Justyna Zwolińska: Została przerwana nić porozumienia pomiędzy rolnikami a konsumentami
– Żywność, zdrowie, czyste powietrze, zasoby wodne, różnorodność biologiczna, dobrostan zwierząt i stabilny klimat są warunkiem przetrwania nas wszystkich i jakości naszego życia, niezależnie od „lewych czy prawych” poglądów politycznych. Najwyższa pora, by to zrozumieć – z Justyną Zwolińską z Koalicji Żywa Ziemia rozmawiamy m.in. o tym, co dla rolników i konsumentów wynika z europejskich strategii „Od pola do stołu” i o bioróżnorodności.
Magda Dobranowska-Wittels: – Spotkałyśmy się, aby porozmawiać o jednym z elementów Europejskiego Zielonego Ładu – strategii „Od pola do stołu”. Celem Europejskiego Zielonego Ładu jest osiągnięcie przez Europę neutralności klimatycznej. Jednym z obszarów, który został uwzględniony w Zielonym Ładzie jest żywność, która powinna być bezpieczna i bogata w wartości odżywcze oraz zachować wysoką jakość, a jej produkcja powinna wywierać jak najmniejszy wpływ na środowisko. Zanim jednak dojdziemy do tego, jak te piękne założenia osiągnąć, porozmawiajmy o tym, w jakim punkcie jesteśmy. Jak obecnie wygląda polityka rolna Unii Europejskiej?
Justyna Zwolińska, koordynatorka ds. rzecznictwa Koalicji Żywa Ziemia: – W tej chwili płacimy cenę za to, że w rolnictwie Unii Europejskiej postawiono przede wszystkim na konkurencyjność i produktywność. Wspólna Polityka Rolna (WPR) została ustanowiona w 1957 r., a w 1962 r. w pełni weszła w życie. W głodnej, powojennej Europie było bardzo ważne, żeby jak najszybciej zwiększyć produkcję rolną i dostarczyć ludziom żywność po przystępnych cenach. Innym celem – powodującym, że dziś środki na rolnictwo stanowią największą część budżetu UE – było także i nadal jest zwiększenie dochodów rolników. Na początku starano się to osiągnąć poprzez wspieranie finansowe mechanizmów rynkowych, czyli dopłaty do produkcji, ochronę celną oraz wspieranie eksportu. To wszystko bardzo szybko doprowadziło do nadprodukcji i do spadku cen produktów rolnych. A to wywołało z kolei bardzo dużą falę protestów wśród rolników. Ten właśnie kryzys, już w latach 70. i 80. XX wieku pokazał, że w ten sposób nie można prowadzić Wspólnej Polityki Rolnej. Zaczęto więc myśleć o jej zreformowaniu: o tym, aby wsparcie rynkowe zastąpić bezpośrednim wparciem gospodarstw czyli płatnością do hektara.
W latach 90. pojawił się II filar WPR czyli wsparcie dla rozwoju obszarów wiejskich, stanowiący 25% budżetu WPR. To jest i dużo, i niewiele zarazem. Te pieniądze są przeznaczone np. na dopłaty do modernizacji gospodarstw rolnych, na wspieranie przedsiębiorczości na wsi, na rozwój społeczny obszarów wiejskich. A także na poprawę stanu środowiska czyli po raz pierwszy powiązano produkcję rolniczą z ochroną przyrody. W 1992 roku przyjęto także rozporządzenia o rolnictwie ekologicznym oraz o systemie ochrony produktów regionalnych i tradycyjnych. Te systemy pojawiły się z uwagi na coraz większą potrzebę społeczną, żeby żywność była dobrej jakości. Nacisk bowiem na intensyfikację produkcji, na wysoko wyspecjalizowaną, uprzemysłowioną produkcję rolną, w którą szła i ciągle idzie Unia Europejska w ramach WPR, spowodował obniżenie jakości żywności. Pojawił się sprzeciw konsumentów, którzy szukają alternatywy dla żywności produkowanej metodami konwencjonalnymi.
Coraz mniej małych gospodarstw
To nam pokazuje, że tych strumieni finansowych, które płyną do rolnictwa jest całkiem sporo. Czy dzięki nim gospodarstwa się rozwijały?
– Założenia WPR są oczywiście takie, żeby każde gospodarstwo, małe, średnie, czy wielkoobszarowe miało możliwość rozwijania się, było wspierane finansowo. W Unii Europejskiej mamy obecnie 2/3 gospodarstw małych czyli o powierzchni poniżej 5 ha i problem polega na tym, że polityka rolna UE jest prowadzona w taki sposób, że one znikają. I to w zastraszającym tempie. Szacuje się, że od 2003 do 2013 r. w Europie zniknęła 1/3 gospodarstw rolnych.
Europejska wieś wyludnia się i coraz mniej młodych ludzi podejmuje działalność rolniczą.
Z drugiej strony dopłaty bezpośrednie przyczyniają się do scalania gospodarstw rolnych, koncentracji ziemi, a nawet grabieży ziemi, bo im więcej hektarów, tym więcej dostaje się pieniędzy. Więcej hektarów wiąże się z intensyfikacją produkcji, która dzięki efektowi skali i możliwości obniżania cen negatywnie wpływa na pozycję małych i średnich gospodarstw na rynkach rolnych i na pozycję rolników w łańcuchu wartości. To kolejny powód odchodzenia od działalności rolniczej i szukania zarobku poza nią.
Znikanie małych gospodarstw rolnych – bardzo ważnych dla żywotności obszarów wiejskich – jest wynikiem systemowych rozwiązań w WPR, które w UE od dawna traktują małe gospodarstwa jako nieprzydatne ekonomicznie. Dziś 20% gospodarstw otrzymuje 80% płatności. Dziś z kieszeni podatnika idzie na to rocznie 114 euro.
Ponadto w całej produkcji rolnej Unii Europejskiej, 41% to produkcja zwierzęca , a 71% upraw przeznaczonych jest na produkcję paszy dla zwierząt. To znaczy, że płacimy za system, który cały czas wspiera intensyfikację, powiększanie, uprzemysławianie rolnictwa. Stąd obecna reforma WPR na lata 2021-2027 przyniosła nowe propozycje w postaci cappingu czy degresywności dopłat czyli odmowy płatności albo ograniczenia ich wysokości dla dużych gospodarstw rolnych.
Czy w Polsce także małe gospodarstwa zanikają?
– Tak. Takim zmianom podlega również polskie rolnictwo, choć bardzo dużych gospodarstw, tj. powyżej 100 ha mamy w Polsce około 6-7%. Jednocześnie gospodarstwo do 300 ha kwalifikowane jest jako rodzinne. Polscy ekonomiści jednak cały czas przekonują, że jedynym rozwiązaniem dla Polski są duże gospodarstwa rolne, bo tylko takie są prawdziwie konkurencyjne. Nie myślą jednak o tym, że ta konkurencyjność prowadzi do sztucznie wywoływanych podziałów pomiędzy rolnikami z poszczególnych krajów. Jeśli bowiem konkurencyjnie zalewam rynek danego państwa żywnością wyprodukowaną w innym państwie, to znaczy, że niszczę tamtejszych rolników. Nie myślą więc o kosztach społecznych i środowiskowych.
Pozycja roliników jest minimalizowana
Przeciwnicy reformy polityki rolnej, przynajmniej w Polsce, podnoszą , że jest ona właśnie zagrożeniem dla polskiej wsi i rolników…
– Ponieważ patrzą z dość wąskiej perspektywy, którą jest interes agrobiznesu. Zysku bez refleksji nad potrzebą trwałości ekosystemów i stabilnych warunków klimatycznych, bez których nie przetrwa żadna produkcja rolna. Bez zastanowienia się, że borykamy się z bardzo poważnym problemem wyludniania się obszarów wiejskich w Unii Europejskiej. Populacja rolników starzeje się. Najwięcej jest tzw. kierowników gospodarstw rolnych, którzy mają ponad 55 lat, a znaczna większość ma ponad 65 lat. To może mniej dotyka Polski, ponieważ mamy więcej młodych ludzi w rolnictwie niż w innych krajach UE, ale i tak w dalszym ciągu jest to bardzo poważny problem. Dlatego właśnie w Programach Rozwoju Obszarów Wiejskich czy w obecnie projektowanym Planie Strategicznym WPR przewiduje się tzw. premie dla młodych rolników, żeby zachęcić młodych ludzi do wchodzenia w rolnictwo, a starszych do przekazywania młodym gospodarstw rolnych.
Tylko tutaj pojawia się problem. Nie dość, że praca na roli jest ciężka, to jeszcze po pierwsze, w ciągu ostatnich dwóch dekad o 40% wzrosły koszty prowadzenia gospodarstwa, a po drugie, spada znaczenie rolników w łańcuchu wartości. Jeszcze w 1995 r. to było 31%, w tej chwili jest to tylko 21%. To jest naprawdę bardzo zła wiadomość. Pozycja rolników zwłaszcza w stosunku do pozycji sieci handlowych jest cały czas minimalizowana.
W Polsce także? Wydaje się, że rządzący obawiają się protestów rolniczych…
– Tak, w Polsce jest to bardzo widoczne. U nas jednak osłabienie pozycji rolników w łańcuchu wartości nie wiąże się jedynie z polityką rolną UE. Dochodzi do tego fakt, że nie ma współpracy pomiędzy polskimi producentami surowców rolnych a przetwórstwem, które w większości znajduje się w rękach kapitału zagranicznego. Podobnie duże sieci handlowe. Tym podmiotom zależy, by rolnik sprzedał jak najtaniej. Drugą sprawą jest brak współpracy pomiędzy samymi rolnikami. Skutecznie ich do tego zniechęcono w czasach PRL-u, narzucając zarządzane centralnie formy kooperacji, które charakteryzował szereg patologii społecznych. To wszystko spowodowało, że dzisiaj rolnicy nie mają do siebie zaufania, obawiają się współpracy. A szkoda, bo wspólnie działający rolnicy mają znacznie silniejszą pozycję w negocjacjach handlowych, a także znacznie lepszą możliwość dystrybucji. Takie działanie rolników jest charakterystyczne dla państw starej UE, z innym „zapleczem” historycznym. Dziś więc, mimo że WPR wspiera finansowo powstawanie grup producenckich, nadal zainteresowanie nimi wśród polskich rolników pozostaje niewielkie. Władze komunistyczne niszczyły przedwojenne formy współpracy działające w ramach spółdzielni spożywczych. Niszczono je w obawie o to, że mogą stać się miejscem oporu politycznego. Kooperacja między rolnikami i między konsumentami została rozbita. Niemniej jednak polską spółdzielczość spożywczą udało się ocalić i nawet odbudować, nadal jednak wymaga on wzmocnienia.
Nowym zjawiskiem jest w Polsce zakładanie kooperatyw spożywczych. Impuls wychodzi od konsumentów, którzy idą bezpośrednio do rolników. To pozwala budować wsparcie, powiązanie, w którym jest wzajemne zaufanie, współpraca. Inną formą, polegającą na bezpośredniej współpracy gospodarstwa rolnego z konsumentami jest Rolnictwo Wspierane Społecznie (RWS), dynamicznie rozwijające się i coraz popularniejsze w krajach starej UE. Nasi rolnicy na razie jeszcze nie korzystają z tych rozwiązań na szeroką skalę, choć byłby to świetny sposób na stabilizację i zwiększenie dochodów. Wymaga to jednak produkowania żywności o jakości wyższej niż w głównym nurcie sprzedażowym.
Dlaczego w Polsce rolnicy nie korzystają z tych rozwiązań?
– Powodem jest przerwana nić porozumienia pomiędzy rolnikami a konsumentami. To nie jest tylko wina Wspólnej Polityki Rolnej, ale i polityki krajowej. Pod koniec lat 90. , mimo bardzo dużych protestów organizacji rolników, zwłaszcza rolników ekologicznych, wprowadzono skandaliczną ustawę o zakazie sprzedaży bezpośredniej z gospodarstw, która była robiona pod auspicjami Ministerstwa Rolnictwa. To bardzo zmieniło warunki gry. Tłumaczono wtedy, że tego wymagają przepisy unijne, co jest wierutną bzdurą. Teraz przyjmuje się ustawę o sprzedaży bezpośredniej, o rolniczym handlu detalicznym produktami pochodzenia zwierzęcego, ale zniszczenia zostały dokonane.
Druga sprawa odcinająca konsumentów od rolników, a mówiąc szerzej miasto od wsi, to hasła, promowane przez duże organizacje rolnicze, głównie powiązane z sektorem paszowo-zwierzęcym i także, niestety, przez wielu polityków, że społeczeństwo nienawidzi rolników, że społeczeństwo polskie, zwłaszcza ekolodzy, chcą zniszczyć polskie rolnictwo. Jak w takiej sytuacji możliwy jest dialog pomiędzy rolnikami i konsumentami? Jak rolnicy mogą dowiedzieć się, jakie są oczekiwania konsumentów wobec jakości żywności?
Od co najmniej dwóch lat za każdym razem, gdy pojawiają się głosy, że trzeba zmieniać Wspólną Politykę Rolną na przyjazną ludziom, środowisku, zwierzętom, to do polskiego rolnika trafia tubalny przekaz, że to jest zagłada dla polskiego rolnictwa, najczarniejszy scenariusz promowany przez tzw. ekologistów, ekoterrorystów i lewaków.
Januszowi Wojciechowskiemu, komisarzowi UE ds. rolnictwa trudno chyba przypisywać „lewackość”, a on uważa, że strategia „Od pola do stołu” jest korzystna dla polskiego rolnictwa.
– Tak, ponieważ jest kierowana właśnie do małych i średnich gospodarstw. Ale my w Polsce postanowiliśmy postawić na intensywną produkcję zwierzęcą – duże fermy, duże monokultury upraw paszowych. Na razie mamy tylko 6% dużych gospodarstw w skali kraju. W UE pojawiła się jednak koncepcja, żeby ścinać dopłaty bezpośrednie bardzo dużym gospodarstwom ponieważ one są samowystarczalne finansowo. Natomiast należy skierować większy strumień pieniędzy do małych i średnich rolników. Nas tak bardzo ten problem nie dotyczy, ale bardzo dotyczy to, że ekologia jest przedstawiania rolnikom jak „śmierć na chorągwi”. Nie ma żadnej promocji tego, co się dzieje teraz w polityce rolnej Unii Europejskiej. Nikt nie mówi o tym, że Unia przyjęła Europejski Zielony Ład, że dążymy do tego, aby Unia była neutralna klimatycznie do 2050 r. Ale żeby ona była neutralna, to w różnych dziedzinach gospodarki muszą się wydarzyć rzeczy, które do tego doprowadzą. Rolnictwo jest jednym z elementów tego planu, z uwagi na to, że w ponad 10% przyczynia się do emisji gazów cieplarnianych, a cały łańcuch żywnościowy w 30%.
W Unii Europejskiej narastają problemy społeczne i środowiskowe
Rolnictwo w Zielonym Ładzie pojawia się właściwie w dwóch odsłonach, w strategii „Od pola do stołu” oraz w strategii dotyczącej różnorodności biologicznej.
– Tak. Obie te strategie zostały ogłoszone 20 maja 2020 r. przez Komisję Europejską. W Unii Europejskiej narastają problemy społeczne i środowiskowe. Obywatele mają coraz większe obawy związane z bezpieczeństwem żywności. Eurobarometr z 2018r. pokazuje, że obywatele bardzo się boją antybiotykooporności, wynikającej z tego, że w wielkoprzemysłowych hodowlach nadmiernie podaje się antybiotyki zwierzętom gospodarskim, a później ludzie je przyjmują, spożywając mięso. Mamy 33 tys. zgonów rocznie w Unii Europejskiej z powodu antybiotykooporności. Mamy 400 tys. zgonów z uwagi na wyziewy amoniaku, pochodzące z dużych punktów produkcji zwierzęcej.
Unijne rolnictwo emituje około 10% wszystkich gazów cieplarnianych, w tym bardzo niebezpiecznych, metanu i podtlenku azotu. To głównie pochodzi z produkcji zwierzęcej, która w dodatku jest coraz bardziej oddzielona od produkcji roślinnej. Mamy wielkie monokulturowe uprawy pod paszę, ale ponieważ jest to monokultura, gleba zostaje wyjałowiona, więc stosuje się coraz więcej nawozów sztucznych. Trafiają one do wód gruntowych, do wód lądowych, a w końcu do wód morskich – tworząc martwe, beztlenowe strefy, gdyż azot pochodzący z nawozów przyczynia się do zakwitu sinic. Wszystko to razem tworzy śmiertelną kombinację, która powoduje, że wzrastają zagrożenia środowiskowo-klimatyczne i zagrożenia społeczne.
I wzrasta też opór po stronie konsumentów, wśród producentów z małych i średnich gospodarstw, którzy są coraz bardziej zagrożoni tym systemem, a także wśród rolników ekologicznych, którzy chcieliby, żeby polityka rolna wyglądała zupełnie inaczej. W Polsce ten ruch społeczny na rzecz zmiany polityki rolnej jest stosunkowo świeży, dlatego że w końcu zaczęliśmy poważnie rozmawiać o rolnictwie mniej więcej 2-3 lata temu. I wtedy też zaczęliśmy się organizować wokół tego tematu. Natomiast w Unii Europejskiej, szczególnie w krajach starej Unii mówi się o tym co najmniej od dekady.
Tam poparcie dla reformy unijnej polityki rolnej jest większe?
– W Polsce o tym nie słyszymy, ale ludzie protestują. Postulują pilną zmianą WPR na przyjazną środowisku, klimatowi, zwierzętom i ludziom. Obywatele UE mają dość polityki rolnej, która niszczy nasze ekosystemy i klimat, niszczy obszary wiejskiej. Co roku od 2011, w Berlinie tysiące osób demonstrują przeciw takiej WPR właśnie pod hasłem „Wir haben es satt!” czyli „Mamy tego dość”.
Ludzie z całej Europy, rolnicy i konsumenci wspólnie domagają się zmian. Jest to niezwykłe i wzruszające wydarzenie. W centrum Berlina cały czas jeździ kilkaset traktorów, którymi rolnicy przyjeżdżają na tę demonstrację nawet z miejsc oddalonych o wiele kilometrów. Pszczelarze przywożą taczki z martwymi pszczołami, żeby pokazać skalę wymierania zapylaczy z uwagi na stosowanie pestycydów.
Powstała platforma Good Food Good Farming, która gromadzi organizacje z krajów Unii Europejskiej, pracujące dla zmiany WPR zapewniającej przyszłość obecnym i następnym pokoleniom. Koalicja Żywa Ziemia ma zaszczyt należeć do tej platformy.
Rozmawiacie z polskimi politykami?
– Próbujemy, ale jest to trudne. To było bardzo widoczne przy próbie nawiązania dialogu z ministrem Ardanowskim. Gdy idziemy na rozmowy i mówimy, że glifosat, który jest powszechnie używany w rolnictwie, jest prawdopodobnie środkiem rakotwórczym, że mamy coraz większe zużycie pestycydów w Polsce, coraz większe zużycie nawozów sztucznych, a ponad 200 gmin w Polsce protestuje przeciw fermom przemysłowym na swoim terenie, to słyszymy, że jesteśmy wrogami kraju, a Polska ma świetnej jakości żywność i musimy wzmacniać jej eksport. Tymczasem prawda jest taka, że eksportujemy mięso drobiowe z intensywnej produkcji i jabłka z konwencjonalnych upraw. Jednak nasze argumenty zawsze spotykają się z reakcją: „Proszę nie mówić takich rzeczy, ponieważ jest to niepatriotyczne i godzi w interesy kraju”. Tak się nie da rozmawiać. A my wiemy, że w tym samym czasie z Rumunii wracają tonami tusze drobiowe, bo okazało się, że zostały skażone salmonellą. Są to straszne koszty środowiskowe! I jakie obciążenie dla zasobów wodnych w Polsce, od trzech lat zmagającej się z suszą rolniczą.
Nie mamy silnych organizacji konsumenckich
Jednak konsumenci, obywatele, czyli wyborcy są coraz bardziej świadomi…
– Być może, ale nie mamy silnych organizacji konsumenckich, zwłaszcza takich, które zajmują się żywnością. W 2020 r. został wydany raport NIK o chemizacji żywności. Wystarczy przeczytać streszczenie tego raportu, żeby ręce opadły. Kiełbasa śląska jest chyba rekordzistką, 46 konserwantów. W tym samym czasie raporty Food Rentgen pokazuje, w jakim stopniu mamy przekroczone normy glifosatu w kaszach, płatkach śniadaniowych i innych produktach spożywczych, które zostały dopuszczone do sprzedaży w Polsce.
Powoli głos konsumentów słychać coraz mocniej i częściej. Ale potrzeba by stał się prawdziwą siłą, gdyż nawet badania Food Rentgen, które odbiły się w Polsce echem i spowodowały poważny spadek zakupu zanieczyszczonych produktów, jakoś nie przekonały ministerstwa rolnictwa do podjęcia zdecydowanych kroków.
Są też wyniki badań pokazujące z jakimi problemami mierzy się Inspekcja Weterynaryjna, badająca bezpieczeństwo żywności pochodzącej od zwierząt. Mieliśmy aferę „krów leżaków”, mamy wyniki badań NIK o podawaniu zwierzętom antybiotyków bez zgłaszania takich zabiegów. Ujawniają to dopiero analizy wody wokół ferm zwierzęcych. Ponadto zwierzęta gospodarskie w Polsce nie są prawidłowo identyfikowane, co powoduje znaczny spadek naszego bezpieczeństwa żywnościowego. Najwyższa pora na poważnie zabrać się za rozwiązanie tych problemów. Zwłaszcza w czasie pandemii.
Konsumenci i organizacje pozarządowe muszą zacząć walczyć o to, by polskie rolnictwo służyło przede wszystkim wyżywieniu ludzi i aby to pożywienie było zdrowe, odżywcze, nieszkodzące nam.
Dlaczego nie ma takich organizacji? Jest to problem, który dotyczy każdego z nas. Nie wierzę, żeby ludzie się tym nie interesowali…
– Przede wszystkim w Polsce brakuje właściwej edukacji żywieniowej. Nie takiej, która mówi o kaloriach i witaminach, ale takiej, która pokazuje, że od tego co dzieje się na polach, w sadach, ogrodach i miejscach utrzymania zwierząt gospodarskich zależy nasze zdrowie i życie.
Do tej pory, nawet dla organizacji społecznych, które zajmują się ochroną praw człowieka, również dla organizacji ekologicznych, rolnictwo było obcym tematem. Teraz mamy poruszenie. To jest pozytywne. Nawet to, że dzisiaj o tym rozmawiamy.
Jednocześnie, Wspólna Polityka Rolna odstrasza stopniem złożoności, skomplikowania. Ciężko na pierwszy rzut oka zrozumieć, jakie skutki będzie miała dana decyzja, jak działa cały system. Jesteśmy też coraz bardziej odcięci od miejsc produkowania żywności. To spowodowało, że decyzje zostały oddane w ręce urzędników, ale przede wszystkim związków i organizacji rolniczych. A im zależało na tym, aby krajowa i unijna polityka rolna była kształtowana tak, by przede wszystkim skarmiać interesy ekonomiczne. Konsument był zawsze wielkim nieobecnym. Tymczasem na przykład Olivier de Schutter, który był sprawozdawcą ONZ do spraw wyżywienia, mówi wyraźnie, że polityka rolna powinna zostać zmieniona na politykę żywnościową. Wtedy rolnictwo byłoby podporządkowane właśnie temu celowi. A my podporządkowaliśmy rolnictwo wolnemu handlowi. Najważniejsze jest, żeby było jak najwięcej produktów, jak najwięcej sprzedawać, eksportować, nawet kosztem degradacji środowiska, zmiany klimatu i pogłębiania zjawisk głodu i niedożywienia.
Zaczęliśmy traktować rolnictwo jak maszynę, gdzie żywe organizmy stały się środkami produkcji, a ekosystemy zaczęły przeszkadzać w tym, żeby ta produkcyjność, konkurencyjność, wydajność była coraz większa. Gdybyśmy zrezygnowali z tego paradygmatu, tego bożka wolnego handlu na rzecz rolnictwa służącego wyżywieniu ludzi, to byłby dobry kierunek zmian. To jest właściwie jedyna koncepcja, która zapewni przetrwanie nam i całej planecie.
Konsumentom chyba zależy na dobrej jakości żywności?
– Tak, świadomość konsumentów rośnie. Zwłaszcza wśród kobiet. Kantar Polska zrobił w 2019 r. badania, w których pytali, o co mieszkańcy miast chcieliby zapytać rolnika. Te badania pokazały, że mieszkańcy miasta chcą zapytać rolnika przede wszystkim o to, czy myśli o zdrowiu konsumentów, o jakości żywności i czy dba o zwierzęta.
Konsument wyraźnie mówi, czego chce. Dla 96% Europejczyków dobrostan zwierząt gospodarskich jest bardzo ważny. To wyszło z badań Eurobarometru w 2016 r.
Ale w Polsce te informacje nie trafiają do rolników. Nie mamy silnych organizacji konsumenckich i nie mamy również silnego samorządu rolniczego. Nie ma silnych organizacji rolniczych, które walczyłyby o interesy wsi i rolnictwa powiązanego z innymi wartościami niż zysk ekonomiczny. Nie ma struktury organizacyjnej chroniącej interesy małych i średnich rodzinnych gospodarstw. Dla tych, którzy mają zieloną filozofię produkcji rolnej.
To się powoli zaczyna zmieniać. Po pierwsze, mamy coraz bardziej świadomych rolników. Ale na razie to są jaskółki. Po drugie, sektor pozarządowy zaczyna coraz więcej o tym mówić i chce, żeby rosła świadomość społeczna na ten temat. Mówić musimy, gdyż niestety agrobiznes do walki z tymi argumentami wykorzystuje głosy naukowców, którzy – szafując profesorskim autorytetem – roztaczają przed polskim konsumentem korzyści „mięso-ekonomicznych” wariantów produkcji rolnej w Polsce. Wstyd tym większy, że naukowcy na całym świecie już od dłuższego czasu pokazują, że ekologia powinna być nową ekonomią, a stare zasady gry prowadzą nas nieuchronnie do cywilizacyjnej katastrofy. Wystarczy wymienić tylko raporty IPCC, IPES Food Report z 2019 czy Report Gupta z tego roku.
Brakuje strategii rozwoju rolnictwa ekologicznego w Polsce
O tym się prawie w ogóle nie wspomina w mainstreamowych rozmowach, ale katastrofa klimatyczna dotknie bardzo właśnie rolników i ich uprawy…
– Proszę spojrzeć na ulice i młodych ludzi z ruchów klimatycznych, którzy co chwila protestami przypominają władzom, że stawką jest ich przyszłość. A to, co znajdzie się we Wspólnej Polityce Rolnej na lata 2021-2027 ma absolutnie decydujące znaczenie, jeżeli chodzi o klimat i zagrożenia środowiskowe. Rolnictwo będzie pierwszą ofiarą zmiany klimatycznej. Więc, jeżeli ktoś dostanie po garbie, to właśnie rolnicy. Susza rolnicza trwa od paru lat. A my cały czas prowadzimy grabieżczą politykę w stosunku do zasobów naturalnych. I to nie jest tylko kwestia ostatnich lat. To nigdy dobrze nie wyglądało, ale w ostatnich latach jest rzeczywiście dramatycznie. I coraz bardziej rozwijamy intensywne metody w rolnictwie, które są bardzo wodochłonne. Polskie media muszą zacząć zadawać pytania o odpowiedzialność za bezpieczeństwo żywnościowe Polski.
Strategia „Od pola do stołu” mówi wyraźnie, że do 2030 r. mamy ograniczyć o 30% stosowanie chemicznych pestycydów, w tym o 30% te najbardziej niebezpieczne. Już teraz aż 83% gleb w Unii Europejskiej jest zanieczyszczonych pozostałością po jednym lub po kilku pestycydach. To powoduje też erozję gleb.
Strategia mówi także, że powinniśmy do 2030 r. ograniczyć użycie nawozów sztucznych o 20%. Do 2030 roku powinniśmy również zwiększyć powierzchnię gruntów rolnych pod produkcją ekologiczną do 25% oraz rozwijać ekologiczną akwakulturę. Dla Austrii na przykład to nie jest problem, bo oni mają już 26% powierzchni pod rolnictwem ekologicznym. Czesi założyli, że w najbliższych latach dojdą do 12%. Tak samo Niemcy, Dania… Francja w ogóle przyjęła strategię, że do 2030 r. 50% żywności będzie produkowane lokalnie. Oni widzą zależność pomiędzy długimi łańcuchami dostaw i niszczeniem planety, a także niszczeniem rodzimej produkcji i trudną sytuacją rolników. A u nas latami walczy się z ministerstwem rolnictwa o zmianę przepisów utrudniających życie rolnikom ekologicznym albo jedną decyzją wycofuje się 173 mln euro przeznaczone na rozwój rolnictwa ekologicznego. A potem się mówi, że to wszystko wina rolników, bo nie są zainteresowani produkcją ekologiczną. Skandal.
Jaka powierzchnia jest przeznaczona obecnie pod rolnictwo ekologiczne w Polsce?
– Dokładnie jest to 3,4%. Od 2015 roku o 10 tys. spadła liczba gospodarstw ekologicznych w Polsce. Mieliśmy tych gospodarstw prawie 30 tys. W tej chwili mamy ich około 16 tys. .
Tendencja jest spadkowa. Nie ma rzeczywistej strategii rozwoju rolnictwa ekologicznego w Polsce. Część rolników zrezygnowała z „ekologii”, ponieważ skończyły się dopłaty do tworzenia plantacji orzecha ekologicznej, ostropestu itp. Być może dobrze, że oni wyszli z tego systemu, jeśli jedyną motywacją były dopłaty do produkcji. Rolnik ekologiczny powinien produkować także zgodnie z systemem wartości, w którym troska o środowisko, ludzi i zwierzęta jest sprawą kluczową. Rolnicy powinni być przekonywani, że to jest dobry kierunek rozwoju produkcji, zwłaszcza, że rynek żywności ekologicznej przeżywa renesans i coraz więcej konsumentów poszukuje produktów ekologicznych.
Rolnicy są zmęczeni biurokracją, wadliwą administracją, również podejściem instytucji kontrolnych. To wszystko powoduje, że bardzo potrzebne jest wsparcie społeczne, podnoszenie świadomości konsumentów. Potrzebne są też działania, chroniące gospodarstwa rolne, które chcą produkować żywność wysokiej jakości, chcą to robić zgodnie z ochroną środowiska i ochroną klimatu, powodując jednocześnie, że obszary wiejskie stają się miejscem życia. A nie tylko miejscem produkcji żywności. Dzięki takim rolnikom także my, „miastowi” korzystać z usług ekosystemowych, które daje przyroda.
Wiem, że zabrzmi to patetycznie, ale jeżeli będziemy dalej szli drogą traktowania rolnictwa jak globalnej taśmy przemysłowej, to nie wiem, czy i jaką przyszłość będą miały nasze dzieci. Być może w Polsce będą musiały walczyć w lokalnych konfliktach o dostęp do wody.
Mamy skracać łańcuchy żywności
Co jeszcze zostało zapisane w strategii „Od pola do stołu”?
– Strategia „Od pola do stołu” została pomyślana w ten sposób, aby obejmowała cały łańcuch żywnościowy. Wszystkie podmioty, które tworzą łańcuch żywnościowy: od producentów, przez dystrybutorów, sprzedawców, po konsumentów produktu finalnego muszą zaangażować się w zmianę na rzecz ochrony środowiska, klimatu i sprawiedliwości społecznej. Wszyscy, których działania i wybory decydują o tym, jakie mamy rolnictwo i jaką żywność spożywamy.
Co dzieje się w gospodarstwie rolnym, które by prowadzono zgodnie ze strategią „Od pola do stołu”? Wykluczamy albo znacznie obniżamy zużycie środków ochrony roślin, pestycydów, nawozów sztucznych, ponieważ one są szkodliwe i dla środowiska, i dla ludzkiego zdrowia. Możemy też całkowicie przejść na produkcję ekologiczną. Tak, czy inaczej rośnie jakość produkowanej żywności.
Natomiast, w produkcji zwierzęcej zmniejszamy użycie antybiotyków, ergo znowu rośnie jakość, a przede wszystkim bezpieczeństwo żywności. I znowu, największe będzie w rolnictwie ekologicznym, gdzie przepisy prawa wprost zabraniają prewencyjnego podawania antybiotyków zwierzętom.
W strategii mówi się również o tym, aby stawiać na dobrostan zwierząt gospodarskich. Postuluje się w niej, by Unia dążyła do wprowadzenia dla wszystkich krajów Unii Europejskiej jednego oznaczenia dla produktów pochodzenia zwierzęcego, które pochodzą z systemu dobrostanowego. Tak jak mamy dobrowolne oznaczenie rolnictwa ekologicznego w postaci zielonego liścia albo urzędowe znakowanie jaj. Dzięki takiemu oznaczeniu żywności pochodzenia zwierzęcego konsumenci będą więcej wiedzieć na temat poziomu dobrostanu zwierząt i będą mogli podejmować świadome decyzje zakupowe. Teraz mamy nowych cel we Wspólnej Polityce Rolnej, cel nr 9, który wyraźnie mówi o tym, że rolnictwo powinno być powiązane ze zdrowiem konsumentów. Czyli to w jaki sposób traktujemy ziemię, wodę, rośliny i zwierzęta decyduje o tym czy nasza żywność jest zdrowa. W myśleniu o WPR to jest absolutne novum. Tego wcześnie nie było, choć wydaje się tak oczywiste.
Strategia „Od pola do stołu” mówi także o zrównoważonej diecie. Jeżeli konsumenci mają brać udział w tym, aby łańcuch żywnościowy był zrównoważony, to musimy myśleć o przechodzeniu na dietę opartą o żywność wyprodukowaną lokalnie. Awokado nie jest najlepszych wyborem, chociaż jest wege. A jeśli chcemy spożywać produkty pochodzenia zwierzęcego, to powinniśmy szukać tych ekologicznych, pochodzących od zwierząt trzymanych w dobrostanie. Przyzwyczailiśmy się, rozmawiając o dobrostanie zwierząt gospodarskich czy o negatywnych skutkach produkcji zwierzęcej na środowisko i klimat, mówić głównie o mięsie. A prawda jest taka, że krowy mleczne mają znacznie gorszy dobrostan niż te hodowane na mięso. Po mięsie znacznie szybciej widać, co się ze zwierzęciem stało. Natomiast to, co się dzieje w sektorze mleczarskim czy w produkcji jaj, umyka naszej uwadze. Chodzi więc o to, żeby ograniczyć spożycie produktów zwierzęcych, aby było więcej roślin w diecie. A to oznacza także, że więcej gruntów powinno się przeznaczać pod produkcję żywności dla ludzi, a nie pod produkcję pasz dla zwierząt. Ponadto strategia „Od pola do stołu” wyraźnie mówi, że w przyszłej WPR nie będzie można promować taniego mięsa z intensywnej produkcji.
Chodzi też o to,by ograniczyć nadprodukcję żywności i jej marnotrawienie. Konieczne jest zgodnie ze strategią na rzecz różnorodności biologicznej wyłączenie 30% obszarów lądowych i 30% obszarów wodnych spod działalności rolniczej. Jest to kwestia zupełnie innego zarządzania obszarami wiejskimi.
Mamy skracać łańcuchy żywności. Żywość zanim trafi na nasze stoły przemierza średnio 180 km. Rocznie importujemy do Unii Europejskiej 360 mln ton soi na paszę dla zwierząt. Głównie z Argentyny i Brazylii, przyczyniając się do wycinki Puszczy Amazońskiej pod uprawy genetycznie modyfikowanych roślin, bez opamiętania opryskiwanych Roundup’em zawierającym glifosat. W Unii Europejskiej jesteśmy uzależnieni od importu żywności i pasz w stopniu zagrażającym bezpieczeństwu żywnościowego, co pokazała pandemia COVID-19, gdy dostawy zostały przerwane na jakiś czas. Dostawy z dalekich krajów podnoszą ślad węglowy, ale też koszt produktu finalnego, który ponoszą konsumenci. Skracajmy łańcuchy dostaw. Stawiajmy na żywność ekologiczną, produkowaną lokalnie. To wynika ze strategii „Od pola do stołu”.
Wynika z niej także, że rolnictwo – zamiast emitować zanieczyszczenia do powietrza – ma ogromy potencjał ich redukowania. Odpowiednie traktowanie gleby, rolnictwo regeneratywne, utrzymywanie stałej pokrywy roślinnej, zadrzewień śródpolnych, holistyczny wypas zwierząt to wspaniałe instrumenty umożliwiające magazynowanie węgla w glebie, czyli tzw. sekwestracji węgla. Dodatkowo dają korzyść w postaci zwiększenia retencji na obszarach rolniczych. Zgodnie ze strategią „Od pola do stołu” rolnicy, którzy dzięki odpowiednim praktykom rolnym przyczyniają się do sekwestracji węgla, powinni być za to wynagradzani. Przy okazji, uwaga na greenwashing polegający na posługiwaniu się pojęciami zrównoważonego rolnictwa, regenratywnego czy przyjaznego klimatowi przez podmioty, które nie mają wiele wspólnego z prawdziwą ochroną środowiska i klimatu, ale promują pod takimi hasłami kontynuację używania chemicznych pestycydów lub nawozów sztucznych.
Wynik głosowania Parlamentu rozczarowuje
W tym kierunku miały iść zmiany w europejskiej polityce rolnej. Ale głosowanie w Parlamencie Europejskim pokazało, że nie wszyscy rozumują w taki sposób…
– Samo głosowanie było skandaliczne. Zamiast głosować zmianę po zmianie, przeprowadzono głosowanie en bloc. Co dało fatalny efekt, bo na przykład zezwolono na prowadzenie prac rolnych na obszarach Natura 2000. Dla Polski jest bardzo zła wiadomość. I tak mamy bardzo duży problem z respektowaniem obszarów Natura 2000 i miejsc wysokiej ochrony przyrody. Żeby daleko nie szukać przykładem mogą być Kruszyniany, które są na obszarze Natura 2000 i które broniły się rękami i nogami przed postawieniem tam fermy z intensywną produkcją drobiu.
Oczywiste było, że Rada UE, w ramach których spotykają się przedstawiciele rządów państw członkowskich – zwłaszcza pod presją lobbingu COPA COGECA [europejska organizacja zrzeszająca organizacje rolnicze i organizacje spółdzielcze – przyp. red.] – będą próbować obniżyć te zielone, ambitne cele WPR, bo ich dotrzymanie jest trudne. Nikt się nie spodziewał, że wszyscy przyklasną z entuzjazmem, ale liczyliśmy na Parlament Europejski, który był bardzo „zielony” do tej pory. Wynik głosowania Parlamentu był dużym rozczarowaniem.
Powiedziałyśmy już, że Europejski Zielony Ład – delikatnie mówiąc – nie cieszy się popularnością wśród polskich polityków, ani wśród przedstawicieli przemysłu rolnego. A naukowcy jaki mają do niego stosunek?
– Na początku negocjacji w sprawie WRP prawie 4 tys. naukowców napisało list, w formie artykułu naukowego, do Komisji Europejskiej. Fantastyczny list, pokazujący, w którą stronę powinna iść reforma WRP, z podanymi bardzo szczegółowymi rozwiązaniami, stanem faktycznym, wyjaśnieniem, dlaczego to się powinno zmieniać, ponieważ po prostu zagrażamy swojemu własnemu bezpieczeństwu żywnościowemu. Świat nauki chciał zaistnieć w procesie zmian. Szkoda tylko, że nie ma tam ani jednego polskiego nazwiska. Polskie instytuty naukowe zajmujące się rolnictwem są finansowo i politycznie powiązane z ministerstwem, pracują na zlecenie ministerstwa. Ciężko w takich warunkach o pełną niezależności opinii. Szkoły wyższe dostają granty od przemysłu spożywczego czy rolniczego, co też wiąże się z głoszeniem pewnych idei. Problemem jest też chodzenie utartymi ścieżkami czyli brak zrozumienia, że o rolnictwie nie da się mówić w ten sam sposób co 30 czy 20 lat temu. Dla osób, zwłaszcza ze starszego pokolenia, odrzucenie paradygmatu ekonomicznego, technokratycznego stanowi prawdziwe wyzwanie. Są oczywiście w Polsce wyjątkowi naukowcy, którzy inaczej mówią o rolnictwie, wskazują zagrożenia klimatyczne i środowiskowe, aktywnie działają na rzecz zrozumienia potrzeby zmian. Na szczęście jest ich coraz więcej, ale nadal ich głos jest zbyt cichy w debacie publicznej.
Zintensyfikować działania rzecznicze
Jaką rolę dla organizacji pozarządowych widziałaby Pani, biorąc pod uwagę te wszystkie problemy?
– Koalicja Żywa Ziemia chętnie przekaże całą swoją wiedzę na temat rolnictwa i żywności wszystkim organizacjom pozarządowym i organizacją rolniczym. Musimy razem budować społeczny ruch na rzecz zmiany polskiego rolnictwa, by stało się przyjazne środowisku, klimatowi, ludziom i zwierzętom. Teraz, razem z ruchami klimatycznymi, naukowcami, a przede wszystkim rolniczkami i rolnikami. Musimy aktywizować kobiety, matki, kobiety na wsi, gdyż one szybko identyfikują się z problemami dotyczącymi zdrowia, jakości żywności, ochrony środowiska, w trosce o przyszłość dzieci i wnuków.
Ta sieć powinna nam służyć do zwiększania działań rzeczniczych, do nieustannego występowania do polityków, samorządowców, urzędników z postulatami planowania polityki rolnej chroniącej trwałość ekosystemów, szanującej rolników i obszary wiejskiej, dającej nam żywność wysokiej jakości. Musimy być obecni i aktywni w Sejmie i Senacie. Na razie Koalicja Żywa Ziemia jest nieco osamotniona w tej rzeczniczej walce. Dlatego zachęcamy wszystkich do włączenia się w decydowanie o Planie Strategicznym WPR czyli dokumencie obecnie projektowanym przez resort rolnictwa. To, co zostanie w nim zapisane jest kluczowe dla przyszłości polskiego rolnictwa.
Nie możemy pozwolić, by agrobiznes uzurpował sobie prawo mówienia w imieniu wszystkich rolników i decydowaniu o naszej przyszłości podporządkowanej ich krótkotrwałym interesom. Nie może być tak, że politycy wycofują się pod krzykiem AgroUnii albo pod manipulacją Porozumienia Rolniczego i przestają słuchać argumentów merytorycznych.
Żywność, zdrowie, czyste powietrze, zasoby wodne, różnorodność biologiczna, dobrostan zwierząt i stabilny klimat są warunkiem przetrwania nas wszystkich i jakości naszego życia, niezależnie od „lewych czy prawych” poglądów politycznych. Najwyższa pora, by to zrozumieć.
Justyna Zwolińska – prawniczka specjalizująca się w zagadnieniach związanych z polityką jakości i ochroną środowiska w rolnictwie, polityką żywnościową, Wspólną Polityką Rolną oraz dobrostanem zwierząt gospodarskich. Wykładowczyni i doktorantka w Instytucie Nauk o Żywieniu Człowieka SGGW. Wykładowczyni na podyplomowych studiach „Prawo o żywności” na Uniwersytecie SWPS. Wieloletnia współpracowniczka organizacji pozarządowych zajmujących się rolnictwem, ochroną środowiska i zwierząt. Członkini Stowarzyszenia „Prawnicy na rzecz zwierząt” oraz Forum Rolnictwa Ekologicznego im. Mieczysława Górnego. Członkini Rady Fundacji „Strefa Zieleni”. Koordynatorka ds. rzecznictwa Koalicji Żywa Ziemia w ramach obywatelskiej inicjatywy europejskiej Good Food Good Farming.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.