Ewa Kulik: „Starać się być jak niosący pomoc robotnikom Ursusa Henryk Wujec, stać po stronie słabych i krzywdzonych, pamiętać, ale się nie mścić, szukać tego co wspólne, co łączy, a nie dzieli, nie wykluczać, rozmawiać, starać się zrozumieć – to wyzwanie i zobowiązanie, które towarzyszą mi dziś, gdy odbieram tę nagrodę”.
To fragment wystąpienia Ewy Kulik podczas uroczystości wręczenia jej Nagrody Obywatelskiej im. Henryka Wujca, przyznawanej tym, którzy w wyjątkowy sposób wspierają osoby i organizacje działające na rzecz praw człowieka.
Trudno mi sobie wyobrazić osobę bardziej godną takiej obywatelskiej nagrody niż Ewa, ale gdy zasłużone owacje wybrzmiały, warto pochylić się nad przesłaniem, z którym Ewa swoją nagrodę odbierała, bo z tak zdefiniowanym przez nią wyzwaniem – „pamiętać, ale się nie mścić, szukać tego, co wspólne, co łączy, a nie dzieli, nie wykluczać, rozmawiać, starać się rozumieć” – będziemy musieli się teraz wszyscy zmierzyć. Nie ma przecież wątpliwości, że ostatnie osiem lat podzieliły nas jako społeczeństwo, i jako sektor pozarządowy – jeśli ostatnie wybory mają być początkiem trwałej dobrej zmiany, trzeba je naprawdę mądrze wykorzystać, co czasem będzie wymagało bardzo dużej samodyscypliny.
Po ośmiu latach upokarzania przez rządzącą Zjednoczoną Prawicę organizacji „niepokornych” lub po prostu działających w obszarach przez odchodzącą władzę mało poważanych, przy jednoczesnym hojnym pasieniu publicznym groszem organizacji władzy miłych, nierzadko z tą władzą ściśle związanych, w nową polityczną epokę wchodzimy z silnym, ale uzasadnionym poczuciem głębokiej niesprawiedliwości. A odchodząca w kompromitującym stylu władza, swoje sztucznie wydłużone panowanie skwapliwie wykorzystała na dorzucenie dodatkowej kasy swoim i próby zapewnienia sobie dalszego dostępu do publicznych środków, czego dobrym przykładem są dziwaczne ruchy ministra Piotra Glińskiego wokół Funduszu Patriotycznego.
Osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy najbardziej przysłużyło się organizacjom podwieszonym pod władzę, a czasami wręcz zakładanym pod łatwo dla nich dostępne granty. Co teraz zrobić, żeby nowe rządy nie oznaczały wyłącznie nowego rozdania w naszym trzeciosektorowym światku?
Bardzo bym nie chciała, żeby w ramach utrwalanej latami polityki TKM, nowy rząd skorzystał ze złych praktyk poprzednika, a pokusa będzie przecież ogromna.
I bardzo bym nie chciała, żeby po zmianie władzy ucierpiały zbiorowo te organizacje, które były przez nią docenione. Przy okazji Willi+ dostało się przecież rykoszetem wszystkim grantobiorcom, choć większość z nich była tam kwiatkiem do kożucha i dostała skromne granty wyłącznie po to, żeby można było nimi usprawiedliwić te wielomilionowe przyznawane swoim.
Wszędzie tam, gdzie władza wykorzystała publiczne środki do upasienia swojego politycznego zaplecza, były też organizacje, których jedyną winą było czerpanie z tego samego źródła.
I owszem, można mieć nienajlepsze zdanie o tych, którzy skwapliwie wykorzystali nadużycia przy Funduszu Sprawiedliwości, żeby uszczknąć coś dla siebie – starczy wspomnieć garnki rozdawane przez polityków kołom gospodyń wiejskich w trakcie kampanii wyborczej – ale daleka jestem od tego, żeby z wygodnej pozycji potępiać w czambuł za takie dbanie o swoją organizację, jeśli poza zrobieniem sobie zdjęcia z kandydującym politykiem robi naprawdę dobre rzeczy dla swojej społeczności.
Co możemy zrobić z tym bagażem podziałów, podejrzeń, pretensji? Nie mam wątpliwości, że ewidentne nadużycia powinny zostać rozliczone, a państwo naprawdę ma wiele narzędzi do odzyskania dużej części środków. Trochę wiem, jak wyglądają umowy grantowe, trochę też wiem, jak niechlujnie wyglądają papiery w organizacji przekonanej, że jest wystarczająco blisko władzy, żeby o nie niespecjalnie dbać.
Mam nadzieję, że nowa władza nie odpuści „paserom” i każda dotacja przyznana po znajomości zostanie sprawdzona i – jeśli to możliwe – choć częściowo odzyskana.
Także dlatego, że sposób rządzenia Zjednoczonej Prawicy dostarczy każdej kolejnej władzy argumentów za tym, że naprawdę wszystko wolno, bo nigdy nikt nie ponosi realnych konsekwencji. Chciałabym, żeby było inaczej. Także dlatego, że to chyba jedyny sposób na odzyskiwanie pozytywnego wizerunku sektora pozarządowego, który po ośmiu latach funkcjonuje w przestrzeni medialnej jako zbiorowisko szemranych „fundacyjek” podpiętych pod tych lub tamtych polityków.
Jeśli to ma się zacząć zmieniać, trzeba zło nazwać, pokazać, ukarać, a potem zacząć uświadamiać obserwatorów, że to naprawdę jest sektorowy margines.
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim im. Henryka Wujca i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Członkini zarządu Fundacji dla Polski.
Źródło: informacja własna ngo.pl