Dlaczego odpuściliśmy sobie media publiczne? [Felieton Sadło]
Może kolejny wizerunkowy kryzys mediów publicznych spowodowany żenującym sporem z prezydentem o wartą 2 miliardy złotych posadę Jacka Kurskiego, jest dobrą okazją do zastanowienia się, czy nie za szybko odpuściliśmy jako sektor pozarządowy media publiczne.
„Środki masowego przekazu są zarówno największą szansą, jak i największym zagrożeniem dla funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego, dlatego szczególną wagę należy przywiązywać do niekomercyjnych, społecznie zaangażowanych środków przekazu. Publiczne media powinny tworzyć płaszczyznę wymiany idei, poszukiwania prawdy i promocji działań, których celem jest dobro wspólne. Nie będzie to możliwe bez sprawnej kontroli społecznej nad mediami publicznymi i wpływu opinii publicznej na kształt mediów komercyjnych”.
Takie – z dzisiejszej perspektywy uroczo naiwne – przemyślenia zawarto w szeroko dyskutowanym 15 lat temu tekście „Strategia rozwoju społeczeństwa obywatelskiego” autorstwa Marii Rogaczewskiej, Piotra Frączaka i Kuby Wygnańskiego. I choć od tamtego czasu wiele się w mediach, zwłaszcza publicznych, zmieniło na gorsze, my jako środowisko chyba przestaliśmy się czuć ich interesariuszami, nie słychać naszego głosu gdy dzieje się coś dla nich ważnego. A przecież nie zawsze tak było, sama pamiętam czasy kiedy organizacje pozarządowe umiały – a przede wszystkim chciały – trochę namieszać. Dlaczego więc odpuściliśmy sobie całkiem media publiczne?
Czy jednak naprawdę̨ nie mamy żadnego zdania w kwestii tego, czy media publiczne wzmacniać, czy zlikwidować?
Trudno mi w to uwierzyć, bo nawet abstrahując od naszych sektorowych interesów, każdy z nas ma swoje własne – jako widz publicznej telewizji, słuchacz publicznego radia – przekonania. Czas więc najwyższy, wtrącić się do toczonej dotychczas głównie w gronie polityczno-dziennikarskim dyskusji o tym, co jest, a przynajmniej być powinno, naszym wspólnym dobrem.
Warto się odzywać, nawet mając pełną świadomość, że to zawsze będzie głos wołającego na puszczy
Obserwuję relacje między mediami publicznymi a sektorem pozarządowym od dawna i mam wrażenie, że najłatwiej było o coś walczyć w momentach dla mediów publicznych kryzysowych.
Tak było na przykład w 2002 roku, kiedy TVP podjęła skandaliczną decyzję aby sfinansować ugodę jaką zawarła z PKN Orlen po oszczerczym materiale na temat rzekomego finansowania kampanii prezydenckiej Mariana Krzaklewskiego przez PKN Orlen z pieniędzy zebranych w ramach dorocznej akcji charytatywnej Wigilijna Akcja „Reklama Dzieciom”. Wykorzystała tym samym pieniądze przekazane przez reklamodawców na pomoc dzieciom do uregulowania swoich procesowych zobowiązań wobec firmy pomówionej przez własnych dziennikarzy. Oburzone tym organizacje pozarządowe napisały w tej sprawie list otwarty do zarządu TVP, w odpowiedzi zostały zaproszone do rozmów na temat uregulowania współpracy TVP – organizacje. W efekcie przez kolejne dwa lata wspólna grupa robocza TVP i organizacji pozarządowych wypracowywała całkiem sensowne rozwiązania, które nie doczekały się sformalizowania bo gdy oburzenie na praktyki TVP ucichło, ówczesny prezes uznał, że przestały istnieć powody, dla których warto było z organizacjami rozmawiać.
I choć z czasem podejmowane były kolejne próby – zazwyczaj w momentach gdy telewizja potrzebowała jakiegoś alibi – nie umieliśmy sobie ani wypracować, ani wywalczyć najmniejszego wpływu na instytucję, której ustawowym zadaniem jest „rozpowszechnianie programów realizujących demokratyczne, społeczne i kulturalne potrzeby społeczności lokalnych”, a która z kadencji na kadencję staje się w coraz większym stopniu tubą władzy.
A organizacje pozarządowe mają największe szanse w niej zaistnieć wyłącznie w roli wroga publicznego, gdy akurat zatrudniają dziecko nielubianego przez władzę polityka lub prowadzą działalność niepopieraną przez rządzącą większość.
Czy tak być musi? Być może musi, skoro jest. Ale może kolejny wizerunkowy kryzys mediów publicznych spowodowany żenującym sporem z prezydentem o wartą 2 miliardy złotych posadę Jacka Kurskiego, jest dobrą okazją do zastanowienia się czy nie za szybko odpuściliśmy jako sektor pozarządowy media publiczne. Może warto się w ich sprawie odzywać, nawet mając pełną świadomość, że to zawsze będzie głos wołającego na puszczy, dopóki prezes telewizji jest zależny wyłącznie od woli prezesa partii a wpływu na niego nie ma nawet prezydent. Ale może dla spokoju własnego sumienia warto od czasu do czasu przypomnieć sobie i innym, że to jednak jest dobro wspólne?
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Świadczy usługi szkoleniowe i doradcze pod nazwą Projekciarnia (www.projekciarnia.pl).
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.