W naszym kraju już teraz mamy właściwie do czynienia z prywatną służbą zdrowia. Po co to ukrywać i udawać, że jest inaczej? Nie czarujmy się, tylko powiedzmy sobie szczerze, że duża część leczenia jest już sprywatyzowana i spróbujmy usystematyzować ten bałagan.
W Polsce mamy doskonale wykształconych lekarzy i pielęgniarki, dysponujemy dobrym, często bardzo nowoczesnym sprzętem, kupowanym z pieniędzy Unii Europejskiej. Pomimo to, nasza służba zdrowia jest w zapaści: personelu medycznego jest zdecydowanie za mało, średnia wieku pielęgniarek wynosi 53 lata, mamy 2,5 lekarza na 1000 mieszkańców.
Te liczby są zastraszające, ponieważ dobitnie pokazują, jak kiepski jest dostęp pacjentów do służby zdrowia. Trudno zresztą za ten stan rzeczy winić personalnie lekarzy czy pielęgniarki – w Polsce są to nisko opłacane zawody, więc po studiach medycznych wiele osób wybiera wyjazd do Niemiec, Danii czy Szwecji, który opłaca się bardziej, niż pozostanie w kraju.
Gdybym została Ministrem Zdrowia, przede wszystkim zaczęłabym od podwyższenia pensji personelu medycznego, a te osoby, które wyjechały za granicę, kusiłabym, żeby wróciły do Polski. Czekanie, aż wykształcimy nowych lekarzy i pielęgniarki, to skazywanie obywateli na większą śmiertelność z powodu braku dostępu do leczenia.
Tajemnica poliszynela
W tytule debaty zostało postawione pytanie, czy służba zdrowia powinna być prywatna czy publiczna. Nie wiem, nie jestem specjalistką w tej dziedzinie. Jednak wszyscy chyba widzimy, jak wiele osób rezygnuje z publicznego leczenia na rzecz prywatnego. Gdzieś tu kryje się więc chyba odpowiedź na to pytanie. Dobry ilustracją jest stomatologia czy rehabilitacja, które zostały już właściwie całkowicie sprywatyzowane – by to dostrzec, wystarczy popytać znajomych, kto z nich korzystał ostatnio z usług publicznego dentysty, ortopedy lub rehabilitanta. Na wizytę u państwowego fizjoterapeuty trzeba często czekać nawet 6-8 miesięcy. Tymczasem rehabilitacja zwykle potrzebna jest od zaraz – po urazie, czy z powodu intensywnego bólu. W każdym mieście i w każdej miejscowości znajdziemy prywatne gabinety rehabilitacji, a nawet do nich zdarzają się kolejki – tak wiele osób woli zapłacić, niż czekać te kilka miesięcy.
Jako osoba niepełnosprawna, potrzebuję rehabilitacji 2-3 razy w tygodniu. Z NFZ-u mogę dostać refundację na dziesięć zabiegów, raz na pół roku. To jest po prostu śmieszne.
Gdy do tego dodamy fakt, że w Polsce na masową skalę zamykane są szpitale, a zatem liczba refundowanych łóżek stopniowo maleje, widać, że w naszym kraju już teraz mamy właściwie do czynienia z prywatną służbą zdrowia. Po co to ukrywać i udawać, że jest inaczej? Mówienie, że wszystko jest finansowane publicznie z pieniędzy NFZ-u, to zakłamywanie rzeczywistości. Nie czarujmy się, tylko powiedzmy sobie szczerze, że duża część leczenia jest już sprywatyzowana i spróbujmy usystematyzować ten bałagan. Państwo nie dba wystarczająco o zdrowie obywateli i kolejne rządy wypadają pod tym względem fatalnie. Od czasów Jerzego Buzka, który wprowadził Izby Lekarskie (które niestety zlikwidowano), żaden rząd nie zdecydował się na poważną reformę służby zdrowia.
Prywatna, czyli jaka?
Gdyby służba zdrowia miała zostać sprywatyzowana, należy oczywiście pomyśleć o ludziach, których nie stać na takie leczenie i uwzględnić ich w nowym systemie. Przykładem takich grup są osoby starsze lub osoby z niepełnosprawnościami. Z pieniędzy publicznych można by na przykład sfinansować zakres leczenia, który byłby dla nich bezpłatny.
Przeciwnicy prywatyzacji służby zdrowia często podnoszą argument, że jeszcze bardziej utrudniłaby ona leczenie chorób rzadkich, które „nie opłaca się” w sensie finansowym. Myślę, że możliwe jest stworzenie systemu, w którym leczenie takich chorób jest w jakiś sposób premiowane, na przykład poprzez specjalne państwowe finansowanie. Przecież to właśnie ono w znaczący sposób przyczynia się do rozwoju medycyny!
Dziś osoby cierpiące na rzadkie schorzenia są całkowicie pomijane – nieobjęte finansowaniem z NFZ-u, muszą szukać środków na własną rękę, czyli de facto leczyć się na koszt społeczeństwa.
By dostrzec skalę zjawiska, wystarczy wejść na stronę siepomaga.pl, gdzie znajdziemy mnóstwo takich zbiórek, szczególnie na ciężko chore dzieci. Za każdym razem, gdy widzę tego typu akcję, czuję głęboką niesprawiedliwość. Dziecko zaradnych rodziców o wysokim kapitale społecznym, ma większe szanse – rodzice mają znajomych, wspólnymi siłami uda im się nagłośnić zbiórkę i zebrać pieniądze, na przykład z 1%. Dzieci gorzej zsieciowanych rodziców są skazane – tak nie może być!
Powinna istnieć ścieżka, która umożliwia kosztowne leczenie rzadkich przypadków wszystkim bez wyjątku. Nie wolno w tej kwestii polegać wyłącznie na dobroczynności.
Myślę, że gdyby policzyć, ile pieniędzy zostaje w puli NFZ-u, dzięki temu, że ludzie coraz częściej leczą się prywatnie, mogłoby się okazać, że to całkiem duże środki, które gdzieś nam umykają. Te pieniądze mogłyby zostać przeznaczone właśnie na leczenie rzadkich chorób, które wymagają sporych nakładów.
Praca u podstaw
Ostatnim wymagającym reformy aspektem zdrowia publicznego, o którym chciałam wspomnieć, jest edukacja. Konieczne jest intensywne promowanie zdrowego trybu życia wśród najmłodszych członków społeczeństwa i wyrabianie u nich odpowiednich nawyków. Taka edukacja pozwoli podjąć świadomy wybór jeszcze w młodym wieku, kiedy nie jest na to za późno.
Należy postawić na profilaktykę, żeby jak najrzadziej miały miejsce sytuacje, kiedy dorośli ludzie nagle się orientują, że coś jest nie tak i gwałtownie zmieniają tryb życia. Bywa, że wtedy jest już za późno.
Profilaktyka i wczesna rehabilitacja, to korzyść zarówno dla obywatela, któremu daje szansę na zdrowsze i dłuższe życie, jak i dla całego systemu opieki zdrowotnej – w końcu leczenie choroby w zaawansowanym stadium jest znacznie droższe niż działania prewencyjne, które nie dopuszczą do jej rozwoju.
Janina Ochojska – polska działaczka humanitarna, założycielka i prezes zarządu Polskiej Akcji Humanitarnej. Od 2019 roku europarlamentarzystka.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.