Renata Szredzińska: Telefon zaufania. Obywatele przejęli to, co powinno należeć do państwa [wywiad]
– Na to, co słyszymy od dzieci, które się z nami kontaktują, ma również wpływ sytuacja społeczno-polityczna. Zdarzało się, że dzieci zaczynały rozmowę od pytania: „Czy wy będziecie ze mną rozmawiać, czy też uważacie, że jestem ideologią, a nie człowiekiem? – mówi Renata Szredzińska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
Hanna Frejlak: – 6 listopada prowadzony przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę telefon zaufania obchodził 13 urodziny. Jak powstał numer 116 111?
Renata Szredzińska, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę: – Nasz telefon zaufania został powołany na podstawie decyzji Komisji Europejskiej, która obligowała wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej do powołania jednego numeru zarezerwowanego dla telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży. Decyzją Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Urzędu Komunikacji Elektronicznej powołano naszą fundację jako operatora tej linii w Polsce.
Jak przez te 13 lat wyglądało publiczne finansowanie telefonu zaufania?
– Komisja zobowiązała kraje członkowskie do utworzenia linii, ale już nie do jej finansowania. Od samego początku rząd sponsorował tylko niewielką część funkcjonowania numeru 116 111.
Obecnie, kiedy działamy 24 godziny na dobę, procentowy udział publicznych pieniędzy w naszym budżecie jest jeszcze niższy, niż za poprzednich rządów, kiedy numer działał tylko w określonych godzinach.
W 2014 r. Minister Edukacji rozpisał duży konkurs i dostaliśmy prawie 2 miliony złotych na rozszerzenie naszej działalności między innymi poprzez ustanowienie większej liczby stanowisk, na których konsultanci w jednym czasie mogli odbierać więcej telefonów, czy poprzez prowadzenie programów profilaktycznych dla szkół. Dzięki temu mogliśmy objąć pomocą większą liczbę dzieci. Równocześnie, co roku MSWiA otwierało konkurs dla telefonu zaufania na część kosztów jego prowadzenia. Po 2015 r. MSWiA przestało organizować dedykowane konkursy. Przywróciło je w 2020 r. i od dwóch lat udaje nam się je wygrywać. Zyskujemy dzięki temu około 130 tysięcy złotych na okres od maja do grudnia. To mniej więcej 5% naszego budżetu, który znacznie wzrósł odkąd działamy 24 godziny na dobę. Mieliśmy nadzieję, że kolejną szansą na finansowanie naszego telefonu z publicznych pieniędzy będzie konkurs rozpisany przez Ministerstwo Zdrowia wiosną tego roku.
Konkurs został jednak odwołany. Jak to się stało?
– W maju tego roku minister Adam Niedzielski ogłosił duży konkurs finansowany w ramach Narodowego Programu Zdrowia. Konkurs został podzielony na dwa moduły: wsparcie dzieci i młodzieży oraz wsparcie dla osób dorosłych. My startowaliśmy w części dla dzieci i młodzieży. Moduł dla dorosłych został rozstrzygnięty. Wygrała Fundacja Itaka, która już wcześniej prowadziła wsparcie telefoniczne dla dorosłych. Natomiast moduł dla dzieci we wrześniu został unieważniony, a w październiku otrzymaliśmy informację, że nasze odwołanie od tej decyzji zostało negatywnie rozpatrzone.
Dlaczego?
– Nie dostaliśmy od Ministerstwa żadnego wyjaśnienia w tej sprawie, choć z pytaniami zgłaszaliśmy się kilkakrotnie. O powody unieważnienia konkursu dowiadywał się też Rzecznik Praw Obywatelskich. Z odpowiedzi, które Rzecznik otrzymał od Ministerstwa, wynika, że powodem unieważnienia konkursu jest fakt, że nasz telefon zaufania ma finansowanie z różnych innych źródeł.
Co to znaczy?
– Rozumiemy tę odpowiedź tak, że według Ministerstwa zachodzi niebezpieczeństwo, że ewentualne finansowanie, które otrzymalibyśmy dzięki konkursowi, mogłoby się dublować.
To uzasadniona obawa?
– Nie. Już na etapie prac komisji konkursowej składaliśmy dokładne wyjaśnienia w tej sprawie. To prawda, że nasze projekty są finansowane z wielu różnych źródeł.
Mamy jednak różne narzędzia kontroli finansowej, takie jak precyzyjny system księgowy, który alokuje poszczególne koszty do konkretnych projektów, czy szczegółowy audyt prowadzony przez renomowaną firmę KPMG, która szczególnie zwraca uwagę właśnie na niebezpieczeństwo podwójnego finansowania.
Od lat mamy bardzo pozytywne wyniki audytu, które są zresztą regularnie publikowane na naszej stronie.
Co więcej, w samym wniosku konkursowym deklarowaliśmy, że za pieniądze Ministerstwa dodamy stanowiska do tych istniejących, czyli zwiększymy zakres działalności. Argument, że istnieje ryzyko dublowania wsparcia, które już otrzymujemy, nie ma więc pokrycia w rzeczywistości.
Czy ze strony ministerstwa pojawiły się jeszcze jakieś uzasadnienia stojące za decyzją o unieważnieniu konkursu?
– Tak. W mediach pojawiały się wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia, którzy wskazywali, że żadna z organizacji startujących w konkursie nie oferowała utworzenia nowej linii alarmowej. To prawda. Nie proponowaliśmy utworzenia nowego numeru, bo nie widzimy w tym sensu.
W naszej ocenie nie powinno się tworzyć nowych podmiotów na rzecz jednego konkursu, które zamykają działalność, jak tylko kończy się grant.
Co więcej, uruchomienie nowego telefonu zaufania, to mnóstwo czasu i energii, żeby przygotować infrastrukturę, wyszkolić ludzi, podpisać nowe porozumienia z odpowiednimi służbami, przygotować promocję, i tak dalej. Nie widzimy takiej potrzeby, skoro już istnieje linia, którą wystarczyłoby rozwinąć, żeby spełniła cel całego konkursu, czyli, jak rozumiem, pomoc większej liczbie dzieci.
Czy Fundacja próbuje jeszcze wpłynąć na decyzję Ministerstwa?
– Wykorzystaliśmy już bez powodzenia ścieżkę odwoławczą, więc sprawa konkursu jest niestety zamknięta. Nadal jednak zabiegamy o spotkanie z ministrem Niedzielskim, żeby wyjaśnić całą sytuację. Jesteśmy przekonani, że pieniądze Ministerstwa wykorzystalibyśmy w dobry sposób. Prowadzimy telefon od 13 lat, jest on rozpoznawalny, dzieci nam ufają. Mamy zbudowany potencjał i infrastrukturę, którą można by rozbudowywać i dzięki temu działać szerzej.
W ciągu 13 lat funkcjonowania telefonu zaufania, operatorzy linii odbyli ponad milion trzysta tysięcy rozmów, odpisali na ponad 86 tysięcy wiadomości i podjęli ponad 3 tysiące interwencji. Co się kryje pod tymi liczbami? Z jakimi problemami zwracają się do Was dzieci?
– Wachlarz spraw jest bardzo szeroki. Często młode osoby dzwonią do nas z problemami, które mieszczą się w normalnych etapach rozwojowych każdego dziecka czy nastolatka: poszukiwanie sensu życia, pierwsze miłości, kłótnie z koleżankami czy kolegami. Bardzo dużo jest też telefonów dotyczących złego samopoczucia, symptomów depresji, lęków, braku poczucia sensu, rezygnacji. Takie zgłoszenia bardzo nasiliły się w czasie pandemii.
W okresie pełnego lockdownu, kiedy dzieci nie mogły wychodzić na dwór bez osoby dorosłej, zdecydowanie więcej zaczęliśmy też dostawać telefonów i wiadomości o przemocy i konfliktach w domu.
To w większości były wiadomości online, bo dzieci, nie mogąc same wychodzić z domu, nie miały też możliwości, by swobodnie porozmawiać.
Na to, co słyszymy od dzieci, które się z nami kontaktują, ma również wpływ sytuacja społeczno-polityczna. Okresowo dostajemy na przykład zwiększoną liczbę telefonów od osób nieheteronormatywnych, kiedy akurat jakiś polityk wypowie się na temat społeczności LGBT+. Zdarzało się, że dzieci zaczynały rozmowę od pytania: „Czy wy będziecie ze mną rozmawiać, czy też uważacie, że jestem ideologią a nie człowiekiem?”.
Poruszające.
– Bardzo. To nie działa tak, że do dzieci nie dociera to, co dorośli mówią w mediach. Dzieci nas obserwują, patrzą i słuchają, co się wokół nich dzieje. Jeśli dziecko nie ma bliskiej osoby, która mu powie „ja o tobie tak nie myślę”, to zostaje z tym, że: „nie jesteś człowiekiem, tylko ideologią”.
W ogóle w naszych rozmowach bardzo przejmująca jest samotność dzieci, nie tylko w tych trudnych kwestiach, ale i w radosnych. Zdarza się, że dzieci dzwonią do nas, żeby podzielić się sukcesem.
Cieszymy się razem z nim, ale zawsze pojawia się pytanie: dlaczego to dziecko musi zadzwonić do nas? Dlaczego nie ma przy nim kogoś bliskiego, z kim mogłoby się podzielić radością?
Czym są interwencje?
– Interwencje, to sytuacje, kiedy mamy do czynienia z bezpośrednim zagrożeniem zdrowia lub życia, na przykład w sytuacji toczącej się pijackiej awantury w domu lub kiedy dziecko jest w trakcie próby samobójczej. Wtedy zwykła rozmowa może nie wystarczyć. Dlatego właśnie, choć nasz telefon jest w pełni anonimowy, interwencje, to jedyny moment, kiedy na mocy z porozumienia, jakie zawarliśmy z Komendą Główna Policji, policja odkodowuje numer, spod którego dzwoni dziecko, dowiaduje się, skąd do nas dzwoni i wysyła tam odpowiednie służby.
Jak obecnie wygląda finansowanie numeru 116 111?
Możemy prowadzić telefon zaufania przede wszystkim dzięki ogromnej hojności obywateli.
Wspierają nas osoby prywatne, biznes, fundacje. Obywatele przejęli to, co powinno należeć do państwa. To dzięki nim nie poddajemy się i działamy tak, jak działaliśmy: 24 godziny na dobę, nie tnąc stanowisk. Jesteśmy za to ogromnie wdzięczni.
Renata Szredzińska – neofilolożka i socjolożka. Współautorka publikacji naukowych i popularnonaukowych, a także programów edukacyjnych dotyczących ochrony dzieci przed krzywdzeniem. Członkini zarządu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, odpowiada w fundacji m.in. za badania i ekspertyzy oraz rzecznictwo.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.