„Lex Czarnek” w praktyce, czyli jak zabić działanie NGO w szkołach
Projekt ustawy, znany jako lex Czarnek, bardzo mocno utrudnia pracę zaangażowanym w edukację NGO. Są to rozwiązania, które rzucają kłody pod nogi wszystkim tym, którzy chcą poświęcać swój wolny czas dla dobra młodzieży. Choć jakaś forma nadzoru nad dodatkowymi projektami edukacyjnymi jest potrzebna, można to zrobić w sposób o wiele bardziej przyjazny zarówno dla nauczycieli, uczniów i kuratorów, jak i dla NGO – piszą Anna Byrska i Mateusz Perowicz na klubjagiellonski.pl.
Czytając propozycję ustawy, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że prowadzenie zajęć przez organizację pozarządową, która nie jest harcerstwem, Krajowym Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, Polskim Czerwonym Krzyżem lub nie prowadzi zadań zleconych z zakresu administracji rządowej, stanie się sportem dla naprawdę wytrwałych.
Ministerstwo przekonuje, że długi i skomplikowany cykl zgłoszenia projektu do szkół ma zapewnić większą przejrzystość zajęć i podmiotów je przeprowadzających, a także zwiększyć świadomość rodziców na ich temat. Dyrektorzy, nauczyciele, rodzice i organizacje społeczne boją się jednak, że tak naprawdę będzie to narzędzie cenzury, które zmniejszy decyzyjność środowiska szkolnego, a niebezpiecznie zwiększy możliwości ingerencji ze strony kuratorium.
Nawet jeżeli nauczyciele nie buntują się głośno i wprost, to nie znaczy, że wszystko jest w porządku. Niskie pensje, konieczność zabierania pracy do domu oraz kolejne, nawet drobne odbieranie im kompetencji, zamiast chociażby w symboliczny sposób zaznaczać i podnosić ich pozycję, sprawiają, że coraz większa liczba pedagogów uznaje, że dość bezsensownym i naiwnym jest „kopanie się z koniem”.
Naturalnym jest więc, że coraz więcej pracowników oświaty zacznie odpuszczać i przestanie się wychylać. Realizować będą tylko te obowiązki, które są literalnie zapisane w umowie.
W obecnej wersji cała procedura zbierania opinii rodziców to ułuda, bo ostatecznie to kurator decyduje o dopuszczeniu zajęć i nie musi brać pod uwagę zdania rodziców. Nie ma trybu odwołania od decyzji kuratora.
Kolejnym kuriozum jest to, że jeśli ktoś chciałby przeprowadzić zajęcia w 30 szkołach na terenie województwa podlaskiego, to kurator otrzymałby 30 wniosków o zatwierdzenie tych samych zajęć organizowanych przez jeden podmiot i zawierających ten sam obszar tematyczny, bo dyrektor każdej szkoły zgłasza do kuratora chęć przeprowadzenia zajęć. Jest to więc utrudnianie pracy samym kuratorom.
Kolejne nowelizacje Ustawy o prawie oświatowym nie tylko komplikują im życie i dokładają „papierkowej roboty”. Robią coś znacznie gorszego – podważają ich rolę i znaczenie w systemie oświatowym. Skoro kurator ma opiniować wszystkie realizowane dodatkowo projekty, to właściwie jaka w tym rola nauczyciela? Jego zadaniem będzie ewentualnie zaproponowanie organizacji i zdanie się na decyzję kuratorium.
Powinniśmy iść w kierunku większej podmiotowości tych, którzy są bezpośrednio odpowiedzialni za wychowanie i edukację młodzieży. Proponowane rozwiązania to krok w zupełnie inną stronę.
Źródło: klubjagiellonski.pl