Wyczerpane aktywistki, wypaleni działacze. Migranccy działacze i działaczki pod podwójną presją
O problemach cudzoziemców i cudzoziemek nadal mówi polska większość, a w zarządach organizacji pozarządowych skierowanych na ich wsparcie zasiadają często sami polscy aktywiści i aktywistki. Migranci i migrantki-aktywiści i aktywistki na razie ustępują pierwszeństwa polskim kolegom i koleżankom.
Всем привет! გამარჯობა! Witam się z Tobą, mój drogi Czytelniku i droga Czytelniczko, w swoich ojczystych językach. Jestem polskim aktywistą i migrantem w pierwszym pokoleniu. Niełatwo mi jest pisać ten tekst, bo nie do końca wiem, jaki wątek poruszyć z tak wielu, dotyczących aktywizmu społecznego migrantów i migrantek w Polsce, a już tym bardziej w kontekście ich wypalenia. Spróbuję przybliżyć własną perspektywę i doświadczenie.
Cudzoziemiec w trzecim sektorze
Włączenie migranta-aktywisty w działania społeczne w pierwszej kolejności odbywa się poprzez długotrwały proces nabywania kapitału kulturowego – jest to punktem wyjściowym. Proces ten wymaga specyficznego wysiłku, który od polskich aktywistów i aktywistek nie jest wymagany, bo są tu u siebie.
Do tego dochodzą również okoliczności formalne. Będąc cudzoziemcem, musisz mieć zezwolenia na pracę, legalny pobyt oraz źródło stabilnego i regularnego dochodu. Większość polskich pracodawców i pracodawczyń nie ma pojęcia, w jaki sposób zatrudniać legalnie cudzoziemców, co z kolei może powodować utrudnienia biurokratyczne.
W końcu, kiedy pracodawca zgodzi się legalnie zatrudnić cudzoziemca czy cudzoziemkę, procedury trwają miesiącami i gdyby nawet chciał ona lub ona zmienić pracę, zazwyczaj tego nie robi.
W efekcie cudzoziemcy i cudzoziemki stają się „niewolnikami” polskich pracodawców i pracodawczyń, bo przepisy zostawiają bardzo nikłe pole do manewru. W sytuacji tej znajdują się także migranci i migrantki, będący aktywistami i aktywistkami, niemający polskiego obywatelstwa lub pobytu stałego, co powoduje ciągły stres i poczucie niestabilności.
Kolejnym wyzwaniem dla funkcjonowania cudzoziemca czy cudzoziemki w polskim społeczeństwie jest coraz silniejsza ksenofobia i dyskryminacja, absolutnie niesprzyjająca komfortowi psychicznemu ani zdrowotnemu. Pracuję dla idei, poświęcam się, udzielam się wolontaryjnie i chciałbym, by polskie społeczeństwo dbało o niezbywalne prawa i poszanowanie godności innego człowieka: tego o odmiennym kolorze skóry, religii, narodowości, orientacji seksualnej i tak dalej. Cały czas napotykam jednak bariery nielekkie do pokonania i po raz setny zadaję sobie pytanie: dlaczego właściwie ja to robię?
Na uboczu mediów i NGO
Często dostaję podobnego typu propozycje: „Hej, Gagik, wypowiedz się w mediach jako cudzoziemiec”, „Hej, opowiedz coś o Gruzji”, „Hej, podziel się doświadczeniem migranta” itd. O ile na samym początku nawet mi się to podobało, ostatnio zaczęło lekko irytować.
Działam w polskim NGO już prawie sześć lat, mam doświadczenie w pracy z uchodźcami i imigrantami, jestem w stanie opowiedzieć o polskich problemach systemowych dotyczących mojej grupy docelowej. Tymczasem mam wrażenie, że w dyskursie publicznym moją wiedzę dziennikarze ograniczają do kwestii krajoznawczo-turystycznych i osobistych doświadczeń migranta.
O problemach cudzoziemców i cudzoziemek nadal mówi polska większość, a w zarządach organizacji pozarządowych skierowanych na wsparcie migrantów i migrantek zasiadają często sami polscy aktywiści i aktywistki. To oni rozdają karty, mają rozległe kontakty w mediach i w strukturach publiczno-prywatnych. Przypominam, że startujemy z różnych punktów, co ma istotny wpływ na to, kto dosięgnie mety pierwszy. Migranci i migrantki – aktywiści i aktywistki – na razie ustępują pierwszeństwa polskim kolegom i koleżankom.
Osobiście miałem trochę szczęścia, bo trafiłem do Fundacji Ocalenie, gdzie dostałem wsparcie i ogromne doświadczenie. Oczywiście, by migrant czy migrantka został aktywistą czy aktywistką i mógł niezależnie działać w imieniu swoje grupy, potrzebuje wsparcia, uznania i zrozumienia polskiej większości. Na pewno nie oczekuje za to protekcjonalnego traktowania.
Dlaczego w tytule wspomniałem o podwójnej presji? Ponieważ z jednej strony dla mnie, jako migranta-działacza, czynniki wypalające są takie same, jak i w przypadku polskich aktywistów i aktywistek. Dochodzą do nich jednak dodatkowe kwestie związane z moim pochodzeniem. Aby odnieść sukces, musimy włożyć w swoją pracę podwójny wysiłek, więc na wypalenie także jesteśmy narażeni i narażone podwójnie.
Gagik Grigoryan – działacz na rzecz migrantów, członek zarządu Fundacji Ocalenie, edukator kulturowy. W codziennej pracy wspiera migrantów i migrantki w Warszawie w ich integracji z polskim społeczeństwem. Pochodzi z Gruzji i mieszka w Polsce od 2012 roku.
Cykl głosów o wypaleniu aktywistycznym i dobrostanie działaczy i działaczek przygotowany przez portal NGO.pl we współpracy z inicjatywą „RegenerAkcja. Miejsce dla zmęczonych aktywistek i aktywistów”.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.