Redakcja ngo.pl poprosiła mnie o napisanie tekstu na 1 września. A że rok szkolny w tym roku zaczyna się 4 września, to zacznę od przypomnienia 1 września 1939 roku. I to w sposób nietypowy – od informacji o ewakuacji dzieci z Londynu i kilku dużych angielskich miast na tereny wiejskie.
Wielka Brytania szykowała się na wypadek wojny przygotowywanym od 1938 roku programem chronienia dzieci i ludności cywilnej przed przewidywanymi nalotami bombowymi. Ewakuowano 1,5 miliona dzieci, przewożąc je na obszary wiejskie. W ewakuacji brało udział 150 tysięcy nauczycieli. Wielka Brytania przystąpiła do II wojny światowej 3 września. Program chronienia dzieci był tworzony rok wcześniej.
Rozpoczęta 1 września w Polsce II wojna światowa kosztowała życie sześciu milionów obywateli polskich różnych wyznań. Przywożono do obozów zagłady na naszej ziemi także obywateli pochodzenia żydowskiego z innych krajów. Ginęli i byli grzebani w bezimiennych grobach zarówno polscy żołnierze, jak i niemieccy, rosyjscy i innych narodowości. Śmierć łączyła, pokazując absurd zabijania i pozostawiając osierocone dzieci, matki, żony. Naukowcy dowiedli, że trauma jest przekazywana dziedzicznie i trwa w nas przez kilka pokoleń. Jak ją pokonać? Myślę, że to temat na poważną debatę publiczną, którą warto prowadzić przede wszystkim za względu na młode pokolenie.
Na nas, starszych, spoczywa obowiązek wykorzystania pamięci do działania na rzecz pokoju, aby „nigdy więcej”.
Moja matka, harcerka Szarych Szeregów, więźniarka Pawiaka i Ravensbruck mawiała, że wojna zaczyna się od zwykłej kłótni i nienawiści między ludźmi. Uważała, że budowanie porozumienia między ludźmi w społeczeństwie w naszym kraju i między społeczeństwami z różnych krajów powinno być priorytetem wszystkich działań edukacyjno-wychowawczych. Była nauczycielką, która w swojej pracy wychowawczej „za komuny” bazowała na programie wychowawczym Szarych Szeregów „Dziś, jutro, pojutrze”.
Do tego wątku związanego z pamiętaniem i działaniem na rzecz pokoju dodam jeszcze opowieść, jak ją powitały jej nauczycielki z warszawskiego Liceum Słowackiego, gdy przybyła do Ravensbruck. One już tam były. Witały przybywające młode dziewczyny słowami, że tam też trzeba się uczyć.
Moja mama na seminarium z historii sztuki na obozowej górnej pryczy podjęła decyzję, że będzie architektem, bo trzeba będzie odbudować Warszawę.
W obozie koncentracyjnym była organizowana nauka, różne seminaria, a nawet egzamin maturalny!
4 września zaczynamy nowy rok szkolny. Trudny rok, ponieważ walka o władzę będzie dominującym wątkiem w przestrzeni publicznej do 15 października. Naszym najcenniejszym zasobem są dzieci i młodzież. Dlatego najważniejszą z polityk publicznych jest polityka edukacyjna.
Nie wiadomo, kto wygra wybory. I jaka partia dostanie w ramach podziału „łupów powyborczych” ministerstwo edukacji, by tworzyć politykę edukacyjną. Ale nie możemy być bierni. To my, naród, zgodnie z 4 Artykułem naszej Konstytucji sprawujemy władzę. Zawodność demokracji przedstawicielskiej jest widoczna w wielu krajach. Musimy nauczyć się sprawować władzę bezpośrednio.
W najnowszej historii po 1989 roku mieliśmy dwudziestu jeden ministrów, z których każdy miał swój pomysł na politykę edukacyjną.
Jeden pomysł był lepszy, inny gorszy. Moim zdaniem najlepszy pomysł na politykę edukacyjną miał Mirosław Handke. Popełnił kilka błędów, do jednego, dotyczącego wyliczeń wynagrodzeń nauczycieli, od razu się przyznał, podając się do dymisji. Za jego czasów przygotowano rozwiązania prawne, które warto przypomnieć.
Opierając się na naszej Konstytucji i na zapisach ustawy Prawo oświatowe, możemy stworzyć „od dołu” program ochronny dla polityki edukacyjnej. O tym „oddolnym programie” za chwilę. Teraz jeszcze sprawa najważniejsza.
Jakich najważniejszych wartości chcemy młodych uczyć, aby wypełnić zobowiązanie wobec tych wszystkich, którym zawdzięczamy wolną Polskę?
Uważam, że naszym obowiązkiem jest budowanie pokoju. Wszędzie – w naszej ojczyźnie i poza jej granicami. I dlatego polityka edukacyjna ma łączyć całe społeczeństwo i wszystkich, którzy chcą dobra Polski.
Edukacja ma łączyć. Szkoła ma być miejscem budowania porozumienia, konsensusu, współpracy.
Budowanie pokoju przejawia się w rozwiązaniu sporów i zasiadaniu przy wspólnym stole. Dlatego wielu z nas z radością przyjęła w 2019 roku inicjatywę premiera Morawieckiego „Okrągłego stołu dla edukacji” i równoległą samorządów „Kwadratowego stołu dla edukacji Polska 2035”. Niestety obydwie inicjatywy zostały zaniechane przez inicjatorów.
Sukcesem w postaci wspólnego Raportu zakończył się „Okrągły stół dla edukacji klimatycznej”, koordynowany przez UN Global Compact w latach 2021-2022.
Warto przypomnieć też o 10 punktach uzgodnionych w ramach Obywatelskiego Paktu dla Edukacji przez grupę organizacji pozarządowych skupionych w koalicji SOS dla Edukacji. Ta inicjatywa zwracająca uwagę na szereg ważnych kwestii w edukacji zyskała zainteresowanie części organizacji samorządowych, związków zawodowych i opozycyjnych partii politycznych. Jej słabością jest brak zainteresowania ze strony partii rządzących.
Powtórzę jeszcze raz: polityka edukacyjna powinna łączyć wszystkich, także ponad podziałami partyjnymi.
Różnych inicjatyw przygotowujących zmiany w edukacji było i wcześniej wiele. Uważam, że kluczowe dla stworzenia dobrej polityki edukacyjnej jest obecnie nie tyle tworzenie dobrych i spójnych programów, co zrobienie czegoś konkretnego, co włączyłoby rodziców jako głównych decydentów. To rodzice są największą grupą wyborczą. Stanowią jakieś 6-7 milionów obywateli. Nasza Konstytucja wzmacnia prawnie naturalne prawo rodziców do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi poglądami i czyni ich potencjalnie głównymi decydentami w edukacji.
Uważam, że to my, ludzie III sektora, mamy pomóc rodzicom organizować się tak, aby zaczęli być także w praktyce główną siłą decyzyjną w polityce edukacyjnej.
Uspołecznić oświatę
Coraz więcej rodziców realizuje swoje prawo decydowania, wybierając edukację domową. Jestem zwolenniczką mniej radykalnych działań – wolę szkoły społeczne prowadzone przez organizacje pozarządowe, zwłaszcza stowarzyszenia rodziców. A także wszystkie inne sposoby uspołeczniania oświaty.
Wymienię tu dwa wzajemnie wspierające się konkretne pomysły na uspołecznienie oświaty.
Pierwszy to rady oświatowe. Pewno niewiele osób wie, że w Ustawie Prawo oświatowe jest cały 4 rozdział poświęcony społecznym organom oświaty. W Art. 75 omówiona jest Krajowa Rada Oświatowa, która może działać przy ministrze. Jest ona powoływana na wniosek co najmniej czterech wojewódzkich rad oświatowych. A w Art. 78 napisano „Organ stanowiący jednostki samorządu terytorialnego może powołać radę oświatową działającą przy tym organie”. Czyli mogą powstawać powiatowe i gminne rady oświatowe. Do ich zadań należy m.in. badanie potrzeb na własnym terytorium i przygotowywanie projektów ich zaspokajania oraz opiniowanie aktów prawa miejscowego.
Kolejnym pomysłem na uspołecznianie oświaty jest tworzenie przez rady rodziców z poszczególnych klas lub z całej szkoły różnych stowarzyszeń. To pomysł, który jest odpowiedzią na ostatnie zmiany w prawie oświatowym, ograniczające działalność organizacji pozarządowych w obawie przed seksualizacją dzieci.
Gdybym była dyrektorką szkoły, to zachęcałabym rodziców do powoływania stowarzyszeń zwykłych. W każdej szkole może działać kilka czy nawet kilkanaście różnych, „własnych” NGO. Stowarzyszenia z racji swojej specyfiki tworzenia wspólnoty ludzi działających dla dobra wspólnego wydają się być teraz szczególnie polecanymi instytucjami do organizowania się dla wpływania na oświatę. Ale przede wszystkim instytucjami rozwiązującymi w sposób zorganizowany swoje własne problemy.
Bogactwem stowarzyszenia są ludzie i warto wykorzystywać ich potencjał dla rozwoju szkoły. Rodzice działający w stowarzyszeniu uczą się nowych umiejętności, przed wszystkim współpracy w ramach demokratycznej organizacji. Wartość stowarzyszenia jako instytucji edukacyjnej dla swoich członków, w tym wypadku rodziców, jest nie do przecenienia. Nie ma takiej sprawy, z którą nie poradziliby sobie rodzice kierowani miłością do własnych dzieci.
Jako dyrektorka szkoły podobnie zachęcałabym nauczycieli do organizowania własnych branżowych stowarzyszeń. Radę rodziców z kolei zachęciłabym do założenia fundacji, która wspierałaby te wszystkie stowarzyszenia rodziców czy nauczycieli, pozyskując na różne sposoby środki na dodatkowe działania w szkole i w stowarzyszeniach.
Gdybym była doradcą przyszłego ministra, to zachęciłabym ją lub jego do zwołania stałego „okrągłego stołu dla edukacji” i zaproszenia do tego stołu wszystkich gminnych i powiatowych rad oświatowych.
Wierzę, że będziemy mieli ministra, który będzie rozjemcą umiejącym łączyć w działaniach dla edukacji wszystkich. Takiego, który poprzez szukanie konsensusu i budowanie pokoju oraz porozumienia wyprowadzi z chaosu naszą oświatę.
Czekanie na takiego ministra proponuję poświęcić na tworzenie gminnych i powiatowych rad oświatowych oraz zakładanie stowarzyszeń i fundacji edukacyjnych. Zamierzam na najbliższym spotkaniu Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego wystąpić z inicjatywą powołania Żoliborskiej Rady Oświatowej i zachęcać rodziców ze szkół i przedszkoli do zakładania stowarzyszeń, by współtworzyć obywatelską politykę edukacyjną.
Alina Kozińska-Bałdyga – działaczka społeczna łącząca wiedzę archeologiczną, organizacji i zarządzania, nauk społecznych zdobytą w czasie studiów na Uniwersytecie Warszawskim i w Szkole Nauk Społecznych IFIS PAN oraz doświadczenie uczenia w liceach ogólnokształcących i Kolegium Nauczycielskim we wdrażaniu zmian w oświacie. Promotorka szkoły prowadzonej przez stowarzyszenie rozwoju wsi i modelu szkoły/przedszkola jako wielofunkcyjnego ośrodka rozwoju wsi. Prezeska Federacji Inicjatyw Oświatowych, organizacji tworzącej obywatelską politykę edukacyjną opartą na współpracy organizacji pozarządowych i samorządów. Członkini Związku Dziewcząt i Kobiet Chrześcijańskich Polska YWCA oraz Przewodnicząca Rady Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej ATRIUM.
Źródło: informacja własna ngo.pl