Raport przygotowany dla Federacji Konsumentów oraz Fundacji Rozwoju Rynku Finansowego wskazuje, że wśród finansowych „ofiar” pandemii były osoby młode.
Banałem będzie stwierdzenie, że sytuacja pandemiczna nie uderzyła w nas w sposób równy. Niektórzy ucierpieli bardziej niż reszta. Jeszcze inni, na pandemii nawet zyskali. Zajrzyjmy więc Polakom na konta, żeby dowiedzieć się, czy Kowalscy mają oszczędności.
Polacy nie oszczędzają, bo są słabo wyedukowani?
Z opublikowanego w styczniu bieżącego roku badania przeprowadzonego na zlecenie Krajowego Rejestru Długów wynika, że aż jedna czwarta z nas nie dysponowała żadnymi oszczędnościami. Kolejne 11 proc. na czarną godzinę miało nie więcej niż tysiąc złotych. W sumie więc ponad jedna trzecia z badanych nie dysponowała oszczędnościami większymi niż 1000 zł.
Najliczniejszym przedziałem „oszczędnościowym” był ten, w którym mieściły się osoby posiadające od tysiąca do 4999 zł zaskórniaków. Takich drobnych ciułaczy było prawie 17 proc. Co ciekawe, 7 proc. spośród nas deklarowało, że ma więcej niż 50 tys. oszczędności. Niemal 15 proc. odmówiło odpowiedzi na pytanie.
Warto jednak mieć na uwadze fakt, że choć było to badanie na reprezentatywnej próbie, to takie ankiety sondaże mają swoje wady. Jedną z największych jest tak zwany efekt społecznych oczekiwań. W tego typu sondażach zastanawiamy się czego od nas może oczekiwać ankieter (i co podniosłoby naszą wartość w jego oczach) i właśnie w ten sposób odpowiadamy. Możliwe więc, że oszczędności Polaków są jeszcze niższe. Bo na przykład osoby biedniejsze chcąc się nieco lepiej wypaść mogą zawyżać wartość swoich odłożonych środków.
Dlatego warto jest patrzeć na przykład na trendy. One również (o ile opierają się na sondażach) nie odpowiedzą nam dokładnie na pytania o skalę oszczędności, ale mogą wskazać na ogólne tendencje. A to – wbrew pozorom – już coś. Dlaczego? Ponieważ jest mało prawdopodobne, żeby ludzie nagle zaczęli masowo kłamać bardziej niż rok, czy dwa lata wcześniej.
Kilka miesięcy temu badanie oszczędności Polaków przeprowadził również IPSOS na zlecenie banku ING. Instytucja dysponuje porównywalnymi danymi za lata 2013 – 2019. Raz do roku ING pytał Polaków o to, czy mieli oni jakieś oszczędności. Do roku 2015 odsetek respondentów udzielających twierdzących odpowiedzi ani razu nie przekroczył 51 proc. Jednak nagle, w roku 2016 w porównaniu do roku poprzedniego, podskoczył o 25 pkt proc.! To naprawdę sporo. Co się stało w tym czasie? W 2016 roku wystartowało świadczenie 500+. To właśnie ono przyczyniło się do zwiększenia liczby gospodarstw domowych dysponujących jakimikolwiek oszczędnościami.
Odsetek rodzin posiadających zaskórniaki oscylował w okolicach 70 proc. aż do grudnia 2020. Wtedy podniósł się o kolejne 7 pkt proc. I tu wracamy do pandemii. Okazuje się, że choć część z nas na niej straciła, to kolejne lockdowny spowodowały, że – no cóż – nie było na co wydawać. Po zamknięciu restauracji, sklepów z odzieżą czy z elektroniką część pieniędzy, która trafiłaby na rynek została w naszych portfelach. I powiększyła oszczędności.
I nie jest to tylko Polska specyfika. Trend zwiększania oszczędności na koniec ubiegłego roku był widoczny w zasadzie w całym rozwiniętym świecie. Według danych przytaczanych przez ING przeciętnie w Europie odsetek gospodarstw domowych posiadających jakiekolwiek oszczędności zwiększył się z 64 proc. do 74 proc.
Okazuje się również, że dzięki wcześniejszemu efektowi 500+ Polacy znaleźli się ponad europejską średnią jeśli chodzi o oszczędzanie. Nie chodzi tu o kategorię średniej ilości oszczędności, ale właśnie o liczbę gospodarstw domowych posiadających jakieś zaskórniaki. Nie ma żadnego zamożnego państwa europejskiego, gdzie ten wskaźnik byłby niższy niż 60 proc.
A przypomnijmy, że w 2015 roku jedynie 43 proc. polskich gospodarstw domowych posiadało jakiekolwiek odłożone środki na czarną godzinę.
Tak niski odsetek jest związany raczej z wysokością dochodów społeczeństw, a nie – jak często podkreśla część ekonomicznych komentatorów – z „edukacją ekonomiczną”.
Niewielka liczba rodzin z oszczędnościami cechuje również na przykład Rumunię. Można oczywiście twierdzić, że i Rumuni i Polacy (przed 2016 rokiem) to mało rozgarnięte narody.
Ale można również postawić bardziej prawdopodobną hipotezę: oszczędzać należy mieć z czego. Jeżeli ma się niskie dochody, to próby oszczędzania powodują pogorszenie się jakości życia.
Gdzie te oszczędności?
Wróćmy jednak znowu do pandemii. Polski Instytut Ekonomiczny przytacza dane z których wynika, że oszczędności podczas pandemii wzrosły nie tylko Europejczykom (ci mieli zaoszczędzić w czasie pandemii dodatkowe 500 mld EUR). Stopa oszczędności gospodarstw domowych w USA, mimo gigantycznego bezrobocia związanego w lockdownami (amerykański model ochrony pracownika jest bardzo liberalny, między innymi właśnie stąd wzięło się katastrofalne wręcz bezrobocie podczas pierwszego lockdownu wynoszące kilkadziesiąt milionów osób) wzrosła z 7,6 proc. do 20 proc. (stopa oszczędności to „zaskórniaki” w relacji do dochodu rozporządzalnego gospodarstw domowych).
Jak to wszystko połączyć z ogromnym bezrobociem? Czynnikiem wyjaśniającym ten paradoks są wspomniane na początku koronawirusowe nierówności. Zwraca na to również uwagę sam Polski Instytut Ekonomiczny.
Zasoby na czarną godzinę rzeczywiście wzrosły, ale skoncentrowały się wśród i tak już zamożnych gospodarstw domowych.
Dla nich koronakryzys oznaczał wymuszone oszczędności na wakacjach, kulturze i rozrywkach. Czasami również oznaczał zwiększenie dochodu na skutek rynkowego ssania na rynku IT, co było związane z procesem pandemicznej cyfryzacji części sektorów gospodarki.
Taki proces miał również miejsce w Polsce. Wróćmy do danych z cytowanego już wyżej raportu przygotowanego dla KRD. 56 proc. respondentów twierdziło, że ich sytuacja finansowa w czasie pandemii się nie zmieniła. Dla 38 proc. z nas się pogorszyła. Ale dla nieco ponad 6 proc. sytuacja się polepszyła! Koronawirus ma również – przynajmniej jeśli chodzi o sytuację finansową – wygranych.
Wygranymi są zazwyczaj osoby raczej dojrzałe oraz zamożne. Kto jest przegranym? To oczywiste – pracownicy sektorów, które zostały dotknięte przez lockdown: osoby zatrudnione w branży hotelarskiej, czy w gastronomii. Często są to również osoby, które przed pandemią osiągały raczej niskie dochody.
Raport przygotowany dla Federacji Konsumentów oraz Fundacji Rozwoju Rynku Finansowego wskazuje również, że finansowymi „ofiarami” pandemii były osoby młode.
Oszczędności gromadzili więc i tak już bogaci, a wydawali je mniej zamożni. Pandemia prawdopodobnie więc zwiększyła (chociaż nie wiemy o ile) nierówności. Co jednak ciekawe już od początku 2021 roku widać było spadek stopy oszczędności. Działo się tak zarówno w Polsce, jak i w innych krajach rozwiniętych. Może to być zwiastunem gwałtownego odbicia gospodarczego, ponieważ bogaci zaczynają wydawać to, co przed ponad rok zaoszczędzili na wakacjach i w restauracjach.
Nie popadajmy jednak w hurraoptymizm wolnorynkowy. Tak, zapewne oszczędności bogatych napędzą koniunkturę. Jednak dla nich pandemia była czasem odkładania przyjemności. A dla biednych walką o utrzymanie się na powierzchni.
Podczas kryzysów zawsze należy pamiętać o biedniejszych. Bo to oni niemal zawsze na nich najwięcej tracą. I to oni powinni być priorytetem jeśli chodzi o działania ochronne państw. Nie tylko podczas tego kryzysu.
Kamil Fejfer – publicysta piszący o pracy, nierównościach społecznych i gospodarce, autor książek: "Zawód. Opowieści o pracy w Polsce" oraz "O kobiecie pracującej". Obecnie pracuje nad książką na temat przejawów zmiany klimatu w Polsce.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.