Lex Czarnek jest już procedowane w Senacie. Zapytaliśmy Agatę Zaporę, Judytę Rudnicką oraz Justynę Suchecką, dlaczego to prawo jest tak wielkim zagrożeniem dla polskiej edukacji.
Agata Zapora, Ranking Szkół LGBTQ+
– Jako organizacje pozarządowe, które regularnie współpracują ze szkołami, czy to w kontekście Rankingu Szkół Przyjaznych LGBTQ+, który w tym roku będzie mieć drugą ogólnopolską edycję, czy innych projektów realizowanych w toku całego roku szkolnego, mocno obawiamy się Lex Czarnek. Największym zagrożeniem będzie możliwość ograniczania współdziałania szkół z NGO-sami oraz duży strach związany z uczestnictwem nawet w tych inicjatywach, które nie angażują bezpośrednio części pedagogicznej i są związane z działaniem poza terenem danej placówki.
Mam na myśli chociażby nasz Ranking, który jest całkowicie oddolny, każda osoba uczniowska może wejść na stronę maparownosci.pl i zagłosować bez ingerencji szkoły. Same szkoły mogą obawiać się brania udziału w Rankingu, bo jeśli dostaną pozytywną ocenę, to znajdą się pod obserwacją kuratorium. Martwimy się więc zarówno o kontynuację współprac, które zaczęliśmy w przeszłości, jak i te, które dopiero planowaliśmy nawiązać.
Wszystko to odbije się na młodych ludziach, którzy nie będą mieli dostępu do edukacji pozaprogramowej, czyli obywatelskiej, demokratycznej, na rzecz wspierania różnorodności, czy seksualnej.
Weźmy tę ostatnią – minister Czarnek dopiero co powiedział, żeby skupiać się na nauce, a na seks przyjdzie jeszcze kiedyś czas. Z edukacją seksualną jest też ten problem, że panują tu duże nierówności w zależności od regionu. Są nauczycielki i nauczyciele, którzy chcą przekazać rzetelną wiedzę, ale obawiają się konsekwencji. Lex Czarnek spowoduje, że organizacjom łatającym dziury w tym zakresie zostanie uniemożliwione wspieranie szkół. Ograniczana będzie edukacja na miarę XXI wieku, czyli kompetencje miękkie, zdolność analizowania, krytyczne myślenie.
Warto też zauważyć, że narracja partii rządzącej koncentruje się na większym wpływie rodziców na podejmowanie decyzji o tym, czego uczą się ich dzieci. Tyle że jeśli Lex Czarnek wejdzie w życie, będzie dokładnie na odwrót, bo co z tego, że rodzice powiedzą, iż podoba im się program danego NGO-sa, skoro kuratorium będzie mogło go odrzucić – i tym samym – uniemożliwić realizację zajęć, na które zgodzili się rodzice?
Przyjęcie Lex Czarnek na pewno nie polepszy sytuacji polskich szkół, tylko jeszcze bardziej ją zdestabilizuje.
Między innymi dlatego, wiedząc, jakie ograniczenia spotykają osoby LGBTQ+ w polskich szkołach, już teraz uruchomiliśmy Interwencyjny Mail Oświatowy, by pomagać w sytuacjach, kiedy np. szkoła odmawia używania preferowanych zaimków wobec osoby transpłciowej lub zakazuje przyjścia na studniówkę z osobą tej samej płci. Nie wykluczam, że podobnych sytuacji będzie niestety więcej.
Judyta Rudnicka, nauczycielka w Szkole Podstawowej nr 103 w Warszawie
– Powiem o dwóch zagrożeniach związanych z Lex Czarnek. Pierwsze to ograniczanie autonomii szkoły – wbrew temu, co twierdzi minister i jego wiceministrowie, coś takiego istnieje. Chcą po prostu, by o danej placówce, a nawet klasie decydowała jedna osoba i będą to działania autorytarne. Kuratorium nie działa w żadnym trybie administracyjnym i nie będzie możliwości odwołania. Kurator nie zgodzi się, nie będzie musiał uzasadniać i koniec, organizacja pozarządowa, którą chcieliśmy zaprosić nie będzie mogła przyjść na lekcję. Zawsze wydaje mi się niebezpieczne, kiedy jedna osoba ma taką władzę. Da to też możliwość ministrowi coraz większej realizacji swoich pomysłów na szkołę. Są różni ludzie na stanowiskach w kuratoriach, więc pewnie osoby mniej kontrowersyjne niż Barbara Nowak będą łagodniejsze, ale wciąż są one z nadania ministra i zakładam, że wszędzie będzie czarna lista organizacji, które nigdy nie będą mieć pozwolenia na wejście do szkoły.
Drugą sprawą – i to było podnoszone także na komisji sejmowej – jest czas podejmowania decyzji. Jeśli to mają być dwa miesiące, to zanim ja usiądę do pisania propozycji we wrześniu, a potem będę musiała czekać tyle czasu, to jesteśmy już w połowie pierwszego semestru. Wpierw się więc nic nie dzieje, a potem może okazać się, że nie mam zgody. Szkoła przestanie być spontaniczna. Ona i tak w czasach pandemii jest nudna, wiele osób do nas nie przychodzi, nie jeździmy na wycieczki, a teraz jeszcze okaże się, że z dnia na dzień nie mogę zaprosić NGO, która przyjdzie mi do głowy.
W klasie może być kryzys, problemy z agresją, dzieci zgłaszają myśli samobójcze – w żadnym przypadku nie będę mogła na bieżąco prosić o wsparcie. Na pewne rzeczy trzeba reagować od razu, a nie zmuszać nas do kolejnej biurokracji.
Gdyby przez ostatnie lata było spokojnie i nagle teraz pojawiłoby się Lex Czarnek, to na pewno byłoby dużo większe oburzenie. Tymczasem od dwóch lat mamy pandemię, niedawno uznałam, że wolałam poprzedni rok szkolny, kiedy siedziałam osiem miesięcy na zdalnym, ale przynajmniej wiedziałam, co czeka mnie kolejnego dnia. Teraz nie jestem w stanie planować lekcji, nie ma stabilizacji. Do tego doszły maile Dworczyka o tym, że nauczycielki i nauczycieli trzeba gnębić hejtem. I do tego jeszcze Lex Czarnek.
W pokoju nauczycielskim nie ma już nawet wielkiego wkurzenia, bo zwyczajnie wyczerpały nam się siły. Widziałam ostatnie badania, z których wynikało, że co drugi nauczyciel w Warszawie zastanawia się nad zmianą pracy.
Myślę, że sporo osób odejdzie z zawodu, a reszta będzie próbowała wciąż walczyć. Była wypowiedź jednego z wiceministrów, z której wynikało, że chyba będę mogła zaprosić jedną osobę, która nie jest związana z NGO, ale jest edukatorką seksualną. Jeśli Lex Czarnek wejdzie w życie, to kolejny rok szkolny będzie czasem wynajdywania luk w prawie.
W której części ja jestem? Jest we mnie wciąż za dużo przekory, żeby poddać się Czarnkowi. Wciąż widzę sens tej pracy, wiem, że warto dawać dzieciom coś z siebie, więc będę robić, co się da.
Justyna Suchecka, dziennikarka TVN24
Pierwszy projekt Lex Czarnek pojawił się półtora roku temu i to, że przepisy te są tak długo procedowane, wywołuje ogromny efekt mrożący. To nie jest moja intuicja, tylko efekty rozmów z dyrekcjami szkół, nauczycielkami i nauczycielami, którzy już teraz zastanawiają się, czy mogą zaprosić daną organizację pozarządową, mimo że nowe prawo nie weszło jeszcze w życie. Był zresztą przypadek, że nie odbyły się zajęcia równościowe, które zresztą miały dotyczyć nierówności społeczno-ekonomicznych, a nie kojarzących się z kwestiami ideologicznymi. Nawet mnie pytają, czy będę mogła przyjść na lekcję jako autorka książki lub dziennikarka, by poprowadzić warsztaty. Prawdę mówiąc, nie znam odpowiedzi. I nie znają jej chyba też ludzie pracujący w Ministerstwie Edukacji i Nauki.
W tym tygodniu zapytałam, czy poseł Mejza, który odwiedził jedną z zielonogórskich szkół, po wprowadzeniu nowych przepisów też mógłby to zrobić. Wiceminister Rzymkowski stwierdził, że musiałby złożyć wniosek i czekać dwa miesiące na zgodę kuratorium. Z kolei pełnomocnik ds. strategii edukacji, Radosław Brzózka, uznał, że poseł nie jest organizacją pozarządową, więc będzie mógł wchodzić do szkoły tak, jak do tej pory.
To pokazuje, że te przepisy już są bałaganiarskie i będą wprowadzać jeszcze większy chaos. Stojące za nimi intencje dobrze pokazała małopolska kuratorka Barbara Nowak. Wszyscy skupili się na tym, co powiedziała w wywiadzie dla Radia ZET o szczepionkach. Tymczasem wprost przyznała też, że ma listę NGO, których nie wpuści do szkół.
A przecież te organizacje nie złożyły jeszcze żadnego programu zajęć, więc nie mogła sprawdzić, czy to, co robią jest zgodne z podstawą programową. Od półtora roku wszyscy intuicyjnie czują, że chodzi właśnie o to, by koniec końców minister wyszedł i powiedział, co jest dobre, a co złe dla dzieci. Dla mnie szkoła już teraz zaczyna być bardziej zamknięta niż w latach 90.
Wiem, że jest pewna nadzieja, że Lex Czarnek uda się powstrzymać dzięki sprzeciwowi prezydenta Dudy. Ale chyba wszyscy już zapomnieli, że to właśnie on wyciągnął dyskusję o tym, co mogą rodzice w szkole w trakcie kampanii wyborczej, gdy starał się o reelekcję. Przygotował nawet swój autorski projekt, który też krytykowałam, mimo że był dużo łagodniejszy. Pojawiła się w nim np. propozycja czegoś na kształt referendów, w których rodzice decydowaliby o tym, jakie zajęcia będą odbywać się w szkole.
Projekt Dudy trafił do Rady Ministrów i nigdy stamtąd nie wyszedł. Jest więc cień szansy, że prezydent będzie chciał prowadzić swoją politykę i powie ministrowi Czarnkowi, że zgadza się na pewne zmiany, ale inne rzeczy chciałby zrobić inaczej. Tyle że i tak najlepszy scenariusz to minimalny kompromis między propozycjami Dudy i Czarnka, który – pamiętajmy – tak naprawdę zwraca się nie do rodziców, tylko Ordo Iuris.
Innymi słowy, system edukacji czekają bardzo duże zmiany, wyłącznie na gorsze.
Źródło: informacja własna ngo.pl