🎧 Khedi Alieva. Równość wywalczona chochlą i igłą [reportaż do wysłuchania]
Dziś Khedi jest bez chusty. Rozgadana jak zawsze, pełna życia, co chwilę przygładza brązowe włosy. W oczach błysk, w głosie zapał. A przecież już po osiemnastej, a ona od rana była na nogach. – Wakacje? Jakie wakacje? Ja potrzebuję coś robić! Przeczytaj lub wysłuchaj reportażu Aleksandry Kozłowskiej.
Posłuchaj reportażu
Khedi Alieva cały dzień spędziła w Kuchni Konfliktu, bistro-sklepie działającym od pięciu lat przy ul. Wilczej 60 w Warszawie. Kuchnię założyła Jarmiła Rybicka, socjolożka i aktywistka społeczna. Chodziło o to, by dać uchodźczyniom miejsce pracy i spotkań, wymiany doświadczeń i… przepisów kulinarnych.
Tygiel
Bo – jak powtarza Khedi – uchodźcy nie tyle potrzebują pomocy czy współczucia, co pracy, mieszkania, równych praw. Jako uchodźczyni z Czeczenii dobrze to wie. Dlatego w Kuchni Konfliktu uczy imigrantki, jak pracować, jak wziąć odpowiedzialność za siebie i rodzinę. Dla wychowanych w patriarchacie kobiet własna praca i własne pieniądze to często rzecz wcześniej nieznana. Tu razem tworzą bardzo popularną w stolicy restaurację, zyskując przy tym poczucie sprawczości i bezpieczeństwa, nie tylko finansowego. Zyskują samodzielność.
W czerwcu tego roku Jarmiła decyduje, że przekaże Kuchnię Khedi i jej Fundacji Kobiety Wędrowne. – To niezwykły gest. Wyjątkowy – komentuje Khedi. – Nie wiem, czy ja bym tak postąpiła – dodaje żartem i wyjaśnia: – Jarmiła nie chciała, żeby ktoś na Kuchni robił tylko biznes. Powiedziała: „Ty, Khedi jesteś człowiek społeczny. Zrobisz z tym coś z sensem”.
No to Khedi robi.
W barze na Wilczej niczym w wielkim bulgoczącym tyglu mieszają się więc języki, tradycje, złe i dobre przeżycia, nadzieje i plany.
Miksują się też egzotyczne przyprawy i składniki potraw, takich jak humus (z cieciorki, czarnej fasoli, zielonego groszku), bakłażan po gruzińsku z warzywami po adżarsku czy czeczeński pilaw albo sumanak – tadżycki karmel z kiełków pszenicy. Pandemiczne obostrzenia omal nie wykończyły Kuchni; udało się przetrwać dzięki sklepikowi z piklami i daniami na wynos, a także z rękodziełem – uchodźczynie szyją torebki, plecaki, nerki, maseczki.
Nici wolności
Produkcja anty-covidowych maseczek ruszyła już w marcu 2020 roku w Gdańsku. Najtrudniejszy czas: początek pandemii, lockdown, strach, co będzie dalej. Ale uchodźczynie i Polki z Fundacji Kobiety Wędrowne nie czekają na systemową pomoc. Same biorą sprawy (oraz igły, czy raczej maszyny do szycia) w swoje ręce. Szyją maseczki (w sumie przygotowały ich ponad 40 tys.) i kombinezony ochronne dla szpitali, policji, seniorów – może je dostać każdy, kto się zgłosi.
W lipcu 2020 roku Fundacja dostaje za te działania nagrodę Europejskiego Forum Obywatelskiego (European Civic Forum – ECF). Kobiety Wędrowne są jedną z siedmiu organizacji wyróżnionych w konkursie „Historie z lockdownu”.
Khedi założyła Fundację trzy lata temu razem ze swoją siostrą, Aminat i psycholożką i pedagożką dr Dorotą Jaworską z Uniwersytetu Gdańskiego. Aminat to mistrzyni krawiectwa – w Czeczenii była projektantką mody, wspólnie z Khedi prowadziła pracownię szycia. Ich rękodzielnicze talenty przydają się nie tylko do samodzielnego szycia i zdobienia długich sukien, jakie noszą siostry. Zostają też użyte w znacznie ważniejszych sprawach.
W maju 2019 roku Khedi i Aminat szyją olbrzymią (dziesięć metrów na cztery) tęczową flagę na V Trójmiejski Marsz Równości. – To był mój protest wobec polskiego społeczeństwa – mówi Alieva. – Nie mogłam zrozumieć, skąd ta złość i nienawiść wobec osób LGBT. Mieszkają w demokratycznym kraju, a nie mają praw? Najpierw byli uchodźcy jako straszak, teraz LGBT. Moja siostra, konserwatywna muzułmanka też tego nie pojmuje. Więc jak powiedziałam: „Wiesz, Aminat, musisz być ze mną. Dawaj, uszyjemy!”, od razu się zgodziła.
No i zaczęłyśmy szyć. Bo tęczowa flaga to nie tylko LGBT, to jest symbol równości!
I Khedi, która żyjąc jeszcze w Czeczenii nawet nie wiedziała, że istnieją geje i lesbijki, teraz bez wahania decyduje, że ramię w ramię pójdzie z uczestnikami Marszu Równości. A Aminat z nią. – To był najważniejszy protest w moim życiu. Bo mogłam dostać i od Polaków, i od muzułmanów. I słyszałam potem różne komentarze: „Jak to, ty, muzułmanka i LGBT? Jak możesz?”.
A właśnie, że mogę. Nie tylko mogę. Muszę. Ludzie, których się prześladuje potrzebują wsparcia. I ja ich wspieram.
W czerwcu 2019 podczas Święta Wolności i Solidarności w Gdańsku Khedi szyje z kolei flagę Polski. Akcja nazywa się „Wspólna Flaga – Wspólna Polska”. I zgodnie z tą nazwą biało-czerwony patchwork jest wspólnym dziełem gdańskich imigrantów, mieszkańców, turystów, aktywistów społecznych. Zawisa na maszcie na Górze Gradowej. Roztacza się z niej wspaniały widok na Gdańsk. Gdańsk, który od 2013 r. jest miastem Khedi i jej rodziny.
To ludzie tacy jak my
Wyjechała z Czeczenii po śmierci męża. Nie brał udziału w wojnie, wystarczyło, że był Czeczenem. Wielu tamtejszych mężczyzn ginęło wtedy bez wieści, dużo później odnajdywano ich ciała.
Gdy została wdową, Khedi miała tylko 29 lat.
Dramat młodej kobiety i trójki osieroconych dzieci nakładał się na upokarzającą sytuację muzułmanki, która nagle zostaje niemal bez praw. Mieszka kątem u rodziny męża, pozbawiona statusu i szacunku, ze świadomością, że krewni, jeśli tylko zechcą, odbiorą jej dzieci. Ma dość. Wybiera nieznane.
W 2012 r. przyjeżdża do Polski. Niewiele o niej wie. Niewierni, jedzą wieprzowinę. I jeszcze lekcje z dzieciństwa, że Polacy to wrogowie ustroju, że – tak jak Zachód – chcą rozwalić Związek Radziecki. A ona – pionierka, komsomołka wychowywana w przekonaniu, że komunizm to jedyny słuszny system.
– Jestem wierzącą muzułmanką. A tu wokół sami chrześcijanie. Kiedy jechaliśmy do Polski, córki i syn się bali: „Jak sobie poradzimy z naszą wiarą?”.
Uspokajałam, że to dla nas sprawdzian. Że tu ludzie, tacy jak my. Ale wewnątrz sama byłam w strachu.
Ubierają się po europejsku, żeby nie było problemów. Ona bez hidżabu, 14-letni wówczas syn w szortach – jak chłopcy z Zachodu. Biedny, wstydzi się gołych nóg, muzułmańscy mężczyźni tak nie chodzą.
Mieszkają w ośrodku dla cudzoziemców, potem w Warszawie. – Poszłam pod tę słynną Palmę i mówię: „Boże, pomóż, gdzie mam iść?”. Byłam w depresji, nie wiedziałam co robić. Nie dojadaliśmy, ciągle brakowało pieniędzy.
Sytuacja poprawia się, gdy znajduje pracę w kebabie i zaczyna chodzić do Centrum Czeczeńskiego. I gdy przyjeżdża Aminat. Razem szyją kostiumy dla dzieci z czeczeńskiego zespołu tańca. Na zajęcia w Centrum Khedi zabiera inne dzieci uchodźców, są mali Ingusze, Gruzini, Ormianie, a nawet jedna Polka. A jednak nie czuje się bezpiecznie. Traumatyczne wspomnienia z ojczyzny, lęk o dzieci nie dają spać. Potem lekarz zdiagnozuje u niej zespół stresu pourazowego i depresję. Zapisze leki.
Lekarstwem okaże się też przyjazd do Gdańska. Tu jej dzieci pójdą do szkoły, tu cała rodzina na dobre zacznie się uczyć polskiego. Khedi pozna społeczników z Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek i… historię „Solidarności”. Małym przełomem będzie jej udział w projekcie „Praktyka obywatelska dla migrantów i imigrantek” zorganizowanym w Europejskim Centrum Solidarności. Tutejsi emigranci poznają miasto, opowiadają o sobie, przedstawiają pieśni i poezję swoich krajów. Khedi i Aminat przygotowują pokaz czeczeńskich strojów kobiecych. Wszyscy oglądają dokument o „Solidarności”. – Ogromnie mnie wzruszył – wspomina uchodźczyni. – I zainspirował. Pomyślałam, że ja też mogę walczyć o swoje życie. I że może gdyby podobny ruch pojawił się w Czeczenii, to nie byłoby wojny, tylu ofiar, zabójstw, że można by się dogadać z Rosją. Działać mądrzej.
W 2014 r. Khedi poznaje prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza (zmarł po ataku nożownika w styczniu 2019 roku). Zagaduje ją i Aminat na ulicy: „Skąd panie są?”. Gdy słyszy, że z Czeczenii, pyta, czego potrzebują uchodźcy. „My tylko chcemy żyć” – odpowiada Alieva.
Bardzo możliwe, że to właśnie Adamowicz proponuje Khedi na członkinię gdańskiej Rady Imigrantów i Imigrantek. A ona sprawdza się w tej roli.
Współtworzy Model Integracji Imigrantów i Imigrantek – pierwszy taki dokument w kraju, zakłada gdański Dom Międzykulturowy, samopomocowe przedsięwzięcie dla uchodźców.
Za swoje działania w czerwcu tego roku zostaje uhonorowana Gdańską Nagrodą Równości im. Pawła Adamowicza za rok 2020 (równolegle z Adrianą Dadci Smoliniec i Izabelą Duczyńską). Od 2017 roku wyróżniane są w ten sposób osoby, które przyłożyły się do budowania Gdańska jako miasta otwartego i przyjaznego wszystkim bez względu na pochodzenie, religię czy orientację seksualną. „Dopiero w Polsce poznałam, co to jest demokracja. Doceniajcie swoje życie, pamiętajcie, że w innych miejscach ludziom jest dużo trudniej” – mówi Khedi, odbierając nagrodę.
To nie sprawa naszej kultury. To facet
– Teraz będziemy robić warsztaty edukacji seksualnej dla kobiet muzułmańskich – zapowiada Khedi. – Nie tyle o samym seksie, co o tym, jak postępować w przypadku molestowania albo przemocy w rodzinie. Dla polskich kobiet to proste. Ale migrantki nie są na to przygotowane, wstydzą się.
Zgodnie z muzułmańską obyczajowością to molestowana czy zgwałcona kobieta traci twarz i honor, nie jej prześladowca.
Dlatego Khedi chce, by imigrantki znały polskie (a więc i swoje prawo), wiedziały, jak reagować w takich sytuacjach, gdzie i komu zgłaszać nadużycia. By odważyły się bronić.
Nie jest to łatwe dla obu stron. Skrzywdzona kobieta boi się zeznawać, a pracownicy socjalni czy policja nieraz twierdzą, że nic nie mogą zrobić. Bo „to wasza kultura”. Nieprawda. – To nie problem kultury, a faceta – Khedi stanowczo potrząsa głową. – Mój tata nigdy mamy nie uderzył.
Mężczyźni zwykle gorzej sobie radzą z nową imigrancką rzeczywistością. Problemy z pracą, mieszkaniem, językiem odreagowują na rodzinie.
– Dlatego im też przydałyby się szkolenia z polskich przepisów – nie ma wątpliwości Khedi. – Od razu, jeszcze w ośrodku dla cudzoziemców. Rząd, który ich przyjmuje, powinien dać edukację w dziedzinie prawa: prawa rodziny, kobiety, prawa dziecka. Obowiązkowo.
Sama też doznała w Polsce przemocy. W 2015 r., kiedy PiS nakręca antyuchodźczą histerię i lęk przed islamizacją, Khedi nieraz słyszy komentarze: „Pewnie pod tą suknią ma bombę”. Jakiś mężczyzna przyciska ją do ziemi i zrywa chustę. Krzyczy, że nie może w niej chodzić. A przecież katolickie zakonnice też zakrywają włosy, noszą długie habity i nikomu to nie przeszkadza. – Strach bierze się z niewiedzy – tłumaczy ksenofobię Khedi. – Nigdy na podstawie tych kilku wydarzeń nie oceniałam całego narodu. Przecież ogromna większość ludzi, których tu poznałam, okazała się pomocna, otwarta, ciekawa świata.
Spotkałam wspaniałe aktywne, solidarne dziewczyny. Nigdzie indziej takich kobiet nie widziałam. Strajkowały, walczyły o swoje prawa nawet w pandemii. A ja, chociaż muzułmanka, uczestniczyłam we wszystkich tych protestach. Żeby pokazać, że jestem solidarna. Bo to też moje prawa. Bo to czuję.
Nienawistne komentarze budzi też Kuchnia Konfliktów. Teksty, że pewnie szykują tam bomby, że Polska dla Polaków. Wsparcie i słowa otuchy padają jednak znacznie częściej. Khedi lubi przypominać, że pierwszy azyl muzułmanom dali właśnie chrześcijanie. Jest taka opowieść, która mówi o Medynie i prześladowanych muzułmanach. Wtedy prorok Mahomet skierował ich do Etiopii, gdzie żyli chrześcijanie. „Idźcie tam” – mówił. – „Tam was przyjmą i obronią”. I tak było. Wtedy zaczęła się historia uchodźców.
O uchodźcach opowiada też Khedi. Pisze artykuły naukowe (jest wykształconą kobietą, u siebie w kraju studiowała chemię – jako jedyna z siedmiorga dzieci poszła na studia – potem prawo), uczestniczy w konferencjach.
– To, co robię w Polsce bierze się z tego, że chcę, by kobietom było łatwiej – Khedi patrzy z tym swoim zaraźliwym uśmiechem. – Teraz myślimy o projekcie dla seniorek. W Gdańsku już zaczęliśmy z nimi współpracę. Aminat uszyła dla nich siedemnaście sukienek gdańskich mieszczek z XVII w. Kiedy tak szyłyśmy, rozmawiałyśmy z tymi kobietami, dziewczynami, jak lubię o nich mówić. Że małe pieniądze, że kłopoty ze zdrowiem, że samotność. Więc, gdy planowałyśmy otwarcie Kuchni Konfliktu, od razu pomyślałyśmy, żeby to było miejsce spotkań także dla seniorów. Z rabatami, niedrogim, dobrym jedzeniem.
Wakacje? O mój Boże, a gdzie tam!
Pytam Khedi o jej plany wakacyjne. – Wakacje? O mój Boże, a gdzie tam! Nie ma mowy. Ja jestem taki człowiek, który musi coś robić. Mówiłam ci o seniorach. Ale nasza Kuchnia ma być centrum integracji dla wszystkich. Różnym NGO-som mówię, że mają tu przestrzeń spotkań. Ostatnio byli Nigeryjczycy. Teraz mam zaproszone Białorusinki. Polacy mogą się odwiedzać w domu, spotykać kiedy chcą. A imigranci nieraz mieszkają w wiele osób w ciasnych mieszkaniach, trudno tam spokojnie pogadać.
Kolejny plan Fundacji to wsparcie w postaci tysiąca zł dla każdej kobiety, która będzie chciała założyć własny biznes. Już są chętne. Ukrainka, która zajmie się wyrobem dekoracyjnych świec, Czeczenka z projektem szycia skórzanych torebek… Wędka zamiast ryby.
Skąd ona bierze na to wszystko siłę?
– No, jak to skąd? Wiadomo – od polskich kobiet. Tutejszy kobiecy aktywizm jest nie do przecenienia. Kiedy odbierałam nagrodę w Brukseli, też to mówiłam. Usłyszałam, że dla europejskich kobiet to przykład. Bo tak właśnie jest.
Reportaż do wysłuchania
Materiał sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030 PROO.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.