Jakub Sokołowski: Samo prowadzenie działań edukacyjnych nikogo z ubóstwa energetycznego nie wyciągnie [wywiad]
W Polsce mamy ponad 3 miliony gospodarstw domowych, które mieszczą się w budynkach sprzed 1960 roku. Ich lokatorów często nie stać na ocieplenie swoich domów lub wymianę źródła ciepła. Czy można ich winić za zanieczyszczanie powietrza? Czy i jak mogą im pomóc samorządy? Czy każdy z nas musi mieć własny dom? Jak przy tym wszystkim myśleć o polityce klimatycznej? – rozmawiamy z Jakubem Sokołowskim z Instytutu Badań Strukturalnych.
Magda Dobranowska-Wittels, portal.ngo.pl: – W portalu ngo.pl już poruszaliśmy temat ubóstwa energetycznego, więc nasi czytelnicy mogą wiedzieć, że ubóstwo energetyczne to dość złożone zjawisko, w którym są brane pod uwagę zarówno niskie dochody, jak i wysokie koszty energii, ale też ważna jest niska efektywność energetyczna budynków. I o tą ostatnią rzecz chciałam zapytać Pana: co to tak naprawdę znaczy?
Jakub Sokołowski, Instytut Badań Strukturalnych: – W Polsce ponad 3 miliony gospodarstw domowych mieści się w budynkach sprzed 1960 roku, które często są nieocieplone. Mówimy tu zarówno o budynkach jednorodzinnych, jak i wielorodzinnych. Niska jakość budownictwa najczęściej związana jest z wiekiem tych domów. Ich zły stan techniczny wpływa na koszty ogrzewania. A zwiększone koszty ogrzewania negatywnie wpływają na budżety gospodarstw domowych. To jest ze sobą silnie powiązane.
Dlatego zawsze staramy się zwracać uwagę, że rozpatrywanie ubóstwa energetycznego w kontekście wyłącznie niskich dochodów albo wysokich wydatków, albo efektywności energetycznej nie jest właściwe, ponieważ te trzy elementy są ze sobą ściśle powiązane. Jeżeli mieszkamy w budynku o złym stanie technicznym, to zwiększa to nasze koszty ogrzewania, co powoduje, że dochody, które mamy do dyspozycji są mniejsze.
Co jest istotne: zrozumienie zależności między tymi trzema elementami sprawia, że łatwiej jest nam dobierać instrumenty wsparcia i zrozumieć lokalną specyfikę ubóstwa. Ubóstwo energetyczne w Polsce jest zróżnicowane regionalnie.
Na czym polega to zróżnicowanie?
– Tam, gdzie przeważa stare budownictwo, czyli na południowym zachodzie i południu Polski, problemy z efektywnością energetyczną będą większe. W takich miejscach w Polsce, gdzie sytuacja ekonomiczna jest trudniejsza, czyli na północnym wschodzie i na wschodzie, gdzie tkanka mieszkaniowa jest zupełnie inna, charakterystyka ubóstwa energetycznego będzie inna. Tam będą dominowały problemy związane z niskimi dochodami i z wysokim udziałem wydatków na energię, ale ten wysoki udział wydatków na energię niekoniecznie będzie związany z niską efektywnością energetyczną. W tych regionach będziemy mieli po prostu osoby, które nie mają dostatecznie wysokich dochodów i niezależnie od tego, ile będą musiały płacić za energię, to zawsze będzie za dużo.
Grupą szczególną, jeśli mówimy o ubóstwie energetycznym, są mieszkańcy obszarów wiejskich. To jest charakterystyczne właściwe dla całej Polski, że wsie zamieszkują w znacznej części osoby samotne, które żyją w domach jednorodzinnych, na dużych powierzchniach. To powoduje, że koszty ogrzewania takich budynków są bardzo wysokie.
W 2020 roku robiliście badania dotyczące ubóstwa energetycznego. Jeździliście po Polsce. Jest to opisane w raportach dostępnych na stronie Instytutu Badań Strukturalnych. Odwiedzaliście różne gospodarstwa domowe. Czy mieszkańcy tych domów mają świadomość, że mogliby zmienić swoją sytuację, na przykład ocieplając dom, modernizując go?
– Oczywiście, że tak. Świadomość jest bardzo wysoka. Życie takich osób cały czas kręci się wokół zaspokajania podstawowych potrzeb energetycznych. Jeśli mają indywidualne źródła ciepła, na ogół węglowe lub opalane drewnem, a przy tym najczęściej nieefektywne, to wiedzą, że przyczyniają się do smogu. Oczywiście nie jest to jedyne i główne źródło zanieczyszczenia atmosfery, ale na pewno przyczynia się do niskiej jakości powietrza w Polsce. Rzecz w tym, że w tych gospodarstwach domowych nie ma miejsca na marnotrawienie energii. Nie można ignorować, czym się ogrzewa i jak dużo energii elektrycznej się wykorzystuje. W takich domach liczy się każda złotówka i możliwość ograniczenia wydatków jest kluczowa. Osoby dotknięte problemem ubóstwa energetycznego często świetnie zdają sobie sprawę, że gdyby miały lepsze źródło ciepła albo dom w lepszym stanie, to te koszty by spadły.
Sama świadomość w niczym nie pomaga, ponieważ mówimy o osobach w trudnej sytuacji materialnej. Nie mają pieniędzy na przeprowadzenie inwestycji, a dostępne finansowanie często jest poza ich zasięgiem. Jeżeli mamy w jakimkolwiek programie wsparcia kryteria wkładu własnego, to od razu można powiedzieć, że ten program jest poza zasięgiem osób, które takiego wsparcia potrzebują najbardziej. Ci ludzie nie mają możliwości odkładania pieniędzy na termomodernizację czy wymianę źródła ciepła, więc żadnej inwestycji nie będzie.
Często pojawiają się pomysły na kampanie edukacyjne. Można je robić, ale to nie jest odpowiedź na źródło problemu, ani na większość potrzeb. Nie mówię, że kampanie edukacyjne są niepotrzebne. Warto je robić, tylko nie warto na tym kończyć. Samo prowadzenie działań informacyjnych, edukacyjnych nikogo z kryzysu nie wyciągnie. Na pewno nie zaszkodzi, ale większe jest ryzyko, że cała energia, którą mamy, jako administracja i samorządy na przykład, pójdzie w kampanie informacyjno-edukacyjne, ponieważ jest to łatwiejsze do przeprowadzenia niż próbować rozwiązywać problem u źródła. A potem uzna się sprawę za „odhaczoną”: "Zrobiliśmy kampanię. Teraz wystarczy czekać na rezultaty".
Taki jest moim zdaniem problem z tą całą „świadomością”. Jej brak wydaje się lokować zupełnie gdzie indziej i na innej płaszczyźnie. I tak na przykład porady typu „wystarczy przykręcić kaloryfer” nie pomogą, bo w wielu domach kaloryfer trzeba przekręcić w drugą stronę, ponieważ tam jest po prostu zbyt zimno. To nie jest kwestia większego ograniczania, bo tu mówimy o zaspokajaniu podstawowych potrzeb.
Państwo zaproponowaliście pewne rozwiązania…
– Rozwiązania są. Nie mamy problemu z brakiem dedykowanych rozwiązań, ponieważ są olbrzymie programy wsparcia inwestycyjnego, np. Czyste Powietrze, które są kluczowe. Programy, które pozwalają na wymianę źródła ciepła, wyremontowanie budynku, czyli podniesienie efektywności energetycznej będą powodowały, że koszty ogrzewania będą spadać.
Oczywiście, teraz jesteśmy w trudnej sytuacji. Mamy wojnę w Ukrainie. W wyniku inwazji Rosji transformacja energetyczna sektora mieszkaniowego stanęła pod znakiem zapytania. W Polsce gaz był traktowany jako paliwo przejściowe. Odbiorcy indywidualni, dzięki właśnie programowi Czyste Powietrze, wymieniali między innymi piece węglowe na piece gazowe. To było takie, powiedzmy, mniejsze zło. Teraz ta sytuacja z wiadomych względów się zmieniła i jest dużo większe zorientowanie na odnawialne źródła energii, co jest oczywiście pozytywne.
Ale cały czas musimy pamiętać, że odnawialne źródła energii i wszystkie drogie źródła energii pozostają poza zasięgiem osób w trudnej sytuacji materialnej. Cały czas promujemy transformację energetyczną, która pozostawia pewną grupę osób na marginesie.
Osoby w lepszej sytuacji materialnej wymieniają piece węglowe czy gazowe na odnawialne źródła energii i to jest jak najbardziej pozytywne i należy to promować. Ale jest ryzyko, że będzie grupa osób, dla których wszelkie inwestycje, nawet pomimo programów wsparcia, będą poza zasięgiem, ponieważ ta technologia jest zbyt droga, bo potrzeba wkładu własnego i jest jeszcze szereg innych, powiedzmy proceduralnych, mniejszych lub większych utrudnień. Trzeba więc włożyć dodatkową energię w to, aby zagwarantować takim osobom udział w procesie transformacji energetycznej.
Można to osiągnąć przez całkowite wsparcie finansowe i inwestycyjne. To po pierwsze. A po drugie, naszym zdaniem, dobrym pomysłem byłoby stworzenie programu dedykowanego wsparcia pokrywającego wysokie koszty ogrzewania. Zdjęłoby to z osób w trudnej sytuacji materialnej ryzyko, że po wymianie swojego źródła ciepła na inne, mniej brudne, mniej zanieczyszczające, wzrosną im wydatki na energię. Teraz ceny idą w górę, ktoś płacił za to paliwo mniej w przeszłości, po wymianie ze względu na zmiany cen na rynkach paliw będzie musiał płacić więcej. Chcielibyśmy więc, żeby było wsparcie dedykowane, pozwalające na opłacanie tych większych rachunków.
Dotychczasowe programy inwestycyjne, jak wspomniane już Czyste Powietrze działają dobrze. Oczywiście ten program cały czas ewoluuje i to jest pozytywne, bo dostosowuje się do warunków, które mamy. To dobrze, że weryfikuje się, jak ten program działa i jest nad tym kontrola. Można by te programy ulepszać poprzez szukanie wsparcia w samorządach.
Na czym mogłaby ta rola samorządów polegać?
– Samorządy mają sporą rolę do odegrania, jeżeli chodzi o identyfikowanie osób w trudnej sytuacji materialnej, którym trzeba pomóc. Ważne by było, aby samorządy dostawały wsparcie od administracji centralnej w tym procesie.
Obserwujemy teraz, że samorządy w ramach wprowadzania uchwał antysmogowych lub działań dotyczących transformacji energetycznej, decydują się na robienie lokalnych badań problematyki ubóstwa energetycznego. Jeżeli chcemy komuś pomóc, to oczywiście potrzebna jest identyfikacja. Musimy wiedzieć, pod którym adresem rodzina wymaga wsparcia, ale nie potrzebujemy koniecznie badać, jaka jest skala tego problemu w naszym regionie. Te dane można wziąć np. z badań, które przeprowadziliśmy w IBS. Wyniki są publicznie dostępne. Parce prowadzone w Instytucie Badań Strukturalnych zmierzają do tego, aby problematyka ubóstwa energetycznego była w Polsce zmapowana. Aby samorządowcy z różnych regionów mogli powiedzieć: „U nas sytuacja kształtuje się w taki to a taki sposób. To już zostało policzone. Nie ma potrzeby wydawania publicznych pieniędzy na badania ankietowe w terenie”.
Ankiety i tak nam nie odpowiedzą na główne pytanie, przed którym stoi samorząd lokalny, czyli komu i jak pomóc. Ankieta nie pokaże, że u nas ubóstwo jest inne niż w gminie sąsiedniej w naszym regionie.
Raczej nie będzie aż takich różnic, bardziej są one widoczne na poziomie województw. A właśnie na podstawie badań krajowych można odpowiedzieć, z czym w naszym regionie będzie większy problem. Czy to z budynkami w złym stanie technicznym, czy raczej z niskimi dochodami? To jest zadanie dla samorządów, we współpracy z lokalnymi instytucjami. Na przykład z ośrodkami pomocy społecznej czy z lokalną administracją, energetykami gminnymi. Tymi wszystkimi aktorami na miejscu, którzy znają sytuację, interesują się problematyką źródeł ciepła. Razem powinni próbować docierać do osób, które mogą tej pomocy potrzebować i brać odpowiedzialność za ten problem. Próbować np. zagwarantować im wkład własny z lokalnych programów finansowych, pomyśleć o projektach parasolowych, które wspólnie z finansowaniem z Czystego Powietrza będą działały.
Jako badacze nie wiemy, kto w danym samorządzie, w danej gminie może takiego wsparcia wymagać. To wiedzą osoby na miejscu. Do nas piszą samorządowcy z prośbami o przeprowadzenie badań, że mają na to finansowanie. Staramy się ich przekonywać, że to nie odpowie na ich potrzeby, ponieważ ankieterzy puszczeni w teren, wrócą z danymi zanonimizowanymi. Żadna firma nie powie, szczególnie jeśli ma do czynienia z danymi wrażliwymi, kto i z jakich powodów będzie wymagał wsparcia. Pieniądze wydane na takie badania będą zmarnowane.
Podobnie może być z edukacją ekologiczną. To będzie zmarnowanie energii i środków publicznych, które można wykorzystać dużo lepiej. Chociażby na sfinansowanie etatu w urzędzie dla osoby, która może być łącznikiem między pomocą społeczną i samorządem w kwestii transformacji energetycznej. Oczywiście, jeżeli to jest istotny problem w gminie. Niemniej w wielu gminach jest.
Jeżeli kogoś już edukować, to może właśnie pracowników samorządowych. Zdajemy sobie sprawę, że pracownicy pomocy społecznej mają bardzo dużo obowiązków i trudno ich obciążać kolejnymi, ale jeśli są jakieś środki wolne, to lepiej je przeznaczyć na zatrudnianie dodatkowych pracowników niż robienie lokalnie badań ankietowych, czy kampanii informacyjnej.
Czy może Pan podać przykład samorządu, który mądrze podchodzi do tego problemu?
– Są takie samorządy. Skawina zawsze się pojawia w takich rozmowach związanych z transformacją energetyczną. Tamtejsi samorządowcy od początku traktowali problem transformacji energetycznej, zanieczyszczenia powietrza jako kluczowy do rozwiązania. Takich samorządów, w których jakość powietrza jest kiepska i w których te zadania stają się priorytetem, jest więcej.
Problem jest taki, że osoby w trudnej sytuacji materialnej są nierzadko obwiniane za część problemów w gminach. A trzeba mieć świadomość, że często to nie jest kwestia wyboru, czego używam do ogrzewania i dlaczego, tylko raczej jest to wynik trudnej sytuacji materialnej danej osoby. Samorządowcom czasem przydałaby się edukacja uwrażliwiająca na ten problem. Widzę, że samorządowcy podchodzą do tego na zasadzie, że „teraz wszystko wszystkim będą opłacać, a ludzie tego nie doceniają”. Mają wolnorynkowe podejście, nazwijmy to grzecznie.
A przecież jeśli zlikwidujemy punkty zanieczyszczające powietrze w gminie, to skorzysta na tym cała lokalna społeczność, więc w najlepszym interesie wszystkich wokół jest w tym pomóc. Nie ma co stygmatyzować osób, które są dotknięte problemem, które nie są w stanie sfinansować sobie inwestycji. Jednak, żeby mogło się to stać, trzeba odejść od myślenia wolnorynkowego, że „nie ma nic za darmo”.
To są klisze, które do niczego nie prowadzą. Sugerowałbym raczej myślenie „solidarnościowe”: w ten sposób zdejmuje się koszty zewnętrzne z całej społeczności.
Zanieczyszczone powietrze jest ważne, ale to nie jedyne koszty społeczne ubóstwa energetycznego. Osoby, które są w takiej sytuacji, mają też gorsze warunki, jeżeli chodzi o kwestię bezpieczeństwa czy zdrowia. Zadbanie o to może odciążyć koszty.
– Zgadza się. Sprowadzam to do kosztów, starając się wczuć w myślenie prężnego samorządowca, któremu zdarza się myśleć w taki sposób: „kto za to zapłaci?”. Ale pamiętajmy, że zapewnienie podstawowych potrzeb życiowych w rozwiniętym kraju, jakim jest Polska, nie powinno być kwestią, o którą się spieramy. Nie chcę tutaj podnosić argumentów godności, ale do tego się to sprowadza. Mówimy o sytuacji mieszkaniowej, która jest tragiczna. Powinniśmy robić wszystko, bez względu nawet na zewnętrzne korzyści, by tę sytuację zmienić. Nie powinno być osób, które żyją w tak trudnych warunkach mieszkaniowych, które muszą ponosić tak duże koszty ogrzewania i dodatkowo obarczamy je odpowiedzialnością za zanieczyszczanie środowiska. Tutaj jest dużo nawarstwiających się problemów, które trudno jest szybko i jednorazowo rozwiązać.
Są oczywiście interwencje, które działają. Tak, jak mówiłem, potrzebne są inwestycje, środki na to są. Pozostaje sprawa właściwego ich adresowania i znalezienia osób, którym najbardziej się przysłużą.
Im dalej wchodzimy w rozumienie tego problemu, im więcej czasu spędzamy na wymyślaniu właściwych interwencji, tym więcej rodzi się pytań i problemów do rozwiązania.
Na przykład: część domów, w których mieszkają osoby starsze, jest w tragicznym stanie. W takich przypadkach optymalne byłoby myślenie o budownictwie społecznym i lokowanie tych osób w nowych mieszkaniach, podłączonych do sieci ciepłowniczej, aby nie musiały same ogrzewać, nosić paliwa, płacić wysokich kosztów i tak dalej. Ale gdy podejmuje się rozmowę o tym, szczególnie z samorządowcami, to dla nich jest to absolutne science fiction: „Jak to, że co? Oni będą musieli wysiedlać te osoby?”. Przedstawianie tego w taki sposób oczywiście będzie powodowało napięcia społeczne. Daleki jestem, żeby proponować „wyrywanie” starszych ludzi z korzeniami, ale chodzi o poprawę warunków życia. Zdajemy sobie sprawę, ile potrzeba energii i pieniędzy, aby ogrzać dom. Dużo pieniędzy wymaga też podniesienie standardu mieszkaniowego budynku. A tutaj mówimy o środkach publicznych, które być może można by wydawać w lepszy sposób, cały czas gwarantując godne warunki mieszkaniowe dla osób w trudnej sytuacji materialnej.
Ostatnio miałem spotkanie z samorządowcami i właśnie o tym rozwiązaniu dyskutowaliśmy. Niezależnie od tego, jak wiele konkretów i faktów zostanie podanych reakcja jest podobna: „To łatwo mówić”, „Kto zrezygnuje ze swojego domu, bo to przecież jest ojcowizna, a później trzeba jeszcze to dać dzieciom” i tak dalej. Mamy absolutną świadomość tych problemów. Wiemy, że to nie jest ani trochę łatwe do przecięcia, ale można próbować. Można próbować tworzyć programy budownictwa społecznego, w których optymalnym rozwiązaniem będzie podłączanie budynków do sieci ciepłowniczej. Takie sytuacje mamy często w miastach. Są budynki komunalne, które są poza zasięgiem sieci. Podłączenie ich do miejskiej sieci ciepłowniczej spowoduje, że za jedną interwencją uda się zlikwidować 10% kotłów na węgiel w całym mieście. Nikt nie twierdzi, że to jest łatwe, ale trzeba się skupić na pomysłach, które mogą zagwarantować jak największej liczbie osób duże korzyści.
Oprócz miast, większych, mniejszych, mamy obszary wiejskie, gdzie sieć niczego nie rozwiąże. Tutaj musimy mieć źródła indywidualne. I tutaj pojawia się inne zagadnienie.
Sytuację zastaną, teraźniejszą trudno radykalnie zmienić, ale może już powinniśmy zacząć myśleć o następnych pokoleniach, które też będą się borykały z problemem, jak ogrzać swój dom i ile przyjdzie za to płacić. Musimy stawiać pytania „Czy koniecznie musisz mieć swój dom i swój piec? Czy chcesz całe życie tam palić, bez względu na to, ile to kosztuje, i jak bardzo to jest szkodliwe?”.
Gdybym miał myśleć o jakiejś edukacji, to właśnie postawiłbym nacisk na zmianę utartych schematów myślenia z pokolenia na pokolenie. I wcale nie byłaby to edukacja skierowana do osób teraz dotkniętych kryzysem, bo to w pewnym momencie może spotkać każdego, niezależnie od sytuacji materialnej.
Mówimy cały czas o środkach publicznych. Czy są przykłady, gdzie się udało środki prywatne zaangażować w takie przekształcenia? Partnerstwa publiczno-prywatne?
– Niestety, nie bardzo. Negatywnym przykładem jest Warszawa, gdzie sieć ciepłownicza nie jest miejska, tylko prywatna. Trudno przekonać prywatnego przedsiębiorcę, nawet będąc największym samorządem w Polsce, do tego, żeby podłączył do sieci ciepłowniczej stare budynki. Moim zdaniem prywatne przedsiębiorstwa nie biorą pod uwagę kosztów zewnętrznych związanych z zanieczyszczeniem powietrza, czy z nieodpowiednimi warunkami mieszkaniowymi. Biorąc pod uwagę olbrzymią skalę potrzeb związanych z interwencjami nie liczyłbym raczej na taką współpracę. Koszty interwencji remontów, które musimy wykonywać w domu, są olbrzymie. Przy wymianie źródła ciepła jest podobnie.
Mieliśmy „boom” na rynku fotowoltaiki, ale to zostało nakręcone publiczną interwencją. Gdyby nie program Mój Prąd, takiego zainteresowania fotowoltaiką nie obserwowalibyśmy. Teraz pompy ciepła zaczynają przeżywać podobny boom. To z kolei dzieje się w związku z programem Czyste Powietrze.
Być może jakieś przykłady współpracy samorządów i firm prywatnych są, ale przyznam szczerze, że niespecjalnie je widać. Raczej prywatne koncerny są beneficjentem programów publicznych. Obserwujemy duże zainteresowanie problematyką ubóstwa ze strony firm, które produkują okna, watę do ocieplenia, czy inne materiały potrzebne do termomodernizacji. Ale to jest raczej podejście biznesowe.
Czy poziom ubóstwa energetycznego, który mamy w Polsce i to, że nie do końca potrafimy odpowiedzieć na różne potrzeby z tym związane, wpływa na naszą zdolność do sprostania wyzwaniom związanym ze zmianą klimatu?
– Gdybyśmy sprawnie realizowali politykę klimatyczną, to wielu problemów, które mamy dzisiaj, udałoby się uniknąć. Polityka klimatyczna nigdy nie była traktowana jako możliwość realizacji celów bezpieczeństwa energetycznego.
Umówmy się, gdybyśmy przeprowadzali bardzo sprawnie wielkoskalową akcję likwidacji kotłów na węgiel w gospodarstwach domowych, to dzisiaj zagrożenie ze strony Rosji i embargo na węgiel, nie powodowałoby tego, że ludzie latem kupują węgiel i drżą, czym będą ogrzewać swoje domy w kolejnym sezonie grzewczym.
Gdyby udało się wymienić te źródła węglowe wcześniej, zgodnie z celami polityki klimatycznej, to dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, że już tego problemu nie mamy.
Gaz to też jest pułapka, w którą wpadliśmy, myśląc o nim jako o paliwie przejściowym. Działając w tym nurcie wiele celów bezpieczeństwa energetycznego udałoby się osiągnąć dzięki polityce klimatycznej. Ale narracja jest prowadzona tak, że zrzuca się winę na politykę klimatyczną za to, ze teraz trzeba się mierzyć z problemem ubóstwa energetycznego i kwestią braków węgla.
Potrzebna jest coraz większa integracja energetyczna, tworzenie połączeń w całej Unii Europejskiej, być może wspólnego rynku, gdzie zakupy i transport energii po niskich cenach byłyby możliwe. O tym od lat się dyskutuje, ale na koniec dnia taniej było importować paliwa z Rosji.
Zrobiliśmy ostatnio analizę kosztów embarga na rosyjskie paliwa, gdzie oprócz kosztów makroekonomicznych, policzyliśmy także koszty dla gospodarstw domowych. Najwyższe koszty nominalne poniosą bogate gospodarstwa domowe, które chociażby palą więcej benzyny w swoich samochodach. Ale, gdy zestawimy to z dochodami, to ewidentnie widać, że największe utracone korzyści są wśród gospodarstw domowych o najniższym budżecie.
Cały czas trzeba więc myśleć o tym, żeby prowadzić proces transformacji, ale skupiać się na wsparciu określonej grupy gospodarstw domowych, które z najbardziej oczywistych powodów, ze względu na ich sytuacje materialną mogą w tym procesie nie uczestniczyć.
Tak samo można by było realizować politykę klimatyczną. W sposób ambitny, ale jednocześnie cały czas sprawdzać, weryfikować, czy są grupy gospodarstw domowych, które mają zbyt duże utracone korzyści z tego powodu. Tak przedstawia się idea prowadzenia tego procesu w sposób sprawiedliwy.
Jeśli ktoś jeździ SUV-em i pali 50 litrów, a w swoim domku w Konstancinie ma piec węglowy, bo taki sobie zainstalował, to dlaczego nie miałby płacić więcej za tę swoją klimatyczną dekadencję? Takiemu podejściu ma przeciwdziałać polityka klimatyczna. Z opodatkowania tej nadmiernej konsumpcji powinniśmy mieć środki na wsparcie osób, które chciałyby uczestniczyć w tym procesie, ale nie mogą tego zrobić.
Polityka klimatyczna powinna być dalej realizowana, chociaż trzeba zweryfikować gaz jako paliwo przejściowe. Nie jest też tak, że gaz był jedyną możliwością. Mamy cały czas plany energii atomowej. Niestety, one są odkładane.
Gdybyśmy realizowali politykę energetyczną, klimatyczną, na którą się umawialiśmy dziesięć lat temu, pięć lat temu przy każdej weryfikacji planu, to bylibyśmy o wiele dalej i mielibyśmy o wiele niższe uzależnienie od importu paliw kopalnych. W taki sposób powinniśmy myśleć o polityce klimatycznej.
Czy widzi Pan przejawy takiego myślenia wśród polskich polityków?
– Polscy politycy raczej przejawiają zwrot w stronę węgla. Ostatnio wrócił temat polskiego węgla jako paliwa strategicznego. Warto wspomnieć, że węgiel, który my wydobywamy, idzie do elektrowni i ciepłowni systemowych, a większość węgla, który był spalany w gospodarstwach domowych pochodziło z Rosji. 80% importowanego węgla z Rosji trafiało do gospodarstw domowych. Elektrownie są stare i niewiele się działo, żeby budować nowe moce wytwórcze oparte na paliwach alternatywnych.
Z jednej strony więc mamy spojrzenie na węgiel jako surowiec strategiczny, którego nie możemy się pozbyć, a z drugiej strony można odnieść wrażenie, że politykom przeszkadza nasza integracja z Unią Europejską. Nie chcę mówić o jakimś Polexicie, ale w trakcie kryzysu cenowego na rynku energii, który mieliśmy pod koniec 2021 roku, gdy wprowadzane były tarcze antyinflacyjne, mieliśmy także kampanię bilboardową, obwiniającą Unię i jej politykę klimatyczną o wzrost kosztów energii. Bardzo dobrze, że ta kampania zniknęła. Mam nadzieję, że nigdy nie powróci, bo po pierwsze, była fałszywa, a po drugie – szkodziła procesowi integracji.
Nie jestem ekspertem od polityki zagranicznej czy integracji europejskiej, ale ostatnio widać zmianę nastawienia. Może nie wprost akceptację polityki klimatycznej jako takiej, ale nieco większą akceptację dla pomysłów integracyjnych Unii Europejskiej. Być może więc wrócą, rozważane wcześniej, wspólne zakupy energii czy wspólny rynek energetyczny. Kiedyś to się miało nazywać Unia Energetyczna. Niestety, musiało dojść do tak tragicznych wydarzeń, jak wojna w Ukrainie, żeby ta perspektywa wróciła.
Embargo na rosyjskie paliwa, bez względu na koszty, powinno zostać utrzymane. Prowadząc inteligentną, efektywną politykę będziemy w stanie sobie poradzić z kosztami z niego wynikającymi.
Pojawiły się głosy, że to będzie powodowało wzrost ubóstwa energetycznego. Naszym zdaniem, jeżeli będziemy stosowali instrumenty wsparcia, o których wielokrotnie mówiliśmy i wciąż regularnie mówimy w kontekście sytuacji na rynku energii, to jesteśmy w stanie temu wzrostowi zapobiec. Staramy się zresztą nie tylko mówić i identyfikować problemy, ale też proponować gotowe rozwiązania. Liczymy, że ktoś w pewnym momencie z nich skorzysta.
Jeżeli administracja wpadnie na swój, dobry pomysł realizacji polityki, to chwała im za to. Bardzo dobrze i oby tak się stało. Niestety, zaproponowany dodatek węglowy takim pomysłem nie jest, a wprowadzenie go nie rozwiąże żadnych problemów, które obecnie mamy.
Jakub Sokołowski – doktorant na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od dziesięciu lat pracuje w sektorze energetycznym. W Instytucie Badań Strukturalnych zajmuje się głównie zagadnieniem ubóstwa energetycznego i transformacji energetycznej.
Źródło: informacja własna ngo.pl