Ewa Kolankiewicz: Nie muszę się zastanawiać, w jaki sposób dotrzeć do organizacji [wywiad]
– Z dialogiem jest, jak ze wszystkim: jak się dobrze dzieje, to ludzie angażują się w inne rzeczy, bo nie widzą potrzeby dbania o dialog. Zawsze są też ci aktywni, którzy o różne rzeczy „walczą” za innych. Muszą dopiero przyjść sytuacje kryzysowe, które mobilizują i bardzo aktywizują organizacje – z Ewą Kolankiewicz, Pełnomocniczką Prezydenta m.st. Warszawy ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi rozmawiamy o tym, jak sprawdza się system dialogu społecznego w Warszawie.
Magda Dobranowska-Wittels, warszawa.ngo.pl: – Ostatnie zmiany w systemie dialogu społecznego w Warszawie miały miejsce na przełomie 2017 i 2018 roku. Były wynikiem procesu prowadzonego w ramach projektu „Miasto w dialogu". Trochę czasu już minęło…
Ewa Kolankiewicz, Pełnomocniczka Prezydenta m.st. Warszawy ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi: – I myśmy te zmiany odwrócili, a nawet bardziej niż odwrócili.
Co przez to rozumiesz?
– „Miasto w dialogu” to był duży proces, podczas którego dyskutowaliśmy o tym, co zrobić, żeby komisje dialogu społecznego (KDS-y) działały prężniej. Zostały wypracowane dosyć konkretne rekomendacje, które nam mocno sformalizowały ciała dialogu i narzuciły im pewne obowiązki informacyjne. Po to, aby osoby potencjalne zainteresowane dołączeniem do komisji, wszystko wiedziały, żeby wszystko było transparentne i aby zawsze była pełna informacja.
Od początku umówiliśmy się, że wprowadzamy te zmiany na dwa lata, a potem sprawdzamy, jak to zadziałało. I okazało się, że mimo iż intencje były dobre i wydawało się, że idziemy w dobrą stronę, to jednak ta przejrzystość nie wpłynęła na większe zaangażowanie organizacji w KDS-y. Natomiast te zmiany uderzyły w tych, którzy już byli aktywni.
Praca w KDS-ach to jest działalność społeczna, pozazawodowa. A do tego musieli jeszcze wypełniać różne kwitki, pisać różne notatki. W wielu przypadkach to było niemożliwe do wykonania, a my – jako urząd – też nie mieliśmy żadnych narzędzi do egzekwowania tych wymagań. To było frustrujące dla obu stron. Wspólnie, po tym okresie próbnym, doszliśmy do wniosku, że nie o to chodzi i niczego to nie ułatwia, ale wręcz utrudnia życie.
Teraz więc mamy z kolei próbę odformalizowania KDS-ów.
W tym roku w rocznym Programie współpracy znieśliśmy wszystkie obowiązki poza zamieszczaniem na stronie informacji, że dany KDS działa, kontaktu do nich. Komisje mają także z wyprzedzeniem przesyłać informacje o terminie spotkania. To jest takie minimum potrzebne osobie, aby mogła dołączyć. Nie ma żadnych innych obowiązków. Będziemy sprawdzać, jak to działa. To był postulat organizacji, bardzo silny i uważam, że potrzebny.
Z dialogiem jest, jak ze wszystkim innym: jak się dobrze dzieje, to ludzie angażują się w inne rzeczy, bo nie widzą potrzeby dbania o ten dialog. Zawsze są też ci aktywni, którzy o różne rzeczy „walczą” za innych. Muszą dopiero przyjść sytuacje kryzysowe, które mobilizują i bardzo aktywizują. Na przykład Lex Czarnek był czymś takim dla KDS-u edukacyjnego. To zawsze była aktywna komisja, ale jeszcze wzmogła swoje działania w momencie, kiedy było realne zagrożenie dotyczące obecności organizacji w szkołach.
Wojna w Ukrainie z kolei chyba zaktywizowała BKDS do spraw cudzoziemców…
– Tak, ten KDS bardzo się rozrósł, natomiast część osób nie wie, na ile to jest KDS, a na ile nieformalne zrzeszenie. To się trochę zatarło – takie głosy też się pojawiają, nie dla wszystkich jest to jasne. Ale jest też dużo więcej kwestii, którymi te organizacje musiały się zająć.
Zawsze było tak, że KDS-y były bardzo aktywne w zadaniach, które dotyczą bezpośrednio organizacji i są związane z ich codziennym funkcjonowaniem, czyli np. gdy chodzi o konkursy. Pierwotnie KDS-y były wyjściem z sytuacji, w której ustawa o działalności pożytku publicznego narzucała na samorządy konieczność powoływania komisji konkursowych złożonych z przedstawicieli organizacji. Jako Miasto, wtedy jeszcze byłam po stronie organizacji pozarządowych, szukaliśmy formuły, jak zrobić, aby te osoby miały jakiś mandat. Aby nie były zupełnie przypadkowe.
Inne miasta po prostu ogłaszają otwarte nabory do komisji konkursowych. I władze miasta decydują, kto zostanie wybrany spośród tych, którzy się zgłosili. U nas w zasadzie Miasto nie decyduje o tym, decydują komisje dialogu społecznego. Czy komuś z urzędników to się podoba, czy nie. Jeżeli jest przedstawiciel wskazany przez KDS, to on w tej komisji pracuje. A do KDS-u może dołączyć każdy.
Ten system wydaje się bardziej korzystny i oparty na partnerskich relacjach, chociaż oczywiście z przedstawicielami organizacji do komisji konkursowych też bywa różnie, bo różne są konkursy. Jak ofert jest mało, to jest łatwiej, ale są też takie konkursy, w których mamy problem ze wskazaniem osób do oceny. Po pierwsze, dlatego że są to konkursy bardzo popularne, więc mało jest osób, które by nie miały konfliktu interesu. Chociaż nigdzie nie jest powiedziane, że przedstawiciel organizacji pozarządowej to musi być osoba pochodząca z tej organizacji. Organizacje mogą i czasami wskazują ekspertów zewnętrznych. Po drugie, wiąże się to także z koniecznością poświęcenia bardzo dużej ilości czasu na przeczytanie ofert. Jeżeli w konkursie jest sto, czy dwieście ofert do przeczytania, to ktoś musi mieć dużo czasu, żeby się tym zająć.
W publikacji, pt. Organizacje pozarządowe w dialogu z Miastem. System dialogu społecznego w Warszawie, którą niedawno wydało Stołeczne Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych (SCWO), przeczytać można wypowiedzi przedstawicieli i przedstawicielek organizacji, z których wynika, że dla nich korzyścią płynącą z pracy w KDS-ie jest możliwość wpływania na politykę miasta czy dowiadywania się o decyzjach ze strony Miasta może trochę wcześniej niż inne organizacje. Jednak największym walorem jest to, że mogą się spotkać, poznać innych, wymienić doświadczeniami. A z Twojego punktu widzenia, jako Pełnomocniczki, jakie są korzyści z KDS-ów?
– Oprócz rzeczy, które wskazały organizacje dużą korzyścią dla Miasta jest to, że istnieją komórki, do których, w razie potrzeby, można się zwrócić i bardzo szybko dostać odpowiedź, radę, jakąś próbę stanowiska, porozmawiać po prostu. Dzięki KDS-om są udrożnione kanały kontaktu z organizacjami. Nie muszę się zastanawiać, w jaki sposób do nich dotrzeć.
Co więcej, od razu trafiam do organizacji, które z definicji są zainteresowane współpracą z Miastem. Każdy, kto jest taką współpracą zainteresowany, może dołączyć do KDS-ów. Czy to zrobi, czy nie – to jego wybór. Natomiast, dla mnie jest oczywiste, że ma taką możliwość, więc zwracam się do tych, którzy są zainteresowani i którzy są w pewnej gotowości, aby nadal pracować nad rozwojem tej współpracy.
Czasem ta gotowość jest większa, czasem jest mniejsza, czasem temat kogoś bardziej dotyczy, a czasem jest mniej zajmujący, więc mam też duże zrozumienie, jeżeli mało osób w czymś bierze udział. Nie interpretuję tego jako brak zainteresowania. Tak jest na przykład z programem współpracy. To, że jest małe zainteresowanie konsultacjami programu współpracy wśród KDS-ów dla mnie jest wyrazem tego, że ten program już tyle lat wspólnie wypracowujemy, że teraz organizacje są po prostu z niego zadowolone i nie widzą punktów, które należałoby zmieniać. Wyobrażam sobie, że gdyby chciały jakiejś rewolucji, to natychmiast by o tym powiedziały, zakomunikowały. Tak było właśnie z odformalizowaniem KDS-ów i zmniejszeniem ich obowiązków. Gdy się spojrzy na Programy współpracy, to widać, że to był ten fragment, który był zmieniany, dyskutowany. Są też takie fragmenty tego dokumentu, które są niezmienne. Mam poczucie, że one się sprawdzają i dlatego nie ma wobec nich żadnych uwag.
Ty korzystasz z KDS-ów jako kanału komunikacji z organizacjami. A jak to jest w innych biurach i dzielnicach?
– Mam poczucie, że jest potrzebny i korzystamy z niego. Przez to, że jestem Pełnomocniczką, mam czasem nawet poczucie, że częściej mam kontakt z KDS-ami niezwiązanymi z moim biurem, tylko z innymi. Tam, gdzie coś się dzieje i trzeba szybko o czymś porozmawiać, to ten kontakt jest udrożniony. Dla mnie to jest super, że coś takiego istnieje i podziwiam ludzi, którzy czasem już naprawdę wiele, wiele lat angażują się w to z nieustającym zapałem i ciągle chce im się coś poprawiać i walczyć o to, żeby było lepiej. To jest cenny głos społeczny.
Jako Pełnomocniczka czasami uczestniczysz w posiedzeniach KDS-ów, jesteś na nie zapraszana. W jakich sytuacjach? Czy to zawsze jest pożar do gaszenia, czy niekoniecznie?
– Tak, zazwyczaj to są jakieś trudne sprawy, w momencie, gdy KDS-y poszukują jakiegoś rozwiązania. Wtedy jestem zapraszana, chociaż komisje zapraszają mnie też na spotkania, podczas których coś świętują.
Ale struktura dialogu Miasta i organizacji w Warszawie jest też tak pomyślana, że jednak pierwszym kontaktem dla osób z KDS-ów są dyrektorzy merytoryczni biura, przy którym komisja działa. Lub zarząd dzielnicy. I zazwyczaj to w zupełności wystarczy. Ja jestem zapraszana wtedy, kiedy coś wymaga wiedzy specjalistycznej, która dotyczy współpracy z organizacjami, przepisów Ustawy o działalności pożytku i gdzie wiadomo – bo to jest też bardzo istotne – że rozwiązanie wypracowane w danej dziedzinie będzie się przekładało na całe miasto.
Czasami jestem zapraszana, jeżeli dialog z kimś nie jest satysfakcjonujący dla jednej ze stron, czy to dla Miasta, czy dla organizacji. Wtedy organizacje szukają wsparcia, przy czym moje możliwości są tutaj ograniczone. Na przykład czasami organizacje by chciały, aby jakiegoś dyrektora zwolnić, albo zamienić na innego. To są takie emocjonalne zrywy. To nie są moje kompetencje, nie mogę się tym zajmować. Mogę jedynie próbować doprowadzić do tego, aby te dwie strony się dogadały ze sobą.
Rozmawiamy głównie o KDS-ach i zmianach, które zostawały wprowadzone w ich funkcjonowaniu, ale w stołecznym systemie dialogu jest jeszcze Warszawska Rada Działalności Pożytku Publicznego (WRDPP) i Forum Komisji Dialogu Społecznego (FKDS). Organizacje zgłosiły potrzebę wprowadzenia pewnych zmian w zasadach dotyczących WRDPP. I mamy właśnie konsultacje uchwały dotyczącej wyborów do Rady.
– Jestem bardzo ciekawa, jak to się zakończy. Przy tworzeniu wieloletniego Programu Rozwoju Współpracy pojawiały się głosy, że WRDPP to jest zabetonowany układ, że ludzie tam są od zawsze.
Podczas grudniowego spotkania FKDS-u, gdy zaczęliśmy rozmawiać, na czym te zmiany miałyby polegać, pojawiały się bardzo skrajne pomysły, część z nich nierealna, ale też widać było chęć do dyskusji… Na przykład zaproponowano, aby przedstawiciele organizacji pozarządowych byli reprezentantami wszystkich KDS-ów w mieście, czyli to byłoby około 50 osób. Już sama ta liczba sprawiłaby, że rada byłaby niewydolna, jeśli chodzi o rozmowę, dialog i o swoje funkcje.
Przeczytaj: FKDS. Pierwsze podejście do zmian w trybie wyborów do Warszawskiej Rady Pożytku >
Pojawiały się też pomysły, żeby w Radzie zasiadali przede wszystkim reprezentanci organizacji, żeby nie było radnych, co jest niemożliwe, bo jest sprzeczne z Ustawą o działalności pożytku publicznego. Albo, żeby z urzędu była tylko jedna, dwie albo trzy osoby… Reprezentowałam urząd na tym spotkaniu, a w zasadzie przysłuchiwałam się, ponieważ starałam się jak najmniej zabierać głos, ale odpowiedziałam na ten postulat, że nie ma żadnego problemu. Jeżeli organizacje sobie życzą, żeby były tylko trzy osoby z urzędu, albo jedna, to tak może być. Tylko, zwróciłam uwagę, że do tej pory to organizacje walczyły o to, żeby w radzie byli urzędnicy decyzyjni. Żeby byli dyrektorzy kluczowych biur, które współpracują z organizacjami. W pierwszej Radzie wcale tak nie było. I trochę trwało, zanim do tego doprowadziliśmy.
Pytanie, dlaczego ktoś by chciał to znów wywracać? I w zasadzie nie ma żadnych argumentów, poza tym, że w opinii tej osoby urzędnicy są źli, a organizacje dobre. Osoby, które pracują w Radzie, próbowały tłumaczyć, że
na posiedzeniach nie ma podziału na dwie grupy, ludzie z organizacji i ludzie z urzędu. Zrobiliśmy nawet takie ćwiczenie i przeanalizowaliśmy głosowania: nie ma takiego, w którym wszyscy urzędnicy zagłosowaliby za czymś, a wszyscy przedstawiciele organizacji przeciwko czemuś. Zazwyczaj te głosowania są dosyć jednorodne, a na pewno linia podziału nie biegnie między sektorami.
Wydaje mi się, że koniec końców w ordynacji wyborczej do WRDPP dotyczącej organizacji niewiele się zmieni. I w składzie Rady, w sensie proporcji między stroną urzędową i pozarządową, też niewiele.
Zrobiliśmy konsultacje. Każdy, kto chciał, mógł się wypowiedzieć – zarówno mailowo, jak i podczas spotkania.
Rada jest ciałem dosyć silnym. Opiniuje uchwały, które dotyczą sfer pożytku, zanim wejdą na Radę Miasta. Przedstawiciele Rady zgłaszają różne tematy i wtedy zapraszamy urzędników, którzy za nie odpowiadają, żeby o tym opowiadali. Podczas takiego spotkania można zadawać pytania, można zgłaszać różne postulaty, to się przekłada później na funkcjonowanie organizacji.
Ktoś, kto nie jest członkiem lub członkinią Rady, może przyjść na posiedzenie?
– Może. Jeżeli mamy posiedzenie na żywo, to może przyjść. Musi nam tylko wcześniej dać znać. Po pierwsze, dlatego, że my zgłaszamy osoby, które wchodzą do budynku. Po drugie, ze względów praktycznych: musimy wiedzieć, czy sala pomieści osoby, które przyjdą. A jeżeli mamy spotkanie online, to wystarczy napisać maila i wtedy dopuszczamy do posiedzenia. Chyba, że są fragmenty, które są tajne, ale to jest tylko jeden taki moment w ciągu roku, czyli wybory organizacji, która będzie nagrodzona tytułem Grand S3KTOR. Wtedy rzeczywiście Rada chce zostać sama, bo później wynik jest ogłaszany dopiero na gali.
Zadania KDS-ów opisane są w Programie współpracy z organizacjami pozarządowymi. Czy Twoim zadaniem odpowiadają one na potrzeby Miasta? Czy trzeba by je jakoś może zmodyfikować, uzupełnić?
– Traktowałam te zadania zawsze jako ramowe. Nie jest to katalog zamknięty, organizacje też zgłaszają różne potrzeby, wynikające wprost ze specyfiki danej branży. Czasami zdarza się, że robimy posiedzenia wspólne kilku KDS-ów, jeżeli sprawa dotyczy na przykład dwóch, czy trzech. Są tematy, które dotyczą i są ważne dla wszystkich KDS-ów, wtedy mamy narzędzie w postaci Forum Komisji Dialogu Społecznego. Tu ściśle współpracujemy z SCWO, które pomaga organizować te spotkania, ale też jest czujne na sygnały, co może być ważne. FKDS spełnia funkcję integracyjną, ale można tam też porozmawiać o rzeczach istotnych. Jedno z takich spotkań dotyczyło na przykład kwestii zapewnienia dostępności w ofertach na realizację zadań publicznych. Wiadomo było, że albo na każdym KDS-ie musi się ten temat pojawić, albo robimy Forum, na którym dokładnie jest to omawiane, a później już specyficzne kwestie są podejmowane przez poszczególne KDS-y.
Przeczytaj: FKDS. Dostępność to proces: wprowadzaj ją racjonalnie, konsekwentnie i krok po kroku >
Jednym z zadań jest współtworzenie dokumentów miejskich z organizacjami. Gdy pytałam o to organizacje, usłyszałam, że zdarza się to dość rzadko lub coraz rzadziej, bo Miasto tworzenie takich dokumentów przekazuje na zewnątrz, zleca to firmom. Potem te dokumenty są oczywiście konsultowane, ale jednak w samym tworzeniu, wypracowaniu założeń organizacje nie uczestniczą.
– To są dwie kwestie. Po pierwsze, zlecanie pisania dokumentów na zewnątrz nie wyklucza współtworzenia. W ramach zlecenia można też zapisać, że dokument powinien być z kimś współtworzony. Tak było na przykład z wieloletnim programem współpracy z organizacjami. Mieliśmy zatrudnionych ekspertów zewnętrznych, pochodzących z organizacji pozarządowych. Celowo i świadomie, były to osoby z organizacji spoza Warszawy, żeby nie było później zarzutów, że ktoś miał większy, czy mniejszy wpływ. Ale też były to osoby bardzo dobrze znane w środowisku pozarządowym. Zorganizowano warsztaty, podczas których wypracowywano różne elementy tego programu współpracy. Bardzo długo to trwało i bardzo mało organizacji się w to zaangażowało.
W trakcie tego procesu pojawiały się opinie ze strony organizacji, że wolałyby pracować nad czymś konkretnym. Jeżeli dostają pustką kartkę i mają same coś wymyślać, to jest zbyt skomplikowane. Łatwiej by poszło, gdyby była jakaś propozycja, do której można się odnieść. Na koniec też miałam poczucie, że może gdyby ekspertom zlecono przygotowanie jakiejś propozycji i później poddanie jej szerokim konsultacjom, to może więcej organizacji by się włączyło w te prace. Współtworzenie wymaga dużo pracy i czasu, których ludzie po prostu nie mają.
Oczywiście słyszeliśmy też często zarzuty, że – wychodząc z pustą kartką – kimś się wyręczamy. Że powinniśmy mieć jakiś pomysł, że za to nam płacą itd.
Brałam udział w kilku takich procesach, ale po tym ostatnim mam poczucie, że tych, co krzyczą, że chcą współtworzyć, później nie widzę w grupach roboczych, czy na spotkaniach.
Celowo daję przykład wieloletniego programu współpracy z organizacjami pozarządowymi, bo on dotyczy wszystkich, więc te osoby nie mogą powiedzieć, że nie brały udziału, bo to nie ich działka. Jest to więc taka sytuacja, w której musimy trochę wypośrodkować.
Program rozwoju współpracy czy roczny Program współpracy to dokumenty, które mają stosunkowo szerokie ramy. Dokumenty branżowe mają czasami z góry narzucony kształt. To dotyczy chociażby programów wynikających z różnych ustaw, np. w pomocy społecznej. Tam są obligatoryjne programy, które mają obowiązkowe, ustawowo narzucone elementy.
Jest to więc skomplikowane zagadnienie, wielowarstwowe i rodzące frustrację po obu stronach, Znalezienie złotego środka nie jest łatwe. Mam poczucie, że jakbyśmy nie robili, zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony, kto przedstawi bardzo silne argumenty, że powinno być inaczej.
Czym jest dialog społeczny w Warszawie? Kto w nim bierze udział? O czym się w ten sposób rozmawia? Jak włączyć się w ten dialog? I czy warto?
Wszystkie najważniejsze informacje na ten temat znajdziecie w najnowszej publikacji Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych: Organizacje pozarządowe w dialogu z Miastem. System dialogu społecznego w Warszawie.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23