Białoruś i Liban. Czyli jak aktywiści znów ratują świat [Felieton Wilczyńskiego]
Sprawa, wokół której działasz, może stać się drugorzędna dla władz lub marginalizowana w społeczeństwie w momencie dużego kryzysu. Ale wtedy twój talent organizacyjny będzie potrzebny do innej sprawy. Miejmy to z tyłu głowy w czasie codziennych działań.
„To było jak w Hiroshimie” – pisze dzień po katastrofalnym wybuchu mój znajomy z Bejrutu. „Moje miasto jest całkowicie zniszczone” – dodaje. W wyniku eksplozji 2750 ton azotanu amonowego w bejruckim porcie zginęło 220 osób, a ponad 6000 odniosło poważne obrażenia. Ćwierć miliona osób straciło swoje domy. W ciągu tygodnia do dymisji podał się premier Libanu, Hassan Diab, a gniew Libańczyków wywołany korupcją i nieudolnością klasy politycznej – pomimo pandemii – wyprowadził tysiące mieszkańców Bejrutu na ulice.
Niemal dokładnie w tym samym czasie rozgorzały protesty na Białorusi związane z nieuczciwym przeprowadzeniem wyborów prezydenckich oraz ogłoszeniem rzekomego ponownego zwycięstwa Alaksandra Łukaszenki. Po początkowych próbach rozproszenia protestów przez siły bezpieczeństwa lojalne dotychczasowemu prezydentowi, masowych aresztowaniach cywilów oraz przeprowadzanych na nich torturach (w wyniku tych działań śmierć poniosło co najmniej dwóch protestujących: Alaksander Tarajkouski i Alaksander Wichor), doszło do przełomu – setki tysięcy Białorusinek i Białorusinów doprowadziło do sytuacji, w której urzędujący dyktator przyznał, że jest otwarty na podzielenie się władzą, a być może uda się dokonać choćby częściowej, kompromisowej reformy systemu.
Gdy państwo nie spełnia swojej roli, tym bardziej potrzebni są działacze i działaczki społeczni
W tym samym czasie w Polsce mierzymy się z podgrzewanymi sporami światopoglądowymi oraz dyskusją o tym, czy czas najgorszego kryzysu gospodarczego od dekad jest dobrym momentem na podwyżkę diet poselskich o 63 procent. Obok tych najbardziej medialnych spraw przewija się cały czas temat planów ministrów z partii PiS (Ziobry i Wosia) dot. rejestru organizacji pozarządowych finansowanych z zagranicy. Równocześnie mamy coraz mniej obecną w mediach debatę dotyczącą zakończenia kadencji (już 9 września) obecnego Rzecznika Praw Obywatelskich, Adama Bodnara oraz jego potencjalnej następczyni – Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz, która uzyskała rekordowe poparcie od 407 organizacji pozarządowych. Zarówno pandemia, ograniczenie środków dla samorządów (i, co za tym idzie, środków dla NGO-sów), jak i przegrana Rudzińskiej-Bluszcz (możliwa przecież w wyniku rozgrywek partii rządzącej), mogą doprowadzić do kolejnego spadku motywacji wśród aktywistów i aktywistek. Po co działać, skoro to nie przynosi efektów i nikt nie liczy się z naszym głosem?
Sytuacja libańska czy białoruska wyraźnie pokazują, że w momencie, gdy państwo nie spełnia swojej roli, tym bardziej potrzebni są działacze i działaczki społeczni.
W Libanie to właśnie organizacje pozarządowe zaczęły z jednej strony naciskać na rząd i organizować antykorupcyjne protesty, a z drugiej – robić wszystko, by pomóc tym, którzy utracili dach nad głową lub w inny sposób ucierpieli w eksplozji.
I nie mówię tu o licznych organizacjach humanitarnych działających na rzecz uchodźców, ale o organizacjach zajmujących się zwykle zupełnie innymi tematami, takimi jak think-tanki, wspólnoty wyznaniowe czy centra pomocy prawnej. Dodatkowo od października ubiegłego roku, kiedy w Libanie trwały akcje protestacyjne, to w dużej mierze za sprawą doświadczenia organizacji pozarządowych udało się uniknąć incydentów przemocowych, intensywnie działać na rzecz edukacji obywatelskiej oraz wspierać oddolne siły w parciu do celu, jakim była zmiana rządów w Libanie.
Musimy być – jako działacze i działaczki – trochę wszędzie
Podobnie rzecz miała się w Białorusi. Gdy pytam znajomych o NGO-sy zaangażowane w organizację protestów, ich nagłaśnianie lub pomoc aresztowanym, od wielu z nich dostaję prostą odpowiedź: „Karol, to praca nas wszystkich – różnych inicjatyw i organizacji. Od lat wiele projektów oficjalnie dotyczących kultury zajmowało się solidarnością oraz tematem samo-organizowania się” – mówi mi jedna z aktywistek z Mińska. „Wcześniej, jako instytucja zajmująca się kulturą, pomagaliśmy ludziom w czasie pandemii zdobyć testy na COVID-19. Teraz wspieraliśmy tych, którzy organizowali protesty. Musimy być wszędzie” – dodaje.
Musimy być – jako działacze i działaczki – trochę wszędzie. Jak mówiła w ostatnim wywiadzie dla ngo.pl Zuzanna Rudzińska-Bluszcz: „Spójrzmy na prawa, które chroni Rzecznik, jako nasze wspólne, ludzkie”.
Nawet jeśli twoja fundacja wspiera dzieci z niepełnosprawnościami w małym mieście powiatowym, to przecież jako lider/ liderka czy wolontariusz/ka tej fundacji stajesz się wzorem organizowania społeczności.
Sprawa, wokół której działasz, może stać się drugorzędna dla władz lub marginalizowana w społeczeństwie w momencie dużego kryzysu. Ale wtedy twój talent organizacyjny będzie potrzebny do innej sprawy. Miejmy to z tyłu głowy w czasie codziennych działań.
Ja, chyląc czoła wobec aktywistek i aktywistów z Libanu i Białorusi, zapisuję z wyżej cytowanego wywiadu jeszcze jedno zdanie: „zróbmy to inaczej, przestańmy wpadać w koleiny retorycznych figur z ulicy Wiejskiej i programów publicystycznych”. Nasze małe, lokalne światy ratują przede wszystkim ci, którzy rozumieją wspólne, ludzkie sprawy.
Karol Wilczyński – aktywista i publicysta. Pracuje w programie World of Neighbours (https://www.aworldofneighbours.com/). Wraz z żoną prowadzi bloga na temat islamu i muzułmanów (https://www.facebook.com/islamistablog/).
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.