Prawdziwa cena, jaką płacą aktywiści [Felieton Wilczyńskiego]
Jak pisze Jonathan Moens, prawdziwym kosztem działania jest to, że aktywistyczna empatia to zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo.
Od kilku lat współpracuję z różnymi organizacjami działającymi na rzecz wykluczonych – osób w kryzysie bezdomności, ofiar przemocy, osób z doświadczeniem uchodźstwa czy od niedawna, osób homoseksualnych i transpłciowych.
W tym czasie poznałem wielu aktywistów, którzy – z roku na rok w coraz trudniejszych warunkach – usiłują wspierać różne grupy osób. Wielokrotnie jednak widziałem, że to oni sami na wielu poziomach potrzebują wsparcia. Dobre intencje nie wystarczą, by pomóc. Trzeba mieć „bazę” (finanse, rzeczy, czas…), jak również umiejętności projektowe czy social mediowe. I świadomość ciężaru tych historii, które słyszy się w codziennej pracy.
Na pierwszej linii frontu
Wyraża to między innymi fotografia Tomka Kaczora, za którą został nominowany do nagrody World Press Photo: „Miała czternaście lat, kiedy zachorowała na syndrom rezygnacji – chorobę, którą od kilkunastu lat diagnozuje się w Szwecji wśród dzieci cudzoziemców, które starają się tam o azyl. Kiedy pojawia się widmo deportacji – dzieci ze strachu przestają jeść, mówić, wstawać z łóżka, by wreszcie 'zasnąć'. Leżą tak miesiącami, czasem latami, karmione przez rurkę. Budzą się powoli, do pełni zdrowia wracają długo. Ona obudziła się w Polsce. Spała prawie rok. Wciąż grozi jej i jej bliskim deportacja do Armenii – kraju pochodzenia, z którego musieli wyjechać”.
Będąc na „pierwszej linii frontu” aktywiści bardzo często doświadczają wypalenia, uczucia rozpaczy i beznadziei. Nie wszystkim mogą pomóc. Niektóre historie zadają ból.
O ile w Polsce nie prowadzi się wielu badań dotyczących tego tematu, to sporo opracowań zagranicznych wskazuje, jak ważna jest świadomość tego, że „zwykłym” aktywistom grożą różne obciążenia psychiczne, w tym wtórny zespół stresu pourazowego (STSD). To jest prawdziwy koszt pracy z osobami, które doświadczyły traumy.
„Dbanie o siebie jest czynnością̨ rewolucyjną”
„Paradoksalnie” – jak pisze Jonathan Moens w swoim tekście o osobach obsługujących telefon zaufania i przyjmujących zgłoszenia od osób mających myśli samobójcze – „to zdolność do aktywnego i empatycznego słuchania, czyli doskonała cecha osoby przyjmującej zgłoszenia, jest również cechą, która wywołuje więcej uczuć związanych z przytłoczeniem.
Nie jest tak, że wrażliwość, która doprowadza ludzi do działania na rzecz wykluczonych, jest cechą mającą wyłącznie dobry wpływ na niosących pomoc. Osoby wrażliwe, empatyczne są szczególnie narażone na wypalenie, poczucie samotności, epizody depresyjne i łatwiej niż inni mogą być przedmiotem nadużyć. To nie są bon moty, ale to wynika z badań nad osobami obsługującymi australijski telefon zaufania.
Jak pisze Moens, prawdziwym kosztem działania jest to, że aktywistyczna empatia to zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo.
Co można zrobić? Piszą o tym autorzy książki „Walcz, protestuj, zmieniaj świat. Psychologia aktywizmu” (2019, wyd. Smak Słowa). Rozdziałowi poświęconemu wypaleniu przyświeca wspaniały cytat Audre Lorde: „Dbanie o siebie to nie jest pobłażanie sobie, to jest instynkt samozachowawczy, to akt politycznej walki. Dbanie o siebie jest czynnością̨ rewolucyjną” (s. 314).
Praca domowa: ćwiczenie się w trosce o siebie
Nawet więc, jeśli nie trafia do ciebie hasło o „działaniach rewolucyjnych”, to być może warto skupić się na tym, co już Sokrates nazwał „troską o siebie”.
W Polsce, gdzie osoby skrajnie wykluczone często narażone są na sytuacje zagrażające bezpośrednio ich życiu, a sami aktywiści stykają się ze stałym problemem niestabilności finansowej, ćwiczenie się w trosce o siebie jest szczególnie ważne.
O różnych formach tej troski pisałem już we wcześniejszych felietonach dla ngo.pl.
Badacze cytowani przez Moensa wskazują, że w przypadku osób pracujących w telefonie zaufania bardzo istotne są dwie rzeczy: po pierwsze sesje ”dzielenia” z kolegami i koleżankami z zespołu, którzy mają podobne doświadczenia
Bardzo ważne jest, by nie opuszczać miejsca pracy bez podzielenia się tym, co dziś szczególnie nas dotknęło.
Podobnie warto, by każda osoba, która pracuje z ludźmi doświadczającymi wykluczenia, miała możliwość regularnie opowiedzieć o tym, co może wpływać na uczucie wypalenia. W idealnym świecie byłby to psychoterapeuta lub psycholog. Jeśli jednak nie ma takiej możliwości – warto umawiać się na regularne rozmowy z przyjacielem lub znajomą, która może wysłuchać i dzięki temu choć trochę ulżyć.
Ostatecznie więc chodzi o to, by aktywiści nie bali się mówić o tym, czego doświadczają. To bardzo dobra forma troski o siebie.
Karol Wilczyński – dziennikarz i aktywista. Wraz z żoną prowadzi islamistablog.pl. Współpracował z organizacjami na rzecz osób w kryzysie bezdomności i osób z doświadczeniem uchodźstwa. Napisał doktorat na temat praktyk duchowych w filozofii greckiej i arabskiej.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.