Zielony Ład, czyli jak Unia Europejska chce osiągnąć neutralność klimatyczną
Zatrzymanie wylesiania, zero waste w gospodarce i życiu codziennym, odejście od paliw kopalnianych i zmiany systemu energetycznego – to tylko niektóre z działań koniecznych do podjęcia, aby w 2050 r. kraje Unii Europejskiej osiągnęły neutralność klimatyczną, cel zapisany w strategii Zielony Ład UE. O strategii, jej konsekwencjach i roli organizacji pozarządowych rozmawiamy z Izabelą Zygmunt z Polskiej Zielonej Sieci.
Magdalena Dobranowska-Wittels: – Zielony Ład to strategia, której realizacja ma doprowadzić do tego, że w 2050 roku Unia Europejska osiągnie trzy cele. Pierwszy z nich to doprowadzenie do zerowego poziomu emisji gazów cieplarnianych. Czy to jest możliwe? Czy to oznacza, że do 2050 r. mamy w ogóle nie wytwarzać gazów cieplarnianych?
Izabela Zygmunt: – To jest to, co potocznie nazywamy neutralnością klimatyczną. Chodzi o to, aby nie zwiększać stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze. To znaczy: jeżeli będą, a prawdopodobnie będą jeszcze jakieś emisje gazów cieplarnianych – ponieważ oprócz energetyki są inne sektory trudniejsze do zupełnego zdekarbonizowania – to te emisje będą musiały być pochłaniane.
I tutaj są właściwie tylko dwie możliwości. Po pierwsze, zwiększenie potencjału pochłaniania przez ekosystemy, czyli zalesienia, odtwarzanie mokradeł, generalnie zwiększenie powierzchni ziemi, która może te dodatkowe emisje pochłaniać. A po drugie, pochłanianie za pomocą urządzeń technicznych. Mówimy o technologii CCS i CCU, czyli wychwytywania i składowania albo ponownego wykorzystywania dwutlenku węgla. Ta technologia istnieje, ale na razie jest zbyt droga, aby komercyjnie dawało się ją zastosować. Dlatego tak ważne jest jak najszybsze ograniczenie emisji, żeby do atmosfery trafiło jak najmniej dwutlenku węgla, który trzeba będzie z niej usuwać.
Czyli na razie zostaje nam po prostu sadzenie lasów?
– Sadzenie albo – na początek – zatrzymanie wylesiania. W tej chwili cały czas bardzo się kurczy powierzchnia lasów. Nie mówimy tu tylko o Puszczy Amazońskiej, ale o lasach w Polsce, gdzie pochłanianie dwutlenku węgla przez lasy i ekosystemy od dłuższego czasu się zmniejsza zamiast zwiększać. Właśnie ze względu na skalę wycinek w lasach i inne niekorzystne zmiany, które w nich zachodzą.
Gdy mówimy o zalesianiu wyjaśnijmy, że nie chodzi o takie lasy sadzone pod sznurek. Lasy gospodarcze nie do końca spełniają tę rolę. Czy to nie ma znaczenia w tym przypadku?
– Ma znaczenie. I to nie tylko ze względu na klimat, ale też ochronę dzikiej przyrody.
Oczywiście kluczowa jest ochrona lasów naturalnych i zbliżonych do naturalnych, bo one są najlepszymi magazynami dwutlenku węgla. Sztucznie nasadzane plantacje drzew nie są w tym równie skuteczne. Oczywiście, te drzewa rosnąc wychwytują dwutlenek węgla, ale zarazem takie monokultury leśne są bardziej narażone na różne niekorzystne zjawiska, na przykład gradacje szkodników. Takie lasy są też suchsze, więc nawet z tego powodu są słabszym i mniej trwałym magazynem dwutlenku węgla.
Oddzielenie wzrostu gospodarczego od konsumpcji
Drugi cel wyznaczony w strategii Zielony Ład to oddzielenie wzrostu gospodarczego od zużywania zasobów. Co to znaczy w praktyce?
– Chodzi o urzeczywistnienie koncepcji tzw. gospodarki obiegu zamkniętego. W tej chwili mamy model gospodarczy, który polega na pobieraniu ogromnych ilości zasobów ze środowiska – wody, surowców mineralnych, drewna z lasów, paliw kopalnych – i szybkim przetwarzaniu tych surowców na odpady albo zanieczyszczenia.
W gospodarce obiegu zamkniętego te surowce, których potrzebujemy, żeby funkcjonować, będą krążyły. To, co stanie się odpadem, będzie za chwilę ponownie wykorzystane. Na przykład nie wykopujemy coraz więcej rudy metali, tylko nie pozwalamy, żeby te metale, które już mamy w gospodarczym obiegu, trafiały na wysypiska śmieci. Odzyskujemy je i wykorzystujemy ponownie. Tak samo można postępować na przykład z wodą, stosując zamknięte obiegi wody w domach czy w rolnictwie. Jest mnóstwo przykładów, jak w różnych dziedzinach może to wyglądać i jak różne technologie się stosuje.
Generalnie chodzi o to, że raz pobrane ze środowiska zasoby powinniśmy wykorzystywać wielokrotnie. Po to, aby nie zwiększać presji na środowisko, sięgając ciągle po nowe zasoby z jednej strony, a z drugiej – wyrzucając te zużyte jako odpady czy zanieczyszczenia.
Z tym jednak wiąże się pewien problem. Jest wielu ekspertów, którzy uważają, że całkowite oddzielenie wzrostu gospodarczego od konsumpcji czy pobierania ze środowiska zasobów jest po prostu niemożliwe. Możliwe jest oddzielenie wzrostu gospodarczego od emisji gazów cieplarnianych, ale prawdopodobnie nie tak szybko, jak byśmy chcieli. Już obserwujemy pewne zmiany i można wierzyć, że to się uda. Pytanie, czy uda się w tym 30-letnim terminie, jaki mamy. Natomiast oddzielenie wzrostu gospodarczego od konsumpcji zasobów jest uważane za niemożliwe do zrobienia.
Dlaczego?
– Ze względu na fizyczne ograniczenia. Jeżeli mamy mieć cały czas wzrost produkcji, a na tym opiera się nasz system ekonomiczny, to ludzie muszą coraz więcej konsumować. A jeżeli weźmiemy na przykład konsumpcję żywności, a w szczególności mięsa, to okazuje się, że nie da się zwiększać konsumpcji mięsa bez bardzo radykalnego zwiększenia powierzchni upraw kosztem lasów. A o lasach już mówiłyśmy: musimy zwiększać ich powierzchnię, a nie zmniejszać. Stąd idea stałego wzrostu jest uznawana przez wielu ekspertów za niemożliwą do pogodzenia z zaprzestaniem pobierania zasobów ze środowiska.
Oczywiście te zasoby będą pobierane cały czas, ale są tzw. planetarne granice. Określone zasoby, np. zasoby wód podziemnych czy drewno, odnawiają się w określonym tempie i zakresie, a chodzi o to, żeby nie pobierać ich zbyt szybko, w ilościach przekraczających możliwość odnawiania się.
Od razu nasuwa się pytanie o koszty takiego odzysku. Wcale nierzadko pojawiają się argumenty, że odzyskiwanie tych zasobów, te wszystkie technologie do tego potrzebne także kosztują i zużywają energię. Jak tutaj znaleźć balans?
– Są zasoby, co których ten rachunek ekonomiczny jest dodatni. Takim zasobem na przykład jest ciepło. Możemy zainwestować w termomodernizację budynków, żeby ograniczyć zużycie energii na ich ogrzewanie. To się opłaca i zwraca w rozsądnym okresie. Warto zrobić taką inwestycję.
Natomiast, jeżeli spojrzymy na odzysk plastiku i recykling, to tutaj sytuacja wygląda już zupełnie inaczej. Mamy coraz więcej dowodów na to, że poleganie wyłącznie na recyklowaniu tworzyw sztucznych jest złą drogą. Mamy w tej chwili ogromny kryzys związany z ilością wytwarzanego plastiku. Nawet tam, gdzie odpady są zbierane selektywnie, to później nie za bardzo znajduje się rynek na ten przetworzony, odzyskany plastik. Dlatego, że właśnie ze względu na konieczną do jego przetworzenia ilość energii, staje się on cenowo niekonkurencyjny wobec nowego plastiku, wytwarzanego prosto z ropy. No i mamy rosnące hałdy plastiku, czekającego na przetworzenie i słabe możliwości wykorzystania tego, który już zostanie przetworzony.
Tutaj więc gospodarkę obiegu zamkniętego należy rozumieć raczej w duchu wprowadzenia w życie zasad zero waste, czyli takiego modelu, w którym przede wszystkim staramy się nie wytwarzać odpadów, a dopiero później myślimy o kolejnych stopniach hierarchii odpadowej, czyli ich przetwarzaniu i ponownym wykorzystaniu.
„Zero waste” na co dzień
Stosowanie idei „zero waste” w życiu codziennym, czy ponowne wykorzystywanie przedmiotów, to jest też praktyczny sposób na to, jak każdy z nas może włączyć się w realizację Zielonego Ładu.
– Tak, to prawda. I warto to robić. Jest sporo wskazówek, jak ograniczać nasze śmieci. Warto też mieć na uwadze to, że ilość wytwarzanych odpadów cały czas rośnie. To wiąże się z tym, że coraz więcej płacimy za ich odbiór i zagospodarowanie. Jeżeli udałoby się nam, ale nie w skali pojedynczej osoby czy rodziny, tylko raczej w skali społeczeństwa czy chociażby poszczególnych gmin, ograniczyć znacząco ilość wytwarzanych odpadów, to i te koszty by spadły. Ale nie jest to takie proste. O ile, na przykład, można sobie dosyć łatwo zbudować przydomowy kompostownik i zagospodarowywać odpady organiczne, o tyle wyeliminowanie odpadów, którymi stają się plastikowe opakowania, już jest dużo trudniejsze. Nawet jeżeli człowiek się stara, co mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, bardzo trudno jest zrobić zakupy nie przynosząc do domu żadnego plastikowego opakowania.
Dlatego, oprócz zmian, które można i warto wdrażać u siebie w domu, potrzebne są jednak zmiany systemowe. To znaczy regulacje, które by zachęcały producentów żywności i podstawowych produktów do tego, żeby pakować je w materiały nadające się do ponownego użycia – na przykład stosować butelki zwrotne – albo do łatwiejszego niż plastik zagospodarowania, na przykład papier, który można wrzucić do kompostownika albo oddać na makulaturę.
W Polsce mamy takie regulacje? Myśli się o nich?
– W Polsce nie udało się do tej pory wprowadzić najprostszej rzeczy, czyli właśnie systemu zwrotu butelek. Trudno więc mówić, że mamy cokolwiek już zrobione. Natomiast widzę, że zaczyna chyba działać, w jakimś niedużym stopniu, presja ze strony konsumentów. Pojawiają się produkty, które do tej pory byłyby pakowane wyłącznie w plastik, a teraz można je kupić np. w kartonie. Widać więc, że producenci są chyba bardziej w tym myśleniu zaawansowani niż decydenci polityczni.
Regulacji na razie nie ma, ale branża opakowań powoli szykuje się do tego, że jakieś zmiany będą konieczne. Być może dlatego, że nasłuchuje, co dzieje się w Unii Europejskiej. A tam mówi się na przykład, że powinna pojawić się opłata za niezrecyklowany plastik. To znaczy, jeżeli jakieś państwo nie osiągnie wyznaczonych na szczeblu unijnym celów dotyczących poziomu recyklingu plastiku, to będzie musiało za to zapłacić. I coraz bardziej jasne staje się, że być może ten cel łatwiej będzie osiągnąć eliminując plastik z obiegu na wcześniejszym etapie, niż męcząc się z jego odzyskiwaniem i recyklowaniem.
Nowa energetyka
Trzeci cel wyznaczony w strategii Zielony Ład mówi, że w 2050 roku żadna osoba ani żaden region w Europie nie pozostaną w tyle. To wydaje się szczególnie ważne, zwłaszcza w dobie epidemii.
– Tutaj są dwie sprawy. Jedna to jest Fundusz Sprawiedliwej Transformacji i generalnie szerszy zestaw mechanizmów służących wsparciu regionów, które są w tej chwili gospodarczo zależne od paliw kopalnych.
A druga rzecz to reakcja Unii Europejskiej na pandemię, w szczególności Fundusz Odbudowy, który ma pomóc krajom unijnym uniknąć recesji po pandemii. I to prawda, one się w którymś momencie spotykają, ale może skupię się na Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Tutaj trzeba zacząć od zmian w energetyce. Rozpoczęłyśmy rozmowę od pochłaniania emisji, które zostaną, ale najpierw trzeba wyeliminować te, które się da.
To wiąże się z odejściem, i to dosyć szybkim, od paliw kopalnych.
– Tak, przede wszystkim w energetyce. Energetyka to jest ten sektor, który ma być jako pierwszy zdekarbonizowany. Tutaj już mamy gotowe i najbardziej dojrzałe technologie i modele, które na to pozwalają. To oznacza, na przykład dla Polski, ale też kilku innych krajów w Europie, że regiony, w których w tej chwili nadal wydobywa się paliwa kopalne, będą musiały przejść dosyć radykalną zmianę. Wydobycie i spalanie paliw kopalnych po prostu się zakończy, prawdopodobnie w perspektywie dziesięciu, kilkunastu lat. Tak wynika z unijnych scenariuszy, które mają nas doprowadzić do neutralności w 2050 roku.
Potrzebne jest zbudowanie gospodarczych alternatyw. W Polsce w sektorze górnictwa pracuje nadal kilkadziesiąt tysięcy osób. Będą one musiały znaleźć inne miejsce zatrudnienia. Regiony, czyli gminy górnicze będą musiały znaleźć inne źródła przychodów podatkowych, żeby dalej funkcjonować na nie pogorszonym poziomie. I temu właśnie służy Fundusz Sprawiedliwej Transformacji. Jest to pula pieniędzy kierowana wyłącznie do regionów mocno zależnych od węgla. Przy czym regionów rozumianych jako subregiony, nie całe województwa, tylko węziej zdefiniowane miejsca, rzeczywiście mocno zależne od paliw kopalnych.
W szerszym niż Fundusz Mechanizmie Sprawiedliwej Transformacji Unia Europejska przewidziała też m.in. możliwość zaciągania specjalnych, korzystnych dla samorządów z tych regionów pożyczek na rozwój infrastruktury, czystego transportu czy czystej energetyki. Jest też specjalna pula w programie stymulowania inwestycji prywatnych, który nazywa się InvestEU. Polega na tym, że inwestycje w zielone projekty są obejmowane gwarancjami, dzięki czemu są dla inwestorów mniej ryzykowne finansowo. Jest także specjalna pula pieniędzy na inwestycje tego rodzaju w regionach odchodzących od paliw kopalnych. Są więc trzy mechanizmy wsparcia, które mają sprawić, że regiony węglowe, odchodząc od dotychczasowego modelu gospodarczego, nie popadną w gospodarczy marazm i recesję, ale zbudują nowe fundamenty rozwoju.
Są już jakieś przykłady regionów w Polsce, które w ten sposób chcą się przekształcać?
– Tak, np. Wielkopolska wschodnia, czyli właśnie górniczy subregion w Polsce, którego gospodarka do tej pory bardzo mocno zależała od spalania i wydobycia węgla brunatnego. Wielkopolska wschodnia podjęła decyzję, że ten model się kończy i bardzo mocno stawia na rozwój gospodarczy związany z energetyką czystą. Są tam już realizowane projekty inwestycji w farmy fotowoltaiczne, ale dalsze plany dotyczą również rozwoju produkcji wodoru i generalnie przebudowania lokalnego modelu gospodarczego tak, aby był on nadal energetyczny, ale tym razem już bezemisyjny. W tym celu Wielkopolska wschodnia sięga po wsparcie, które oferuje Unia Europejska. Fundusz Sprawiedliwej Transformacji jako taki jeszcze w tej chwili nie działa, ale powinien być uruchomiony od 1 stycznia 2021 r., więc to już jest bardzo bliska perspektywa.
A jaki to będzie budżet?
– To w pewnym sensie zależy od decyzji polskiego rządu. Parlament Europejski życzy sobie, żeby do pełnej puli tych środków będą miały dostęp tylko te państwa, które zobowiążą się do osiągnięcia neutralności klimatycznej na poziomie krajowym do 2050 roku. Polska, jak wiadomo, jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, który jeszcze takiego zobowiązania na siebie nie wziął. I jeżeli to się nie zmieni, to polskie regiony węglowe będą mogły skorzystać z połowy przyznanych środków, które łącznie wynoszą jakieś 3,5 mld euro. Przy czym ta kwota nie jest jeszcze ostateczna, ponieważ Parlament Europejski stara się też, aby ona została zwiększona. W pewnym momencie mówiło się nawet o tym, aby cały fundusz był wart 40 mld euro. Decyzją Rady zostało to ograniczone do 17,5 mld euro, więc dosyć znacząco. Ale być może nastąpi jeszcze jakaś korekta w górę.
Jakie są argumenty przeciw podjęciu tego zobowiązania ze strony rządu?
– Rząd powołuje się na to, że jako kraj bardzo mocno uzależniony od najbardziej emisyjnego paliwa kopalnego, czyli węgla, mamy trudniejszą sytuację niż inni i potrzebujemy więcej czasu na przeprowadzenie tej transformacji. Ten argument z pozoru może się wydawać logiczny, ale jeżeli weźmie się pod uwagę szerszy kontekst, na przykład to jak bardzo drożeją uprawnienia do emisji dwutlenku węgla, to pojawia się pytanie, co się bardziej opłaca: przedłużać tę naszą zależność od węgla, czy wręcz przeciwnie, wychodzić z niej jak najszybciej.
Ja uważam, że bardziej opłacalne, perspektywicznie jest jak najszybsze odejście od węgla i „cała na przód” jeżeli chodzi o inwestycje w zielone źródła energii, w oszczędzanie energii i w to wszystko, co się składa na transformację energetyczną. To po prostu jest szybsze wejście na ścieżkę, na którą i tak będziemy musieli wejść.
A dzięki temu unikniemy opóźnień, które wiążą się z osłabieniem konkurencyjności polskich firm, z wyższymi cenami energii, zmarnowanymi szansami na rozwój innowacji. Jest mnóstwo minusów przedłużania tej sytuacji i spowalniania transformacji.
Czy z węgla trzeba zrezygnować całkowicie? Czy ograniczyć wykorzystanie tego zasobu do jakiegoś minimum?
– Nie ma za bardzo argumentów za tym, żeby dalej wykorzystywać węgiel. Produkcja energii z węgla wiąże się z rosnącymi kosztami tej energii. Każda tona wyemitowanego dwutlenku węgla kosztuje coraz więcej euro.
Oczywiście nie zrezygnujemy z węgla z dnia na dzień, więc w krótkiej perspektywie to oznacza minimalizowanie wydobycia i wytwarzania węglowej energii, ale ostatecznie w energetyce nie ma uzasadnienia ekonomicznego dla węgla. Z drugiej strony, węgiel wykorzystywany do ogrzewania indywidualnych domów to źródło smogu i ogromny problem, który też wiąże się z kosztami. Leczenie ludzi, którzy chorują na płuca z powodu wdychania smogu również kosztuje. Nie ma żadnego powodu przedłużać tej sytuacji, ponieważ płacimy zbyt duży rachunek za to, że korzystamy z węgla. Po uwzględnieniu tych zewnętrznych kosztów, widać jasno, że węgiel musi odejść w całości do przeszłości.
Jeżeli nie węgiel, to co w zamian?
– Odnawialne źródła energii i przyszłościowy tak zwany „mix energetyczny”, który chce wdrażać Unia Europejska. Opiera się on przede wszystkim na energii ze słońca i wiatru, czyli fotowoltaice oraz energii wiatrowej na lądzie i na morzu. To ma być baza. Są to jednak źródła tzw. niestabilne, niesterowalne i trzeba będzie je w krótkiej perspektywie uzupełniać jakimiś źródłami stabilnymi. Tutaj można mówić na przykład o elektrowniach zasilanych biogazem, czy biomasą w jakimś zakresie. Chociaż z biomasą jest ogromny problem. Spalanie biomasy leśnej w ogóle nie ma klimatycznego uzasadnienia. Drzewami z lasu nie powinno się palić w elektrowniach: nie ma tu żadnego zysku, jeżeli idzie o emisję gazów cieplarnianych, a jest duża strata, jeżeli chodzi o ekosystemy i bioróżnorodność.
Docelowo model, który przewiduje Unia Europejska, zakłada, że zamiast sterowalnych źródeł energii będzie elastycznie reagujący system energetyczny. Chodzi m.in. o magazyny energii. Zarówno duże, przemysłowe, jak i indywidualne, małe, domowe magazyny, domowe baterie dla konsumentów. Ale też np. akumulatory samochodów elektrycznych, które mogą działać jako źródło zasilania tych samochodów, ale też jako element stabilizujący sieci. Do tego takie rozwiązanie, jak dynamiczne taryfy, które zachęcają konsumentów energii do tego, żeby w sytuacji, kiedy tej energii jest w systemie za mało, ograniczać swoje zużycie.
W Europie – zresztą również już w Polsce – działa też już mechanizm tak zwanej odpowiedzi ze strony popytu, czyli odpłatnej usługi ograniczania swojego poboru energii. Ciekawostką jest, że często korzystają z niego kopalnie, ponieważ są bardzo dużymi odbiorcami energii i czasami bardziej opłaca im się zatrzymać maszyny i wziąć pieniądze za obniżenie poboru energii niż wydobywać węgiel i go sprzedać, ale zapłacić za energię, która jest do tego potrzebna. Ten model będzie się rozszerzał, będą się też zwiększały możliwości przesyłania energii z tych miejsc, gdzie jest jej więcej do tych, które jej właśnie potrzebują. To jest przyszłość. Zamiast dużych, scentralizowanych źródeł na paliwa kopalne gęsta sieć prosumentów, którzy magazynują energię i są jej aktywnymi odbiorcami. Tak w skrócie można to opisać.
Zadanie dla NGO: wytłumaczyć zmiany
Mówiąc o Zielonym Ładzie – czy jest w nim przewidziana rola dla organizacji pozarządowych? Lokalnych? Ogólnopolskich?
– Organizacje ogólnopolskie są bardzo aktywne w debacie na temat przyszłości systemu energetycznego, transformacji energetycznej i sprawiedliwej transformacji regionów węglowych. Myślę, że tę rolę będą dalej aktywnie odgrywać.
Natomiast na razie mniej zagospodarowany obszar to budowanie lokalnego kapitału społecznego, który jest potrzebny, aby te zmiany skutecznie przeprowadzić.
Aby osiągnąć neutralność klimatyczną, musimy wprowadzić daleko idące zmiany we wszystkich sektorach gospodarki: energetyce, budownictwie, transporcie, rolnictwie. Jeżeli te zmiany mają się powieść, to nie mogą być zadekretowane i realizowane odgórnie. Musimy osiągnąć masę krytyczną, sumę wielu oddolnych działań.
Organizacje pozarządowe mają tutaj do wykonania bardzo ważne zadanie, polegające na tłumaczeniu zmian, jakie wiążą się z Zielonym Ładem. Mam na myśli lokalnie działające organizacje społeczeństwa obywatelskiego. Widzę dla nich ogromną rolę w pokazywaniu tych możliwości, jak na przykład rozwój energetyki obywatelskiej. Gospodarstwa domowe, małe przedsiębiorstwa, gminy, szkoły są w większości nadal tylko odbiorcami energii, ale mogą stać się także jej producentami i zacząć na tym korzystać. Tylko ktoś musi im najpierw pokazać, jak taka oddolna energetyka obywatelska powinna być zorganizowana. Jak zakładać takie małe przedsiębiorstwa, małe spółdzielnie energetyczne, jak to rozwijać.
Tutaj jest duże pole do działania dla organizacji, które byłyby w stanie dotrzeć do takich osób i podmiotów. I w ten sposób budować kapitał społeczny, który jest potrzebny, aby tę strategię udało się zrealizować. Bez tego transformacja energetyczna w kierunku neutralności klimatycznej będzie dużo trudniejsza. Oddolny kapitał, oddolna inicjatywa, lokalna współpraca to są kluczowe składniki, których mamy w tej chwili za mało.
Unia Europejska przewiduje skierowanie na te działania większych funduszy niż do tej pory. Te pieniądze powinny trafiać do najniższego, lokalnego poziomu. I tutaj rolą organizacji społecznych będzie udział w tym procesie i zadbanie o to, żeby wszyscy, którzy mogą być beneficjentami tych funduszy, wiedzieli o tym, że one są dostępne, że można je wykorzystać i jak można to zrobić.
Same organizacje pozarządowe również powinny być beneficjentami tych funduszy, realizując takie działania, jak na przykład edukacja obywatelska, edukacja ekologiczna, edukacja o transformacji energetycznej. Bez tego transformacja i tak się odbędzie, ale jeżeli ona będzie realizowana w takiej odgórnej formule, to lokalne społeczności stracą dużą szansę na impuls dla swojego rozwoju.
Są już jakieś dobre przykłady, praktyki, które można pokazać organizacjom?
– Moja organizacja, Polska Zielona Sieć, prowadzi portal ruchu „Więcej niż energia” . To jest ruch społeczny na rzecz energetyki obywatelskiej. W portalu prezentujemy bardzo dużo dobrych praktyk z poziomu lokalnego, gminy, a nawet z poziomu indywidualnego gospodarstwa agroturystycznego, czy spółdzielni mieszkaniowej. Tam pokazujemy, jakie rzeczy już się w Polsce dzieją i co można zrobić.
Konsultujmy plany wydatkowania pieniędzy unijnych
Czego organizacje pozarządowe powinny w takim razie obecnie pilnować? Na co zwrócić uwagę, żeby móc skorzystać z tych funduszy i podjąć działania?
– Najważniejszy proces, który w tej chwili się dzieje, chociaż trochę wolno, to tzw. programowanie funduszy europejskich. Teraz zapadają decyzje, ile tych funduszy będzie i na co będą przeznaczone. Polska powinna właściwie już prawie kończyć proces planowania na co tutaj, na krajowym poziomie te wydamy unijne pieniądze dostępne na realizację Zielonego Ładu.
W Unii Europejskiej obowiązuje zasada partnerstwa, która mówi, że decyzje o tym, na co unijne pieniądze zostaną wydane, nie powinny być podejmowane jednostronnie przez rząd, ale powinien to być wynik dialogu ze wszystkimi zainteresowanymi stronami, w tym z organizacjami społeczeństwa obywatelskiego. I to, czego teraz należy pilnować, to jest właśnie ten proces. Niestety, jest on w Polsce bardzo opóźniony ze względu głównie na zmiany składu i kształtu rządu. Spodziewam się jednak, że niedługo zobaczymy projekt i zostaniemy zaproszeni do konsultowania nowej umowy partnerstwa, czyli głównego dokumentu określającego ramy wydatkowania tych pieniędzy. A zaraz później projekty poszczególnych programów operacyjnych, czyli bardziej szczegółowych dokumentów, określających na co i jak mają być wydatkowane unijne pieniądze w poszczególnych obszarach.
Te dokumenty określą, m.in. w jakim stopniu organizacje społeczne będą mogły być beneficjentami unijnych funduszy, na co i w jakich dziedzinach będą mogły pozyskiwać te pieniądze. A także określą, ile tych pieniędzy trafi do lokalnych społeczności.
To jest dyskusja, która w najbliższych tygodniach i miesiącach powinna się w Polsce odbyć, i to w bardzo szerokim gronie. Tego warto pilnować dlatego, że jeżeli nie weźmie się w tym dialogu udziału, to nikt inny o lokalne społeczności i o lokalne organizacje nie zadba.
Prawdopodobnie prace nad tymi dokumentami będą się toczyły już niedługo pod skrzydłami nowego ministerstwa (dotychczasowe Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej zostało włączone do Ministerstwa Finansów – przyp. red), więc warto patrzeć, jakie sygnały stamtąd płyną i pilnować tego procesu.
Tak czy inaczej, Unia Europejska wymaga, aby Umowa Partnerstwa i programy operacyjne, ale też Krajowy Plan Odbudowy, czyli plan wydania środków z Funduszu Odbudowy oraz Terytorialne Plany Sprawiedliwej Transformacji, czyli wszystkie plany dotyczące wydatkowania unijnych środków, były szeroko konsultowane z interesariuszami tych wszystkich procesów.
Zagadnienia związane z Zielonym Ładem i transformacją energetyczną nie będą umieszczone w jednym programie operacyjnym. Poszczególne elementy tej układanki znajdą się w różnych dokumentach. Organizacje, które się zajmują branżami z pozoru niezwiązanymi z ekologią, także więc powinny zwracać uwagę na to, co jest zapisywane w „ich” programach pod kątem Zielonego Ładu.
– Ogólny wymóg jest taki, żeby horyzontalnie 37% wszystkich środków polityki spójności, których pula dla Polski wyniesie ponad 72 mld euro, trafiło na cele związane z transformacją i Zielonym Ładem, więc jest to spora suma pieniędzy. Mamy też unijne wytyczne mówiące, ile procent kosztu danego projektu, można zaliczyć jako takie działanie. Bo są projekty, które 100-procentowo wpisują się w cele Zielonego Ładu, ale są też takie, które tylko w jakiejś części. I istotnie jest tak, że ten wymóg rozkłada się na właściwie wszystkie programy operacyjne i plany wydatków dotyczące w jakimkolwiek stopniu rozwoju transportu, energetyki, zmian w budownictwie i też tego, co będzie się działo w rolnictwie. Chociaż tutaj mówimy już o osobnej puli pieniędzy, czyli Wspólnej Polityce Rolnej. Tam także ten wymóg będzie obowiązywał i znacznie większa część pieniędzy dla rolników będzie musiała służyć wprowadzaniu w życie tych zmian.
Polityki społecznej także?
– Tak, ale w mniejszym zakresie, bo działania na rzecz np. aktywizacji zawodowej młodych osób czy wsparcia kobiet na rynku pracy ciężko przypisać do klimatycznych celów zielonego ładu. Natomiast takie rzeczy jak kursy zawodowe dla instalatorów OZE czy wsparcie finansowe dla wspólnot energetycznych zapewne będą się kwalifikowały.
Izabela Zygmunt – tłumaczka, ekolożka, była działaczka Partii Zieloni, a wcześniej urzędniczka w instytucjach UE, obecnie aktywistka organizacji CEE Bankwatch Network i Polskiej Zielonej Sieci.
Źródło: informacja własna ngo.pl