Partie walczą, NGO-sy mogą stracić. Potrzebna nam mapa!
Tego się obawiałem! Że walczące między sobą na śmierć i życie partie polityczne będą traciły z oczu sprawy najistotniejsze. A tak zaczyna wyglądać sprawa z zapowiadaną przez Koalicję Obywatelską likwidacją Narodowego Instytutu Wolności.
Powiem wprost: chodzi o pieniądze. Spore pieniądze! Plus minus 200 milionów rocznie. Bardzo potrzebne organizacjom pozarządowym dla budowania niezależnego, efektywnego społeczeństwa obywatelskiego. Brzmi patetycznie?
Mogę to przełożyć na bardziej czytelną skalę mikro. Moja Fundacja AVE otrzymała w sierpniu z Narodowego Instytutu Wolności w nowym Programie „WOW dla NGO” ponad 400 tys. złotych na działania realizowane od 2024 do 2026 roku, które nie tylko pozwolą rozwinąć wolontariat w naszej organizacji, ale w długofalowej perspektywie 10 lat przyniosą oszczędności w naszych stałych programach rzędu 20-30% rocznie. W ciągu kilku lat dotacja „zwróci” się społeczeństwu obywatelskiemu kilkukrotnie, ale także przełoży na stabilne działania każdego roku dla około 13-14 tys. osób.
Potencjalna likwidacja NIW stawia pod znakiem zapytania możliwość wdrożenia przez nas tego programu. Co prawda Michał Braun, odpowiadając na mój wcześniejszy tekst, deklarował: „Likwidacja obecnej formuły nie oznacza braku ciągłości realizowanych umów”, ale my na podpisanie umowy wciąż czekamy. Poza tym wskazywał, że „Likwidacja NIW nie oznacza likwidacji programów takich jak FIO. (…) Całkowitą likwidacją należy objąć dodatkowe programy, które stały się łupem dla konkretnym obozów i środowisk politycznych w ramach Zjednoczonej Prawicy i źródłem finansowania dla organizacji o nastawieniu politycznym i nacjonalistycznym”.
KO dla NGO – słuchać, uprościć, odpolitycznić, uniezależnić >
Nie prawicowe, nie lewackie, ale obywatelskie!
Wydaje mi się, że takie stawianie sprawy to powielanie fatalnej dla NGO retoryki ministra Czarnka i wielu innych polityków jego formacji. Wielokrotnie w najrozmaitszych mediach, w tym w publicznych (ku przerażeniu wydawców programów) krytykowałem takie dzielenie sektora. A swego czasu w odpowiedzi na zarzut o wspieraniu przez m.st. Warszawa wyłącznie organizacji „lewackich”, wskazywaliśmy podczas konferencji prasowej z prezydentką Aldoną Machnowską-Górą, jak wiele środków każdego roku przeznacza stolica na wsparcie działań, prowadzonych przez organizacje związane na przykład z Kościołem Katolickim.
Bo w społeczeństwie obywatelskim de facto nie liczy się proweniencja światopoglądowa, ale owo publiczne dobro, które ludzie realizują; a mówiąc językiem urzędowym „jakość zadania publicznego”.
PiS nie tylko dorzucił spore pieniądze do systemu wsparcia NGO, ale jednocześnie w wielu przypadkach tym samym ruchem skutecznie skompromitował III sektor w społeczeństwie. Osławiona Willa+, Fundusz Patriotyczny, de facto dublujący tematykę co najmniej trzech innych programów, gigantyczne kwoty na zakup nieruchomości, nieadekwatne do skali działania zwycięskich organizacji – tworzone w zaciszu gabinetów politycznych – spowodowały, że w oczach przeciętnego obywatela fundacje i stowarzyszenia stały się synonimem cwaniactwa, krętactwa i łatwego „skoku na kasę”.
I to jest piwo, które musimy wypić, choć go nie naważyliśmy. Dlatego należy się skupić nie na symbolicznych zamknięciach, ale na rozliczeniach i reformie, która skutecznymi mechanizmami zabezpieczy środki publiczne przed zakusami tych, którzy mylą je z pieniędzmi partyjnymi. Wszak idzie o wzmacnianie sektora poza- a nie prorządowego.
Zdradzę tajemnicę
To nie tak, że walczę o swój kawałek tortu, który przysłania mi problem. Rozumiem argumenty o nadużyciach w wielu rządowych programach i mam w pamięci ewangeliczną przestrogę o nowym winie i starych bukłakach.
Co więcej, doniesienia prasowe z ostatnich dni, związane z bezczelnymi próbami zapewnienia sobie przez ludzi Zjednoczonej Prawicy stołków i finansowania na długie lata – wołają o pomstę do nieba. To nie ma nic wspólnego z myślą patriotyczną i narodową, a dobitnym przykładem jest pomysł na podporządkowanie Ministerstwa Kultury władzom Otwocka (z całym szacunkiem dla tych ostatnich) w celu zagwarantowania 100 milionów złotych na „przetrwanie” Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej.
Zdradzę Państwu tajemnicę, ale ufam, że nie przysporzę tym nikomu problemów. Otóż swego czasu uczestniczyłem w badaniu ewaluacyjnym efektywności prowadzonego przez NIW programu PROO, w ramach którego w Fundacji AVE realizowaliśmy 3-letnie zadanie dotyczące rozwoju instytucjonalnego. Jego efektem było zwiększenie przychodów naszej organizacji spoza budżetu państwa i samorządu o kilkadziesiąt procent. Udało się, a wdrożone wówczas rozwiązania przynoszą efekty do dziś.
Prowadząca ewaluację rozmawiała ze mną ponad godzinę i na koniec – poza protokołem – wyznała, że na badanych przez nią kilka organizacji tylko ja wiedziałem, o co w moim programie chodziło, co zrealizowaliśmy i jakie są trwałe rezultaty (sic!). Przyznam, że ta szczerość zmroziła mnie.
Nie wiem, jakie są finalne wyniki tamtych badań, ale ta chwila szczerości dobitnie pokazuje, gdzie tkwi problem z NIW. Chodzi bowiem o to, na ile efektywnie wydajemy środki!
I jako działacz III sektora „od zawsze” uparcie twierdzę, że owe 200 mln rocznie można wydać sensownie, w taki sposób, aby zwiększać potencjał społeczeństwa obywatelskiego i taniej, efektywniej zaspokajać potrzeby obywateli! Właśnie NIW lub jakkolwiek inaczej nazwana instytucja ma stać na straży sensowności celów i pilnować osiągania rezultatów.
Jeśli dotychczas były one zbyt małe w stosunku do potrzeb, to konieczna jest weryfikacja, wyciągnięcie konsekwencji, ale nie zakręcanie wszystkim w kraju ciepłej wody tylko dlatego, że część osób nieco tej wody bezmyślnie zmarnotrawiła. Przypomina mi się anegdotyczna analogia, jak to w PRL zbudowano Kanał Żerański i wraz z jego ukończeniem na brzegach pojawili się ORMO-wcy, którzy przeganiali plażujących mieszkańców, żeby przypadkiem się nie utopili i tym samym nie skompromitowali wielkiej socjalistycznej inwestycji. Wciąż zachodzę w głowę, czemu po prostu nie zorganizowano zabezpieczonego kąpieliska…
NIW do województw? Potrzebna mapa na gwałt!
Żeby była jasność: nie obwiniam nowej koalicji o próbę działania na szkodę NGO. Rozumiem arcytrudną sytuację związaną z przejmowaniem władzy, badaniem poziomu zadłużenia i stanu finansów publicznych, rozbudzonymi apetytami wielu grup społecznych oraz przywracaniem demokratycznych standardów w całkowicie przebudowanym (i nierzadko postawionym na głowie) aparacie państwa, co może kojarzyć się ze sprzątaniem stajni Augiasza.
Szereg przywołanych przez Michała Brauna pomysłów na polepszenie sytuacji NGO oceniam pozytywnie, w tym koncept stworzenia zachęt podatkowych do wspierania pozarządówki przez osoby prywatne i biznes. Ale na wdrożenie tych rozwiązań potrzeba czasu i niekiedy żmudnej pracy nad zmianą mentalności.
Tymczasem likwidacja NIW dla szeregowych organizacji (nie tylko prawicowych) brzmi niepokojąco. Bo to ta właśnie instytucja dystrybuuje dla III sektora niemałe środki. Deklaracja o pozostawieniu programu FIO jest mglista i niewystarczająca. Kto będzie nim zarządzał? A co z programami wspierającymi rozwój instytucjonalny oraz pozwalającymi budować niezależność NGO i dywersyfikować źródła dochodów?
O ile hasło o szybkim rozprawieniu się z niewłaściwie działającą instytucją w warunkach kampanii wyborczej miało na celu wskazywać ogólny kierunek zmian, to dziś w miejsce populistycznych skrótów, potrzebujemy konkretów. A ich nie słychać.
Chciałbym jasnej, czytelnej mapy działań:
- czy kwota, którą dysponował NIW, zostanie utrzymana w budżecie na rzecz wspierania rozwoju społeczeństwa obywatelskiego?
- które z dotychczasowych programów NIW zostaną zachowane i kto będzie nimi zarządzał?
- czy planowana jest szybka i gruntowna ewaluacja dotychczasowej działalności NIW oraz konsultacje społeczne w celu sformułowania nowych priorytetów?
- czy ktoś policzył, ile będzie kosztowała likwidacja NIW i ile środków pochłonie tworzenie nowego centrum zarządzania programami obywatelskimi?
- czy potrzebna jest centralna instytucja państwowa, wspierająca rozwój organizacji obywatelskich?
- a może środki, którymi dysponował NIW, warto dystrybuować na poziomie województw, aby były bliżej potrzeb i bardziej sprawiedliwie dzielone?
Podobnych pytań jest więcej. Pewne jest jedno: likwidacja NIW tylko dla celów politycznych – spektakularna i widowiskowa, a jakże! – mija się z celem. Ofiarą będą bowiem NGO-sy. Nie prawicowe, ale wszystkie. Puenta jest więc krótka: spierajmy się i badajmy, na ile dotychczasowy NIW działał transparentnie i efektywnie, ale – na Boga! – nie odbierajmy kasy NGO-som!
Bartłomiej Włodkowski – wpółprzewodniczący Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego, wieloletni członek Mazowieckiej Rady Działalności Pożytku Publicznego.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.