Jaką cenę zapłacimy za utratę lokalnych mediów? [Felieton Wilczyńskiego]
To właśnie lokalne społeczności oraz ich organizacje pozarządowe będą – poza pracownikami wyrzuconymi za nieprawomyślność z dotychczas zarządzanych przez Polska Press mediów – najbardziej stratne.
Kolejny tydzień, kolejny krok w ograniczaniu demokracji w Polsce.
Tym razem grudniowy, smutny, deszczowy poniedziałek budowniczych Narodu napełniła radością informacja o tym, że rząd Prawa i Sprawiedliwości odkupił (a raczej repolonizował) niemiecki koncern Polska Press, czyli – jak zapewnia Daniel Obajtek, Prezes Orlenu – 20 z 24 wydawanych w Polsce dzienników regionalnych, 120 lokalnych tygodników oraz 500 witryn, które docierają miesięcznie do ok. 17,5 miliona użytkowników.
Nie ma wątpliwości, że – jak trafnie zauważył Michał Danielewski z oko.press – „taka medialna armia, będzie olbrzymim atutem PiS w następnych wyborach samorządowych”. Dodatkowym zagrożeniem jest potężny nacisk na lokalne rynki reklamowe ze strony Orlenu i innych spółek zależnych od rządu. Reklamodawcy, naciskani przez potężnego partnera, mogą być zmuszeni do zaprzestania promocji w niezależnych gazetach czy portalach – doprowadzając je ostatecznie do bankructwa.
Choć redaktor oko.press wskazuje na europejskie źródła repolonizacji mediów – bo niewątpliwie przecież wzorcem jest tutaj skuteczność Viktora Orbána (polecam tutaj tekst jednego z ostatnich niezależnych dziennikarzy węgierskich, Csaby Lukácsa, publikowany w kwietniu przez magazyn „Pismo”) – to przecież sam mechanizm działania jest znacznie starszy (niedawno wykorzystany, równie skutecznie, przez prezydenta Turcji).
Autocenzura i cenzura
Widać go wyraźnie w społeczeństwach arabskich, gdzie – szczególnie do czasu rozpowszechnienia się mediów społecznościowych, które ze względu na większą niezależność, są znacznie bardziej popularne niż w innych regionach świata – gazety, telewizje czy portale internetowe są przede wszystkim narzędziem w rękach rządów, bądź innych grup interesów. Z tego powodu rzadko bywa, by w języku arabskim pojawiały się informacje. Nawet znana w Polsce Al-Jazeera kieruje się hasłem: publikujemy opinie jednej i drugiej strony. Opinie, nie fakty.
I choć arabscy dziennikarze i dziennikarki bardzo często mają profesjonalne doświadczenie (zdobyte choćby podczas stażów i stypendiów finansowanych przez europejskie lub amerykańskie media), to podczas pracy w kraju muszą poddać się obowiązującym standardom.
Oznacza to nie tyle brutalną cenzurę ze strony państwa – ta zwykle nie jest już potrzebna, ponieważ pracownicy mediów sami wiedzą, jak poddawać się autocenzurze.
Wiele państw arabskich rządzonych przez dyktatury nie tyle nie może krytykować władzy, co po prostu nie ma dostępu do informacji: publikacja podstawowych danych statystycznych, np. demograficznych czy ekonomicznych, traktowana jest jak ujawnienie tajemnic państwowych.
I tutaj możemy wrócić do polskiego podwórka. Niedawno pracując nad raportem o islamofobii w Polsce, napisałem do Komendy Wojewódzkiej Policji oraz MSWiA z prośbą o udzielenie mi prostej informacji: ile było przestępstw motywowanych nienawiścią wobec muzułmanów w ostatnich 6 latach. Władza ma obowiązek udzielić mi takich informacji zgodnie z art. 61 Konstytucji – i tak się też stało.
Czy jednak to prawo będzie zagwarantowane lokalnym mediom, które – zmuszone przez polityków – nie będą już pytać o pewne sprawy? A nawet jeśli dziennikarz lub dziennikarka zapytają, to czy nie skończy się to dla nich źle (np. wyrzuceniem z pracy)?
Pozbawieni sojusznika
Oczywiście pojawiają się głosy, że i tak sytuacja nie była dobra. Polska Press skumulowało w swoich rękach największe lokalne media i już samo w sobie było to zagrożeniem. W ciągu ostatnich 30 lat nie było żadnego dużego programu wsparcia dla niezależnych, regionalnych mediów czy dziennikarzy dbających o rzetelne informacje na lokalnym poziomie (co oczywiście odbija się dziś, gdy miliony złotych lecą do kieszeni Tadeusza Rydzyka i jego mediów, a miliardy – na TVP). A to takie media i tacy dziennikarze są jednym z fundamentów społeczeństwa obywatelskiego, którego nie buduje się w salonach TVN-u czy Agory, ale na poziomie lokalnych społeczności.
I to właśnie te społeczności oraz ich organizacje pozarządowe będą – poza pracownikami wyrzuconymi za nieprawomyślność z dotychczas zarządzanych przez Polska Press mediów – najbardziej stratne.
Niewielkie, regionalne NGO'sy – nie angażujące się zwykle politycznie, ale jednak podnoszące problemy niewygodne dla władzy, bo wskazujące na zaniedbania w zakresie np. wykluczeń społecznych czy ochrony środowiska – zostały bowiem pozbawione naturalnego sojusznika, jakim są wolne, niezależne, lokalne media.
Wyobrażam sobie, że – podobnie jak lokalne dzienniki w Kairze czy Dubaju - zamiast informować o ważnych z perspektywy mieszkańców społeczności problemach, będą siać propagandę sukcesu polityków PiS i ich lokalnych sojuszników. W naszym przypadku będą też skutecznie polaryzować, posługiwać się dobrze już wypróbowanymi mechanizmami zarządzania strachem przeciw wyimaginowanym wrogom narodu – uchodźcom, Żydom, totalnej opozycji, LGBT+ czy muzułmanom.
Zazwyczaj staram się kończyć swoje teksty jakąś próbą pokazania możliwych rozwiązań. Tym razem – poza zachętą do korzystania z mediów społecznościowych, które pomimo swych wad, pozwalają na organizowanie się lokalnych społeczności – nie mam takiego rozwiązania. Widać wyraźnie, że Unia Europejska jest zasadniczo bezradna wobec działań polskiego czy węgierskiego rządu, a na wsparcie Marka Zuckerberga czy innych wpływowych ludzi dla osamotnionych w Europie Wschodniej działaczy nie można liczyć.
Wiem więc jedynie tyle, że czeka nas – aktywistów i aktywistki – jeszcze więcej pracy.
Karol Wilczyński– dziennikarz i aktywista. Współautor IslamistaBlog.pl. Członek sieci „A World of Neighbours”. Współpracuje z licznymi organizacjami pozarządowymi i grupami nieformalnymi w Polsce, Europie i krajach arabskich. Publikuje m.in. w NGO.pl, magazynie „Kontakt”, „Tygodniku Powszechnym” oraz słowackim dzienniku „Sme”.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.