Spróbujmy zrozumieć Ministra Czarnka. I przypomnijmy mu słowa Zygmunta Augusta [opinia]
Politykę edukacyjną robi się prawem, pieniędzmi, propagandą i edukacją. Będę to powtarzała przy każdej okazji, abyśmy w ramach III sektora uczyli się robić obywatelską politykę edukacyjną.
Dziś okazją do powtarzania tych czterech słów jest kolejna Petycja FIO do Premiera Morawieckiego, którą publikujemy na portalu NGO.pl. Niektórych może dziwić, że się nie zrażamy – wysyłamy kolejne petycje do Premiera, Premier przesyła do Ministra i nic się nie dzieje dalej. Uważam, że w robieniu polityki potrzebna jest cierpliwość. Kropla drąży skałę.
-
→ Petycja do Premiera
pdf ・531.8 kB
My w III sektorze wiemy, że chcemy mieć obywatelską politykę edukacyjną, chcemy też, aby demokracja przedstawicielska była równoważona przez demokrację partycypacyjną. Znamy hasła, ale nie umiemy jeszcze przełożyć tych haseł na konkretne propozycje. Dla nas ciągle jest jeszcze czas uczenia się. I czas samoorganizowania się.
Jeśli mowa o uczeniu się, to poruszę wątek osobisty. Z pierwszego wykształcenia jestem archeologiem. Mój profesor, antropolog Andrzej Wierciński, ponad czterdzieści lat temu mówił swoim studentom, iż żyjemy w czasach transformacji cywilizacyjnej, głębokością zmiany porównywalną jedynie z przejściem z paleolitu do neolitu. Wtedy zmiana trwała kilkaset czy kilka tysięcy lat, zależnie od dziedziny i terytorium. Według profesora Wiercińskiego przyspieszenie zaczęło się w czasach rewolucji technicznej, czyli jakieś około dwieście lat temu. Myślę, to już moja interpretacja (Profesor odszedł do Krainy Szczęśliwości blisko dwadzieścia lat temu), momentem przełomowym są nasze czasy, ostatnie kilkadziesiąt, kilkanaście, wręcz kilka lat.
Aby zrozumieć te przemiany i poczuć ten brak oparcia w kończącej się cywilizacji, zachęcam do wysłuchania wykładu prof. Yuvala Noaha Harari >>.
Ten wykład uczy dystansu do wydarzeń dziejących się obecnie w oświacie. Skoro ministrowie zmieniają się tak szybko (tu już odsyłam do treści obecnej Petycji), to zachęcam, aby opanować emocje niechęci wobec obecnego ministra edukacji i spróbować go zrozumieć.
Nim pociągnę ten wątek dalej, wrócę do moich wspomnień z przeszłości, do tego, jak to się stało, że ja, archeolog, zrezygnowałam z pracy w Instytucie Archeologii PAN i poszłam do szkół uczyć, bynajmniej nie historii, a etyki. Uczenia historii nie mogłabym się podjąć, gdyż byłam uczennicą profesor Heleny Liberowej, znanej wielu pokoleniom żoliborzan. Profesor Liberowa na pierwszej lekcji historii w pierwszej klasie mojego liceum powiedziała, iż będzie nas uczyć tylko jeden rok, bo w programie pierwszej klasy jest historia starożytna i średniowiecze, a potem to kończy się edukacja i zaczyna propaganda i ona w tym nie będzie brała udziału. W kolejnych klasach nie uczyłam się historii, stosowałam różne metody spod znaku 3xZ. Potem trochę nadrobiłam, gdy dzięki kazaniem księdza Jerzego Popiełuszki po grudniu 1981 roku zrozumiałam, że historia jest ciekawa i warto się jej uczyć dla siebie.
Wprowadzenie religii i etyki do szkół zaraz po 1989 roku uważałam od początku za błąd. Jako matka dzieciom domyślałam się, że to spowoduje sekularyzację młodego pokolenia. Brak nauczycieli etyki był dla mnie szansą do wejścia do zawodu nauczycielskiego, którą wykorzystałam, przechodząc szkolenie z filozofowania z dziećmi i młodzieżą według metody Matthiew Lippmana. Metody tej kiedyś uczyła Fundacja Edukacja dla Demokracji. I gdybym miała doradzać jakiemuś ministrowi, to doradziłabym powszechne szkolenie nauczycieli w tej metodzie. Zakłada ona, iż uczeń już wiele sam wie, rolą nauczyciela jest jedynie pomóc uczniowi w porządkowaniu sobie swojego własnego systemu myślenia. Metoda ta jest oparta na wierze w człowieka, w jej/jego logikę myślenia.
Myślenie logiczne jest nam bowiem dane jako przedstawicielom gatunku homo sapiens od początku, o czym możemy przekonać się, słuchając przedszkolaków. Potem niestety bywa różnie, i tu winna może być rodzina czy szkoła, ucząca niestety często hipokryzji lub karząca za poszukiwanie prawdy czy samodzielne badania naukowe.
Wracam do ministra Czarnka. Minister Czarnek czuje się odpowiedzialny za dzieci i młodzież polską na równi ze swoimi dziećmi. Dla swoich dzieci za najważniejsze uważa zbawienie. Dlatego za swoją misję uważa takie działanie, aby z góry, z ministerstwa, poprzez kuratoria, można było decydować, czego i jak są uczone dzieci. Wydaje mu się, że w ten sposób będzie prowadził młode pokolenie do zbawienia.
Nic bardziej mylnego. Nie będę tego udowadniała, wspomnę jedynie Zygmunta II Augusta i jego słynne „Nie jestem królem waszych sumień”. Skoro król miał tego świadomość, to warto, aby uznał i minister. Tym bardziej miłośnik edukacji klasycznej.
Tu wspomnę etymologię słowa „minister”. W języku łacińskim minister oznacza: sługa, służący, wykonawca. Czyją politykę winien wprowadzać w demokratycznym kraju minister? To wydaje mi się ciekawe pytanie. Sądzę, że pomysł na obowiązek konsultacji wprowadzania nowych rozwiązań prawnych jest spójny z takim rozumieniem tego słowa.
Podsumowując – minister edukacji powinien być wykonawcą obywatelskiej polityki edukacyjnej wypracowanej przez suwerena.
Alina Kozińska-Bałdyga – działaczka społeczna łącząca wiedzę archeologiczną, organizacji i zarządzania, nauk społecznych zdobytą w czasie studiów na Uniwersytecie Warszawskim i w Szkole Nauk Społecznych IFIS PAN oraz doświadczenie uczenia w liceach ogólnokształcących i Kolegium Nauczycielskim we wdrażaniu zmian w oświacie. Promotorka szkoły prowadzonej przez stowarzyszenie rozwoju wsi i modelu szkoły/przedszkola jako wielofunkcyjnego ośrodka rozwoju wsi. Prezeska Federacji Inicjatyw Oświatowych, organizacji tworzącej obywatelską politykę edukacyjną opartą na współpracy organizacji pozarządowych i samorządów. Wiceprezydentka Związku Dziewcząt i Kobiet Chrześcijańskich Polska YWCA oraz Przewodnicząca Rady Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej ATRIUM.