Michał Braun: „Apeluję o pilne zawieszenie trwania konkursów NOWEFIO i PROO do czasu powołania nowej Rady Ministrów. Nie może być zgody na dalsze działania Narodowego Instytutu Wolności w obecnej formule. Niedopuszczalne jest przeznaczenie w ostatnich dniach rządów PiS kolejnych 200 milionów złotych na potrzeby organizacji, z których wiele stanowi bezpośrednie zaplecze polityczne Zjednoczonej Prawicy”.
W swoim liście otwartym do Dyrektora Narodowego Instytutu Wolności Michał żąda wstrzymania trwających obecnie konkursów, oskarżając kierownictwo Instytutu, że przed zmianą władzy zamierza hojnie dofinansować związane z oddającą ją Zjednoczoną Prawicą organizacje pozarządowe.
Jeszcze dalej poszedł poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba, który zapowiada likwidację całego Instytutu, a wcześniej rozwiązanie wszystkich umów dotacji, jakie ten zdąży rozdać na chwilę przed zmianą władzy. „Jest Narodowy Instytut Wolności, który miał wspierać społeczeństwo obywatelskie, a rozdziela prawie wyłącznie dla swoich. Po wyborach ogłosili już konkurs na kolejne 60 milionów. To ich ostatni skok. Jak się tylko uda, unieważnimy ten konkurs” – mówi Szczerba i wymienia Narodowy Instytut Wolności wśród 17 instytucji, które nowa władza zlikwiduje. Podobno zresztą jest to odpowiedź na postulaty organizacji pozarządowych.
Nie wiem, nie śledziłam, ale temat zdaje się nabierać pilności, więc warto znaleźć własną odpowiedź na pytanie „Co z tym NIW-em?”.
Nie byłam fanką samej koncepcji Narodowego Instytutu Wolności, gdy powstawał. Jak większość z nas, oburzały mnie niektóre ewidentnie polityczne decyzje grantowe, co zresztą zostało przez te kilka lat wielokrotnie i dobrze udokumentowane przez media i organizacje strażnicze.
Jestem jednak daleka od twierdzenia, że wszystkie środki będące w dyspozycji NIW zostały rozdane według politycznego klucza, odnoszę nawet wrażenie, że te „trefne” dotacje dla swoich, to mniejszość spośród setek dotacji przyznanych organizacjom pozarządowym z całej Polski.
Słusznie wytykając Instytutowi nadużycia – bo takie przecież były – nie można jednak budować narracji, że nadużycia dotyczyły wszystkich, większości, czy po prostu znacznej części dotacji, bo wyrabianie sobie stanowczej opinii wyłącznie w oparciu o medialne doniesienia to prosty przepis na złe decyzje. A przede wszystkim na skrzywdzenie tych wszystkich organizacji, które po prostu napisały dobre wnioski i pieniądze dostały bez żadnych politycznych protekcji.
A takich jest – mogę się założyć w ciemno – ogromna większość wśród grantobiorców NIW.
Nie broniąc więc samego Instytutu, a tym bardziej niektórych jego decyzji grantowych, muszę bronić tych organizacji, na które po takich wypowiedziach ludzie będą patrzeć jak na polityczne przystawki odchodzącej władzy.
Walcząc z upolitycznieniem, nie powinniśmy stosować odpowiedzialności zbiorowej, tym bardziej, że wizerunek sektora pozarządowego i bez takich sugestii jest mocno nadszarpnięty i ostatnią rzeczą, jakiej nam potrzeba jest wrzucenie do jednego pojemnego wora wszystkich organizacji, które realizują projekty ze środków NIW.
Organizacje, z którymi byłam lub jestem związana same doświadczyły niesprawiedliwej stygmatyzacji, gdy w 2016 roku „Wiadomości” TVP produkowały swój pamiętny serial ze strzałkami, dzisiaj nie chcę widzieć, jak to samo nieświadomie robimy innym organizacjom.
→ Przeczytaj: Atakowane NGO się bronią. „To dziennikarstwo nierzetelne”
Także postulat wstrzymania trwających konkursów uważam za mocno ryzykowny, obawiam się, że łatwiej go stawiać z perspektywy zasobniejszej organizacji, która bez środków z NIW sobie spokojnie radzi. Warto jednak pamiętać, że na te konkursy czekały i liczą setki Bogu ducha winnych lokalnych organizacji i to one będą ofiarą zbyt pochopnych rozliczeń.
Nie znaczy to, bynajmniej, że nic nie można zrobić. Przeciwnie, jak tylko będzie to technicznie możliwe należy wnikliwie przeanalizować wszystkie wątpliwe decyzje i konsekwentnie rozliczyć odpowiedzialnych za nadużycia, a tam gdzie tylko będzie to możliwe rozwiązywać umowy i żądać zwrotu środków. Nie ma jednak powodu do gwałtownych ruchów, z których może być więcej szkody niż pożytku, nie tylko dla organizacji, które liczyły na dotacje z trwających konkursów, ale także dla każdej organizacji, która dostałaby dotację po zmianie władzy. Bo sugerowanie, że konkurs trzeba wstrzymać, żeby środki nie trafiły do organizacji z politycznego klucze wróci jako wniosek, że ci, co je dostaną już po zmianie władzy pewnie również dostali je z politycznego klucza, tylko innego.
A jaka powinna być przyszłość samego NIW-u? Wszystkie zastrzeżenia, jakie mieliśmy do jego formuły w momencie tworzenia go pozostają w mocy, a życie tylko potwierdziło, że obawy o pewien poziom upolitycznienia są słuszne.
Jeśli jednak nowa władza nie widzi możliwości zreformowania Instytutu tak, żeby go odpolitycznić, naprawić, ale jednak zostawić dopóki jest potrzebny tym setkom organizacji, które przez lata korzystały z jego wsparcia, to świadczy to o niej nie najlepiej. Zwłaszcza jeśli nie przedstawia żadnej sensownej alternatywy.
Zaorać jest najłatwiej. Fajnie jednak mieć jakiś pomysł na to, co się potem wysieje.
Katarzyna Sadło – trenerka, konsultantka i autorka publikacji poradniczych dla organizacji pozarządowych. Była wieloletnia prezeska Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Związana także z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Funduszem Obywatelskim im. Henryka Wujca i Stowarzyszeniem Dialog Społeczny. Członkini zarządu Fundacji dla Polski.
Źródło: informacja własna ngo.pl