Marcin Kowalczyk: Wojna, jak każde niszczycielskie działanie, negatywnie wpływa na klimat i powoduje dodatkowe emisje
– Wojna w Ukrainie może być przyczynkiem do przyspieszenia transformacji klimatycznej, nie zaś do jej opóźnienia czy odejścia od niej, jak niektórzy by chcieli – z Marcinem Kowalczykiem, kierownikiem Zespołu Klimatycznego WWF Polska rozmawiamy o wpływie wojny w Ukrainie na klimat i politykę klimatyczną.
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – Spotykamy się, aby porozmawiać o tym, jak wojna w Ukrainie wpływa na politykę klimatyczną i na zmianę klimatu. Pierwsze, co na pewno da się zauważyć to, że wojna przykryła temat zmian klimatu. Zgodzi się Pan?
Marcin Kowalczyk, kierownik zespołu klimatycznego WWF: – Wydarzenie tak gwałtowne, jak wojna w Ukrainie zakrywa to, co się działo do tej pory: nie tylko kwestie związane ze zmianami klimatu, ale chociażby i pandemię, o której też się obecnie dużo mniej mówi, mimo że jeszcze się nie zakończyła. Na pewno w krótkim okresie to wydarzenie przykryło wszystko inne, ale widać, że powoli dochodzi do swoistej „normalizacji”: temat nadal jest obecny w mediach, ale nie w takim samym stopniu, w jakim to było w poprzednich dniach, a raporty Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC), czyli Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu, które się pojawiły 28 lutego i 4 kwietnia pokazują, że jednak mamy dużo do zrobienia. Kwestia zmian klimatycznych nie odeszła i nie zostawiła nas w spokoju.
Wręcz przeciwnie, wojna w Ukrainie może trochę być przyczynkiem do przyspieszenia transformacji, nie zaś do jej opóźnienia czy odejścia od niej, jak niektórzy by chcieli.
Jednym z głównych tematów, który się przewija w czasie debaty o skutkach wojny, jest, przynajmniej w Polsce, odejście czy uniezależnienie się od źródeł energii pochodzących z Rosji. Czy to jednocześnie przekłada się na odejście od paliw kopalnych?
– To powinno przekładać się na odejście od paliw kopalnych w ogóle, docelowo. Ze względu właśnie na to, że w takiej sytuacji uniezależniamy się od dostaw czy to ropy, czy gazu z zagranicy. Praktycznie nie mamy żadnych źródeł tych paliw u siebie. Jednocześnie przejście na odnawialne źródła energii powoduje, że cała energia jest produkowana z zasobów, które mamy u siebie, bo z naszego wiatru i naszego słońca, mówiąc kolokwialnie.
Oczywiście to musi być robione z głową. Wiadomo, że nie jesteśmy w stanie takiej zmiany przeprowadzić z dnia na dzień, ale, tak czy inaczej, jest to do przeprowadzenia pilnie. I jest to możliwe, bo analizy pokazują, że już w 2030 roku możemy nawet około 80% energii produkować ze źródeł odnawialnych. Środki inwestycyjne wcale też nie są aż tak wysokie, jak by to się mogło wydawać. I jest to po prostu kwestia woli politycznej, aby odejść od większej części paliw kopalnych w energetyce.
Co mogłoby zastąpić to paliwo?
– Głównie fotowoltaika i energia wiatrowa. Oczywiście wymaga to również odblokowania pewnych kwestii prawnych, które w tym momencie ograniczają rozwój obu tych źródeł energii. Tak zwana ustawa wiatrakowa utrudnia w tym momencie budowę wiatraków na lądzie, ponieważ wymaga, aby wiatraki były stawiane nie bliżej niż 2–2,5 kilometra od najbliższego zabudowania, co sprawia, że ponad 99% powierzchni Polski nie nadaje się pod takie inwestycje.
Są również ograniczenia w rozwoju fotowoltaiki, czy to w postaci niekorzystnej zmiany dla prosumentów, jeśli chodzi o rozliczenia wyprodukowanej energii, czy też ostatni projekt, który utrudnia budowę dużych farm fotowoltaicznych, wymagając od inwestorów poważnych działań związanych z przygotowaniem terenów, m.in. odpowiednich planów zabudowy miejscowej. Większość kraju takich planów nie ma, a to powoduje, że takie farmy nie będą mogły w ogóle powstawać.
Środki na te zmiany można by znaleźć w Unii Europejskiej. Temu miały służyć m.in. zapisy Umowy Partnerstwa, ale też Krajowego Planu Odbudowy.
– Źródeł może być szereg, nie tylko z Unii Europejskiej, ale również środki prywatne. Przedsiębiorstwa coraz częściej muszą same zwracać uwagę na zazielenienie swoich łańcuchów dostaw.
Firmy, na przykład należące do zagranicznych korporacji, dysponują w swoich spółkach matkach odpowiednimi środkami, ale nie mają możliwości przeprowadzenia inwestycji właściwie tylko ze względu na bariery prawne. Nie jest więc tak, że to musi być przeprowadzane tylko i wyłącznie z pieniędzy publicznych, ponieważ jest możliwości odblokowania całkiem poważnych środków prywatnych.
Jeśli chodzi o środki publiczne, to rzeczywiście są one z Krajowego Planu Odbudowy, z funduszy strukturalnych, ale też pochodzące np. z aukcji uprawnień do emisji. Nie zapominajmy, że to też jest całkiem spore źródło dochodów. W tym momencie w większości trafiające do budżetu. W zeszłym roku to było ponad 25 miliardów złotych. W tym roku znowu może być to 20–25 miliardów. Zależy oczywiście od kursu walutowego i od samych cen uprawnień. Można by te pieniądze wykorzystać do do rozwoju energetyki odnawialnej. Nie muszą być w stu procentach przekazywane na to, mogą służyć współfinansowaniu pewnych inwestycji.
Tutaj trzeba jednak wspomnieć o jednej istotnej kwestii, potrzebnej do tego, żebyśmy osiągnęli odpowiednią ilość odnawialnych źródeł energii: o magazynach energii. Musimy pamiętać, że energetyka oparta o odnawialne źródła energii jest do pewnego stopnia niestabilna i potrzebuje swoistego stabilizatora. W krótkim okresie to może być zimna rezerwa oparta o paliwa kopalne. W dłuższej perspektywie musimy pomyśleć o długoterminowym i dużym magazynowaniu energii. Ale od czegoś trzeba zacząć. Nawet gdybyśmy zrobili to na zasadzie małej stabilizacji, powiedzmy w okresie dobowym, to już jest zawsze postęp w stosunku do tego, co mamy obecnie. Zimna rezerwa będzie używana tylko i wyłącznie wtedy, kiedy faktycznie w zimie zdarzą się dni bez wiatru i bez słońca ze względu na nasze warunki klimatyczne. Aczkolwiek takich dni nie jest dużo: zazwyczaj, jeżeli nie ma słońca, to często jest wiatr.
Czy wśród polityków w Polsce dostrzega Pan zmianę w myśleniu o takich rozwiązaniach? Czy teraz sytuacja związana z wojną, z koniecznością uniezależnienia się od Rosji, zmieniła podejście polityków do tego tematu?
– Część polityków, która była już wcześniej przychylniejsza tego typu rozwiązaniom, faktycznie dostrzega ten problem i widzi, że przejście na odnawialne źródła energii i rezygnacja ogólnie z paliw kopalnych jest istotna. Trzeba jednak pamiętać, że nawet jeżeli zrezygnujemy z rosyjskich źródeł energii, to może się okazać, że będziemy sprowadzać ropę, czy gaz z innych niestabilnych kierunków, np. z Zatoki Perskiej. Tam też istnieje ryzyko zakłócenia dostaw potencjalnie związane z działaniami zbrojnymi w tym regionie.
Jest to dostrzegane, aczkolwiek oczywiście są osoby, które uważają, że w takiej sytuacji powinniśmy się skupić tylko i wyłącznie na polskim węglu, co w długim okresie jest niewykonalne. Po pierwsze, ze względu na koszt samego wydobycia polskiego węgla. Podobno do każdej wydobytej tony węgla dokładamy około 44 złotych. Takie były wyliczenia w zeszłym roku. Po drugie, ze względu na konieczność dojścia do europejskich celów klimatycznych. Od tego wojna nas nie zwolniła. W polskiej prasie dosyć głośnym echem odbiła się wypowiedź Fransa Timmermansa, wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, który mówił, że być może możemy teraz mówić troszeczkę dłużej o wykorzystaniu węgla. Mówił to w kontekście wykorzystania gazu jako paliwa przejściowego: być może dłużej będziemy korzystali z węgla i przejdziemy od razu na odnawialne źródła energii.
Wspomniał Pan o raporcie IPCC. Pierwsza jego część została opublikowana 28 lutego, czyli kilka dni po wybuchu wojny. Druga 4 kwietnia 2022 r. Prace nad raportem toczyły się zanim wybuchła wojna w Ukrainie, więc dokument nie uwzględnia nowych warunków, ale czy one mogą jakoś zasadniczo zmienić wydźwięk raportu?
– Raport IPCC składa się z czterech części. Jedną jest ogólne podsumowanie dla decydentów, które będzie opublikowane dopiero w sierpniu. Wcześniej są przygotowywane trzy raporty w trzech grupach roboczych. Pierwsza zajmuje się kwestiami nauk fizycznych, na których opierają się wszystkie modele klimatyczne. Ta część została opublikowana w sierpniu zeszłego roku. Druga część zajmuje się kwestiami adaptacji do zmian klimatu, narażonymi na zmianę klimatu społecznościami itp. To zostało opublikowane 28 lutego. Trzecia część, dotycząca sposobów redukcji emisji i ograniczania emisji oraz docelowo dochodzenia do neutralności klimatycznej została opublikowana właśnie 4 kwietnia.
→ „Raport IPCC: Najbliższe lata decydujące dla ochrony klimatu”
Same prace nad tym raportem trwały bardzo długo, a ostatecznym punktem odcięcia dla tych dwóch części raportu był październik 2021 roku. Wtedy pojawiały się najpóźniejsze dokumenty i prace naukowe, które zostały wzięte pod uwagę przy przygotowaniu tych dwóch części. Samo przygotowanie raportu jest procesem długotrwałym, trwającym wiele miesięcy, dlatego i proces, i raport pojawia się zwykle raz na pięć, sześć lat.
I dlatego też nowe,
wojenne okoliczności nie są uwzględnione w raporcie wprost, ale mówi on dokładnie o tym, o czym rozmawialiśmy przed chwilą: o konieczności odejścia od paliw kopalnych jak najszybciej. To jest po prostu imperatyw. Sam wybuch wojny w Ukrainie nic nie zmienia we wnioskach raportu. On w żaden sposób się przez to nie zdezaktualizował. Wręcz przeciwnie, tylko potwierdza to, co trzeba zrobić.
Czyli?
– Ponownie wskazuje się na konieczność przejścia na odnawialne źródła energii. Wykorzystanie dodatkowych sposobów magazynowania energii, np. wyprodukowanie zielonego wodoru, które można wziąć pod uwagę w dłuższej perspektywie. Aczkolwiek nadal jest to technologia w fazie początkowej. W dłuższej perspektywie, jeżeli chcemy dojść do neutralności klimatycznej, oprócz gwałtownej redukcji emisji, np. przez elektryfikację transportu, konieczne będzie wycofywanie dwutlenku węgla z atmosfery, ale to znowu są technologie na bardzo wstępnym etapie rozwoju i nie mogą zastąpić nam redukcji emisji. To jest tylko uzupełnienie, którym będziemy dopełniać niejako nasze działania, powiedzmy w latach 40. tego stulecia.
Raport dotyczy nie tylko energetyki. Bardzo często skupiamy się na energetyce, ale musimy pamiętać również o tym, że należy redukować emisje, wynikające chociażby z budownictwa, ciepłownictwa. To są bardzo poważne wyzwania, również w Polsce.
Kwestie związane z rolnictwem. To jest mało znany temat, ale rolnictwo też ma znaczący wpływ na emisję i tam również będzie musiało dojść do zmian, także w naszych przyzwyczajeniach. Na przykład nasza dieta będzie musiała być w dużo większym stopniu oparta o żywność roślinną, a nie zwierzęcą, ze względu na to, że hodowla zwierząt generuje bardzo dużą ilość metanu, który jest silnym gazem cieplarnianym, dużo silniejszym od dwutlenku węgla.
Skoro jesteśmy przy rolnictwie. W kontekście wojny podkreśla się, że zostało zachwiane bezpieczeństwo żywnościowe, ponieważ został przerwany łańcuch dostaw.
– Bezpieczeństwo żywnościowe związane z wojną w Ukrainie dotyczy bardziej państw rozwijających się, które były znaczącymi odbiorcami zboża produkowanego czy to w Rosji, czy w Ukrainie. Egipt czy państwa Zatoki Perskiej sprowadzały bardzo duże ilości zboża i to tam jest poważnie zachwiane bezpieczeństwo żywnościowe. Z tego powodu może tam dojść do problemów, również społecznych.
A po co w takim razie dopłaty do nawozów, o których zaczęło się mówić w Europie wraz z wybuchem wojny?
– To wynika z samych cen nawozów. Po pierwsze, część nawozów faktycznie importowaliśmy z Rosji czy z Ukrainy, więc to nam zostało utrudnione. Po drugie, nawozy, które są produkowane w Polsce, wymagają gazu ziemnego. Jest to surowiec wykorzystywany do produkcji nawozów. Warto tu dodać i podkreślić, że w Polsce gaz jest bardziej surowcem przemysłowym niż energetycznym, w przeciwieństwie na przykład do Niemiec. W Polsce znacząca część gazu trafiała do produkcji przede wszystkim nawozu, więc problemy z ewentualnymi dostawami gazu i bardzo wysokie ceny gazu, z którymi mieliśmy do czynienia jeszcze pod koniec zeszłego roku, spowodowały w konsekwencji wzrost cen nawozów.
Czy wojna w Ukrainie może przyczynić się do tego, że strategia "Od pola do stołu" stanie się bliższa myśleniu Europejczyków, aby skupić się na skróceniu łańcucha dostaw?
– Zdecydowanie jest to okazja do promocji skracania łańcuchów dostaw i skupiania się na tej żywności, która jest produkowana w pobliżu. Z punktu widzenia Polski może to wpłynąć na ograniczenie wzrostu cen żywności. Cały czas przecież jesteśmy państwem posiadającym dość rozwinięte rolnictwo. Ale dla niektórych polskich wytwórców żywności to może być pewnego rodzaju zagrożenie, ponieważ są oni dostawcami na rynki innych państw Unii Europejskiej. W takiej sytuacji ich towary nie byłyby tam dostarczane. To mogłoby oznaczać dla nich utratę części kierunków dostaw.
Wspomniał Pan o konieczności redukcji emisji związanych z budownictwem. Mówimy tu na przykład z jednej strony o termomodernizacji budynków, ale z drugiej strony - temperatury też wzrastają. Czy do Polaków dociera świadomość, że musimy myśleć nie tylko o tym, aby ocieplać swoje domy i unikać strat energii, ale też o tym, żeby tak budować te domy i tak je zabezpieczać, aby chronić się przed nadmiernym gorącem?
– Wydaje mi się, że to jeszcze nie jest dostrzegane. Po pierwsze, pamiętajmy, że same zmiany i ocieplenie klimatu wcale nie oznacza, że w Polsce nie będą występować zimy i czasami nawet duże mrozy. Tego typu zagrożenia nadal będą się pojawiać, tylko w innym zakresie, w krótszym czasie.
Po drugie, termomodernizacja działa w dwie strony: powoduje, że ciepło nie ucieka na zewnątrz w zimie, ale też to ciepło nie dociera do wewnątrz w trakcie lata. Oczywiście, jeżeli jest dobrze zaprojektowany budynek. O takiej termomodernizacji trzeba zacząć myśleć i faktycznie jest to kwestia, która powinna pojawiać się coraz częściej w debacie publicznej. Mamy tutaj też kwestię konieczności zapewnienia dodatkowego chłodu, być może przez, niestety, rozpowszechnienie się klimatyzacji. Do tej pory w Polsce klimatyzacja była stosunkową rzadkością, teraz powoli staje się niemalże normą. Tak jak to jest w państwach, które mają dużo cieplejszy klimat od nas.
Klimatyzacja też pochłania energię.
– Jak najbardziej, klimatyzacja pochłania energię i to też jest wyzwanie w trakcie lata, związane chociażby z tym, że tę energię trzeba dostarczyć. Przypomnijmy sobie sierpień 2015 roku i faktyczne blackouty i wyłączenia energii elektrycznej. Wprawdzie wtedy nastąpiło spiętrzenie kilku niekorzystnych czynników, ale coraz mniej tych niekorzystnych czynników musi się spiętrzyć, żeby dochodziło do blackoutów.
Organizacje ekologiczne, między innymi WWF i Koalicja Klimatyczna, zgłaszały wiele uwag do dokumentów, dzięki którym Polska ma mieć możliwość korzystania z funduszy strukturalnych – do Umowy Partnerstwa . Czy te uwagi zostały uwzględnione?
– Faktycznie zgłaszaliśmy sporo uwag, natomiast ciężko jest nam powiedzieć, które z nich zostały uwzględnione, ponieważ nie widzieliśmy ostatecznych wersji dokumentów przekazanych do Komisji Europejskiej. Podejrzewamy, że być może część z nich została wzięta pod uwagę, ale dopiero gdy zobaczymy zatwierdzoną umowę, będziemy w stanie stwierdzić, w jakim stopniu. Dla nas jedną z kluczowych kwestii, o których wspominaliśmy, oprócz technicznych uwag przy konkretnych projektach, było to, w jaki sposób zarządzane będzie dysponowanie tymi środkami. Chodziło nam o to, by w komitecie monitorującym możliwy był udział przedstawicieli organizacji pozarządowych. Aby doprowadzić do transparentności wykorzystania tych środków.
Z projektów, do których składaliście uwagi, wynikało, że dość duży nacisk położono w nich na rozwój infrastruktury drogowej. Obecnie zwraca się uwagę, że takie podejście także wspiera Rosję. Im więcej dróg, tym więcej samochodów, tym więcej ropy jest potrzebnej.
– Rzeczywiście, wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby jednak wspieranie, na ile to możliwe, transportu kolejowego, również lokalnego transportu kolejowego. Rozwój infrastruktury drogowej wspiera może nie tyle Rosję, ale producentów paliw kopalnych, abstrahując już od tego, gdzie na świecie są położone te zasoby i skąd ropa będzie sprowadzana.
W dokumentach przygotowanych przez Polskę są też propozycje rozbudowy dróg wodnych śródlądowych, które niestety mają bardzo poważne wady. Po pierwsze, są to bardzo drogie inwestycje, po drugie – mają poważne i niekorzystne efekty środowiskowe. W całej Europie odchodzi się od regulacji rzek, która jest wymagana w tym przypadku. Jest to więc działanie wbrew całej logice unijnej.
Dodatkowo, gdy mówi się na przykład o rozwoju energetyki wodnej, czyli opartej o duże elektrownie wodne, nie bierze się pod uwagę, że to ma nie tylko niekorzystny wpływ na środowisko, na lokalną faunę i florę, ale również na klimat. Okazuje się, że ze względu na pojawiający się muł, gnijący przy tamie, emisje z takiej elektrowni są porównywalne z elektrownią węglową. To nie są elektrownie bezemisyjne. Owszem, jest to energetyka do pewnego stopnia odnawialna, ale nie jest to energetyka bezemisyjna.
I ostatnia kwestia, która się jeszcze z tym wiąże: wbrew temu, co nierzadko można usłyszeć, elektrownie wodne nie chronią przed powodziami. Mogliśmy to dostrzec chociażby poprzedniej zimy, w Płocku: istnienie tam we Włocławku doprowadziło do zalania bulwaru w Płocku.
Czy działania wojenne na Ukrainie wpływają bezpośrednio na klimat? Niszczy się przecież różną infrastrukturę, niszczy się środowisko…
– To jest bardzo trudne pytanie, ponieważ odpowiedź mogłaby zabrzmieć niehumanitarnie. Po pierwsze, faktycznie zniszczenia, pożary powodują emisje gazów cieplarnianych. Po drugie, odbudowa kraju, do której będzie musiało dojść prędzej czy później, również będzie się wiązała ze zwiększoną emisją gazów. Chociażby produkcja cementu. Jest to jeden z tych procesów, które najbardziej wpływają na emisyjność sektora budownictwa. To również będzie miało konsekwencje dla klimatu. Abstrahuję od innych działań, które są podejmowane przez agresorów, jak chociażby niszczenie cennych środowiskowo obszarów w wyniku działań wojennych czy na przykład wycinanie lasów, z czym też mieliśmy do czynienia. Wojna, jak każde niszczycielskie działanie będzie negatywnie wpływała na klimat i będzie powodowała dodatkowe emisje.
Marcin Kowalczyk – kierownik Zespołu Klimatycznego WWF Polska, ekspert Koalicji Klimatycznej. Od 2008 roku negocjator zmian klimatycznych i ekspert ds. finansów klimatycznych. Członek polskiej delegacji na konferencje klimatyczne oraz członek zespołu polskiej Prezydencji na COP 14 (Poznań), COP 19 (Warszawa) i COP 24 (Katowice). Wiodący ekspert finansowy podczas COP 24, nadzorujący negocjacje i konsultujący strony w obszarze finansów klimatycznych.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.