Krzyż na piersi, drut na granicy [„Magazyn Kontakt”]
Dziś do naszych drzwi znów pukają ludzie przerażeni, głodni, zmuszeni opuścić swoje domy. Polityczni decydenci mają na ustach wzniosłe hasła o chrześcijańskiej kulturze i o chrześcijańskiej miłości, a jednocześnie budują kształt Polski z drutu kolczastego – ngo.pl przedrukowuje tekst Hanny Frejlak, który został opublikowany 23 sierpnia 2021 w „Magazynie Kontakt”.
W odpowiedzi na aktualną sytuację "Magazyn Kontakt" ogłosił akcję #KontaktZUchodźcami. Przez tydzień (23-29 sierpnia) pełne 100% kwot wpłacanych na prenumeratę i poszczególne numery pisma poprzez sklep internetowy Kontaktu trafi do Inicjatywy Chlebem i Solą wspierającej uchodźców i uchodźczynie w Polsce.
"11 września… 15 lat temu… Pierwszy desant «imigrantów»" – wpis Pawła Kukiza na Facebooku z 12 września 2016 roku. Ilustrację do posta stanowi zdjęcie płonących wież World Trade Center.
"Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie: cholera na wyspach greckich, dyzenteria w Wiedniu, niektórzy mówią o jeszcze innych, jeszcze cięższych chorobach. No i są pewne przecież różnice związane z geografią – różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne" – fragment wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego podczas kampanii wyborczej w październiku 2015 roku. Wypowiedzi tej bronił później prezydent Andrzej Duda:
"Faktem jest, media to ogłaszały, że te choroby się pojawiły. I jest tutaj burza straszliwa wokół tych słów. W odpowiedzialnym państwie nie tylko prowadzi się taką dyskusję, ale przede wszystkim działa się tak, żeby zabezpieczyć obywateli i społeczeństwo. Ja tej burzy kompletnie nie rozumiem".
"Ostatnio słyszałem, że Państwo Islamskie rekrutuje swoich żołnierzy, czy szkoli swoich żołnierzy w ten sposób, że oni wysadzają w powietrze niemowlęta. Otóż od tego jestem polskim politykiem, żeby zapobiec lub zmniejszyć ryzyko, że kiedykolwiek ktoś wysadzi w powietrze polskie niemowlę" – wypowiedź Jarosława Gowina z września 2015 roku dla dziennik.pl.
"To, co robią elity państw zachodniej Europy, jest wstąpieniem na drogę do samozagłady Europy. Polska, przynajmniej nasz rząd, w tym uczestniczyć nie będzie" – Gowin pytany przez Piotra Kraśkę o przyjmowanie uchodźców w czerwcu 2017 roku.
Czym nas straszono?
W latach 2015-17 Prawo i Sprawiedliwość rozpętało przy wsparciu mediów bodaj najskuteczniejszą w historii Polski po 1989 roku kampanię polityczną, do której (świadomie bądź nie) przyłączyły się inne prawicowe partie i ugrupowania. Kampania ta była podręcznikowym przykładem wykorzystania mechanizmu zarządzania strachem. Polega on na wznieceniu, a następnie skutecznym podtrzymywaniu i nakierowywaniu przez tak zwanych handlarzy strachem społecznego poczucia lęku, dysproporcjonalnego w stosunku do realnego zagrożenia. PiS w roli straszaka obsadził uchodźców. Rzekomo mieli oni stanowić śmiertelne zagrożenie dla polskiego społeczeństwa, przed którym uchronić Polki i Polaków mogli wyłącznie politycy i polityczki Prawa i Sprawiedliwości.
Ich opowieść bazowała na kilku podstawowych motywach, przewijających się w różnym natężeniu w wypowiedziach rozmaitych polityków. Podstawowym toposem była postać uchodźcy-Araba-muzułmanina-terrorysty (o której pisał na łamach Kontaktu Paweł Cywiński). Politycy przekonywali, że wielu muzułmańskich ekstremistów korzysta ze szlaków uchodźczych, by przedostać się do Unii Europejskiej i przeprowadzać zamachy terrorystyczne. A skoro raporty nie potwierdzają powiązania między zjawiskami terroryzmu i migracji? To w tej opowieści niczego nie zmienia, bo uchodźcy, terroryści czy nie, stanowią zagrożenie dla naszej cywilizacji – zasady islamu są nie do pogodzenia z panującymi w Europie normami religii chrześcijańskiej. Jak mówił portalowi wp.pl Jarosław Gowin: "Otwarcie na oścież drzwi dla milionów imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki grozi nie tylko atakami terrorystycznymi, ale utratą tożsamości europejskiej". O gorzką ironię zakrawa fakt, że Gowin okazał się w tym kontekście zagorzałym obrońcą praw kobiet: "Część z tych osób przejawia postawy agresywne wobec wartości, którymi kierują się Polacy, chociażby takich jak równość kobiety i mężczyzny” przekonywał Piotra Kraśkę na antenie radia TOK FM. „W kulturze islamu nie ma równości kobiety i mężczyzny" – dodał.
Kolejną strategią było ukazywanie uchodźców jako młodych silnych mężczyzn, którzy sami uciekają, pozostawiając za sobą najsłabszych – kobiety i dzieci. Ten obraz miał odsłaniać przed odbiorcami pewien paradoks: skoro w krajach pochodzenia uchodźców zostają kobiety i dzieci, widocznie nie jest tam aż tak niebezpiecznie. A jeśli faktycznie życie migrantów jest w ich ojczyznach zagrożone, a pomimo to zostawiają najsłabsze jednostki, to są niehonorowymi tchórzami. A zatem uchodźcy albo kłamią co do rzekomego niebezpieczeństwa grożącego im w krajach pochodzenia, albo są moralnie zdegenerowani. By wzmocnić przekaz tej drugiej opcji, politycy powoływali się niekiedy na narodową martyrologię wojenną. Jak we wrześniu 2015 roku stwierdził w tym kontekście na antenie radia TOK FM ówczesny minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski: "Polacy nie uciekali przed II wojną światową. Walczyli".
Figura "młodych silnych mężczyzn" była bardzo istotna dla kolejnego ważnego motywu w opowieści "handlarzy strachem" – oddzielenia uchodźców od „migrantów ekonomicznych”. O ile większość polityków była zgodna co do tego, że uchodźców powinniśmy przyjmować, o tyle nie miało to specjalnego znaczenia w kontekście tak zwanego kryzysu migracyjnego, bo wedle "handlarzy strachem" osoby starające się o azyl w Europie to w zdecydowanej większości migranci zarobkowi. "Gdyby walczyła w ten sposób [Europa z ISIS; skutecznie, przyp. HF], to te już wielomilionowe rzesze imigrantów ekonomicznych, bo uchodźców jest tam garstka, przytłaczająca większość to są młodzi mężczyźni, którzy są emigrantami ekonomicznymi, otóż oni by się tutaj na terenie Europy nie pojawili" – mówił w 2017 roku Radiu Zet Gowin.
Obraz młodych mężczyzn, którzy przyjeżdżają do Unii "przebrani" za uchodźców, chcąc poprawić swoją sytuację materialną dzięki systemowi europejskich świadczeń socjalnych, odwoływał się do kolejnego mitu silnie zakorzenionego w naszej społecznej wyobraźni. Jest to figura self made mana, który ciężko pracuje na utrzymanie swoje i rodziny, bo doskonale wie, że "bez pracy nie ma kołaczy". W opowieści "handlarzy strachem" uchodźcy stanowią jego przeciwieństwo. Pomimo tego, że są młodzi, silni i że są mężczyznami – a zatem mają idealne warunki, żeby ciężko i uczciwie pracować – jadą do Europy, by żyć dzięki państwu socjalnemu. Jak więc może wywnioskować odbiorca tej opowieści, uchodźcy posiadają wszelkie cechy, które w kapitalistycznym świecie stanowią niewybaczalne ułomności: są leniwi, roszczeniowi, a odpowiedzialność za swój los zrzucają na instytucje państwowe. "Muzułmanie w Polsce będą chcieli stworzyć swoje getta. Większość z nich nie będzie pracować. Oni chcą żyć dzięki państwu socjalnemu" – przekonywał Gowin we wrześniu 2015 roku w „Kropce nad i”.
Nieprawdziwa opowieść
W opowieści "handlarzy strachem" kluczowy jest również język. Tak zwany kryzys migracyjny opisywany był przez nich słowami, które przywykliśmy odnosić do katastrof naturalnych, takimi jak "fala" czy "zalew".
W tej opowieści nie ma miejsca na twarze, historie czy nawet próbę zrozumienia tragicznego położenia samych uchodźców oraz powodów, dla których zdecydowali się na karkołomną i niewyobrażalnie dla mieszkańców Globalnej Północy niebezpieczną podróż do Europy.
Nawet samo sformułowanie "kryzys migracyjny", powtarzane zarówno przez media prawicowe, jak i liberalne, odnosiło się do Unii Europejskiej, a nie do samych uchodźców. To Europę dotyka „kryzys”, to Europa musi z nim "walczyć", to Europa jest w trudnym czy wręcz tragicznym położeniu. Przy takiej optyce trudno objąć wzrokiem tragedię, kryzys czy katastrofę, które stały się udziałem samych uchodźców.
Narracja "zarządzania strachem" zbudowana została na niedopowiedzeniach, szkodliwych stereotypach i przekłamaniach. Czy "handlarze strachem" tkali ją wiedzeni złą wolą, czy może ideologicznym zaślepieniem – trudno stwierdzić. Mało prawdopodobne wydaje się jednak, by była ona efektem niewiedzy – organizacje, ekspertki i eksperci pracujący z uchodźcami wielokrotnie dementowali jej "mity założycielskie", a trudno uwierzyć, by politycy nie mieli dostępu do danych czy raportów. Bez względu jednak na luźny związek tej opowieści z rzeczywistością, politykom udało się przekonać do niej setki tysięcy osób. Opowiedzieli im świat, w którym toczy się śmiertelna walka cywilizacji. Po "ciemnej stronie mocy" stoją uchodźcy – przedstawiciele wrogiej kultury, niezdolni do pokojowej koegzystencji z Europejczykami, którzy w "najlepszym" wypadku przyjechali, by korzystać z dobrodziejstw państwa opiekuńczego, w najgorszym zaś – by "islamizować" Europę. Stanowią rzekomo zagrożenie dla europejskiej tożsamości, europejskich kobiet, europejskiego prawodawstwa, a nawet, jak przekonywał Jarosław Kaczyński, zagrożenie epidemiczne. Uchodźców wspierają w tej opowieści, ze złej woli czy też wiedzione naiwnym idealizmem, partie opozycyjne oraz "brukselskie elity". Po drugiej stronie barykady stoi partia Kaczyńskiego i ugrupowania ją wspierające, którzy obronią Polskę i całą cywilizację chrześcijańską.
Jak się okazało, opowieść ta skutecznie przemówiła do naszej zbiorowej wyobraźni, co potwierdzają nie tylko wyniki wyborów parlamentarnych z października 2015 roku, które dały PiS-owi niekwestionowane zwycięstwo, ale także ankiety Centrum Badań Opinii Społecznej. W maju 2015 roku 21 procent Polaków było przeciwnych przyjmowaniu uchodźców z krajów objętych konfliktem zbrojnym. Odsetek ten w grudniu 2016 roku wynosił już 52 procent, a gdy w kwietniu 2017 roku spytano respondentów i respondentki o stosunek do uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu, sprzeciw wobec przyjmowania ich przez Polskę wyraziło aż 74 procent ankietowanych.
Bezprawne działania, nielegalne zmiany prawa
W zeszłym tygodniu media obiegła informacja, że na granicy polsko-białoruskiej, na wysokości miejscowości Usnarz Górny, uzbrojeni funkcjonariusze Straży Granicznej pilnują grupy około pięćdziesięciu uchodźców (w tym kobiet z małymi dziećmi). Wbrew prawu międzynarodowemu nie wpuszczają ich do Polski. Od tego czasu codziennie pojawiają się nowe doniesienia: o tym, jak trudne okazało się sprowadzenie pomocy medycznej do uchodźców, że strażnicy zarekwirowali jedzenie, które przyniosły uchodźcom mieszkanki pobliskiej miejscowości, że próby kontaktu przez megafon pogranicznicy zagłuszają, włączając syreny.
Sekretarz stanu MSWiA Maciej Wąsik w reakcji na te doniesienia pochwalił się na Twitterze, że wzdłuż polsko-białoruskiej granicy przeciągnięto drut kolczasty na długości prawie stu kilometrów, a kolejne pięćdziesiąt kilometrów zasieków powstanie lada moment. Stwierdził również, że uchodźcy czekający na granicy to głównie młodzi mężczyźni w wieku poborowym i nic nie wskazuje na to, by w krajach pochodzenia groziło im coś złego. "To jest ciąg do UE, do luksusu i miejsc, gdzie można sobie wydostawać zasiłki i nie pracować" – uznał.
W chwaleniu się drutem kolczastym wtórował Wąsikowi na Twitterze Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak. Działania posłów i posłanek opozycji, którzy pojechali na granicę, by pomagać uchodźcom i monitorować działania Straży Granicznej, nazwał z kolei "haniebnymi" i "groźnymi dla bezpieczeństwa Polski". Samych polityków określił zaś jako "pożytecznych idiotów".
17 sierpnia na antenie Polsat News wicepremier i minister Piotr Gliński pytany o możliwy wzrost liczby osób starających się o azyl w Europie w związku z zajęciem Afganistanu przez talibów, zapewnił, że: "Polska obroniła się przed falą uchodźców w 2015 roku i teraz też się obroni. Będziemy postępowali odpowiedzialnie, jesteśmy przygotowani, obronimy Polskę".
Jak można przeczytać na stronie Biuletynu Informacji Publicznej KPRM, do końca września rząd ma przyjąć zmiany w ustawie o cudzoziemcach, ustawie o ochronie granicy państwowej oraz ustawie o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, które zakładają karanie za nielegalne przekraczanie granicy, nieprzyjmowanie wniosków o ochronę międzynarodową od osób, które granice nielegalnie przekraczają, oraz przyspieszenie i odformalizowanie procedur deportacji.
To zmiany nie tylko głęboko niehumanitarne i godzące w prawa człowieka, ale również sprzeczne z sygnowaną przez Polskę konwencją genewską – najważniejszym dokumentem prawa międzynarodowego mówiącym o uchodźcach.
W ramach przygotowywania się na przybycie większej liczby uchodźców, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zmieniło przepisy, zmniejszając minimalną powierzchnię przypadającą na osobę w strzeżonym ośrodku z czterech metrów kwadratowych do dwóch metrów. To mniej niż standard obowiązujący w więzieniach.
Można by powiedzieć, że zarządzanie strachem powraca.
A przecież tak naprawdę od 2015 roku nigdy się nie skończyło. Po prostu przez jakiś czas, kiedy temat migracji zszedł z pierwszych stron gazet, w roli głównego bohatera tej opowieści uchodźców zastąpiły osoby LGBT+. Zarządzanie strachem stało się ważnym elementem prawicowej hegemonii w Polsce.
A "handlarze strachem" w roli rzekomego wroga publicznego numer jeden obsadzają grupy najsłabsze, dyskryminowane i pozbawione praw, które poprzez język strachu i pogardy na poziomie dyskursywnym pozbawiają również godności.
Dziś do naszych drzwi znów pukają ludzie przerażeni, głodni, zmuszeni opuścić swoje domy ze względu na meandry międzynarodowych polityk, na które najczęściej nie mieli żadnego wpływu. Polityczni decydenci mają na ustach wzniosłe hasła o chrześcijańskiej kulturze i o chrześcijańskiej miłości, nieustannie przypominają o polskich cierpieniach podczas II wojny światowej i wspominają polskich bohaterów i bohaterki, którzy ratowali Żydów, czy tych, którzy ze względu na działalność opozycyjną musieli uciekać z kraju w czasach PRL-u. Jednocześnie budują kształt Polski z drutu kolczastego.
"Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni" pisał w 1922 roku Julian Tuwim.
Hanna Frejlak – redaktorka działu Poza Centrum w "Magazynie Kontakt". Antropolożka, absolwentka Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW. Prowadziła badania wśród uchodźców z Afryki Zachodniej na Sardynii. Na co dzień współpracuje z Fundacją Polska Gościnność oraz portalem ngo.pl.
Źródło: "Magazyn Kontakt"