Do niczego już się nie przyda? A może jest kluczowym elementem dialogu administracji ze społeczeństwem obywatelskim reprezentowanym przez NGO-sy? Rozmawiamy z Kingą Wiśniewską i Mateuszem Wojcieszakiem, kandydującymi do Rady Działalności Pożytku Publicznego ósmej kadencji.
31 lipca zakończył się nabór kandydatek i kandydatów do Rady Działalności Pożytku Publicznego. Nie znamy jeszcze wyników naboru, ale pewnie nie my jedni zastanawiamy się jakie znaczenie ma kto do nowej Rady trafi, jak wpłynie to na jej prace i jak w szerszej perspektywie zmieni się (powinna się zmienić?) Rada Pożytku.
Rafał Kowalski, NGO.pl: – Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych i ty osobiście zaangażowaliście się w nabór do nowej Rady. Co się wydarzyło i dlaczego?
Mateusz Wojcieszak, zarząd OFOP: – Rozpocznę od tego, że ostatnie miesiące to był czas wielu naborów. Nowy rząd obiecał wiele zmian: widzimy zmiany w spółkach, widzimy zmiany w politykach społecznych. I w końcu kombajn zmian dociera też do III sektora. Nabory do grup roboczych ministry do spraw społeczeństwa obywatelskiego, do Rady do spraw Prezydencji, wcześniej Rady NIW.
Na koniec oczekiwany nabór do Rady Działalności Pożytku Publicznego. Chociaż tu nasza pierwsza myśl była, że nieco ukryty, słabo promowany. Zwróciliśmy na niego uwagę, po jakimś tygodniu czy półtora tygodnia, a przecież monitorujemy i śledzimy te rzeczy.
Zaczęliśmy wewnętrzną dyskusję w Zarządzie OFOP. Z jednej strony głosy, że Rada od lat ma „ograniczony” sens, że może nie warto wkładać w nią energii, z drugiej, że powinna pełnić najważniejsze funkcje, że jest najlepiej osadzona w systemie dialogu obywatelskiego, w relacjach rządu, samorządu i organizacji. Więc OFOP musi tam być. Ja też tak czułem, że musimy tam być, bo jesteśmy największą krajową federacją ponadbranżową.
Podjąłem się kandydować, ale pod warunkiem, że spróbujemy zrobić jakieś ruchy, wymyślić coś, co spowoduje, że to może nabrać sensu przy dobrych wiatrach. To od wielu rzeczy zależy: jakich kandydatów wybierze Przewodnicząca, jak ułożymy sobie pracę na początku, jak inne ciała będą zabierać kompetencje Rady Działalności.
Zastanowiliśmy się kogo Rada potrzebuje, jak doprowadzić do sytuacji, w której Rada będzie żyła prawdziwymi problemami sektora i będzie po prostu efektywna. I od tego się zaczęło. To nie jest tak, że chcieliśmy stworzyć ekipę OFOP-u, masowo zachęcić do kandydowania tylko naszych członków, których świetnie znamy. Zastanowiliśmy się, jakie kryteria powinny spełniać osoby w Radzie, żeby reprezentowały różnorodność sektora i były gotowe do odpowiedzi na jego problemy.
RK: – Może na chwilę tutaj się zatrzymajmy, bo warto powiedzieć o tych kryteriach, ale może w połączeniu z wątkiem naprawy RDPP. Bo teraz chciałem spytać Kingę: planowałaś kandydować do RDPP?
Kinga Wiśniewska, Stowarzyszenie Inicjatyw Możliwych Rzecz Jasna: – Nie. Nie planowałam kandydować do RDPP, dlatego że Rada od wielu, wielu lat wydaje mi się, mówiąc brutalnie, ciałem martwym, podobnie jak jej lokalne czy regionalne mutacje. Gdzieś zgubiono sens tego rodzaju ciał – dialogu w ogóle.
Patrząc z poziomu, na którym ja działam, z poziomu Polski powiatowej, nie widzimy żadnego przełożenia na to, co robimy tutaj na dole. Wszystkie rzeczy związane z różnego rodzaju dziwnymi ruchami prawnymi, z tym, że pojawiają nam się jakieś ustawy, które mają wpływ na naszą działalność – o nich w Radzie nie słychać: w ogóle nawet nie wiadomo, czy one się tam znalazły.
To jest bardzo ciekawe, że ciało faktycznie wysoko umocowane praktycznie się z sektorem nie komunikuje. Nie myślałam o RDPP jako o ciele, które jest w stanie być efektywne.
I tutaj duża zasługa Mateusza. Rozmawiałam też z Kubą Wygnańskim i paroma osobami o tym szalonym pomyśle, że jest potrzeba nowego spojrzenia, nowego ducha w Radzie. Ja jestem najmocniej usieciowana prowincjonalnie, po całej Polsce, ale to jest raczej Polska powiatowa. To jest inna perspektywa i potrzebne jest też takie inne spojrzenie organizacji na to, jak funkcjonują przepisy związane z ekosystemem prawnym, w którym żyjemy.
RK: – Mówiąc o Radzie, wskazuje się, że jest ciałem doradczym, więc nic nie znaczy, nic nie może. Ale pomijając właśnie to formalne osadzenie, w kontekście innych ciał, które powstawały, jak wam się wydaje, co RDPP powinna robić? Jaką mieć rolę w tej całej układance?
K.W.: – Powinna się komunikować, opowiadać o tym, co robi. Myślę, że można liczyć na takie organizacje jak OFOP, które mogą być nośnikiem takiej komunikacji. Z punktu widzenia grassroots activities, nikt nie ma pojęcia, co robi RDPP. Pomimo że jest na samej górze i to tu powinny się odbywać najważniejsze rozmowy o tym, jak sektor ma funkcjonować, w jakich ramach prawnych ma się poruszać, co nas dotyczy, co jest do zmiany.
M.W.: – Myślę, że zadaniem Rady na samym początku powinno być zmapowanie wszystkiego, zobaczenie tego galimatiasu, który wszyscy czujemy. RDPP w związku z tym, że jest najwyżej osadzona, powinna kierować się w stronę metazadań. Wszystkie inne ciała, które działają przy ministerstwach – one często zabierają lub czują się w kompetencjach Rady Działalności Pożytku Publicznego, bo po prostu Rada jest słaba.
Pierwsze zadanie to dostrzec ten galimatias. Rada musi mieć taki skład, który będzie w stanie dla dobra sektora odpowiedzieć na to strukturalne wyzwanie. To znaczy nie dla dobra swojego: że jesteśmy członkami różnych ciał i twórzmy taki kaskadowy bałagan, żeby on służył nam, naszym federacjom i naszym wielokrotnym tytułom z zasiadanych Rad i komisji. Może być taka pokusa.
Więc Rada powinna wymyślić swoją nową funkcję. Mnie bliżej jest do nadania Radzie kompetencji meta, czyli że powinna być ciałem, które jest w stanie odpowiadać na pomysły i konsultować pomysły strony rządowej, ale powinna też mieć spojrzenie z lotu ptaka, wiedzieć, co jest naprawdę wyzwaniem organizacji społecznych w terenie i sama zgłaszać propozycje legislacyjne przy wsparciu legislatorów, którzy pracują. Rada powinna też mieć możliwości do tego, żeby być w terenie i pytać ludzi sektora, na przykład prowadząc spotkania konsultacyjne z małymi czy branżowymi organizacjami, kiedy przychodzi do opiniowania ważnych zmian w prawie dotyczących sektora.
Myślę, że elementem wspomnianego galimatiasu, może jego przyczyną, jest też to, że strona rządowa nie ma pomysłu na Radę. Możemy oczywiście punktować, że rząd nie ma wizji, ale działając zgodnie z zasadą partnerstwa, wizję tego ciała powinno stworzyć samo ciało i sam sektor.
Pytanie, czy strona rządowa będzie na to gotowa. Tu pojawią się trudne decyzje, np. czy rada powinna być kastą braminów, czy radą ekspertów? Czy osób, które przeżyły wiele lat w sektorze i znają sektor też poza krajem? Czy grupą ludzi z bardzo różnych obszarów, które naprawdę znają codzienne bolączki organizacji, ale może nie są tylko prezesami i prezeskami, bolączki niedomykania konta, kadrowych problemów itd. – z nimi Rada może stać się takim laboratorium problemów, wyzwań? A może Rada powinna być jak Radą Dialogu Społecznego – czyli trafiają do niej tylko federacje?
Nie znam odpowiedzi, ale uważam, że na teraz potrzebujemy takiego składu Rady, który jest mądry, krytyczny i odważny, który zastanowi się nad plusami i minusami różnych wizji RDPP, który podejmie decyzję. Ta kadencja może być więc trudna, ale już następna Rada będzie miała swoją wizję i miejsce w systemie.
Ważny będzie pierwszy rok funkcjonowania i kto będzie w Radzie. I dlatego ważna jest mądra decyzja ze strony ministry. Jeśli dobierzemy osoby, które nie mają interesu, ochoty, kompetencji, energii do tego, żeby zastanowić się nad rozwikłaniem tego galimatiasu, to on będzie trwać kolejne trzy lata, kadencja się skończy, a my będziemy w tym samym miejscu.
K.W.: – Istotne jest, czy osoby, które są w Radzie, a także sama Rada jako ciało, w ogóle wie, po co jest. To się chyba nam w którymś momencie zgubiło. Nie możemy oczekiwać od Komitetu Pożytku Publicznego czy od pani Minister, że ona ma wiedzieć, po co my jesteśmy – nie o to chodzi. Rada to na tyle istotne ciało, że jej członkowie muszą wiedzieć, po co tam poszli.
To fakt, że różnego rodzaju kompetencje RDPP są w tym momencie dublowane. Pojawiają się różnego rodzaju ciała doradcze przy ministerstwach, które opiniują czy to konkursy, czy projekty legislacyjne. Jest pomieszanie z poplątaniem, każdy robi tak, jak jest mu wygodniej. Jeżeli Rada nie stuknie w stół i nie zadba o to, żeby mieć swoją rolę w całym tym galimatiasie, to nikt inny jej tego nie zapewni.
Na początku trzeba jasno ustalić, po co się tu zebraliśmy i jaki mamy cel na najbliższe lata. Jak mówił Mateusz, może się okazać, że po czasie, kiedy Rada straciła znaczenie, teraz jej głównym zadaniem będzie ustalenie nowej roli i struktury.
Jeszcze raz wrócę do komunikacji – komunikacji w obie strony. Musi być łącznik, który z jednej strony pokazuje, czym się Rada zajmuje, po co działa, jak skorzystać z tej pracy, a z drugiej strony możliwość zasysania wszelkiego rodzaju sygnałów z dołu. Jestem osobą, która tu ma taki duży neon z napisem„prowincja”. To jest fragment mojej tożsamości. Duże organizacje, organizacje wielkomiejskie zagarniają, czasami całkiem, to pole komunikacyjne, pole wpływu. Z różnych przyczyn. Są duże, mają ludzi, są bliżej, jest im łatwiej. Ale to są kompletnie różne systemy działania i jeżeli ktoś sobie nie zdaje z tego sprawy, że inaczej się prowadzi stowarzyszenie w Warszawie, a zupełnie inaczej – nie wiem – w Dąbrównie, to gubimy ważne rzeczy. Ktoś, kto funkcjonuje w dużej organizacji, która ma pieniądze, ma budżet, ma ludzi, ma biuro, inaczej rozumie przepisy, niż ktoś, kto funkcjonuje w zupełnie innym paradygmacie.
Sektor jest różny. Jest bardzo różny. Lubimy mówić, że sektor to całość. Ale gdy się przyjrzymy, zobaczymy, że tak naprawdę sektor pozarządowy tworzą odmienne grupy, które czasem w ogóle do siebie nie przystają. Wyzwania organizacji, która działa na wsi, organizacji, która działa z osobami z niepełnosprawnością, organizacji sportowej, organizacji, która zajmuje się edukacją – oprócz tego, że działamy na jednej ustawie, czasami bardzo niewiele nas łączy.
Ta różnorodność w Radzie jest dla mnie bardzo ważna, zwłaszcza ze względu na jej kompetencje. Czy my się dogadamy? Mam nadzieję, że tak. Ale chciałabym, żeby był ten systemowy namysł: po co jest Rada? Jaka jest jej pozycja wobec innych ciał dialogu? Na jakich płaszczyznach jesteśmy w stanie współpracować, znaleźć porozumienie, na jakich sobie nie wchodzić w drogę?
M.W.: – Chcę podbić, bo to bardzo we mnie zarezonowało, to co Kinga powiedziała o różnorodności sektora. To będzie jedno z wyzwań Rady: jak dostrzec różnorodność sektora.
Najbardziej podmiotowe jest danie miejsca w Radzie osobie, która prowadzi stowarzyszenie od roku. Takie osoby są „papierkiem lakmusowym”, wskazują, na jakie problemy powinniśmy odpowiadać. Ale wiemy, że tak się nie uda. Podbijam pomysł, żeby tę kadencję Rady uczynić naprawdę taką… – nie lubię tego słowa – mądrą i krytyczną. Samokrytyczną.
Uważam, że luksus biznesowej profesjonalizacji to droga, którą wybierają organizacje z logiem i budżetem, ale to nie jest jedyna droga rozwoju. Musimy dostrzec, że są inne drogi, że są ruchy nieformalne, społeczności protestu, że są organizacje formalnie nieogarnięte, które od siedmiu lat nie zgłaszają sprawozdania finansowego, ale robią jakąś niesamowitą robotę. Ale nie jesteśmy w stanie zapewnić tym grupom reprezentacji. Tym bardziej trzeba znaleźć i wypracować sposób, nie tylko z poziomu organizacji rzeczniczych, nie tylko z poziomu reprezentatywnych badań – sposób prawdziwego rozmawiania z sektorem.
Dlatego myślę, że w tej kadencji można wybrać osoby, które może wprost nie są reprezentatywne, czyli może właśnie nie są wprost tymi mniej doświadczonymi organizacjami, ale które wiedzą, jak tam jest. Przykład Kingi: sama się przedstawiłaś, że reprezentujesz organizację z prowincji i chociaż jesteś sprofesjonalizowaną organizacją, ale masz kontakt z innymi organizacjami, które nie są sprofesjonalizowane, a są w większości jeśli chodzi o obraz sektora. Przy czym podkreślam, że nie fetyszyzuję słowa „profesjonalna” – nie uważam, że zawsze „profesjonalna” znaczy lepsza i autentyczniejsza. Każda organizacja ma monopol na tworzenie swojej drogi rozwoju.
K.W.: – Wszystko zależy od osób, które się znajdą w Radzie, od ich umiejętność przejścia od swoich partykularnych interesów, interesów grupy, federacji, rodzaju organizacji, jakie się reprezentuje, do szerszego spojrzenia, spojrzenia z lotu ptaka. Takie osoby mogą dać niesamowitą wartość Radzie. Oderwanie się od takiego swojego małego gniazdeczka, w którym się na co dzień dziobie i spojrzenie na ten sektor szerzej. Bo gdy się tak spojrzy, to widzi się, jaki on jest bardzo różnorodny, jak w różnych warunkach funkcjonuje.
Ale też otwartość na to, żeby powiedzieć: „Hej, ja jestem w Radzie, reprezentuję ten sektor! Zgłaszajcie różnego rodzaju wyzwania, z czym macie problem, co nie tak działa, gdzie się rozbiliście o jakieś przepisy prawne”.
Chodzi o czerpanie nie tylko z własnego doświadczenia, bo nasze doświadczenie zawsze jest ograniczone, ale o bycie otwartym na to, żeby ludzie mogli ci opowiedzieć o swojej sytuacji.
R.K.: Dużo powiedzieliście o ludziach i celu Rady. A sposób pracy RDPP? Jakie ma znaczenie?
M.W.: – Dla mnie Rada powinna też być przykładem, jak organizować pracę takich ciał i jak to może być demokratyczne.
Znam takie sytuacje, w których w gminie zarejestrowanych jest 300-400 organizacji – a w gminnej radzie dialogu (lub podobnym ciele) jest ich siedem. I tylko te, które otrzymują zadania publiczne. To jest sytuacja, nie chcę powiedzieć korupcjogenna, ale jakaś „genna”. Coś tu jest nie tak. I o ile bardzo trudno znaleźć łatwe rozwiązanie na poziomie miast, powiatów i województw, to uważam, że inaczej jest na poziomie krajowym. Tu nie ma żadnego pieniężnego interesu i zadań publicznych. To, że ja, jako OFOP, będę w Radzie Działalności Pożytku Publicznego, nie powoduje, że mam większe szanse w konkursach ogłaszanych np. przez Ministerstwo Sportu.
Pracuję w organizacji, która zajmuje się konsultacjami i partycypacją, i wiem jaką wagę np. miasta przywiązują do zwykłych konsultacji z mieszkańcami, jak partnersko to robią. Inaczej wygląda to w takich sprofesjonalizowanych strukturach dialogu. Nagle się okazuje, że nie ma żadnych narzędzi do zarządzania pracą. Jedynym narzędziem jest kolejność agendy i podział na zespoły problemowe. Na końcu jest ktoś, kto robi podsumowanie i ten ktoś ma władzę. Dziwi mnie, że nie ma żadnej struktury rozmowy, podziału, kompetencji, po prostu metod dialogu w takim ciele.
Rada powinna ułożyć sobie pracę w sposób demokratyczny, powinna mieć narzędzia, nie tylko zarządzania swoją pracą, ale właśnie tej demokratyzacji konsultacji. Do tego jest potrzebna przede wszystkim dobra wola KPRM-u. To właśnie Rada Pożytku powinna mieć moce inicjatywne dla takich wielkich procesów, jak choćby strategiczna mapa drogowa rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Nie wiem, czy to kwestia wracania od tego, co już zostało wypracowane, czy znalezienie nowego sposobu, bo dużo się zmieniło i sektor jest nowy, inne podmioty się w tym sektorze pojawiły. To jest też szansa, żeby włączać głosy osób, których nie ma w tej 30- czy 20-osobowej Radzie. To byłoby również sygnałem dla wojewódzkich i miejskich rad, że można inaczej. To może być niewygodne, to może być trudne, ale ja uważam, że po prostu ten sektor na to zasługuje i ma wspaniałych ludzi, żeby to wypracowali – jawne, transparentne, publicznie dostępne metody konsultacji na zewnątrz.
Z zarządzaniem pracą Rady łączy się też to, o czym mówiłem na początku: mapowanie. Rada powinna ustalić, po co są grupy robocze i inne ciała w ministerstwach, po co są grupy robocze przy Minister do Spraw Społeczeństwa Obywatelskiego, które mogą wchodzić w kompetencje Rady. Trzeba ułożyć jakiś schemat i zdecydować odważnie, czy coś ma sens, czy nie ma. Może odpowiedzią będzie, że sensu nie ma RDPP, kto wie. Może trzeba powołać nowe ciało? Po co są wojewódzkie rady? Potrzebujemy ludzi odważnych z pomysłami, z doświadczeniem realnej działalności w terenie, którzy na te pytania odpowiedzą z odwagą, nawet jeśli to będzie decyzja: „my nie mamy sensu, rozchodzimy się do domu”.
K.W. – To się wszystko wpisuje też w refleksję wokół dwudziestu lat ustawy o pożytku. Gdzie my jesteśmy, co my robimy i dokąd zmierzamy? Trzeba na to spojrzeć szerzej: co nam się udało, co nam nie wyszło. Pomyślmy też o tym w takim kontekście.
R.K.: – Mam wrażenie, że w tym co mówiliście było dużo takiego skupienia na nas – na organizacjach, na sektorze, na naszych reprezentantach. A ja chciałbym wrzucić wątek tej drugiej strony – administracji. Czy w ogóle potrzebujemy tej drugiej strony w Radzie?
K.W.: – Jest niezbędna! Jeżeli Rada ma pełnić swoją funkcję jako ciało dialogu, musisz mieć z kim rozmawiać. Musimy zadbać, żeby gdzieś po drodze nie zgubić samego ducha czy samego pomysłu na to, czym Rada jest. Teraz w Radzie sektor dyskutuje głównie ze sobą – nie powinniśmy tego robić. Powinniśmy wypracować jakieś stanowisko i wtedy rozmawiać ze stroną rządową, żeby być dla nich poważnym partnerem. To sposób wpływania na tworzenie dobrego prawa, na tworzenie dobrych rozwiązań, rozwiązań, które funkcjonują i są z pożytkiem dla każdej ze stron.
M.W.: – W pełni się zgadzam. Nawet w tych różnych rewolucyjnych pomysłach, o czym ma być Rada Działalności Pożytku, powinniśmy pamiętać, po co powstała. Rada powinna być silnym partnerem, tym biernym dla działalności opiniotwórczej wobec pomysłów legislacyjnych rządu, ale powinna też być ciałem aktywnie pokazującym, gdzie potrzebujemy zmiany.
W idealnym świecie mamy quasi reprezentatywny system federacji i w ogóle silny sektor, w którym pojawiają się różne propozycje legislacyjne. Na przykład chcemy zrobić zmiany w formularzu rejestracyjnym czy w systemie sprawozdawczości. W sektorze pojawiają się trzy różne rozwiązania: dla przykładu OFOP-u, KIPR-u i jednej z fundacji. Uważam, że takie pomysły wchodzą do Rady – wchodzą, bo jest to ciało różnorodne, a nie reprezentujące interes konkretnych federacji. I tu następuje prawdziwa rozmowa z tymi, którzy znają limity, czyli z rządem i legislatorami, co jest sensowną propozycją. To jest moje rozumienie ciała dialogu obywatelskiego. Wiąże się z to oczywiście bardzo trudną wizją bycia pewnym czystym chirurgiem, takim kapłanem bez związanego mandatu.
Moim zdaniem Rada nie powinna być ciałem watchdogowym, które odpytuje rząd z tego, co się dzieje lub co rząd planuje zrobić. Zostawmy to watchdogom. To jest ciało dialogu i po prostu na dialogu powinniśmy się skupić.
Część rządowa też powinna być aktywna w Radzie i powinna brać udział w wypracowaniu jej koncepcji. Ale oczywiście strona społeczna, biorąc pod uwagę cechy tego ciała i jego funkcję, powinna mieć głos inicjujący – dotyczy to zarówno propozycji, jak Rada ma pracować, jak i tego, czym się zajmuje. Przy czym powinniśmy pracować wspólnie z osobami z rządu, bo widzę to po grupach do spraw społeczeństwa obywatelskiego przy ministrze, że boisko pracy zostało zakreślone tak, że przedstawiciele organizacji coś sobie wypracują i za chwilę znajdą się w roli petenta albo watchdoga, który dopomina się o rozwiązania, które zaproponowaliśmy.
Kinga Wiśniewska – prawniczka, fundraiserka i koordynatorka projektów. Z zamiłowania i pasji społeczniczka stawiająca na wykorzystanie technologii, komunikacji, PR, nowych mediów. Pasjonatka oddolnej pracy z lokalnymi społecznościami oraz idei rozwoju lokalnych mediów non-profit. Prezeska Stowarzyszenia Inicjatyw Możliwych RzeczJasna w Ostródzie, która za wykorzystanie w swojej organizacji nowych technologii w obszarze innowacji społecznych w 2018 roku otrzymała Nagrodę Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności Sektor 3.0. Dyrektorka biura Zachodniomazurskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej. Była wiceprezes Kongresu Ruchów Miejskich, z którym jest nadal związana. Z ramienia Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych członkini Komitetu Monitorującego Fundusze Europejskie dla Polski Wschodniej. Uczestniczka XIII edycji Szkoły Liderów PAFW, absolwentka Szkoły Tutoringu Programu Liderzy PAFW oraz programu Dwa Sektory Jedna Wizja. Absolwentka szkoleń Projektanci Innowacji prowadzonego we współpracy Google i Polskiego Funduszu Rozwoju.
Mateusz Wojcieszak – prezes zarządu Fundacji Pole Dialogu – organizacji społecznej, która wspiera udział obywateli i obywatelek w życiu publicznym oraz tworzy narzędzia ułatwiające prowadzenie dialogu. Interesuje go praktyczne wzmacnianie głosu mieszkańców i mieszkanek w miastach, szkołach i publicznych instytucjach. Współorganizował pierwszy klimatyczny panelu obywatelski w Warszawie, gdzie dziewięćdziesiąt losowo wybranych osób wypracowało wiążące rekomendacje w temacie efektywności energetycznej dla Prezydenta Miasta. Od tego momentu po uszy w rozwijaniu narzędzi deliberacyjnych w Polsce – w postaci mniejszych narad obywatelskich, ale również paneli obywatelskich. Koordynował pracę paneli obywatelskich w Krakowie, Rzeszowie a obecnie Ogólnopolskiego Panelu Obywatelskiego o Polityce Żywnościowej. Członek zarządu Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych, gdzie wspiera obszary związane z rzecznictwem funduszowym. Przed warszawskim życiem Mateusz angażował się w działalność lokalnych stowarzyszeń w Radomiu oraz radomskich ciał dialogu społecznego.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.