Wiejskie spółdzielnie mieszkaniowe: zapomniany problem polityk środowiskowych
W odpowiedzi na rosyjską inwazję na Ukrainę, Polska wprowadziła dwa lata temu embargo na węgiel z Rosji. Natychmiastowe sankcje wystawiły na próbę nie tylko mieszkańców domów, ale również wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe, ogrzewające bloki przez lokalne kotłownie. Jakie zmiany spowodował ten radykalny szok cenowy? Czy uruchomił transformację energetyczną na wsi? Czy społeczności wiejskie, mieszkające w blokach doczekały się swego gospodarza?
Embargo wprowadzone dwa lata temu na rosyjski węgiel wyrugowało ze składów surowiec agresora: niedrogi i niezłej jakości, dobrze nadający się do spalania w domowych piecach. Zerwane łańcuchy dostaw poskutkowały brakiem dostępności surowca. Ceny węgla wzrosły kilkukrotnie, a pod polskimi kopalniami oferującymi węgiel odbiorcom indywidualnym ustawiły się kilkudniowe kolejki.
Zanim przypłynęły statki z surowcem kolumbijskim i australijskim, rząd rozdzielił wszystkim posiadaczom ogrzewania węglowego po 3 tysiące złotych. Miały one zrekompensować wzrost cen i pomóc przetrwać zimę.
Na ciężką próbę wystawiono wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe, samodzielnie produkujące ciepło na potrzeby bloków i potrzebujące więcej surowca. W przeciwieństwie do spółdzielni w miastach, korzystających głównie z ciepłowni ogólnomiejskich, wiejskie spółdzielnie mieszkaniowe nie zostały zabezpieczone tarczami antyinflacyjnymi. Brak wsparcia widoczny jest we wzroście ich rocznych wydatków na energię i materiały.
Krajobraz wiejskich spółdzielni mieszkaniowych
W Polsce działa ponad 600 wiejskich spółdzielni mieszkaniowych. Skupiają one od kilkunastu do kilkuset członków. Powstały zazwyczaj jako przedłużenie dużego miasta lub zaplecze mieszkaniowe dla państwowego zakładu przemysłowego i PGR-ów. Tych ostatnich jest najwięcej. Niewielkie, jedno- lub dwupiętrowe bloki obecne są w wiejskim krajobrazie niemal wszystkich części Polski.
Istotnym problemem, jaki napotkały spółdzielnie wiejskie podczas transformacji ustrojowej, była nieustalona własność kotłowni. Podczas gdy byli pracownicy PGR przejmowali na własność mieszkania, własność kotłowni – kluczowych dla ogrzewania osiedli, pozostała nieustalona. Obecnie pozostaje w zarządzie kadłubkowej spółdzielni mieszkaniowej, kontrolowanej przez mieszkańców osiedla lub administracyjno-usługowej, sprawującej pieczę nad kilkoma kotłowniami w powiecie.
Poza ogrzewaniem, spółdzielnie mieszkaniowe na wsi odpowiadają za dostarczanie innych mediów i zarządzanie częściami wspólnymi budynków, pobierając od mieszkańców opłaty. Osoby zatrudnione w tych spółdzielniach pracują zwykle na część etatu lub nawet społecznie, korzystając z zewnętrznej księgowości i zlecając palaczom obsługę kotłowni w sezonie grzewczym.
Pomimo niewielkiej skali działań, forma prawna wymusza na spółdzielniach wiejskich publikację rocznych raportów i sprawozdań finansowych. Dzięki temu mamy całkiem sporo informacji, które mogą powiedzieć o skali i głębokości kryzysu energetycznego w tych instytucjach.
Po pierwsze: przetrwać kryzys
Zapewnienie węgla w sezonie grzewczym 2022/2023 sprawiło spółdzielniom potężne problemy. Członkowie zarządu kupowali interwencyjnie węgiel po wyższych cenach od różnych dostawców, samodzielnie załatwiali surowiec bezpośrednio z kopalni lub pozyskiwali drewno z nadleśnictwa. Większość podniosła opłaty, mobilizując jednocześnie mieszkańców do oszczędzania energii, płacenia na czas lub przekazywania dodatków węglowych do spółdzielni. W ekstremalnych sytuacjach odłączano latem dostarczanie ciepłej wody lub opóźniano płatności za węgiel.
Reakcja spółdzielni oczywiście nie ograniczała się do przerzucania kosztów na mieszkańców. Przedstawiciele banków oferujących spółdzielniom kredyty od kilku lat dostrzegają większą śmiałość spółdzielców w łączeniu dotacji z kredytami, instalacją fotowoltaiki czy systemów zarządzania energią w budynku (BMS). Rozwiązania te pojawiały się głównie w kontekście spółdzielni miejskich, mających większe zasoby, dodatkowe środki z wynajmu i etatowych specjalistów ds. technicznych i prawnych.
Zidentyfikowaliśmy zaledwie kilkanaście przykładów transformacji energetycznej wiejskich spółdzielni mieszkaniowych w ostatnich kilku latach, głównie na północy Polski. W Bożepolu Wielkim fundusz pożyczkowy wsparł zastąpienie kotłowni węglowej spółdzielni pompami ciepła. W nieodległym Potęgowie społeczność bloków korzysta z ciepła dostarczanego z lokalnej biogazowni. Mamy wreszcie przykłady masowej adaptacji fotowoltaiki – nie tylko na dachach, ale i elewacjach, np. w warmińskim Unieszewie. W zachodniopomorskim Przecławiu nadwyżki produkowanej energii słonecznej mają zmniejszyć mieszkańcom indywidualne rachunki za prąd.
Inwestycje w transformację energetyczną w lokalnych społecznościach nie zawsze kończą się jednak sukcesem. W mazurskich Dźwierzutach nie udało się otrzymać dotacji do kredytu za pompy ciepła i fotowoltaiki, co odbiło się na wysokiej stawce funduszu remontowego. Sytuacja wywołała konflikt z mieszkańcami i unaoczniła, że spory wokół OZE mogą występować nie tylko w kontekście lokalizacji wiatraków i biogazowni.
Brakuje gospodarza
Problem transformacji energetycznej budynków mieszkalnych na wsi nie ma swojego gospodarza. Rząd w kwestii odnawialnych źródeł do niedawna deklaratywnie interesował się biogazem (głównie z perspektywy producentów), a także wsparciem spółdzielni energetycznych. W ostatnim przypadku brakuje skalowalnej, dobrej praktyki dla obszarów wiejskich (w przypadku spółdzielni miejskich takie są: chociażby spółdzielnia mieszkaniowa Wrocław-Południe i Sopot-Przylesie).
Krajowa Rada Spółdzielcza, choć zwracała uwagę na wadliwość rozwiązań tarczy antyinflacyjnej wobec spółdzielni wiejskich, ostatecznie nie odwróciła zaproponowanych zmian. Skończyło się to tak, że w jednych spółdzielniach mieszkańcy solidarnie wpłacili dodatki węglowe do spółdzielni, a w innych wzięli dodatki do kieszeni. Następnie, ci drudzy spłacali pożyczki na węgiel wzięte przez spółdzielnie w podwyższonych opłatach, bo ogrzewanie jakoś trzeba było zapewnić. Trudno powiedzieć, jakie działania podjął Związek Rewizyjny Wiejskich Spółdzielni Mieszkaniowych, ponieważ nie ma swej strony internetowej i nie upublicznia sprawozdań z działalności.
Temat transformacji energetycznej wielorodzinnych budynków na wsi pozostaje także poza radarem ekologicznych organizacji pozarządowych. Warto, aby one również zwróciły większą uwagę na zaniedbane problemy społeczno-ekologiczne poza większymi miastami.
Przyszłość nie będzie łatwa
Przed spółdzielniami mieszkaniowymi na wsi rysuje się kilka scenariuszy. Scenariusz pierwszy, preferowany przez przeciwników spółdzielni jako instytucji, to ostateczna prywatyzacja zasobu. Pytanie, co stanie się wówczas z ogrzewaniem, podstawową usługą społeczną? Czy znajdą się organizacje chętne do zarządzania tym mieniem i produkcji ciepła? Jeśli przyszła wspólnota nie znajdzie chętnego, alternatywą może być indywidualizacja ogrzewania – na przykład przejście mieszkańców na piecyki gazowe i elektryczne. Będzie to prawdopodobnie rozwiązanie droższe, bardziej niebezpieczne i szkodliwe dla budynku oraz zdrowia mieszkańców.
Scenariusz drugi to wegetacja: oczekiwanie na spadek liczby lub wyprowadzkę ostatnich lokatorów i wyburzenia bloków. Proces ten może trwać przynajmniej kilkanaście lat, a z perspektywy niskiej mobilności i przywiązania mieszkańców Polski do własnego domu, dyskusja na ten temat jest obecnie mało realna politycznie.
Scenariusz trzeci to wykorzystanie mieszkalnictwa wielorodzinnego na wsi dla potrzeb samotnych, starszych osób w dużych domach. Część mieszkań w spółdzielniach wiejskich już teraz stoi pusta, bo spadkobiercy dawnych pracowników PGR od lat są za granicą, nie interesują się mieszkaniem i nie płacą opłat. Byłoby to jednak rozwiązanie wymagające zmian prawnych i silniejszego zaangażowania samorządów i organizacji pozarządowych.
Biorąc pod uwagę niepewną przyszłość wiejskich wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych, tu i teraz przydałby się im solidnie działający rzecznik, będący wiarygodnym punktem kontaktowym i informacyjnym. Mogłaby to być organizacja pozarządowa lub związek rewizyjny, który zbierałby dobre praktyki i atrakcyjne oferty finansowania – chociażby z banków spółdzielczych, naturalnych partnerów wiejskich spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych.
Również wojewódzkie fundusze ochrony środowiska i gospodarki wodnej oraz doradcy energetyczni mogliby wesprzeć te podmioty, choćby na zasadzie celowych odwiedzin i zostawienia kontaktu, tak jak wizytowali niegdyś gminy.
I wreszcie – finanse. Jeżeli mamy dużo środków na transformację energetyczną, może warto byłoby zapewnić odpowiednio wysoki poziom dotacji lub stałe oprocentowanie dla wiejskich spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Pozwoliłoby to skrócić zwrot inwestycji z termomodernizacji, aby oferta finansowa była dostosowana do możliwości tej specyficznej grupy i nie przerzucała ryzyka na mniej zamożne społeczności wiejskie.
Czas na zmianę sposobu myślenia
Dlaczego warto poświęcić uwagę wiejskim spółdzielniom mieszkaniowym? Otóż nadal mają one istotne znaczenie symboliczne. Mieszkańcy PGR-ów już raz ponieśli dotkliwe konsekwencje transformacji. Byłoby źle, gdyby w trakcie kolejnej transformacji – tym razem energetycznej, znów ponieśli większe koszty niż mieszkańcy dużych miast. Od 2027 roku spółdzielnie i wspólnoty, posiadające własne kotłownie, będą dodatkowo płacić więcej za węgiel, olej i gaz ze względu na system ETS-II (co ciekawe – znaczna część już teraz płaci od kilku do kilkunastu tysięcy złotych rocznie za emisję pyłów i gazów do środowiska), co także przełoży się na wyższe opłaty mieszkańców. Jeśli zmian tych nie poprzedzi odpowiednie przygotowanie, polityka klimatyczna może zantagonizować nie tylko rolników, ale i inną grupę na wsi.
Jak temu zapobiec? Horyzontalną propozycją może być odstąpienie od „efektu zachęty” przy rozdziale środków na inwestycje prośrodowiskowe. Efekt zachęty z natury rzeczy sprzyja interesom najbardziej zamożnych lub poinformowanych osób, które stać na podjęcie ryzyka i uzyskiwanie szybszych korzyści z nowych technologii. O ile jednak jeszcze dekadę temu panele fotowoltaiczne czy samochody elektryczne faktycznie były czymś nowatorskim i mogło to mieć sens, dziś wiedza i świadomość działania tych technologii jest znacznie wyższa, jeśli nie powszechna.
Dlatego także już czas, aby przy rozdziale środków na inwestycje energetyczne odejść od Rawlsowskiej ‘zasłony niewiedzy’ i zacząć traktować transformację jako politykę społeczną, w której pierwszeństwo zawsze powinny mieć słabsze podmioty i mniej zamożni mieszkańcy.
O autorze
Jan Frankowski – Doktor nauk społecznych. Geograf i socjolog specjalizujący się w tematyce energetyki, mieszkalnictwa i rozwoju regionalnego. Posiada 10 lat doświadczenia zdobytego w sektorze prywatnym, publicznym i pozarządowym podczas koordynacji i realizacji kilkudziesięciu projektów badawczych i aplikacyjnych dla zagranicznych i polskich instytucji naukowych, ministerstw oraz samorządów. W IBS bada głównie szanse i ryzyka transformacji energetycznej dla gospodarstw domowych, miast i regionów. Absolwent Szkoły Nauk Społecznych IFiS PAN oraz Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego.
Tekst powstał na podstawie badań w ramach projektu ENBLOC przez Narodowe Centrum Nauki i konkursu OPUS w programie Weave (nr umowy 2021/43/I/HS4/03185).
Od redakcji: Artykuł opublikowany dzięki współpracy z Fundacją Naukową Instytut Badań Strukturalnych.