Konsultują ogłoszenia konkursowe, oceniają oferty. Tym zajmują się komisje dialogu społecznego
Komisje dialogu społecznego - zarówno branżowe, jak i dzielnicowe - mają m.in. za zadanie opiniowanie tematów zadań konkursowych oraz wskazywanie przedstawicieli organizacji do prac w komisjach konkursowych, które oceniają wnioski o dotacje. Te dwa uprawnienia dają im szczególny wpływ na finansowanie zadań realizowanych przez organizacje społeczne w Warszawie.
Głównym zadaniem merytorycznym branżowych i dzielnicowych komisji dialogu społecznego w Warszawie jest współtworzenie i konsultowanie polityki Miasta w dziedzinie, w której działa komisja. Oprócz tego komisje mają także inną, bardzo ważną rolę – opiniowanie tematów zadań konkursowych oraz wskazywanie przedstawicieli organizacji do prac w komisjach konkursowych, które oceniają wnioski o dotacje.
– Na tle całego kraju, i to już od 2004 r., posiadamy w warszawskim systemie współpracy między samorządem a organizacjami unikalny zasób – Komisje Dialogu Społecznego. Każde zjawisko występujące na terenie Miasta Stołecznego może być przez te komisje ujęte we współpracy z danym urzędem, biurem, referatem, wydziałem – mówił w rozmowie z nami Zbigniew Wejcman ze Stowarzyszenia BORIS w czasie, gdy procedura konkursowa w stolicy została dostosowana do nowych zasad rozliczania projektów za rezultaty.
Wejcman: Organizacje mogą mieć realny wpływ na kształt ogłoszenia konkursowego
Konsultacje ogłoszeń konkursowych
Jego zdaniem ogłoszenie konkursowe to obecnie merytorycznie najistotniejszy dokument, który każdorazowo powinien kierować uwagę organizacji pozarządowych na to, jaki pomysł na działanie ma dana jednostka samorządu – dzielnica czy biuro Miasta Stołecznego. Ogłoszenie konkursowe ma kierować uwagę organizacji na takie rzeczy jak: cele oferty, którą organizacja składa, jak grupa docelowa, z którą organizacja ma pracować, jak rezultaty, które organizacja powinna w wyniku tej pracy osiągnąć.
– Organizacje mogą mieć realny wpływ na kształt ogłoszenia konkursowego. Wiele Branżowych Komisji Dialogu Społecznego i część Dzielnicowych Komisji Dialogu Społecznego z tych możliwości korzysta. Problem jest taki, że nie wszystkie. To wynika z różnych przyczyn. Jednak z pewnością bez przekazania konkretnej wiedzy i podpowiedzi dla urzędników, ogłoszenia nie będą pomagały w przygotowaniu i realizacji właściwej oferty ze strony organizacji pozarządowych – dodał Zbigniew Wejcman.
Zdaniem Marka b. Chodaczyńskiego, członka Prezydium i współprzewodniczącego Branżowej Komisji Dialogu Społecznego ds. kultury oraz przewodniczącego Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego na Ochocie komisje rzeczywiście mają przełożenie na treść ogłoszeń konkursowych.
– Ale nie należy zapominać, że to są konsultacje – dodaje. – Możemy się wypowiedzieć na temat samego ogłoszenia i jego części składowych oraz tematów. Na to mamy pewien wpływ. Ale biuro może, ale nie musi uwzględniać naszych uwag. Bywają takie sytuacje, że na część rzeczy się zgadzają, a na część nie. I nie mają obowiązku tłumaczenia, dlaczego nie.
Jeśli przy biurze lub w dzielnicy, która ogłasza konkurs dla organizacji nie działa BKDS lub DKDS, biura i wydziały dla dzielnic przedstawiają projekt ogłoszenia konkursowego właściwemu merytorycznie BKDS-owi działającemu przy innym biurze. Jeśli nie ma właściwego merytorycznie BKDS-u, jest on wskazywany jest przez Warszawską Radę Działalności Pożytku Publicznego. Komisje dialogu społecznego mają 21 dni na skonsultowanie ogłoszeń konkursowych. Jeżeli wydadzą opinię wcześniej – konsultacje się kończą. Jeśli nie zgłoszą uwag w terminie, konsultacje uważa się za zakończone.
Ocena ofert
Gdy termin nadsyłania wniosków na konkurs mija, biuro przystępuje do oceny złożonych ofert. Tutaj także ważną rolę do odegrania mają komisje dialogu społecznego. Wskazują one bowiem przedstawicieli organizacji do komisji oceniających wnioski.
Więcej informacji o wskazywaniu przedstawicieli organizacji do komisji konkuroswych czytaj tu >
– Czasami to jest oczywiste, że nie można inaczej. Ale papier jest cierpliwy i można napisać wszystko. Szczególnie w „kulturze’ jest to trudne do uchwycenia. Jeśli ma być np. nowe wydarzenie, premiera albo wydarzenie, w którym bierze udział zupełnie nowy autor, nowy twórca i aktorzy debiutujący. Tego naprawdę nie można ocenić inaczej niż stosując kategorie „podoba mi się, nie podoba mi się” – opowiada Marek b. Chodaczyński. – W komisjach dużo się rozmawia, któremu projektowi dać i ile punktów, a któremu nie. Ludzie posługują się bardzo różnymi argumentami. A później te punkty się dopasowuje. Tak też bywa, bo jest łatwiej, ponieważ – przynajmniej w „kulturze” – nie ma takich wartości bezwzględnych, według których możemy ocenić. W przypadku pomocy społecznej, czy edukacji jest inaczej. Jest jakaś suma pieniędzy, która idzie za każdym uczniem. 40 uczniów wyjeżdża na obóz, to można policzyć i ocenić, jaki powinien być budżet takiego projektu. W kulturze nie jest tak łatwo – nie ma siatki płac dla twórców. Jak ocenić, czy ten kosztorys jest w porządku, czy to honorarium jest do przyjęcia? Zwłaszcza, jeśli nie znamy kontekstu.
Członkowie komisji często muszą podejmować decyzję, czy mniejsze dofinansowanie przyznać większej liczbie ofert, czy może większe pieniądze przeznaczyć na realizację mniejszej liczby „wniosków. Według Marka b. Chodaczyńskiego powinno to być ustalane na początku prac komisji, najlepiej w regulaminie prac komisji. Ale nie zawsze tak się dzieje.
– Członkowie i członkinie komisji są wybierani właściwie jako mężowie czy żony zaufania. Dostają mandat do reprezentacji i są zobowiązani trzymać się pewnych reguł. Ale tych reguł często się nie określa, np. nie ma w zwyczaju, aby komisja branżowa ustalała, że jeśli będzie wybór, to dają wszystkim nieduży procent dofinansowania i walczą, żeby jak najwięcej projektów przeszło, czy jednak – mniej projektów, ale dostają więcej pieniędzy. Niestety, od jakiegoś czasu nie jest to stanowisko wypracowywane i później reprezentant komisji postępuje według własnego uznania – konstatuje Marek b. Chodaczyński.
Rozwiązaniem tych dylematów, przynajmniej po części, mogłoby być wprowadzenie systemu oceny eksperckiej, czyli aby projekty były oceniane także przez ekspertów z danej dziedziny. A oprócz tego przez zespół opiniujący.
– Walczymy o to od dłuższego czasu, na razie sporadycznie jest to stosowane, ale już widać, że rodzi kolejne problemy – przyznaje Chodaczyński. -–Nierzadko bowiem, zdania ekspertów i komisji oceniającej kompletnie się rozjeżdżają. Eksperci np. dają ofercie 80 – 100 punktów, a zdaniem komisji opiniującej – jest ona niewarta dofinansowania. Przy czym trzeba pamiętać, że zdanie ekspertów nie jest wiążące dla komisji. Jest opinią, z która komisja nie musi się zgadzać i często się nie zgadza.
Korzyści? Satysfakcja
Jakie są korzyści z zasiadania w komisji oceniającej wnioski? Marek b. Chodaczyński uważa, że to głównie satysfakcja.
– Wielokroć brałem udział w pracach takich komisji, a np. w tym roku z Warszawy przepadły wszystkie moje wnioski. Także widać, że to się nie przekłada na stosunek do organizacji i jej finansowanie – mówi. – Na pewno jednak ma się lepszą wiedzę o problemach sektora. To tak. Ale czy to jest korzyść? Raczej satysfakcja z tego, że się wie, o co tej w Warszawie chodzi. I świadomość, że mamy wpływ. To wynika z moich kilkuletnich doświadczeń. Mam poczucie, że mamy wpływ. Nie jest, jak kiedyś, że stoimy z urzędnikami po dwóch stronach barykady. Staramy się zrozumieć swoje racje, szukamy razem rozwiązań. Nie zapominajmy, że urzędnicy samorządowi także często zaskakiwani są odgórnymi ustaleniami. Jest dialog, jest współpraca. System działa. W porównaniu z tym, jak jest w samorządach w innych częściach Polski, mogę powiedzieć, że w Warszawa jest w awangardzie jeśli chodzi o klimat dla organizacji pozarządowych. Chociaż, jak jest dobrze, to chciałoby się, aby było idealnie.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23