Osoby w kryzysie bezdomności mają prawo, by zjeść w godnych i przyjemnych warunkach. By chodzić w czystych ubraniach. Ale też mieć swoją bezpieczną przestrzeń. Takie podejście prezentuje Armia Zbawienia. O działaniach jej islandzkiego oddziału, opowiada pastor i oficer korpusu – Ingvi Kristinn Skjaldarsson.
Mateusz Różański: – Przyznam, że macie naprawdę imponującą siedzibę, w której cały czas coś się dzieje. Kim są osoby, które wspieracie?
Ingvi Kristinn Skjaldarsson: – Ogromną grupą, którą wspieramy już od bardzo wielu lat, są uchodźcy i azylanci, przybywający na Islandię z całego świata. Kolejną grupą są osoby w kryzysie bezdomności, żyjące na ulicy, osoby zmagające się z uzależnieniami. Jednak przychodzą do nas także ludzie, którzy nie są ani uzależnieni, mają dach nad głową, ale nie potrafią sobie poradzić z codziennymi problemami, mają niskie dochody i potrzebują wsparcia od nas i od innych instytucji.
Po drodze widziałem pralkę. Czy może przyjść do Was z niej skorzystać ktoś, kto nie ma jak uprać swoich ubrań?
– Tak, to właśnie jedno z naszych działań. Zdawałoby się prosta rzecz, o której tak na co dzień nie myślimy, ale przecież potrzebujemy czystych ubrań. To ważny element tego, jak postrzegamy siebie i jak postrzegają nas inni. Dlatego potrzebujemy korzystać z pralki, tak jak korzystamy z prysznica. Oferujemy także taką pomoc, zarówno osobom w kryzysie bezdomności, jak i tym, które na przykład mają w domu zepsutą pralkę.
To postrzeganie jest bardzo ważne. Gdy wszedłem do Waszej siedziby moje pierwsza myśl była taka, że w życiu nie skojarzyłbym jej z miejscem przeznaczonym dla osób w kryzysie bezdomności. Raczej, że jest to przyjemna i klimatyczna restauracja czy hotel.
– Tak, to nowy budynek.
Zależy nam na tym, by osoby, które tu przychodzą czuły, że są ważne. Dlaczego ci, którzy nie mają domów, mają dostawać gorsze rzeczy od innych?
One te mają prawo do tego, by czuć się mile widzianymi w miejscu, które ładnie wygląda i otrzymać obsługę na takim poziomie jak ludzie, którzy mieszkają w domach, a nie na ulicy. Dla nas ważne jest to, jak osoby doświadczające różnych form wykluczenia postrzegają siebie. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak źle postrzegają siebie osoby doświadczające kryzysu bezdomności, żyjące na ulicy. Dlatego chcemy pomagać im także w ten sposób.
Czyli zmieniając to, jak te osoby widzą same siebie, zmieniacie ich życie.
– Staramy się to robić na miarę naszych możliwości. To nie tylko element naszych działań projektowych. Takie myślenie jest jedną z podstaw naszych działał i przyświecało nam od początku, gdy budowaliśmy budynek, w którym teraz jesteśmy. Chcieliśmy, by było to miejsce, gdzie nikt nie będzie dyskryminowany z powodu wiary czy statusu społecznego.
Słyszałem, że Armia Zbawienia wspiera też osoby transpłciowe w kryzysie bezdomności.
– Tak, w Stanach Zjednoczonych są miejsca przeznaczone dla tej grupy.
Przyznam, że byłem tym zaskoczony, bo Armia Zbawienia kojarzyła mi się z religijnymi paniami w długich sukniach i kapeluszach, trzymającymi Biblie.
– Armia Zbawienia działa w ponad tysiącu krajów na całym świecie. Oczywiście w każdym kraju nasza działalność się różni, ale tu, na Islandii staramy się zmienić ten wizerunek. Ja dalej noszę mundur, bo to lubię, ale inni ludzie nie muszą tego robić. Jesteśmy kościołem i nasza wiara pomaga nam w codziennej pracy, ale mówiąc kolokwialnie, nie chcemy nikogo bić Biblią po głowie.
Na korytarzu mijaliśmy ludzi z wielu krajów: Wenezueli, Iraku, Afganistanu i innych. Jaką pomoc one otrzymują od Armii Zbawienia?
– Przede wszystkim mogą one do nas tak jak wszyscy, przyjść i zjeść darmowy posiłek. Mogę usiąść przy stoliku, do którego podejdzie kelner i zapyta, na co mają ochotę, czy wolą posiłek z mięsem, czy wegetariański. Raz na miesiąc ludzie korzystający z naszej pomocy mogą też do nas przyjść i dostać specjalne talony, które mogą wymienić na ubrania, ale też na inne potrzebne w codziennym życiu produkty, na przykład naczynia czy sztućce w naszym dużym secondhandzie. I to znowu nie jest tak, że osoby potrzebujące dostają torbę wypełnioną ubraniami czy naczyniami, ale same wybierają te, które są im potrzebne. Robią zakupy jak wszyscy inni.
To kwestia godności, a ta jest ważna dla nas wszystkich.
To trochę inne oblicze charytatywności. Biegunowo odległe od dziewiętnastowiecznych wzorców i dawania ubogim słoików z resztkami.
– Tu muszę podkreślić, że w naszym secondhandzie zakupy może zrobić każdy i płaci się w nim również pieniędzmi. Tak samo w naszej siedzibie również można po prostu kupić sobie jedzenie. Dzięki temu pozyskujemy fundusze na zakup jedzenia dla potrzebujących. Czasami ludzie celowo płacą więcej, bo wiedzą, że te pieniądze służą naszej działalności wspieraniu ludzi, którzy przychodzą do nas na jedzenie.
Pewno macie sporo gości.
– Tak i jest ich coraz więcej. Bywają dni, że wydajemy posiłki dla 3 tysięcy osób.
Czy wzrasta też liczba klientów, którzy płacą za jedzenie?
– Tak. W dużej mierze są to ludzie, którzy pracują w sąsiedztwie i jedzą razem ze wszystkimi. Lubią nasze posiłki i mówią, że jest dobre „jak u mamy”. Mamy wykwalifikowanych kucharzy i kelnerów.
Czy zatrudniacie też osoby z grup narażonych na wykluczenie?
– Tak, mamy tu takich ludzi, których zatrudniamy już od dłuższego czasu m.in. w naszych sklepach. Są tam choćby osoby z Rumunii, Wenezueli, Polski, Salwadoru, Afganistanu czy z Iraku. Nasi pracownicy tworzą różnorodną wspólnotę.
Skupmy się teraz na kwestii bezdomności i wychodzenia z niej. W Polsce coraz częściej pojawia się postulat „Najpierw mieszkanie”. Jakie jest Wasze podejście?
– Nie mamy środków finansowych, by realizować projekty mieszkaniowe. Wspieramy osoby w kryzysie bezdomności tak, jak to wcześniej opisałem. Dodatkowo przekazujemy osobom w kryzysie bezdomności talony żywnościowe. Kiedyś wydawaliśmy też więcej talonów na żywność, ale odchodzimy od tego rozwiązania. Mamy też grupę wspierającą osoby w kryzysie bezdomności, którą prowadzą władze miejskie Rejkiawiku, a która działa u nas. A to dlatego, że osobom w kryzysie łatwiej zgłosić się do mnie.
A to z kolei dlatego, że działamy z poziomu ulicy i po prostu można do nas przyjść.
Osoby w kryzysie bezdomności mogą skorzystać też u nas z prysznica i pralki, odświeżyć się. Miejsce, gdzie teraz siedzimy, na co dzień jest przeznaczone dla osób w kryzysie bezdomności.
Mogą tu przyjść i…
– …napić się kawy, poczytać książkę, albo po prostu posiedzieć. Większość z nich jest zmęczona życiem na ulicy i potrzebują chwili dla siebie, odpoczynku.
Żeby posiedzieć na wygodnym fotelu?
– Albo położyć się i przespać. Wczoraj był na przykład u nas facet, który po prostu położył się na sofie i spał na niej jak na łóżku.
W Polsce jesteśmy na początku procesu, który nazywa się deinstytucjonalizacją. Co mając na uwadze doświadczenia islandzkie, poradziłby pan nam w kontekście świadczenia usług osobom w kryzysie bezdomności?
– Przede wszystkim trzeba tych ludzi poznać. Nam, którzy mamy dach nad głową, trudno pojąć realia, w jakich żyją osoby w kryzysie bezdomności.
Dopiero gdy się to zrobi, można przekonać się, że są to ludzie dokładnie tacy sami, jak my, którzy wpadli w kłopoty, w które może w każdej chwili wpaść każdy z nas.
Moim zdaniem, jeśli chce się komuś pomagać, najpierw trzeba dobrze zrozumieć problemy, z którymi te osoby się zmagają.
Chodzi o taką zmianę perspektywy. Tymczasem zdarza się słyszeć frazy w stylu „rozwiązać problem bezdomnych”.
– To nie jest tak, że, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozwiążemy problem bezdomności. Bo mówimy tu o bardzo licznych pomniejszych problemach. Użyłeś sformułowania „po pierwsze mieszkanie”. Jeśli chcemy pracować z osobami w kryzysie bezdomności, musimy najpierw mieć bezpieczne miejsce, by móc to robić. Wszystko zaczyna się od bezpiecznej przestrzeni i dania szansy tym osobom na poprawę swojego losu.
W Polsce często spotykam się z argumentem, że niektórzy po prostu wybierają bezdomność i jest ona niejako stylem życia. Przyznam, że ten argument mnie bardzo drażni.
– Mnie też. Jest kilka powodów, które sprawiają, że ludzie wpadają w kryzys bezdomności. Są to choćby nałogi i inne problemy zdrowia psychicznego. O raku nie mówimy, że jest wyborem czy stylem życia, tylko szukamy najlepszych sposobów leczenia. Tak samo powinno być w wypadku problemów zdrowia psychicznego. Jeśli ktoś jest na przykład osobą zmagającą się z uzależnieniem i dodatkowo z chorobą psychiczna, to trudno mu funkcjonować w społeczeństwie. Taka osoba potrzebuje po prostu profesjonalnej pomocy, tak samo, jak osoba chora na „zwykłą” chorobę.
To nie jest jej wybrany styl życia, ale realne problemy, z którymi się zmaga.
Człowiek, który noc spędził w ciepłym łóżku i zjadł pożywne śniadanie, nie zrozumie osoby szukającej schronienia w opuszczonym budynku, a osoba bez problemów zdrowia psychicznego, kogoś, kto zmaga się z demonami, o których nawet nie mamy pojęcia.
– Oczywiście nie możemy w pełni poczuć, jak to jest być w sytuacji osoby w kryzysie bezdomności, ale możemy starać się zrozumieć jej perspektywę. Wiele problemów wynika właśnie z tego, jak społeczeństwo postrzega osoby w różnych kryzysach: bezdomności i zdrowia psychicznego. Tymczasem oba te problemy często występują ze razem ze sobą.
Na zakończenie zapytam o kwestię wypalenia zawodowego u osób w zawodach wspierających. Pracownicy na przykład organizacji pozarządowych często mierzą się po prostu z licznymi ludzkimi tragediami. To wpływa na ich stan psychiczny. Czy macie jakiś patent na wspieranie wspierających?
– My, pastorzy pracujący w Armii Zbawienia raz w miesiącu przechodzimy terapię pod okiem doświadczonego psychoterapeuty. Jest to potrzebne, bo codziennie ze swoimi problemami przychodzą do nas choćby osoby, które straciły swoich bliskich. Musimy dbać o równowagę między życiem prywatnym a pracą. Czasem zdarza się na przykład, że osoby uzależnione dzwonią do mnie późno w nocy. Czasem daje sobie prawo do tego, by takiego telefonu nie odebrać. Czasem też to robię, ale wtedy muszę liczyć się z uwagami ze strony mojej żony (śmiech).
Wasza organizacja nazywa się Armia Zbawienia, ale żaden człowiek nie jest w stanie w pojedynkę zbawić świat.
– Gdy będziesz wracał do domu samolotem, usłyszysz instrukcję, by w razie wypadku najpierw samemu założy sobie maskę tlenową. To samo dotyczy pracowników i liderów organizacji takich jak nasza.
Dlatego warto rozmawiać między sobą o swoich problemach i tych, z którymi przychodzą do nas ludzie.
Wydaje się to drobnostką, ale czasem drobna sprawa, to, że na przykład ktoś powiedział coś, co nas zraniło, może być przyczyną poważnych problemów w przyszłości. Dlatego warto takie sprawy po prostu przegadać.
Armia Zbawienia to międzynarodowa organizacja charytatywna i zarazem kościół protestancki. Jej główną misją jest wspieranie osób doświadczających ubóstwa i różnych form wykluczenia społecznego, m.in. kryzysu bezdomności.
Wywiad z oficerem islandzkiego oddziału Armii Zbawienia został przeprowadzony podczas wizyty studyjnej w Reykiawiku, zorganizowanej przez Wspólnotę Roboczą Związków Organizacji Socjalnych „Wrzos” w ramach dotacji Programu Aktywni Obywatele - Fundusz Krajowy.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.