Dobroczynność jest dobra. Ale są sytuacje, gdy fakt, że jest potrzebna, dowodzi ogromu patologii. Nie z każdego też dobroczyńcy należy robić bohatera.
Dobroczynność jest dobra. Pandemia koronawirusa wyzwoliła w ludziach niemałe pokłady solidarności. Wspierają się nawzajem, angażują się – kto ma taką możliwość – w wolontariat, przekazują – kto ma z czego – datki. Na ile będzie to trwałe (a czekają nas długie miesiące, gdy będzie potrzebne), zobaczymy. Już teraz warto jednak docenić tę społeczną mobilizację.
Aczkolwiek z tego, jak bardzo owa dobroczynność w dobie plagi jest potrzebna, warto także wyciągać wnioski na przyszłość.
Dobroczynność nie zastąpi państwa
Dobroczynność jest dobra. Nie jest jednak normalną sytuacja, gdy szpitale muszą organizować zbiórki pieniędzy na podstawowe środki higieniczne i ochrony. To patologia państwa z kartonu i zszywek, które jedną ze swoich najważniejszych powinności – jaką jest zapewnienie ochrony zdrowia – traktuje od dekad mało poważnie.
Jeśli od obywatelskiej mobilizacji zależy, czy polscy pracownicy i pracownice ochrony zdrowia będą mogli dalej walczyć z pandemią, czy też zaraz sami trafią na szpitalne łóżka (lub – nazywajmy zagrożenia po imieniu – zaczną umierać), to przestańmy udawać, że nasze państwo działa.
Na Boga, nie mówimy o dokupywaniu kolejnych respiratorów. Owszem, ich także jest za mało, ale w sytuacji tak ekstraordynaryjnej prawdopodobnie zabrakłoby ich, nawet gdyby było ich o wiele więcej (przykład włoski dobitnie to pokazuje). Mówimy o – pardon my French – pieprzonych maseczkach!
Dobrze, że ludzie je kupują. Dobrze, że ludzie się na nie zrzucają. Dobrze, że będzie ich więcej, choćby kupionych z prywatnych środków. Ale zdajmy sobie sprawę, o czym mówimy.
Dobroczynność jest dobra. Ale nie zastąpi państwa. To moment, by sobie to ostatecznie i z całą mocą uświadomić. Nasze zrzutki powinny uzupełniać działania państwa. Ale nie powinniśmy się godzić na sytuację, gdy musimy je wyręczać z wypełniania najbardziej podstawowych obowiązków, do jakich należy zapewnienie odpowiedniej ochrony bohaterom i bohaterkom na pierwszej linii frontu. Czy czulibyście się bezpiecznie w kraju, w którym potrzebne byłyby oddolne zrzutki na naboje dla policji?
To jest właśnie odpowiedni moment, jak napisał mój znajomy w mediach społecznościowych (post był niepubliczny, nie cytuję go pod nazwiskiem), „kiedy jako społeczeństwo powinniśmy zażądać podwyżki wynagrodzeń lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych o 100%. Nie politycy, nie lekarze, żeby nikt nie oskarżył ich o szantaż, ale obywatele – przedstawiciele starzejącego się społeczeństwa”. Dotyczy to także radykalnego wzrostu nakładów na ochronę zdrowia w ogóle.
(Gdyby ktoś chciał to „ujawniać”: tak, moja żona jest pielęgniarką. Podwyższenie jej pensji jest w moim osobistym interesie. Ale śmiem twierdzić, że jest też po prostu w interesie ogólnym).
Nie fetujmy kombinujących na podatkach
Dobroczynność jest dobra. Ale nie zastąpi nie tylko państwa, ale też normalnego systemu podatkowego.
W Polsce w praktyce działa system absurdalny, w którym ci, którzy zarabiają więcej, dokładają się proporcjonalnie mniej do wspólnej puli od tych, którzy zarabiają mniej.
Optymalizacja podatkowa kwitnie. Bogaci ludzie i wielkie firmy szukają sposobów na to, by płacić jak najmniej i to niekoniecznie w Polsce. Ponadto, niektóre z nich prowadzą działalność zwyczajnie w wielu miejscach szkodliwą.
Jasne, że lepiej, że Leo Messi przekazał 1 milion euro na walkę z koronawirusem, niż gdyby tego nie zrobił. Każde pieniądze się obecnie przydadzą. Ale tworzenie z tej okazji dziękczynnych i pochwalnych nagłówków jest niepoważne. Według medialnych doniesień zarabia on – wyłącznie na mocy kontraktu z klubem, z pominięciem ogromnych wpływów z reklam i od sponsorów! – ponad 100 milionów euro rocznie. Ów milion to więc z grubsza rzecz biorąc połowa jego tygodniówki.
Co więcej, Messi został kilka lat temu skazany prawomocnym wyrokiem sądu za oszustwa podatkowe. Wykonał wyrok i oddał pieniądze, które – nie bójmy się tych słów – ukradł społeczeństwu. Ale robienie z niego bohatera walki o dobro wspólne jest co najmniej niepoważne.
Jasne, że lepiej, że Dominika Kulczyk kolejny raz dorzuca się do realizacji szczytnych celów. Jej miliony się przydadzą także dziś – w tym wypadku naprawdę pecunia non olet. Wciąż jednak czekam na to, by ktoś porządnie odpowiedział na zarzuty, które są od lat stawiane Kulczyk Investments SA – choćby w kwestii działania tej firmy w Nigerii. Albo tego, dlaczego prowadzona przez nią fundacja uznaje wydanie książki samej Kulczyk za działalność filantropijną. Zresztą, także znacząca część firm Kulczyków jest porejestrowana w rajach podatkowych. Pieniądze, które mogłyby trafić do polskiego budżetu tylko i wyłącznie ze względu na sprzedaż akcji spółki SabMiller (również z rodzinnego majątku), opiewają według branżowych doniesień na 760 milionów złotych. Dziś Dominika Kulczyk przekazuje na walkę z koronawirusem 38 razy mniej.
Fetowanie bogatych, z których duża część kombinuje, jak może, by zapłacić jak najmniejsze podatki, za to, że wedle własnego widzimisię dorzucają się w sytuacjach kryzysowych do wspólnego garnka, nie świadczy zbyt dobrze o współczesnych mediach.
Sytuacja, w której gwiazda światowej piłki zarabia 2 miliony euro tygodniowo (plus wpływy z reklam!), a nie starcza nam na porządne wynagrodzenia dla osób ratujących nasze życie, nie świadczy najlepiej o systemie i społeczeństwie, które stworzyliśmy. Przestańmy wierzyć, że nie ma dla tego systemu alternatywy. Dziś jest ona coraz pilniej potrzebna.
Ach, dobroczynność jest dobra, ale Jeff Bezos przesadził bardziej niż ktokolwiek inny. Oto prowadzony przez najbogatszego człowieka na świecie Amazon powołał fundusz, który ma wspierać pracowników i pracownice firmy, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji ze względu na koronawirusa. Ten sam Amazon, który według danych Institute on Taxation and Economic Policy w 2018 roku nie zapłacił ani centa podatku federalnego do budżetu Stanów Zjednoczonych. Człowiek o wielomiliardowym majątku organizuje zrzutkę (sam dorzucając do niej stosunkowo – jak na swoje możliwości – niewiele) na wspieranie swoich pracowników, choć nie brakuje doniesień i dziennikarskich śledztw, które pokazują, że w prowadzonych przez jego firmę zakładach prawa pracownicze są traktowane nieprzesadnie poważnie.
Make world great again!
Jeśli możemy, dorzućmy się mimo wszystko do walki z koronawirusem i jego skutkami. Wesprzyjmy nasz personel medyczny, którego dzielność przekracza wszystkie granice. Spróbujmy oddolnie zadbać o ich bezpieczeństwo, skoro nie umieliśmy tego dotąd wymusić na władzach.
Jeśli możemy, pamiętajmy również o tych wszystkich inicjatywach, które teraz znajdują się w bardzo trudnej sytuacji, a wciąż są i będą nam niezbędne. O organizacjach wspierających ofiary przemocy domowej. Osoby w kryzysie bezdomności. Uchodźców i uchodźczynie. Walczących o ekologię i ze zmianą klimatu. O placówkach kulturalnych. I tak dalej. Wszystkie te organizacje potrzebują także dziś naszego wsparcia. Niektóre jeszcze bardziej niż zwykle.
Ale pamiętajmy, że dobroczynność – choć jest dobra – nie wystarczy. Przed nami wielkie wyzwanie: jak świat przeorany przez pandemię uczynić po niej sprawiedliwszym i piękniejszym.
Ignacy Dudkiewicz – redaktor naczelny Magazynu „Kontakt”, stały współpracownik portalu NGO.pl, działacz społeczny.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.