A gdybyśmy zostali w domu… na dłużej? O zbawiennych skutkach pracy zdalnej [Felieton Mencwela]
To właśnie nadmierne emisje dwutlenku węgla sprawiają, że klimat się ociepla, a w naszych rzekach zaczyna brakować wody. Nie bądźmy jak straszni mieszczanie z wiersza Tuwima, którzy „wszystko widzą oddzielnie“. Tak, to, że przyzwyczailiśmy się do ciągłego jeżdżenia, wpływa destrukcyjnie na nasz świat. Może więc byłby lepszym miejscem, gdybyśmy ograniczyli zbędne podróże?
Nie martwcie się, to nie będzie kolejny tekst o tym, że izolacja domowa nauczyła nas "jak zwolnić i żyć bardziej świadomie". Wielu z nas ma pewnie dość zamknięcia w domach i marzy o powrocie na swoje stanowisko pracy. I jest to w pełni zrozumiałe. Długotrwały okres pracy zdalnej (dla tych, którzy w czasie pandemii utrzymali pracę) jest trudny, mniej produktywny, generuje liczne niedogodności. A jednak, funkcjonowanie wielu przedsiębiorstw, organizacji, a nawet urzędów okazało się możliwe w takich warunkach. Nasze biura świeciły pustkami, a świat się nie zawalił – czy to nie jest jednak pozytywne zaskoczenie?
Dla mnie wniosek jest jasny: kończący się powoli okres pełnej izolacji (co nie oznacza końca pandemii) ukazał, jak bardzo realia naszej pracy były związane z potrzebą ciągłego przemieszczania się. Ze wszystkimi jej niedogodnościami i problemami, jakie generuje.
Tęsknicie za korkami, smogiem i hałasem?
Spójrzmy na tę "normalność", do której teraz tęsknimy. Codzienne korki, smog, hałas związany z ruchem ulicznym w naszych miastach i miasteczkach. Liczne wypadki drogowe, w których giną tysiące naszych współobywateli rocznie. Godziny spędzone na dojazdach, podróże służbowe, w trakcie których jesteśmy rozłączeni z naszymi bliskimi. Konieczność stania w kolejkach, by załatwić sprawę w urzędzie. Czy nie zyskalibyśmy wszyscy, gdyby w czasach "nowej normalności" tego wszystkiego było mniej? Czy do naszej codziennej pracy nie powinniśmy włączyć refleksji nad tym, ile zbędnego transportu wiąże się z każdą z czynności i czy na pewno nie da się spotkania, szkolenia czy zebrania odbyć zdalnie?
Jeśli troska o czystsze powietrze, mniejszy hałas czy po prostu o zaoszczędzenie czasu to zbyt słabe argumenty, to spójrzmy na kwestie bardziej zasadnicze. Prawie 30% całkowitej emisji CO2 w UE pochodzi z sektora transportu. Z tego 72% z transportu drogowego. To właśnie nadmierne emisje dwutlenku węgla sprawiają, że klimat się ociepla, a w naszych rzekach zaczyna brakować wody.
Nie bądźmy jak straszni mieszczanie z wiersza Tuwima, którzy "wszystko widzą oddzielnie".
Tak: to, że przyzwyczailiśmy się do ciągłego jeżdżenia, wpływa destrukcyjnie na nasz świat. I właśnie przekonaliśmy się, że świat może bez tego funkcjonować. Może więc byłby lepszym miejscem, gdybyśmy ograniczyli zbędne podróże?
Mam tu na myśli nie tylko podróże między miastami czy zagraniczne, ale też po prostu codzienne dojazdy do pracy. W zbyt wielu miejscach trzymamy się schematu, że "praca" oznacza pracę przy biurku w godzinach 9-16. Jasne, potrzebujemy biura, miejsca spotkań, ale czy naprawdę musimy się w nim codziennie meldować w pełnym składzie? Czy nie służy to czasami utrzymaniu sztywnych pionowych hierarchii, że ci co są wyżej "mogą sobie pozwolić na więcej?", bo częściej nie ma ich w biurze? Jeżeli organizacja czy firma nie może funkcjonować, gdy pracownicy nie będą pracować od 9 do 17, to czy to nie oznacza, że szef czy kierownik też powinien być na miejscu w tych godzinach?
A może po prostu na wielu stanowiskach można być w dowolnym miejscu, z którego można wykonać swoje zadania i zwyczajnie dotrzymać terminów. Ktoś powie: jeśli ludzie się nie widzą, nie spędzają z sobą czasu, to trudniej im być zespołem. Ale przecież nie muszą się widzieć codziennie w stałych godzinach. A może nawet lepiej, by się codziennie nie widzieli?
Rozważmy, czy w czasach "nowej normalności" praca zdalna nie powinna stać się, tam gdzie to możliwe, prawem pracownika – jeśli nie na co dzień, to może chociaż 2-3 dni w tygodniu.
To już będzie miało duży wpływ na ograniczenie zbędnej liczby podróży, a efekty pracy naszej organizacji wcale nie będą gorsze.
I komu by to przeszkadzało?
W pandemii przekonaliśmy się też, jak ogromnym i aktualnym wyzwaniem jest cyfryzacja urzędów.
Administracja to ten sektor, w którego przypadku nie ma obiektywnych powodów, dla których pewnych rzeczy nie można załatwić zdalnie, a jednak to nadal nie jest standardem.
A powinno nim być, bo zbędne wizyty w urzędzie, często oddalonym od naszego miejsca zamieszkania czy pracy, to kolejny przyczynek do nadmiernych emisji CO2, smogu, hałasu i wszystkich problemów świata będącego w ciągłym ruchu. Oczywiście, jeśli nagle masowo zaczniemy zostawać w biurach albo scyfryzujemy urzędy, to istnieje obawa, że wiele stanowisk stanie się zbędnych. Być może tak będzie, ale nie znaczy to, że ludzie wylądują na bruku, bo pojawią się nowe zadania związane z obsługą zdalnie załatwianych spraw.
Spójrzmy na to wszystko wreszcie od strony naszej jakości życia. Według danych OECD jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych społeczeństw… na świecie.
Mało się o tym mówi, ale to też jedna z przyczyn dość niskiej aktywności społecznej Polek i Polaków – zwyczajnie nie mają na nią czasu.
Czy gdybyśmy zaczęli oszczędzać choćby czas poświęcany na codzienne dojazdy do biur, nie wyszło by nam to wszystkim na dobre? Zamiast tkwić w korku, mielibyśmy więcej czasu dla rodziny albo na spacery do lasów i parków, które zaczęły się cieszyć dużą popularnością. Jak to mawiają: i komu by to przeszkadzało?
Jan Mencwel – aktywista, prezes Miasto Jest Nasze, publicysta.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.