Jak sobie radzę z poczuciem beznadziei? Mam dwa wypróbowane sposoby. Dzielenie się bezradnością z innymi oraz modlitwę – taką, która jest dla każdego, niezależnie od wiary czy wyznania.
Portal NGO.pl prowadził niedawno bardzo interesującą debatę na temat wypalenia aktywistów. Jako osoba działająca na pograniczu mediów, instytucji Kościoła rzymskokatolickiego oraz innych wspólnot religijnych funkcjonujących w Polsce, Europie i na Bliskim Wschodzie, spotkałem dziesiątki wypalonych osób.
Świadomość mechanizmów pomaga się z nimi mierzyć
Oczywiście, istnieje wiele różnych czynników wpływających na stan psychiczny aktywisty. W instytucjach związanych z religiami częstym przypadkiem są szefowie (głównie mężczyźni), którzy chcą kontrolować wszystkie działania, decydować o wszystkim (niczym proboszcz w parafii) i o wszystkich. Prowadzi to do przeciążenia i frustracji pracowników organizacji zarządzanych w ten sposób.
Innym częstym przypadkiem jest bezgraniczne zaangażowanie w misję, którą ma spełniać dana organizacja (o tragicznych skutkach takiego zaangażowania pisała między innymi Justyna Kopińska w książce o siostrze Bernadetcie), oraz szybkie wypalenie związane z prostą obserwacją, że nie wszyscy mają ochotę tak mocno się angażować. A przecież to oczywiste, że nie wszyscy mają ochotę w ogóle się angażować – według danych Europejskiego Sondażu Społecznego 2016 statystyki wskazują, że aż 84,7 procent polskiego społeczeństwa nie wykazuje żadnego zaangażowania.
Świadomość różnych mechanizmów, które działają w psychice działaczy, pomaga mi często się z nimi mierzyć.
Jest to element troski o siebie. I jak napisali autorzy i autorki wydanej niedawno książki „Walcz, protestuj, zmieniaj świat” – ta troska jest czynnością niezbędną i rewolucyjną.
Tyle do zrobienia, że nadziei brak
Jako dziennikarz, który nie obawia się nazywać samego siebie „aktywistą”, zmagam się jednak często z nieco innym mechanizmem (na który zresztą naprowadziła mnie wspomniana książka), który wynika akurat nie z niewłaściwego otoczenia czy stosunku do aktywności, które prowadzę.
Chodzi raczej o mój stan wewnętrzny. Mam poczucie, że „nie wiadomo, w co ręce włożyć” – jest wszak tyle do zrobienia!
W Polsce łamie się przecież prawa reprezentantów tak wielu grup: osób bezdomnych, uchodźców, wyznawców islamu, osób LGBT+, dzieci. Jest wiele innych, wielkich kwestii, z którymi chyba nigdy sobie nie poradzimy i o których wiem, że nie jestem w stanie ich zmienić (na przykład zmiany klimatu czy wyzwania związane z migracją). Dlatego też bardzo łatwo dopada mnie beznadzieja – brak nadziei, że cokolwiek jestem w stanie zmienić.
Dzielmy się bezradnością
Jak sobie z tym radzę? Mam dwa wypróbowane sposoby. Oba można wrzucić do worka z etykietą „troska o siebie”.
O jednym z nich pisali autorzy i autorki książki „Walcz, protestuj, zmieniaj świat”. Chodzi o dzielenie się bezradnością z innymi. Niemal od początku ustaliliśmy z członkami mojej Wspólnoty „Hanna”, że po spotkaniach z osobami w kryzysie bezdomności na Plantach, musimy poświęcić trochę czasu na „terapię grupową”. To nie jest prawdziwa terapia, ale po prostu moment – około 45-60 minut – w którym dzielimy się tym, co dzisiaj się przydarzyło.
Jest tam przestrzeń na to, by podzielić się małymi radościami, konkretnymi potrzebami naszych znajomych, ale również na to, aby płakać i dzielić się naszą bezradnością. Wiemy, że czasem nie da się pomóc, nie da się zrobić nic. To okropne poczucie.
Ale niemal zawsze da się być obok – gdy któraś z osób bezdomnych umiera i nie możemy jej już pomóc, to jedyną zmianą, jaką jesteśmy w stanie wprowadzić, jest bycie obok tej osoby. I tak samo działa to wewnątrz naszej wspólnoty. Gdy umiera we mnie nadzieja, to wiem, że mogę liczyć na innych członków, że są i będą przy mnie. W „Hannie” odkryłem, jak ważna jest kultura doceniania i towarzyszenia każdemu człowiekowi.
Modlitwa w stronę serca
Drugim sposobem na walkę z beznadzieją jest modlitwa. Nie taka, jaką kojarzymy z kościoła czy katechezy. Chodzi raczej o taką modlitwę, która płynie do wewnątrz, do tego, co mistrzowie medytacji nazywają „sercem”. Taka praktyka może być wykorzystywana przez każdego, niezależnie od wiary czy wyznania.
To bardzo prosty sposób na to, by odzyskać nadzieję – każdego dnia przed pójściem spać staram się podziękować za trzy rzeczy, które się wydarzyły.
Zdarza się, że nie myślę o pracy czy działaniach, które podejmuję. Ale często przychodzi mi do głowy coś zupełnie nieoczekiwanego. I tak dziękuję za ten moment, gdy otrzymałem bardzo miłą wiadomość od uchodźczyni z Czeczenii. Dziękuję za uśmiech od smutnego mężczyzny, obok którego przejechałem rowerem na Plantach. Jestem wdzięczny za wskazówkę, którą otrzymałem od czytelniczki naszego bloga, dzięki której trafiłem na świetny, dający do myślenia artykuł.
Taka modlitwa, a jeśli wolicie, wieczorna refleksja, naprawdę pozwala podtrzymać nadzieję na to, że nasze działania prowadzą do zmiany, do czegoś dobrego i interesującego.
Karol Wilczyński – dziennikarz i aktywista. Wraz z żoną prowadzą islamistablog.pl. Działa we Wspólnocie „Hanna” spotykającej się z ubogimi na krakowskich Plantach. Napisał doktorat na temat praktyk duchowych w filozofii greckiej i arabskiej.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.