Jakub Wiech: Neutralność klimatyczna to uniezależnienie się od Rosji [wywiad]
– Rosja wciąż zarabia na surowcach – od początku wojny to 65 miliardów euro, w tym ok. 45 miliardów na handlu surowcami z samą tylko Unią Europejską, a to finansuje reżim Putina i pomaga Rosji bypassować nałożone na nią sankcje – mówi Jakub Wiech, zastępca redaktora naczelnego serwisu Energetyka24.
Estera Flieger: Wraz z rosyjską agresją na Ukrainę nastąpiła weryfikacja założeń polityki energetycznej Niemiec. Spójrzmy szerzej: jakie problemy Europy w tym obszarze odsłoniła wojna?
Jakub Wiech: Przede wszystkim porażkę polityki energetycznego liberalizmu.
Co to znaczy?
– Do 24 lutego duża część państw europejskich konstruowała swą politykę energetyczną w oparciu o założenie, że prowadzone w tym obszarze interesy z Rosją będą powstrzymywać Putina przed wdrażaniem kolejnych planów agresji.
Naiwność?
– Nie, raczej: niezrozumienie. Po każdym państwie prowadzącym racjonalną politykę można spodziewać się, że będzie dbało o swój dobrobyt, ale okazało się, że Rosja lekceważy ekonomiczne korzyści, które przynosiły jej relacje z Zachodem, bo ważniejsza jest dla niej realizacja celów geopolitycznych – to one wzięły górę 24 lutego, na co Europa nie była przygotowana.
Do jakiego stopnia Europa była uzależniona od Rosji?
Część państw była nie tylko uzależniona od dostaw surowców z Rosji, ale dopuściła do tego, że elementy infrastruktury znalazły się w rosyjskich rękach.
Rosjanie stali się właścicielami np. magazynów gazu w Niemczech, rurociągów dystrybucyjnych w Polsce, byli zaangażowani w szereg działających na Zachodzie spółek energetycznych. Co więcej, Rosja stała się rozgrywającym podmiotem w niektórych regionach, czego dobrym przykładem jest działająca na terenie Meklemburgii-Pomorza Przedniego fundacja „klimatyczna”: jej celem była ochrona Nord Stream 2 przed amerykańskimi sankcjami. Stopień infiltracji gospodarczej osiągniętej przez Rosję był więc szalenie niebezpieczny. Teraz znaleźliśmy się w sytuacji, w której część krajów członkowskich Unii Europejskiej nie jest w stanie sobie poradzić z zadaniem szybkiego przestawienia polityki energetycznej na inne tory – zdywersyfikowane i zderusyfikowane. Rosja wciąż zarabia na surowcach – od początku wojny to 65 miliardów euro, w tym ok. 45 miliardów zarobiła na handlu surowcami z samą tylko Unią Europejską, a to finansuje reżim Putina i pomaga Rosji bypassować nałożone na nią sankcje.
Pomimo wzburzenia i wzmożenia, które wywołuje rosyjskie barbarzyństwo, zmiana paradygmatu gospodarczego, o który do tej pory opierała się współpraca pomiędzy Europą Zachodnią i Rosją w mojej ocenie wciąż nie nastąpiła: na razie miała miejsce płytka korekta, a nie trwała rearanżacja.
Obawiam się, że wraz z końcem wojny nastąpi powrót do myślenia w kategorii „business as usual”, a więc powtarzania przez Europę tych samych błędów, które doprowadziły do obecnej sytuacji.
Można spotkać się z dwoma różnymi stanowiskami: część ekspertów prognozuje, że w wyniku wojny nastąpi trwała zmiana polityki energetycznej Unii Europejskiej, podczas gdy inni zakładają, że najbliższa przyszłość przyniesie ze sobą powrót do węgla.
– W krótkiej perspektywie, w obszarze transformacji energetycznej i polityki klimatycznej UE, nastąpią pewne zaburzenia, które zwiastują zresztą słowa komisarza Franca Timmermansa. Sygnalizuje on, że w realizacji bieżącej potrzeby zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego węgiel odegra pewną wciąż zauważalną rolę. Ale już w długiej, a nawet średniej perspektywie, nie uważam, by Unia zmieniła założenia polityki klimatycznej. Wręcz przeciwnie, ta polityka w tym horyzoncie czasowym przyspieszy.
To dobra wiadomość.
Jest to racjonalne, bo dążenie do neutralności klimatycznej to wyrzucenie za ekonomiczną burtę surowców kopalnych, a tym samym uniezależnienie się od Rosji.
Technologia węglowa skazana jest na zapomnienie. Poza Polską, Niemcami, Czechami, Słowacją, Węgrami i Grecją nikt więcej w UE z niej już nie korzysta. Pytanie, którą drogą pójdzie Polska, bo pozostaje jeszcze przestrzeń do negocjacji pewnych celów, np. w zakresie redukcji emisji czy trwania rynku mocy, ale Europa do węgla już nie wróci.
Jaką rolę w procesie uniezależniania się od Rosji odegra technologia jądrowa?
– Mam nadzieję, że jak największą. Niemniej, nawet biorąc pod uwagę poziom zaawansowania niektórych projektów jądrowych w Czechach i Finlandii, czy na Węgrzech i Słowacji, należy stwierdzić, że energetyka jądrowa może nam pomóc dodatkowymi mocami dopiero za jakiś czas. Mówimy o perspektywie 10 lat, bo tyle mniej więcej potrzeba, aby od zera postawić blok jądrowy. Ważne jednak, żeby technologia ta nie zniknęła z naszego horyzontu, bo widzimy wyraźnie po przykładzie takich państw jak Słowacja, Francja czy – to ważny przykład – Belgia, która po wybuchu wojny zrezygnowała z planu odejścia od atomu, że energetyka jądrowa jest potrzebna do minimalizowania udziału paliw kopalnych i związków importowych z Rosją. Dziwi mnie, że w Niemczech nie zapadły jeszcze jasne decyzje w sprawie odejścia od polityki antyjądrowej, bo pracujące tam trzy elektrownie atomowe zapewniają bezpieczeństwo Europejczykom, i to nie tylko w energetycznym, ale również politycznym sensie.
Widzę tu pewną przestrzeń do działania dla Polski, która ma swoje plany co do atomu: może zabiegać o jak najszersze uwzględnienie technologii jądrowej w polityce energetycznej, klimatycznej.
Schodząc z poziomu politycznego na społeczny: jakie jest nastawienie do atomu w Polsce?
– Bardzo pozytywne. Ok. 70 procent Polaków popiera atom. Nawet w gminach lokalizacyjnych poziom poparcia jest wysoki. Widać to po reprezentacji politycznej w Sejmie: za atomem opowiada się partia rządząca oraz zarówno partia Razem, jak i Konfederacja. Donald Tusk popiera realizację projektu jądrowego, pozytywnie wypowiada się na ten temat Szymon Hołownia, który chyba zmienił w tym obszarze zdanie.
Jak ocenia Pan przygotowanie Polski do kryzysu, który nastąpił wraz z wybuchem wojny oraz propozycje rządu w zakresie polityki energetycznej w nowych realiach?
– Polska wchodząc w kryzys była dobrze przygotowana dzięki dywersyfikacji dostaw gazu – to był bardzo dobry krok realizowany od kilkunastu lat. Od kilku lat obniżaliśmy także przerób ropy rosyjskiej oraz mamy infrastrukturę, która jest pomocna w odbiorze surowców z krajów innych niż Rosja.
Pozycja Polski była 24 lutego dużo lepsza niż Niemiec.
Przed wojną poziom uzależnienia od rosyjskiego gazu był podobny dla Polski i Niemiec – odpowiednio było to 55 i 65 procent. Ale obniżenie tego poziomu do zera dla Polski było osiągalne w dwa miesiące, podczas gdy dla Niemiec w tak krótkim czasie byłoby to niewykonalne. Warto zwrócić uwagę na pewne różnice strukturalne – w nich leży przyczyna. Polska inwestowała np. w interkonektory, w tym otwarty 1 maja biegnący na Litwę GIPL, była więc przygotowana na to, że Gazprom odetnie ją od gazu, teraz jesteśmy bezpieczni. Niemcy nie są przygotowani na egzystowanie bez rosyjskiego gazu.
Ale Polska powinna być niezależna od Rosji już dawno temu – możemy wymieniać kilka czynników, które proces ten opóźniły: mieliśmy trzy podejścia do gazociągu Baltic Pipe, od 50 lat próbujemy budować elektrownie jądrową, a problemy polskiego górnictwa dopuściły do wpuszczenia rosyjskiego węgla na polski rynek.
Zatrzymajmy się przy tym ostatnim.
– Polskie górnictwo ma złoża, które mogły być dalej eksploatowane, co wciąż byłoby korzystniejsze, przynajmniej politycznie, od zakupu węgla rosyjskiego przez prywatne spółki. Problem powstał przez zaniechanie inwestycji w latach 2002-2011, kiedy była koniunktura na węgiel i mogliśmy swobodnie inwestować w nowe moce wydobywcze, chodniki i innowacje. Polska tego nie zrobiła, zyski zostały przejedzone, nastąpił głęboki paraliż wydobywczy i spadek mocy oraz efektywności. O tym, że mogło być zupełnie inaczej świadczy przykład kopalni „Bogdanka”, która we właściwym czasie inwestowała m.in. w nowe technologie kładzenia chodników i dziś jest najlepiej prosperującą kopalnią węgla kamiennego w kraju.
W jakiej sytuacji energetycznej znalazła się Ukraina?
– Państwo jest zdewastowane, w tym infrastruktura energetyczna, którą Rosjanie brali na cel. Nie znamy dokładnej skali zniszczeń. Potrzebne będą miliardy euro inwestycji, aby kraj wrócił do stanu sprzed 24 lutego. Natomiast tuż przed wybuchem wojny, Ukraina przeprowadziła tzw. test wyspy, a więc odłączyła swój system od wszystkich innych i okazało się, że była w stanie sama się zasilić, co jest pewną wartością i dobrze prognozuje na przyszłość. Obecnie, w formie awaryjnej, została podpięta do europejskiego systemu energetycznego, co z kolei jest krokiem w kierunku westernizacji Ukrainy i trwałego włączenia ją w struktury gospodarcze Zachodu. Natomiast powstaje pytanie o to, co dalej, ale trudno o odpowiedź, bo ona zależy od wyniku wojny i sytuacji ekonomicznej kraju po jej zakończeniu. Wiemy na pewno, że Ukraina będzie potrzebować ogromnych inwestycji i że to atrakcyjny partner. Energetyczny – i nie tylko – Plan Marshalla jest niezbędny.
Zastanówmy się, czy nie mamy możliwości wspólnego budowania odporności na przyszłe kryzysy energetyczne.
Jeżeli wojna będzie trwać latami, będzie mocno paraliżować zachodnie inwestycje, bo nikt nie będzie chciał ich w takiej sytuacji ubezpieczać. Natomiast w stabilnej sytuacji Ukraina to państwo, które daje ogromne możliwości w zakresie rozbudowy energetycznej – gdyby udało się wygasić rosyjskie zagrożenie. Ma największe magazyny gazu w Europie i potencjał hubu jądrowego oraz możliwości wydobycia surowców energetycznych.
Jakub Wiech - prawnik, dziennikarz i publicysta, zastępca redaktora naczelnego serwisu Energetyka24. Laureat nagrody Studencki Nobel w kategorii Dziennikarstwo i Literatura, nagrody w konkursie Platynowe Megawaty za najlepszą publikację o rynku energii elektrycznej oraz nagrody „Dobry Dziennikarz 2021”. Nominowany w konkursie MediaTory oraz do nagrody Grand Press w kategorii Dziennikarstwo Specjalistyczne. Stypendysta James S. Denton Transatlantic Fellowship. Autor książek „Energiewende. Nowe niemieckie imperium” oraz „Globalne ocieplenie. Podręcznik dla Zielonej Prawicy”.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.