Media bez wyboru. Organizacje i obywatele bez wyboru [komentarz Flieger]
Pluralizm będący fundamentem demokracji, służy organizacjom społecznym. Dlatego nie sposób być obojętnym wobec działań, których celem jest uderzenie w niezależność mediów. Mam nadzieję, że troska o te wartości łączy III sektor.
Ministerstwo Finansów rozpoczęło pracę nad ustawą, która nałoży nowy podatek na media. Jeśli wejdzie w życie (a zgodnie z planem ma nastąpić to latem tego roku), będą one płacić składkę od przychodów z reklam. Projekt ustawy rząd uzasadnia walką ze skutkami pandemii i chce zasilić w ten sposób – a szacuje się, że w 2022 roku będzie to kilkaset mln zł – Narodowy Fundusz Zdrowia, Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów (którego stworzenie Zjednoczona Prawica dopiero zapowiada) i Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków. Gdzie jest problem?
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze? Nie tym razem
W „Dzienniku Gazecie Prawnej” czytamy, że nowe przepisy „najmniej dotkną internetowych gigantów, najsilniej media krajowe”. Wydawcy w liście otwartym alarmują: „Według szacunków firmy określane przez rząd jako »globalni cyfrowi giganci« zapłacą z tytułu wspomnianego haraczu zaledwie ok. 50-100 mln zł w porównaniu z 800 mln zł, jakie zapłacą pozostałe aktywne lokalnie media”. Witold Głowacki, dziennikarz „Polska Times”, wyjaśnia na Twitterze: „(…) ten podatek miałby bardzo nieproporcjonalny i selektywny charakter. W największym stopniu wymierzony byłby w największe niezależne od rządu firmy mediowe” i przypomina scenariusz węgierski, gdzie w podobny sposób efekt mrożący wywołał Viktor Orban. „Stawki poszczególnych składek są arbitralne, w niektóre koncerny medialne w Polsce nowa danina uderzy bardziej, w inne mniej” – podsumowuje Oko.press.
Należy przy tej okazji przypomnieć, że wcześniej pod naciskiem Stanów Zjednoczonych, Mateusz Morawiecki wycofał się z projektu podatku cyfrowego nakładanego na tak potężne międzynarodowe korporacje jak Google i Facebook, rezygnując tym samym z zysku, który mógł wynieść miliard złotych. A projektowi Lewicy, domagającej się opodatkowania światowych graczy cyfrowych, nie nadano nawet numeru. Premier mówił wręcz, że taka kwota to właściwie niewiele (wypowiedź dla „Rzeczpospolitej” z 5 września 2019 roku).
Podczas gdy wiele mediów znalazło się w trudnym położeniu z powodu pandemii, Telewizja Publiczna zawsze może liczyć na kolejne miliardy, a prorządowe media mieć pewność zysków pochodzących z publikacji na ich stronach reklam Spółek Skarbu Państwa: od maja do marca 2020 roku państwowe firmy uwzględnione w monitoringu Kantara – podaje Oko.press – wydały na promocję w „Gazecie Polskiej Codziennie” ponad 3,6 mln złotych. „Z danych Kantara wynika też, że wiele firm i instytucji, w których udziały ma państwo, w czasie załamania rynku reklamowego wsparło prorządowe gazety, zwiększając wydatki na reklamy w nich” – czytamy dalej w tekście Mariusza Kowalczyka.
Co więcej – a zwraca na to uwagę Nikodem Szewczyk, IBS Fundacja Naukowa i Fundacja Instrat – 35 procent z nowego podatku wędrowałoby do nowego funduszu celowego (Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów), którym w pełni zarządzałby minister Piotr Gliński, "decydując komu i na jakich warunkach dawać pieniądze", a to w praktyce oznacza, że niezależne media będą składać się na te prorządowe. Dalej ekonomista i socjolog pyta: "Dlaczego rząd nie zdecydował się na podatek od gigantów cyfrowych? Można było wprowadzić np. 7% podatek od reklamy cyfrowej dla Facebooka etc., który przyniósłby wyższe dochody dla budżetu państwa i był mniej kontrowersyjny".
Nie trzeba chyba też przypominać, z jakim gestem w wykonaniu posłanki Lichockiej, spotkała się podczas pamiętnej debaty sejmowej opozycja, kiedy proponowała zamiast TVP zasilić dwoma miliardami złotych ochronę zdrowia.
Ponadto wydawcy ostrzegają: „Dodatkowo niedopuszczalna w państwie prawa jest próba zmiany warunków koncesyjnych w okresie ich obowiązywania”.
Wyraźnie widać więc, że nie chodzi o realizację deklarowanych celów, a wielokrotnie zapowiadane – czy to pod hasłem „repolonizacji”, czy kierowanymi pod adresem dziennikarzy słowami niegdyś posłanki, a dziś sędzi Trybunału Konstytucyjnego Krystyny Pawłowicz „weźmiemy się za was” – ograniczenie możliwości działania niezależnych od PiS mediów.
To kolejny cios w pluralizm, po zmonopolizowaniu rynku prasy lokalnej przez Orlen, o czym pisał w portalu ngo.pl Karol Wilczyński: „Niewielkie, regionalne NGO'sy – nie angażujące się zwykle politycznie, ale jednak podnoszące problemy niewygodne dla władzy, bo wskazujące na zaniedbania w zakresie np. wykluczeń społecznych czy ochrony środowiska – zostały bowiem pozbawione naturalnego sojusznika, jakim są wolne, niezależne, lokalne media”. Jan Mencwel z Miasto Jest Nasze napisał z kolei na Twitterze, że „Bez niezależnych mediów aktywizm nie ma sensu”.
Pytane nie brzmi „Gdzie byliście, kiedy…”, ale gdzie będziemy, kiedy…
W środę największe polskie media wstrzymały publikacje i audycje, nadają wyłącznie te publiczne i prorządowe. Z protestujących gazet, serwisów, rozgłośni i stacji telewizyjnych drwią politycy PiS oraz pracownicy i komentatorzy np. TVP i wPolityce.pl – posłowie i posłanki, a także ich medialni sprzymierzeńcy cieszący się z widoku czarnych plansz w innych mediach, to najlepszy dowód na to, że cel projektu jest jasny, a jego krytyka słuszna. Dodajmy, że ci sami politycy ochoczo korzystają z czasu antenowego w mediach, których protest obśmiewają.
III sektor jest zróżnicowany. Ale głęboko wierzę w to, że wartością, która go łączy jest troska o rozwój społeczeństwa obywatelskiego, a jednym z jego fundamentów są wolne media. Tym bardziej na przekór wojnie polsko-polskiej, warto pięknie się różniąc, troszczyć się o pluralizm, płaszczyznę spotkania, wymiany informacji i myśli.
Być może działacze i działaczki organizacji społecznych wciąż zastanawiają się, w jakim stopniu to ich dotyczy. Albo przypominają sobie sytuację, w której media zawiodły ich organizacje. Zdajemy sobie w portalu sprawę z tego, że niektórzy Czytelnicy i Czytelniczki mają uwagi na temat działania różnych mediów niepublicznych. Podzielam np. niezrozumienie dla milionowych premii zarządu jednej ze spółek medialnych, przy jednoczesnym obniżeniu w pandemicznym kryzysie pensji pracowników o 20 procent. Ale ten projekt nie rozwiązuje żadnego problemu rynku medialnego w Polsce, tworzy wyłącznie nowe.
Trudno nie zgodzić się z twierdzeniem, że media nie są doskonałe. "Model mediów oparty o działające dla zysku korporacje medialne także ma swoje wady i ograniczenia" – wypunktował Jakub Majmurek w "Krytyce Politycznej". Przy czym publicysta zauważa: "Media powinny oczywiście płacić podatki proporcjonalne do swoich zysków. Nie trzeba nikogo przekonywać, że NFZ czy ochrona zabytków wymagają wsparcia. Rządowy pomysł zabiera się jednak do tego od najgorszej strony. Szuka pieniędzy tam, gdzie wcale ich wiele nie ma: nakłada dodatkowe obciążenia na branże, które i tak już zostały poszkodowane w wyniku pandemii, jak prasa i kina".
Jak zauważył Maciej Bąk, trójmiejski Reporter Radia Zet, „Wielu pyta dziś »gdzie byliście, gdy protestowali«: lekarze, nauczyciele, niepełnosprawni, górnicy, rolnicy, związkowcy, przedsiębiorcy. Otóż tak się składa, że my dziennikarze byliśmy wtedy dokładnie tam, gdzie protestujący. A gdzie byli ci, co dziś zadają takie pytania?”. Media są więc same w sobie – niezależne, wolne, pluralistyczne i rzetelne – wartością godną obrony. Zwłaszcza kiedy te publiczne dotknął nie kryzys, a katastrofa.
Wyobraźmy sobie przez chwilę, że padają kolejne gazety, stacje radiowe i telewizyjne, ich strony wyglądają dokładnie tak, jak w środę, zostaje wyłącznie TVP: skąd organizacje mogłyby się dowiedzieć, np. o mającym wpływ na ich działalność zawierającym liczne błędy projekcie ustawy? Albo o proteście osób z niepełnosprawnościami, których prawami zajmuje się tak wiele z nich?
A co, jeśli następne na liście obozu rządzącego są organizacje społeczne, które przecież kilka lat temu same stały się obiektem ataku mediów publicznych? Co, jeśli żadne inne media nie mogłyby w sytuacji nagonki zareagować? Jeśli wyłożone w tekście argumenty nie są przekonujące, wystarczy obejrzeć „Wiadomości” i odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie o to, czy tak powinny wyglądać media, na dodatek przy osłabieniu innych.
"Potrzebujemy prasy drukowanej, aby historie rozwijały się na stronach i w naszych umysłach”
Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar ocenił, że proponowane zmiany niosą ryzyko ograniczenie prawa obywateli do informacji: dla III sektora to podstawy podstaw. Podobnie akcenty kładą same organizacje: "Nie ma prawa do informacji, kiedy ogranicza się jej rozpowszechnianie" – czytamy w oświadczeniu Fundacji ePaństwo, Fundacji Panoptykon, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Sieci Obywatelskiej – Watchdog Polska.
A to nie ostatnia pułapka. „Ponadto istnieje też duże prawdopodobieństwo przeniesienie większości kosztów nowej opłaty na widzów, słuchaczy i czytelników, a tym samym stworzenie kolejnej przeszkody w dostępie do niezależnej i rzetelnej informacji – bariery finansowej” – Rzecznik wskazuje kolejne zagrożenia.
Trudno zgodzić się z opiniami o histerii, rozemocjonowaniu czy wzmożeniu, bo czy nie temu służą dyskusje i protesty, by zatrzymać budzące szereg wątpliwości projekty ustaw? Poza tym, niezależne media nie upadną z dnia na dzień, dobrze więc widzieć to, co może je do tego doprowadzić: zadział system wczesnego ostrzegania, kiedy "Dziennik Gazeta Prawna" jako pierwszy podał informacje o nowym projekcie.
„Zdolność do ustalania faktów czyni nas odrębnymi jednostkami, a zbiorowe zaufanie do wspólnej wiedzy - społeczeństwem. Osoba, która docieka, to także obywatel, który buduje (…) W dwuwymiarowym świecie internetu narodziły się nowe, niewidoczne w świetle dziennym zbiorowości – podatne na manipulacje plemiona o wyrazistych światopoglądach (…) Potrzebujemy prasy drukowanej, aby historie rozwijały się na stronach i w naszych umysłach” – pisał Timothy Snyder w „O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku”. W świecie fake newsów potrzebujemy wolnych, rzetelnych mediów. W dobie zaostrzających podziałów, potrzebujemy polifonii, mediów różnych, jak i niczym nieograniczonej dyskusji o dziennikarstwie.
Dlatego w ngo.pl solidaryzujemy się z alarmującymi o konsekwencjach nowego projektu wydawcami, a także popieramy protest dziennikarzy i dziennikarek.
Estera Flieger – redaktorka naczelna publicystyki w portalu organizacji pozarządowych ngo.pl, dziennikarka, przez blisko cztery lata związana z „Gazetą Wyborczą”, współpracuje z Oko.press, gdzie pisze o polityce historycznej oraz magazynem „Dziennika Gazety Prawnej”, publikowała w „The Guardian”, „Newsweeku Historii”, „Kulturze Liberalnej”, "Krytyce Politycznej", "Rzeczpospolitej" i serwisie Notes From Poland.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.