu, to zagrożony jest rozwój prawidłowych relacji społecznych. Gdy rodzina będzie mieszkać z trójką dzieci w jednym pokoju, to pojawią się konsekwencje w zdrowiu psychicznym, relacjach małżeńskich, etc.
Skutków zaniechań w dostępie do właściwych do potrzeb warunków mieszkaniowych nie widać w jednym kawałku budżetu gminy, powiatu czy państwa, dlatego trudno to uchwycić. Policzenie tego wszystkiego – a przecież można doliczyć wszystko, co związane z traceniem czasu na dojazdy do szkoły lub pracy – to ogromne wyzwanie, ale możliwe i warto byłoby, żeby ktoś to zrobił.
Rozumiem, że do tej pory się to nie wydarzyło. A czy ktoś miał po 89 roku jakikolwiek sensowny pomysł, co zrobić w kwestii mieszkalnictwa?
– Mieliśmy przez jakiś czas Ministerstwo Budownictwa, potem niestety zlikwidowane. Przede wszystkim jednak był program Banku Gospodarstwa Krajowego – Krajowy Fundusz Mieszkaniowy. On wspierał głównie gminne spółki, które lokalnie budowały zasób mieszkaniowy w ramach TBS oraz spółek gminnych i spółdzielni. I w momencie, gdy był już w zasadzie samowystarczalny, wyciągnięto z niego wszystkie środki i tym samym rozmontowano. Obecnie od kilku lat znowu trwa jego reaktywacja pod nazwą „Program wspierania społecznego budownictwa czynszowego”. Na przestrzeni ostatnich dekad było też kilka bardzo dobrych pomysłów usprawnienia mieszkalnictwa, w tym seria konferencji spalskich (2008-09), świetna diagnoza z 2010 roku dla ówczesnego Ministerstwa Infrastruktury z rekomendacją stworzenia spójnej polityki mieszkaniowej, a nawet projektem ustawy „o polityce mieszkaniowej państwa”. Jednak dokumenty te czekają nadal w szufladach.
Obecnie cokolwiek się dzieje w tym temacie?
– Jest wprowadzanych coraz więcej pakietów ustaw okołomieszkaniowych. Chociażby wspomniana już weryfikacja raz na parę lat dochodów w najmie komunalnym, by samorządy miały jakikolwiek wpływ na to, czy osoby, które z niego korzystają nadal spełniają kryteria. Z wbudowanym mechanizmem, że można w lokalu zostać dłużej, ale z jednoczesną proporcjonalną podwyżką czynszu. Coraz więcej miast ma też swoje strategie mieszkaniowe, które w międzyczasie stały się obowiązkowe. Oczywiście inna sprawa to, czy je realizują. W czasie zorganizowanego przez naszą organizację ósmego już Forum Mieszkaniowego (w formule online) można było posłuchać aktywnych samorządowców (z Pleszewa, Gdyni, Stargardu czy Szczecina), którzy budują nowy zasób, tworzą mieszkania ze wsparciem oraz prowadzą aktywną politykę mieszkaniową uwzględniającą różne potrzeby mieszkańców. Do tego trwa aktualizacja Krajowej Polityki Miejskiej. Dzieje się więc sporo dobrego, ale przed nami jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Mam nadzieję, że impulsem do tego będą także zbliżające się tak duże wydarzenia jak 11 Światowe Forum Miejskie ONZ, które w czerwcu 2022 odbędzie się w Katowicach.
Mimo wszystko ma Pani nadzieję, że uda się poprawić sytuację.
Tak, jestem przekonana, że warto walczyć, by pokazywać, że to jak mieszkamy wyznacza prawdziwy poziom postępu i poprawy sytuacji Polek i Polaków.
Warto podnosić ekonomiczne argumenty za tym, że budownictwo to jedna ze strategicznych gałęzi, do tego taka, która mimo pandemii miała się świetnie, w związku z czym budowanie, remontowanie i podnoszenie efektywności energetycznej budynków może być kołem zamachowym do wyjścia z kryzysu ekonomicznego. Ba, może się przydać nawet przy czekających nas przekształceniach gospodarczych w związku z ochroną klimatu, bo osoby pracujące w górnictwie mają sporo kwalifikacji potrzebnych w budownictwie. Razem z nowymi programami i jednoczesnym zwróceniem przez Komisję Europejską uwagi na pogłębiający się kryzys mieszkaniowy oraz rosnące koszy utrzymania (Program New European Bauhaus) jest szansa, że wszystko pójdzie do przodu.
A jak się nie uda?
– To będziemy mieć jeszcze większe problemy demograficzne, starzejące się społeczeństwo na trzecim i czwartym piętrze bez windy, obniżony potencjał rozwoju gospodarczego. Sami podetniemy gałąź, na której siedzimy.
Magdalena Ruszkowska-Cieślak – Prezeska Zarządu Fundacji Habitat for Humanity Poland. W Habitat Poland od 10 lat odpowiedzialna za rozwój programów i wdrażanie innowacyjnych rozwiązań zapewniających godne warunki do mieszkania dla osób i rodzin w potrzebie mieszkaniowej. Od 5 lat liderka organizacji. Ekspertka w planowaniu i zarządzaniu projektami społecznymi z dziedziny integracji i ochrony praw grup zagrożonych wykluczeniem społecznym. Pasjonuje się skalowalnymi innowacjami społecznymi, które pomagają zmieniać świat na lepsze. Członkini Komisji Ekspertów ds. Przeciwdziałania Bezdomności przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. Członkini Rady Wykonawczej Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu (EAPN).
W listopadzie i grudniu zapraszamy w Portalu Organizacji Pozarządowych ngo.pl do debaty "Mieszkanie prawem, nie towarem". Jesteśmy ciekawi zdania pracowników i pracowniczek organizacji społecznych, a także działaczy, aktywistek, publicystek i dziennikarzy na temat polityki mieszkaniowej - przyczyn jej braku oraz możliwych rozwiązań. Chcemy oddać głos praktykom i praktyczkom, by spojrzeli także na problem mieszkalnictwa z różnych perspektyw - osób w kryzysie bezdomności oraz oczekujących na lokale wspomagane. Chcemy aby w przestrzeni portalu wybrzmiał artykuł 75 Konstytucji RP: "Władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania”.
Czekamy na wasze komentarze.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.