Na młodych często się narzeka. A wystarczy rozejrzeć się dookoła, by zobaczyć, jak wiele dobrego robią na rzecz innych podczas pandemii koronawirusa.
POD LUPĄ to cykl portalu ngo.pl i Badań Klon/Jawor, w którym bierzemy na warsztat wybrane zagadnienie dotyczące życia organizacji społecznych. Zapraszamy na jego piątą odsłonę: „Rok w pandemii”.
Pandemia koronawirusa to czas trudny i wymagający dla nas wszystkich. Liczba problemów – w szkole, pracy, domu, związanych z psychiką, życiem codziennym – potrafi być przytłaczająca. Są jednak osoby, które robią wszystko, by znaleźć ich rozwiązanie i zapewnić pomoc jak największej liczbie ludzi.
Rumianki i bratki. Sklep ze wsparciem
Czasem pomysł na małą skalę, zamienia się w o wiele większą akcję. Tak było w przypadku sklepu Rumianki i bratki. Jego pomysłodawczyni, Krystyna Paszko, w związku z alarmującymi statystykami dotyczącymi wzrostu przemocy domowej podczas pandemii, postanowiła ułatwić znajomym zgłoszenie problemu.
– Uznałam, że jeśli mam na Facebooku kontakt z 500 osobami, to nie jest wykluczone, że któraś z nich może nie być bezpieczna. Chciałam, by – pisząc szyfrem – mogły to zgłosić, a ja bym postarała się zapewnić pomoc – mówi Krystyna Paszko.
Liczba reakcji i udostępnień była jednak tak duża, że wymusiło to działanie ogólnopolskie. Krystyna została managerką projektu, dbającą, by wszystko funkcjonowało sprawnie. Dokonała w tym celu darowizny autorskiej praw majątkowych na rzecz Centrum Praw Kobiet, co wiąże się z wymogami RODO.
Kiedy kobiety decydują się zgłosić przemoc domową (mogą to zrobić szyfrem, ale nie muszą), ich wiadomość jest odbierana przez wolontariuszki psycholożki, które podpisały klauzule zapewniające, że poza zapewnieniem wsparcia nie będą w inny sposób wykorzystywać przekazanych im prywatnych informacji.
Działanie pod egidą Centrum Praw Kobiet pomaga też w rozmowach z policją oraz instytucjami, takimi jak Ośrodki Interwencji Kryzysowej – zgłoszenia są wtedy traktowane poważnie.
Jak to dokładnie działa? Facebookowa strona sklepu Rumianki i bratki wygląda jak typowe miejsce, w którym można kupić kosmetyki. Wszystkie opisy produktów pisane są jednak szyfrem, w taki sposób, by jednocześnie nie budzić podejrzeń i przekazać wsparcie. Sprawcy przemocy domowej często ściśle kontrolują swoje ofiary, które nie mogą po prostu zadzwonić na policję bez obawy o swoje bezpieczeństwo. Psycholożki starają się wybadać, jak wygląda sytuacja, doradzić coś, a gdy ktoś składa natychmiastowe „zamówienie” na konkretny adres, dzwonią pod 997.
– Czasem tracimy kontakt i niestety nie jesteśmy w stanie z tym nic zrobić. W większości przypadków udaje się jednak pomóc. Czasem sama rozmowa bardzo się przydaje, bo niektórzy chcą się upewnić, że to, co dzieje się u nich w domu, to przemoc. Bo wciąż żywe jest podejście, pt. „może dużo krzyczy, czasem uderzy, ale przecież zdarza się to u każdego”. Sporo osób, gdy zyskało świadomość, że to nie jest okej, zdecydowało się zakończyć związek lub wyprowadzić się – tłumaczy Krystyna.
Na ten moment do sklepu Rumianki i bratki zgłosiło się około czterystu osób, w tym i sporo takich, które mówiły, że nie wiedziały, gdzie indziej mogłyby się zgłosić.
Pokazuje to, że nie wszyscy zdają sobie sprawę z istnienia takich miejsc, jak Centrum Praw Kobiet, czy Niebieska linia.
Dodatkowym problemem jest też oczywiście pandemia. Niektóre Ośrodki Interwencji Kryzysowej są dość niechętne przyjmowaniu nowych osób, bo wiąże się to z koniecznością wydzielenia miejsca na czternastodniową kwarantannę. Ta też nie wpływa dobrze na osoby doświadczające przemocy, bo potrzebują one kontaktu z innymi i wsparcia. Z drugiej strony, to właśnie w pandemii udało się wprowadzić zmianę legislacyjną, polegającą na natychmiastowym odizolowaniu sprawcy przemocy. O tym, czy zastosować ten środek decyduje policjant, więc psycholożki Centrum Praw Kobiet często dzwonią na komisariat, by wytłumaczyć, jaka jest sytuacja i przekonać, że jest to konieczne.
Krystyna Paszko przyznaje, że dobrze by było, gdyby w projekt udało się zaangażować więcej osób. Niektóre wolontariuszki biorą na siebie za dużo dyżurów, w poczuciu, że jak nie one, to kto? Ostatnio przeprowadziła rekrutację i udało się namówić kolejną psycholożkę do niesienia pomocy. Dzięki jej pomysłowi udało się ją zapewnić wielu osobom, za co niedawno otrzymała nagrodę za Solidarność Społeczną przyznaną przez Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny.
Zdalna pomoc
Wyzwania związane z edukacją zdalną to cały czas aktualny temat, bo trudno znaleźć rozwiązania idealne. Pracownia Innowacji III Liceum Ogólnokształcącego w Gdyni postanowiła jednak zrobić wszystko, by pomóc tym, którzy są w gorszej sytuacji.
Tak powstał projekt 3CLASS, czyli akcja pomocy dla uczniów klas 4–8 szkoły podstawowej. Początkowo udało się zebrać koło trzydziestu wolontariuszek i wolontariuszy, którzy udzielają korepetycji młodszym uczennicom i uczniom. Wkrótce dołączyli do nich kolejni, w tym i absolwenci. Poza przedmiotami szkolnymi, są zajęcia dodatkowe, w trakcie których można dowiedzieć się czegoś na przykład o elektronice, druku 3D, fotografii, architekturze, historii sztuki.
W pierwszej fazie pandemii, od marca do początku czerwca wolontariuszki i wolontariusze poświęcili młodszym koleżankom i kolegom 2000 godzin. Obecnie, bo projekt cały czas trwa, udzielają oni 230 godzin korepetycji tygodniowo.
– Jestem bardzo dumna, bo projekt ten udało się zorganizować niemal natychmiast. W momencie ogłoszenia lockdownu młodzi ludzie i ich nauczyciele stanęli na wysokości zadania, zakasali rękawy i zaczęli działać – mówi Anna Rzepa, koordynatorka ds. innowacji w III LO. – Nigdy nie było żadnego namawiania, ciągnięcia za uszy, wszystko wypływało z serca – wtóruje jej Paweł Kudzia, osoba wspierająca projekt. – Ten pomysł jest zresztą bardzo prosty i łatwy do skopiowania. Rozumiem, że to, że uczniowie uczą uczniów nie jest czymś oczywistym, ale warto zobaczyć, że przynosi to świetne efekty – dodaje.
Podczas pierwszej fali pandemii 3CLASS skierowany jest głównie do szkół wiejskich, mających o wiele więcej różnorakich problemów niż duże liceum z Gdyni. Zaprzyjaźniona firma Jit Team przekazała na przykład kilkadziesiąt laptopów, by młode uczennice i uczniowie mieli możliwość korzystać zarówno z edukacji zdalnej, jak i korepetycji. Pomoc otrzymują też dzieci z rodzin, które pod opieką ma jedna z fundacji na rzecz migrantów. Kuba Wysocki wspiera na przykład dziewczynkę z Czeczeni. Oprócz tego, że uczy ją angielskiego, dużo rozmawiają też po polsku.
– Dzięki temu po pierwsze, ma kontakt z naszym językiem, po drugie, jestem w stanie wychwycić problemy z porozumiewaniem się, zadbać o to, by nie miała trudności zintegrować się z koleżankami i kolegami. Czasem mamy problemy, żeby się zrozumieć, ale na szczęście znam też rosyjski, więc sobie radzimy – mówi Kuba.
Korepetycje są ważne nie tylko dla ich odbiorczyń i odbiorców, ale też dla samych wolontariuszek i wolontariuszy. Wszyscy potrzebujemy kontaktu z drugim człowiekiem i jak przyznaje Ula Zaborska, czasami podczas zajęć z matematyki część czasu zostaje poświęcona na omówienie jakichś zagadnień, a część na zwyczajną rozmowę.
– Początkowo były pewne problemy, to znaczy osoby, którym pomagam mówiły do mnie „proszę pani” i się stresowały. Gdy jednak zorientują się, że jestem przecież tylko kilka lat starsza, do tego niedawno sama miałam podobne problemy z niektórymi zadaniami, szybko udaje się przełamać lody. Mam też dobry kontakt z rodzicami. Często dzwonią do mnie, żeby podziękować, bo ich dziecko zaczęło dostawać lepsze oceny z jakiegoś przedmiotu, ale też żeby zapytać, jak się czuję. Wszyscy o siebie wzajemnie dbamy – opowiada Ula. – Korepetycje dużo dają wolontariuszkom i wolontariuszom. Często podkreślają oni, że pomaga im to w radzeniu sobie z izolacją. Nie chodzi tylko o świadomość, że zapewnia się innym wsparcie, ale też po prostu o rozmowę z drugą osobą – podkreśla Radek Waga, lider projektu, odpowiadający za komunikację z wolontariuszkami i wolontariuszami.
3CLASS został już nawet doceniony – udało się wygrać prawie 20 000 złotych w dużym, międzynarodowym hackathonie (maratonie projektowania). Większość środków została przekazana na cele charytatywne, na przykład drukowanie przyłbic dla ochrony zdrowia. Udało się ich przygotować aż 25 000. Projekt jest jednak częściej zauważany w innych krajach. Uczennice i uczniowie III LO w Gdyni mają dużo kontaktów między innymi dzięki wyjazdom na Erasmusa.
– Jesteśmy w trakcie tworzenia swego rodzaju szkoły językowej 3CLASSu, żeby dać więcej możliwości nauki języków obcych i wzajemnego poznawania się z osobami z innych krajów. Obecnie nie możemy podróżować, więc każdy kontakt z ludźmi z zagranicy jest bardzo cenny. Robimy po prostu wszystko, by jak najlepiej wykorzystać ten trudny czas pandemii – podsumowuje Ula Zaborska, koordynatorka 3CLASSu za granicą.
Rozwój mimo pandemii
Są też inicjatywy, które powstały jeszcze przed pandemią, ale w jej trakcie weszły w nową fazę rozwoju. Tak było w przypadku Akcji Menstruacji, która początkowo działała jako inicjatywa – mająca trwać pół roku – czterech dziewczyn z czterech różnych miast Polski. Nie dość, że obecnie zespół liczy siedemnaście osób, to rok temu do życia powołana została fundacja.
– Wiele osób nam to odradzało, tym bardziej, że robiłyśmy to nie tylko podczas pandemii, ale tuż przed maturami. I chociaż było dużo chaosu, to jesteśmy bardzo szczęśliwe, że podjęłyśmy taką decyzję. Egzaminy zdałyśmy, a fundacja się coraz bardziej rozwija – cieszy się Julia Kaffka.
Akcja Menstruacja zajęła się mało popularnym tematem ubóstwa menstruacyjnego. A przynajmniej mało popularnym do czasu, bo to też się zmienia, pojawiają się kolejne inicjatywy, niedawno zawiązana została Okresowa Koalicja, niemal codziennie udaje się osiągnąć jakiś sukces. Dla Julii jest nim między innymi to, że wokół działania jej i koleżanek udało się zbudować sporą społeczność, która mocno je wspiera. Dość powiedzieć, że celem założonej zbiórki było 10 000 złotych. Udało się jednak zebrać… 140 000 złotych.
Dzięki temu Akcja Menstruacja może realizować najróżniejsze projekty, chociaż w pandemii nie jest to proste. Przykładem „Hej, dziewczyny”, polegające na wysyłaniu do szkół paczek z produktami higieny menstruacyjnej. Kiedy te zostały zamknięte, trochę nie było sensu tego robić, bo uczennice i tak by z tego nie skorzystały.
Mimo to i tak udało się dotrzeć do ponad 30 000 osób.
– Oczywiście jesteśmy w kontakcie z tymi placówkami, które były otwarte albo działały w trybie hybrydowym, ale musiałyśmy nieco ograniczyć skalę tego działania. Zdecydowałyśmy się więc mocniej rozwinąć projekt „Punkt pomocy okresowej”, czyli montowaniu skrzynek z produktami w ogólnodostępnych miejscach – tłumaczy Julia.
Pojawiają się one czasem wewnątrz, czasem na zewnątrz budynków, często wiszą na przykład przy jadłodzielniach. Póki co punktów jest ponad siedemdziesiąt, ale liczba ta cały czas rośnie – dopiero co ktoś złożył zamówienie na aż dwadzieścia skrzynek, co zaczyna być problemem, ponieważ okazuje się, że w magazynach Ikei nie ma aż tylu szafek, więc czasem trzeba poczekać na ich dostawę. Przez cały ten czas tylko dwa punkty pomocy okresowej zostały ukradzione, z czego jeden udało się odzyskać, a sprawca został złapany przez policję. Obecnie celem jest to, by skrzynki pojawiły się w każdym powiecie.
Do Akcji Menstruacji zgłasza się coraz więcej osób potrzebujących pomocy, co też może być związane z pandemią. Jako odpowiedź ruszyła akcja padshering – darczyńcy (jest ich 2515) deklarują kwotę, którą mogą przeznaczyć i dostają mailem informację, w którym Rossmanie złożyć zamówienie za środki higieny menstruacyjnej.
Dzięki temu wsparcie otrzymało ponad 800 osób. Mimo koronawirusa Akcji Menstruacji udaje się wiele osiągnąć, czasem po prostu trzeba nieco zmienić plany.
– Chciałyśmy prowadzić warsztaty w szkołach, bo edukacja i walka z menstruacyjnym tabu jest dla nas bardzo ważna. Zamiast tego stworzyłyśmy poradnik dla pracowniczek i pracowników szkół oraz uczennic i uczniów, z którego będzie można się dowiedzieć, jak radzić sobie z ubóstwem menstruacyjnym. Będzie on mieć premierę w kwietniu. Pracujemy też nad stworzeniem platformy edukacyjnej ze scenariuszami lekcji dotyczącymi miesiączki oraz tabu związanego z okresem, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Powinien on wystartować we wrześniu, ale po cichu liczymy też, że wtedy szkoły będą już otwarte. Jeśli nie, to będziemy działać zdalnie. Chcemy zrobić wszystko, by było jak najmniej historii o tym, że dziewczynka dostała w szkole pierwszej miesiączki i spanikowała, bo nie wiedziała, co zrobić, a do tego krew była czerwona, a nie niebieska, jak w reklamach – opowiada Julia.
Świadomość społeczna na temat ubóstwa menstruacyjnego wzrasta bardzo szybko. Kiedyś, gdy wpisało się takie hasło w wyszukiwarkę Google, pojawiały się pojedyncze linki, obecnie dostępnych jest mnóstwo artykułów oraz informacji o kolejnych oddolnych projektach. Akcja Menstruacja mocno więc walczy, by wspólnie z innymi rozwiązać ten problem i udaje się to robić nawet mimo ograniczeń wynikających z pandemii.
Schronienie dla psychiki
Inną inicjatywą, która powstała przed pojawieniem się koronawirusa, za to stanowi dużą pomoc w trakcie pandemii jest Nastoletni Azyl. Jego twórczyni, Angelika Friedrich, czuła potrzebę stworzenia w internecie bezpiecznego miejsca, w którym każdy znajdzie wsparcie, niezależnie od tego, czy znajduje się w kryzysie psychicznym, czy po prostu przeżywa trudny czas.
– Trafiają do nas nie tylko osoby, które mają depresję, ale też i takie, które cierpią z powodu złego samopoczucia lub złamanego serca. Staramy się podnieść je na duchu, a gdy trzeba, pomagamy znaleźć fachową pomoc – mówi Angelika Friedrich.
Od dawna angażowała się ona w różne inicjatywy pozarządowe, współorganizowała też strajki klimatyczne, aż w końcu uznała, że sama może coś stworzyć. O tym, że psychiatria dziecięca w Polsce ma mnóstwo problemów wiedziała z własnego doświadczenia.
Mieszka w Tychach, gdzie na NFZ przyjmuje jedna psychiatrka dla dzieci i młodzieży. Chociaż Angelika była już nawet na etapie planowania samobójstwa, pierwszy wolny termin był za trzy miesiące. Jak mówi, walka o życie jest trudna, dlatego postanowiła działać na rzecz innych.
Pandemia ma według niej paradoksalnie także pewne plusy. Chodzi mianowicie o to, że w ciągu ostatniego roku zaczęła się w naszym kraju poważna dyskusja na temat problemów psychicznych i tego, że mogą one dotknąć wszystkich. Zwłaszcza w tak trudnym czasie. To oczywiście druga strona medalu, bo w ciągu ostatniego roku zdecydowanie przybyły osób potrzebujących wsparcia.
– Dla mnie to wszystko jest słodko-gorzkie. Staram się doceniać to, że zdalnie mogę robić o wiele więcej, mogę brać udział w wielu wydarzeniach, nie muszę być w Warszawie. Jednocześnie słuchanie kolejnych smutnych historii jest mocno obciążające. Tym bardziej musiałam się w ostatnich miesiącach nauczyć, żeby pamiętać o samej sobie. Jeśli chcę pomagać innym, muszę też zadbać o siebie – tłumaczy Angelika.
Praca Nastoletniego Azylu polega nie tylko na rozmowie z ludźmi, ale też pisaniu postów na Facebooku i Instagramie oraz dłuższych artykułów. Wszystko jest wpierw sprawdzane przez doświadczone psychoterapeutki, psycholożki, by mieć pewność, że przez przypadek nikomu się nie zaszkodzi. Angelika i jej znajomi starają się przede wszystkim słuchać, nie dawać rad i – jeśli jest taka konieczność – pokazywać miejsca, w których można otrzymać specjalistyczną pomoc. Coraz częściej odzywają się też osoby dorosłe i to nie tylko rodzice, którzy martwią się o swoje dzieci. Wpływ na to może mieć też sytuacja polityczna, z którą nie wszyscy sobie radzą.
– Niedawno dostałam wiadomość, że dzięki naszym postom ktoś poczuł się lepiej z tym, że nie jest osobą heteroseksualną. Do tej pory, słuchając polityków, myślał, że jest kimś złym, ale zobaczył, ze są tacy, co mówią, że to jest okej. Takie wiadomości dają nam poczucie, że robimy coś dobrego – mówi Angelika.
Zasięgi Nastoletniego Azylu są naprawdę duże, niektóre posty trafiają nawet do ponad 100 000 osób. Nie jest to jednak coś, co budzi radość. Gdyby psychiatria w Polsce działała lepiej, podobne inicjatywy nie byłyby pewnie potrzebne. Dla Angeliki ważne jest to, że dobrze się czuje z tym, co robi, nie oczekuje też, że każdy będzie jej za to dziękować. To także sposób na poradzenie sobie ze wszystkim, co dzieje się dookoła.
Ważnym komponentem działań Nastoletniego Azylu jest też edukacja. Przypomina się chociażby, że psychoterapia jest dobrym pomysłem, ale jednocześnie, że to trudna praca. Nikt nie rozwiąże swoich problemów podczas jednej wizyty. O wszystkim, co związane z kryzysami psychicznymi Angelika i jej znajomi rozmawiają też w szkołach. Po tym, jak pochwalili się bardzo fajnym spotkaniem z klasą 7 szkoły podstawowej, odezwały się kolejne szkoły, by również u nich zorganizować podobne warsztaty. O pomoc proszą też same nauczycielki i nauczyciele, którzy nie zawsze wiedzą, jak rozmawiać z dziećmi w trakcie edukacji zdalnej, jak poprowadzić godzinę wychowawczą. Angelice i jej koleżance udało się też zrealizować wielkie marzenie, którym było wystąpienie na Digital Youth Forum. Zaproszenie na to wydarzenie było dla nich potwierdzeniem, że starsi coraz chętniej zaczynają słuchać młodszych osób.
– Miałyśmy też okazję pojawić się w Senacie, gdzie – ponieważ nikt inny tego nie zrobił – powiedziałam o sytuacji społeczności LGBT+. Wydaje mi się, że to pandemia sprawiła, że polityczki i politycy zaczęli się nami bardziej przejmować i dopuszczać do głosu. Tym bardziej, że coraz mniej się krygujemy, nie patrzymy tylko na to, co dzisiaj, ale i w przyszłość. Za kilka lat to my będziemy rządzić tym krajem – mówi Angelika.
Biorąc pod uwagę, ile dobrych rzeczy robią młodzi ludzie, pozostaje mieć tylko nadzieję, że rzeczywiście tak będzie.
Poznaj wcześniejsze odsłony cyklu „Pod lupą”
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.