Żaneta Rechnio, stowarzyszenie Qźnia: Musimy dać poczucie bezpieczeństwa [wywiad]
– Dzieci, które do nas przychodzą, przede wszystkim muszą mieć poczucie bezpieczeństwa. Bez tego nie ruszymy z żadnym innym działaniem – mówi Żaneta Rechnio, założycielka i prezeska działającego w Kobyłce Stowarzyszenia Qźnia. W 2021 roku otrzymała od Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę nagrodę im. Aliny Margolis-Edelman.
Mateusz Różański: – Przygotowując się do tego wywiadu, zapoznałem się z Waszą działalnością – chyba nie ma takiej grupy narażonej na wykluczenie, której nie pomagałby Qźnia.
Żaneta Rechnio: – Pomagamy tym, którzy tej pomocy potrzebują i po tę pomoc się do nas zgłoszą. Nie zawsze pokrywa się to z naszymi wcześniejszymi planami, ale gdy działamy, te grupy zgłaszają się same z siebie. A to dlatego, że przyjęliśmy pewien model pracy: działanie, pomaganie poprzez integrację. Łączymy te różne grupy ze sobą. Przekonaliśmy się, że to przynosi najlepsze rezultaty. Ostatnio do tych grup dołączyli uchodźcy z Ukrainy i nasze działania uległy pewnej modyfikacji, ale udało nam się połączyć nasze dotychczasowe działania z pracą z Ukraińcami. Dalej funkcjonujemy na pełnych obrotach.
Jak integrujecie te wszystkie grupy, wśród których są dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, osoby z niepełnosprawnością, uchodźcy – nie tylko ci z Ukrainy, i seniorzy.
– Naszą pracę z dziećmi rozpoczęliśmy od prowadzenia placówki wsparcia dziennego, w formie świetlicy środowiskowej. Z czasem przekonaliśmy się, że musimy zacząć pracę także z rodzinami dzieci, które do nas przychodzą. I nie chodzi tylko o rodziców czy opiekunów, ale też o dziadków. Zaczęliśmy więc od dzieci, potem przyszli rodzice, którym oferowaliśmy m.in. warsztaty umiejętności wychowawczych, a następnie stanęliśmy wobec wyzwania, jakim jest zagospodarowanie czasu seniorom. Oni zaś niejednokrotnie mogli wspierać nas swoją wiedzą i doświadczeniem choćby podczas zajęć z dziećmi.
Już jakiś czas temu zaczęliśmy prowadzić zajęcia, podczas których razem z osobami starszymi rozmawialiśmy o ważnych w życiu wartościach, o tym, czym jest szczęście i co jest jego źródłem. Naszym dzieciakom to się bardzo spodobało.
Kobyłka to nie jest bardzo duże miasto i większość mieszkańców, jeśli się nie zna, to przynajmniej mija się ze sobą na ulicy. Łatwo mogliśmy więc zauważyć, jak przez te lata tej działalności wśród dzieci wzrósł szacunek dla naszych seniorów. Widzimy też, jak oni się kontaktują między sobą – choćby poprzez media społecznościowe, których obsługi uczymy na specjalnych zajęciach. Nie wszystkie dzieciaki mają dziadków i babcie i nie wszyscy seniorzy mają wnuki, ale podczas wspólnych zajęć naturalnie połączyli się ze sobą i dbają o siebie nawzajem. Jest u nas na przykład cudowna pani Stasia, która każdemu zrobi czapkę, skarpetki czy szalik na drutach, ale też napisze lub zadzwoni do któregoś dziecka, gdy wie, że zachorowało i zapyta, czy mu nie trzeba soku albo syropu domowej roboty. To działa też w drugą stronę. Często zdarza się, że przychodzą do nas seniorzy i mówią, że coś zepsuli w telefonie. Wtedy z pomocą przychodzą im nasze dzieciaki. I tak to się u nas kręci.
Jak wygląda wasza pomoc dla uchodźców?
– W 2015 mieliśmy pierwsze spotkanie z uchodźcami z Syrii. Były to rodziny, które z ogarniętego wojną kraju trafiły do Kobyłki. To dla nas była nowość. Na początku były problemy wynikające z bariery językowej i różnic kulturowych. Jednak od razu zaprosiliśmy Syryjczyków do naszej świetlicy środowiskowej i to był naprawdę cudowny czas. Dziś młode osoby, które wtedy do nas przychodziły, są już dorosłe i studiują lub pracują. Świetnie zaadoptowały się m.in. dzięki temu, że miały możliwość zintegrowania się z polskimi rówieśnikami.
Dzieci są bardzo dobrymi współpracownikami w procesie integracji, bo nie dostrzegają aż tak mocno różnic, jak dorośli. Dzieci bardziej skupiają się na tym, co je łączy, niż na tym, co je dzieli. Oczywiście często pytają o inność i nie zawsze te pytania są takie, jakbyśmy chcieli, ale to my, dorośli nakładamy pewne hamulce.
Wydaje nam się, że nie wypada zapytać, dlaczego dana osoba nie ma nogi lub ma inny kolor skóry i wstydzimy się, gdy ono o to zapyta. Jednak dziecko ma prawo pytać i dowiadywać się o otaczającym je świecie w naturalny dla nich sposób. Nasze dzieciaki pytały więc swoich kolegów i koleżanki z rodzin uchodźczych o różne rzeczy. Na przykład o to, czemu nie jedzą wieprzowiny. Z czasem stawały się dla młodych Syryjczyków prawdziwym wsparciem i opoką i na przykład przestrzegali ich, że w jakimś daniu czy produkcie jest wieprzowina. Jednak prawdziwe wielkie wyzwanie stanęło przed nami po wybuchy wojny w Ukrainie.
Proszę opowiedzieć o tym wyzwaniu.
– Trafiło do nas naprawdę wiele dzieci z Ukrainy. Szacuje się, że w Kobyłce jest w tej chwili około 1000 uchodźców z Ukrainy. Mogą oni korzystać z oferowanego przez nas wsparcia. Oprócz wcześniej prowadzonej przez nas świetlicy środowiskowej stworzyłyśmy drugą, która powstała w ramach pilotażowego projektu „Przestrzeń Przyjazna Dzieciom dla Uchodźców w Kobyłce” prowadzonego przez nas razem z Miastem Kobyłką, Stowarzyszeniem na rzecz Organizowania Społeczności Lokalnej AB OVO, Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Kobyłce oraz Miejskim Ośrodkiem Kultury w Kobyłce.
Środki na ten projekt, prawie milion złotych, pochodzą od Terre des Hommes oraz Polskiej Misji Medycznej. Celem projektu są działania integracyjne, nakierowane nie tylko na uchodźców, ale też członków lokalnej społeczności, czyli mieszkańców Kobyłki. Nie pomijamy ludzi, którzy do tej pory korzystali z naszego wsparcia, ale włączamy ich w działania integracyjne na rzecz uchodźców. Prowadzimy więc naukę języka polskiego, ale też ukraińskiego, zajęcia hobbistyczne (np. warsztaty teatralne, makramę), grupy wsparcia. Prowadzimy też punkt wsparcia, gdzie ze wsparcia specjalistów: Międzykulturowy Asystent Rodziny, psycholog, tłumacz językowy, prawnik mogą korzystać wszyscy mieszkańcy Kobyłki.
Jak Wasze wsparcie wpływa na dzieci, które z niego korzystają.
– W tym roku stowarzyszenie Qźnia obchodzi swoje 10-lecie. Mamy więc już jakiś obraz tego, jakie nasze działania przynoszą efekty.
Dzieci, które zaczynały z nami współpracować na samym początku, są już bardzo dorosłymi ludźmi. Ich losy pokazują, że to, co robimy, ma sens.
Dzieci, które do nas przychodzą, przede wszystkim muszą mieć poczucie bezpieczeństwa. Bez tego nie ruszymy z żadnym innym działaniem. Poczucie bezpieczeństwa wiąże się z zaufaniem, jakim dzieci nas darzą. Dlatego podstawą naszej pracy jest właśnie zdobycie ich zaufania. A nie jest to proste, bo to dzieciaki, które były wielokrotnie oszukiwane przez dorosłych. Niejednokrotnie te dzieciaki mają w głowie obraz dorosłych, jako tych złych, którzy tylko wymagają i rozkazują.
To wreszcie są dzieci, które zmagają się z wieloma różnymi problemami w swoich rodzinach. Dlatego kolejnym krokiem jest danie im możliwości życia w pewnych ramach. Dlatego tworząc naszą placówkę, wiedzieliśmy, że jednym z najważniejszych naszych zadań będzie nauka systematyczności. Ponieważ dzieci, które do nas przychodzą, zazwyczaj nie mają tego w domu.
Nikogo nie interesuje to, kiedy wracają do domu, czy zjadły obiad, jakie mają oceny etc. Początki są trudne dlatego, że dzieciaki buntują się, bo my jako pierwsi pytamy o to, czy zrobiły lekcje, czy nie mają jutro klasówki. Prawdziwy sukces jest wtedy, gdy one same do nas przychodzą i same mówią, co mają zadane. Ten proces trwa czasem miesiąc a czasem pół roku.
Jeszcze większy jest sukces wtedy, gdy nasze dzieci przyprowadzają do nas swoje koleżanki i kolegów i mówią im, że tu jest fajnie. Potem te dzieci bardzo chętnie biorą udział w organizowanych przez nas akcjach na rzecz osób z niepełnosprawnością czy seniorów, ale też w Dniu Sprzątania Świata. Same też wychodzą z własnymi inicjatywami. Dzięki temu wiemy, że czują się bezpiecznie i traktują naszą przestrzeń, jak własną. Mając zaspokojone podstawowe potrzeby, mogą pójść dalej i w swoim życiu i szukać nowych wyzwań. Co roku wyjeżdżamy z dzieciakami na dwutygodniowe kolonie. Wtedy, będąc ze sobą 24 godziny na dobę, poznajemy się od często zupełnie innej strony.
Kto może uczestniczyć w tych koloniach?
– Dzieci, które biorą udział w zajęciach świetlicy środowiskowej. Jest to dla nich taka nagroda za cały rok ciężkiej pracy. Są one bezpłatne, tak jak cała nasza oferta. Na kolonie wyjeżdżają też wychowawcy świetlicowi, którzy na co dzień pracują z dziećmi. Po każdym powrocie z kolonii widać, jak ta więź między wychowawcami i dziećmi, ale też między nimi samymi, staje się coraz silniejsza. Bo nic nie łączy tak, jak wspólne wspomnienia.
To porozmawiajmy o nagrodzie, którą w zeszłym roku otrzymała pani od Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Jak ta nagroda wpłynęła na panią i pani organizację?
– To było dla mnie bardzo duże zaskoczenie. My bardzo dużo korzystamy ze wsparcia Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Na przykład z treści publikowanych na jej stronie internetowej. Dla nas ta nagroda to przede wszystkim wyróżnienie ze strony ekspertów świetnie znających się na swojej niełatwej pracy.
Jak pan zaznaczył, było to wyróżnienie nie tylko mnie, ale całego naszego zespołu pracowników i wolontariuszy, którzy też znają się na swojej pracy i cieszą się ogromnym szacunkiem wśród dzieci. Na pewno ta nagroda bardzo wpłynęła na to, jak my jesteśmy postrzegani, choćby przez lokalną społeczność, instytucje oraz organizację. Teraz bez wątpienia widzą w nas ekspertów od spraw dzieci. To bardzo wzmocniło potencjał Qźni w działaniach, jakie podejmujemy na rzecz lokalnej społeczności.
Wróciłbym do początków waszej organizacji i tego, od czego zaczęła się Qźnia. Choćby dlatego, że wasza historia może się okazać dla kogoś inspiracją.
– Los bywa czasem przekorny. Te dziesięć lat temu, razem z przyjaciółkami szukałyśmy swojego miejsca. Wcześniej byłyśmy związane z różnymi organizacjami pozarządowymi i dlatego chciałyśmy stworzyć własną, która będzie działać w Kobyłce. Jednak na początku miałyśmy robić zupełnie inne rzeczy. Plan był taki, że zajmiemy się doradztwem zawodowym. Chciałyśmy prowadzić biuro pracy, szkolenia etc. W tamtych czasach bezrobocie było o wiele wyższe i co za tym idzie potrzeby w tym zakresie też były o wiele większe.
Któregoś dnia ukazało się ogłoszenie konkursowe dotyczące prowadzenia placówki wsparcia dziennego. My miałyśmy już doświadczenie z dziećmi, bo wiele z nich przychodziło do nas razem ze swoimi rodzicami. Prowadziłyśmy dla ich mam zajęcia na temat powrotu na rynek pracy, a one w tym czasie siedziały w kącie i się bawiły, czekając na koniec zajęć. Dlatego stwierdziłyśmy, że musimy stworzyć miejsce, w którym już od najmłodszych lat będziemy pomagać ludziom wychodzić z zamkniętego koła wykluczenia społecznego. Bo bardzo trudno jest wielu osobom wyjść z pewnego, utrwalonego przez pokolenia schematu, w którym korzysta się z pomocy społecznej.
Podczas warsztatów z dorosłymi przekonałyśmy się, że ten proces przekierowywania myślenia na inne tory trzeba zacząć już w dzieciństwie. Od małego trzeba pokazywać ludziom, że da się zmienić swoje życie i odkrywać swój potencjał. Dlatego podstawowym założeniem działań Qźni jest to, że osoby korzystające z naszego wsparcia muszą z nami współpracować i pokazać swoje zaangażowanie.
Wiele osób, które wcześniej korzystało z naszego wsparcia, przychodzi potem do nas, jako wolontariusze i pracownicy. My dajemy taką przestrzeń, by zdobywać w przyjaznych warunkach doświadczenie zawodowe i umiejętności potrzebne do wejścia na rynek pracy, ale też uczyć się konkretnych umiejętności i przede wszystkim obowiązkowości. Uczymy, że praca to nie przelewki i że trzeba być odpowiedzialnym za to, co się robi. Wiemy, jak bardzo to jest ważne i zarazem jak trudne dla wielu osób, które często nie mają gdzie się tego nauczyć.
Bo w szkole trudno zadbać o takie potrzeby w masie uczniów. My tymczasem skupiamy się na pojedynczym dziecku i jego sytuacji.
Żaneta Rechnio – pedagożka, doradczyni zawodowa, założycielka i prezeska Stowarzyszenia Qźnia, które działa na rzecz rodzin i dzieci zagrożonych wykluczeniem społecznym i wykluczonych. Prowadzi też działania pomocowe dla dzieci z różnymi niepełnosprawnościami oraz z rodzin imigrantów i uchodźców mieszkających w Kobyłce. W zeszłym roku otrzymała od Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę Nagrodę im. Aliny Margolis-Edelman, która jest przyznawana osobom szczególnie zasłużonym w działania na rzecz dzieci.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.