Po trzydziestu latach trudno uwierzyć, że to Polska była w awangardzie troski o dzieci i młodzież [felieton Kamińskiej-Bużałek]
Myślę o dzieciach zamkniętych w czterech ścianach z krzywdzącymi je ludźmi i o obecnej „epidemii przemocy”, jak to określiła Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę – ta sama, której rząd odmawia kolejnych dotacji na działanie Centrów Pomocy Dzieciom. O zapaści dziecięcej psychiatrii, na którą pracowaliśmy długo i wytrwale.
Czy wiecie, że konwencja o prawach dziecka, którą 20 listopada 1989 roku przyjęło Zgromadzenie Ogólne ONZ, powstała z inicjatywy Polski? Uchwalenie Konwencji to jedno z najważniejszych osiągnięć naszego państwa w dziedzinie ochrony praw człowieka. W rocznicę głosowania w ONZ obchodzimy Międzynarodowy Dzień Praw Dziecka. 19 listopada to z kolei Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Przemocy Wobec Dzieci.
Po trzydziestu latach trudno uwierzyć, że to Polska była w awangardzie troski o dzieci i młodzież. I o ile nie przepadam za rytualnym narzekaniem na wszystko, co dzieje się w naszym kraju, to tym razem czuję, że temat wymaga wytoczenia solidnych dział.
„Epidemia przemocy”
O czym dziś myślę? Myślę na przykład o dzieciach krzywdzonych, bitych, umierających z rąk rodzica lub opiekuna albo wskutek ich obojętności. Oliwka z Łodzi, Marcel z Chodzieży, Szymon z Będzina, niektóre imiona pamiętam, inne już nie, ale takie historie powracają regularnie i każda jest wstrząsająca. To nie jest zjawisko specyficznie polskie, to oczywiste. Jednak niemal zawsze gdzieś w tle pojawia się system – państwo, które zawiodło – i pytanie, czy poza ekspresją społecznego oburzenia na kilka osób uwikłanych w konkretną sprawę coś się zadziało?
Czy zwiększono nakłady na zatrudnienie pracownic i pracowników socjalnych, tak aby np. było ich więcej, by mieli mniej zadań i mogli być bardziej uważni? Czy przeciwdziałamy ich wypaleniu?
Czy rozpoczęliśmy debatę o tym, jak walczyć z przemocą i kiedy przestać się upierać przy ochronie biologicznej rodziny?
Czy patrzymy szeroko? Przypominam sobie słowa lekarki, która opowiadała mi o likwidacji małej miejskiej przychodni w centrum Łodzi. Pediatrzy przenieśli się do większego, nieco lepiej wyposażonego budynku. Ale są teraz daleko, wzrosła anonimowość, nie ma już takiej więzi rodziny z lekarzem. Łatwiej przeoczyć, że w domu małego pacjenta dzieje się coś niepokojącego.
Myślę o dzieciach, które straciły życie lub które muszą się bać, ponieważ sądy rodzinne, pragnąc być sprawiedliwe wobec dorosłych po rozstaniu, nalegają na kontakty dziecka także z przemocowym rodzicem. Powraca myśl o zamordowanym przez ojców 4-letnim Danielu i o 6-letnim Arturze, których śmierć miała być zemstą na matce.
Myślę o dzieciach zamkniętych w czterech ścianach z krzywdzącymi je ludźmi i o obecnej „epidemii przemocy”, jak to określiła Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę – ta sama, której rząd odmawia kolejnych dotacji na działanie Centrów Pomocy Dzieciom. O zapaści dziecięcej psychiatrii, na którą pracowaliśmy długo i wytrwale.
Myślę o wcześniakach i małych dzieciach leżących w szpitalach w trakcie pandemii, rozdzielonych z rodzicami, którym czasem miesiącami nie wolno wejść na oddział. O tym, co czują, tak naprawdę wolałabym nie myśleć. Podobno to mniejsze zło i niezbędny element walki z wirusem. Wolałabym też zapomnieć historię ludzi, których 2-letni synek nie przeżył operacji serca i z którym nie mogli się pożegnać. Boję się, że nie jest to jedyna taka historia.
Myślę o opuszczonych, zaszczutych nastolatkach LGBT. O małych uchodźcach, których tragedię widzimy na fotografiach i filmach. Często towarzyszą im pełne nienawiści i pogardy komentarze, pisane również przez ludzi, którzy na swoich profilach w mediach społecznościowych zamieszczają zdjęcia uśmiechniętych dzieci. Własnych.
Myślę o dzieciach chorych i i z niepełnosprawnościami, których rodzice organizują rozpaczliwe zbiórki w internecie.
Myślę o ministrze edukacji, dla którego dzieci i młodzież są tylko masą, którą chciałby poddać indoktrynacji. O rzeczniku praw dziecka, którego pochłania walka z edukacją seksualną – w kraju, gdzie praktycznie ona nie istnieje.
20 listopada to dzień, w którym moglibyśmy celebrować rocznicę włączenia praw dziecka w międzynarodowy system ochrony praw człowieka. Cieszyć się polskim sukcesem, może cytować z dumą wybitnego pedagoga Janusza Korczaka. Ale to nie jest radosne święto. Przypominam sobie fragment książki Ewy Winnickiej Był sobie chłopczyk – wydanego w 2017 roku reportażu o Szymonie z Będzina, którego śmierć rodzice skutecznie ukrywali przez dwa lata. O instytucjach i ludziach, którzy zawiedli. Babcia, zapytana przez reportażystkę o wnuka, odparła, że… takiego dziecka nie było. Chyba zdołała w to naprawdę uwierzyć.
Ewa Kamińska-Bużałek – animatorka kultury, pomysłodawczyni projektów społeczno-kulturalnych, związana od lat z organizacjami pozarządowymi. Prezeska Fundacji Łódzki Szlak Kobiet. Oprowadza po Łodzi śladami kobiet.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.