Język jest bardzo ważny, bo za słowami idzie myślenie i czyny. Słowo „klaps” może nie brzmi groźnie. To zasłona dymna. Każdy „klaps”, to przemoc, a przemoc może w skrajnych przypadkach prowadzić nawet do śmierci dziecka.
Hanna Frejak: – Jaka jest skala krzywdzenia dzieci w Polsce?
Marek Michalak: – Najłatwiej zrozumieć jakieś zjawisko, gdy opisują je konkretne liczby. Jeśli chodzi o przemoc wobec dzieci, musimy jednak pamiętać, że dane pokazują tylko to, co zostało ujawnione, a „ciemna liczba” jest wielokrotnie wyższa. Obok przemocy fizycznej, którą widać i słychać, istnieje wyjątkowo przemoc seksualna, jak również przemoc emocjonalna – te formy krzywdzenia znacznie trudniej wyłapać i ująć w statystykach.
Co więcej, zmieniła się też metodologia zbierania danych. Jeszcze parę lat temu prowadzone były badania, w których wyróżniano dane dotyczące dzieci dotkniętych przemocą. Obecnie policyjne statystyki dotyczą Niebieskich Kart, odnoszą się więc do całych rodzin, które zostały objęte tą procedurą, nie wyróżniają szczegółowych informacji o samych dzieciach, jak wiek czy płeć.
Płeć dziecka ma wpływ na formy przemocy?
– Oczywiście. Nawet stare porzekadła wskazują, że chłopiec rzekomo potrzebuje większej karności, którą można osiągnąć, stosując w wychowaniu kary cielesne. Te mity są wciąż żywe. Do dziś na rynku wydawniczym krążą książki, które utrwalają takie przekonania, jak na przykład „Pasterz serca dziecka” Tedda Trippa, „Jak trenować dziecko?” Michaela i Debi Pearlów czy „Wychowywać do posłuszeństwa” autorstwa byłego wiceministra edukacji Stanisława Sławińskiego. Takie antyporadniki powinny być wycofane ze sprzedaży – przecież to nawoływanie do przestępstwa!
O czym możemy przeczytać w takich książkach?
– Te publikacje to właściwie instruktaże bicia. W książce Sławińskiego czytamy na przykład, że: „Stosowanie kar i nagród w pracy z dziećmi należy rozumieć jako element prowadzonego z nimi dialogu wychowawczego. (…) Kary fizyczne, takie jak popularny klaps, potrząśnięcie dzieckiem, dotkliwe pociągnięcie za rękę, przykry uścisk czy tzw. lanie, jeśli nie da się ich uniknąć, muszą być wykonywane ze zwróceniem szczególnej uwagi na niebezpieczeństwo urazów”. Mamy tu więc wprost wyrażoną poradę, by bić w sposób, który nie zostawia śladów!
Przekonanie, że kary cielesne są koniecznym elementem wychowania wydaje mi się wciąż żywe.
– Niestety tak jest. Akceptacja społeczna dla stosowania przemocy fizycznej wobec dzieci spadała na przestrzeni lat 2008-2018 z 78 do 47 procent, jednak prawie 50 procent to nadal bardzo dużo.
Skąd ta zmiana?
– Bardzo ważnym czynnikiem, który do niej doprowadził, było wprowadzenie w 2010 r. do Kodeksu Rodzinnego zapisu o zakazie stosowania kar cielesnych. Za tym wskazaniem prawnym poszła edukacja – wiele instytucji, w tym szczególnie Rzecznik Praw Dziecka i organizacje pozarządowe, rozpoczęło poważną debatę dotycząca bicia dzieci. To poskutkowało, choć od hurraoptymizmu jestem bardzo daleki.
Jakie inne dokumenty prawne chronią dzieci w Polsce przed przemocą?
– Przede wszystkim Konstytucja. W Artykule 40 możemy przeczytać wprost: „Nikt nie może być poddawany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu. Zakazuje się kar cielesnych”. Kolejny dokument, to Konwencja o Prawach Dziecka. Zakaz stosowania przemocy zapisany jest również w Kodeksie Karnym, a w Ustawie o Rzeczniku Praw Dziecka jest mowa o prawie dziecka do życia bez przemocy i wyzysku.
Prawo stawia więc sprawę jasno, ale bez zmiany mentalnej nie będzie możliwe realne ograniczenie przemocy wobec dzieci.
Jak wygląda ta walka o zmianę społecznej mentalności?
– Jednym z jej kluczowych pól jest język. Nazewnictwo jest bardzo ważne, bo za słowami idzie myślenie i czyny. Dobrym przykładem jest tzw. „klaps”: nie brzmi groźnie, nie jest precyzyjnie zdefiniowany, potocznie nie jest traktowany jako forma przemocy. Niesłusznie.
Każdy „klaps”, to przemoc, a przemoc może w skrajnych przypadkach prowadzić do śmierci dziecka. Nazywajmy rzeczy po imieniu: nie „klaps”, tylko uderzenie dziecka, czyli coś, co przynosi ból, jest zupełnie niepotrzebne, upokarzające dla obu stron a zatem nie powinno mieć miejsca w wychowaniu.
Spotkałam się kiedyś ze sformułowaniem „klapu-pupu”. Właściwie brzmi miło…
– A to nie jest miłe! Miejmy świadomość, że uderzanie człowieka sprawia mu ból. Nie ma takich przewinień, w przypadku których należy naruszać prawa drugiego człowieka.
Ksiądz profesor Adam Solak z Akademii Pedagogiki Specjalnej pisał: „Ci, którzy biją dzieci w jakikolwiek sposób i kiedykolwiek, wpisują się w cywilizację śmierci, o której mówił Jan Paweł II. Dlaczego? Ponieważ zabijają w dziecku poczucie własnej wartości i wartości drugiego człowieka. (…) Bicie dziecka jest bezdyskusyjnie czynem amoralnym, powoli zabijającym godność dziecka”. Janusz Korczak mówił z kolei, że „kto uderza dziecko, jest jego oprawcą”. Od siebie jeszcze dodam – dzieci bić nie wolno – nigdy!
To wszystko przemawia do wyobraźni.
– To prawda. Żaden z nas, rodziców, nie chciałby być oprawcą własnego dziecka. Musimy jednak nazywać rzeczy po imieniu.
Używając eufemizmów czy neologizmów oszukujemy się, udajemy, że problem przemocy wobec dzieci nie istnieje. A trzeba z nim walczyć, bo dzieci same się nie obronią i bez naszej uwagi będą cierpieć w ukryciu.
Domyślam się, że konieczność izolacji może znacznie utrudniać tę walkę.
– Oczywiście dla wielu dzieci kwarantanna oznacza tragedię. Jeśli wcześniej przemoc była stosowana, dziecko miało przynajmniej możliwość wytchnienia w szkole czy podczas wyjścia na dwór z kolegami. Co więcej, nauczyciel lub wychowawca miał szansę zauważyć, że dzieje się coś niepokojącego. Obecnie nie dostrzeże sińców, nie ma też możliwości porozmawiania z dzieckiem w przyjaznych warunkach.
Czy istnieją jakieś alarmujące symptomy, które możemy zaobserwować jako sąsiedzi czy przechodnie?
– Niestety cały problem polega na tym, że się nie widzimy. Jeśli chodzi o sąsiedzką obserwację, zaniepokoić powinien krzyk czy inne nienaturalne odgłosy, które dochodzą zza ściany. Zawsze należy zwracać uwagę i reagować.
Na co w obecnej sytuacji mogą zwracać uwagę nauczyciele?
– Jeśli do tej pory coś działało w jakiś sposób, a nagle działa inaczej, to powinno zaniepokoić. Gdy więc dziecko przestaje uczestniczyć w lekcjach czy włączać się w internetowe aktywności, może to być alarmujący symptom. Oczywiście najpierw należy sprawdzić, czy nie jest tak, że uczeń zwyczajnie nie ma możliwości połączenia. Jeśli jednak nauczyciel ma realne podejrzenie, że może dochodzić do krzywdzenia dziecka, powinien zainteresować się tym przypadkiem i próbować zareagować. Oczywiście obecnie nie ma możliwości spotkania z dzieckiem czy rodzicami, ale od tego są służby, żeby potwierdzić bądź wykluczyć podejrzenia.
Czyli w takiej sytuacji należy od razu powiadomić policję?
– Jestem zwolennikiem tego, żeby najpierw uprawdopodobnić swoje podejrzenia – zadzwonić do rodziny, spróbować porozmawiać. Nie chodzi o to, żeby nauczyciel trzydziestopięcioosobowej klasy wysyłał policjanta do każdego ze swoich uczniów.
Ogólna zasada jest jednak następująca: jeśli coś zaniepokoi i nie uda nam się wykluczyć ewentualności, że dochodzi do przemocy, powinniśmy natychmiast reagować. Nie tylko dla własnego sumienia, ale być może po to, by uratować drugiego człowieka.
Powstaje obecnie wiele inicjatyw, które mają za zadanie chronić kobiety, będące ofiarami przemocy domowej. Czy istnieją analogiczne działania adresowane do dzieci?
– W organizacjach pozarządowych wydawane są poradniki, cały czas działa też telefon zaufania dla dzieci i młodzieży prowadzony przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę (116 111). Oczywiście, kiedy nie ma możliwości, żeby udać się w ustronne miejsce, wykonanie takiego telefonu może być trudne.
No właśnie, co w sytuacji, kiedy dziecko ma poniżej 13 lat i nie może samodzielnie wyjść na zewnętrz i poprosić o pomoc?
– Prezydent Poznania Marek Jaśkowiak rozpoczął znakomitą inicjatywę „Wyjść nie możesz – możesz uciec!”. W ramach akcji zwraca się do dzieci, żeby w sytuacji, gdy w domu dzieje im się krzywda, uciekły i prosiły o pomoc.
Oczywiście wszyscy powinniśmy przestrzegać wskazań dotyczących kwarantanny, żeby wspólnymi siłami zwalczyć zagrożenie. Jednak jeśli zagrożenie w izolacji jest większe niż to na zewnątrz, trzeba pamiętać, że każdy ma prawo zawalczyć o własne bezpieczeństwo.
Pewnie niektórzy mogliby uznać, że to podburzanie dzieci do buntu.
– Tak mogą odczytywać tę akcję zwolennicy przedmiotowego traktowania dzieci. Pamiętajmy jednak, że ten bunt może ratować życie. Trzeba dzieci ośmielić, jasno komunikować im, że jeśli ktoś przekracza granice ich cielesności, zawsze mają prawo się bronić, nawet jeśli to oznacza, że muszą kopnąć, krzyknąć czy uciec z domu. Ta kampania nawiązuje do dziecięcej podmiotowości: dziecko nie ma być potulne, kiedy ktoś je krzywdzi – jak każdy człowiek, ma prawo przeciwstawiać się przemocy.
Korczak mówił: „Nie ma dzieci, są ludzie”.
– Bardzo bliskie są mi idee Janusza Korczaka, Alice Muller, Jadwigi Binczyckiej czy Marii Łopatkowej, mówiące o tym, że dziecko jest podmiotem, a nie bezwzględnym wykonawcą poleceń płynących ze świata dorosłych.
Nie jestem zwolennikiem dość pejoratywnego pojęcia rodzicielskiej „władzy”, uważam, że lepiej mówić o „odpowiedzialności rodzicielskiej”. Wychowanie nie powinno mieć złych konotacji, nie jest patrzeniem z góry, dziecko nie jest poddanym swojego władcy. Z dziećmi trzeba rozmawiać, a nie tylko do dzieci mówić.
Mam wrażenie, w Polsce wciąż panuje silne przekonanie, że dziecko jest własnością rodzica. To widać m.in. w dyskusji wokół edukacji seksualnej, gdzie często pada argument, że dziecko podlega władzy rodziców i to oni powinni decydować, jakie treści będą mu przekazywane.
– Warto zauważyć, że dziecko w ogóle nie jest własnością: ani rodziców, ani państwa. Relacje własnościowe zostały opisane w kodeksie handlowym. Tam mówimy o kupnie, sprzedaży, leasingu, ale nie ma tam mowy o relacjach z dzieckiem. One zostały opisane w kodeksie rodzinnym i trzeba je rozpatrywać w kategoriach relacji podmiotowych.
Marek Michalak – pedagog specjalny i działacz społeczny, doktor nauk społecznych w dyscyplinie naukowej pedagogika, kanclerz Międzynarodowej Kapituły Orderu Uśmiechu, przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka. W latach 2008–2018 rzecznik praw dziecka. Absolwent i członek pierwszej Rady Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, współautor i wykładowca Interdyscyplinarnych studiów nad dzieciństwem i prawami dziecka, dyrektor Instytutu Praw Dziecka im. Janusza Korczaka.
Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111
Telefon jest anonimowy, bezpłatny, czynny 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.