Marta Skierkowska, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę: Nie łammy najważniejszej zasady pomocy – po pierwsze nie szkodzić [wywiad]
O tym, jakie zasady warto wprowadzić w organizacji działań pomocowych dla dzieci z Ukrainy rozmawiamy z Martą Skierkowską z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
Jędrzej Dudkiewicz: Jak dużo dzieci z Ukrainy trafiło do Polski i jak wygląda ich sytuacja?
Marta Skierkowska: Brakuje precyzyjnych danych, obecnie występujemy do rządu, by dowiedzieć się, jaka jest konkretna liczba dzieci ukraińskich w Polsce. Szacuje się, że wynosi ona koło miliona. Wszystkie je łączy szukanie schronienia oraz trudna sytuacja kulturowo-językowa. Znalazły się w nowym miejscu, w większości nie znają polskiego, ani zasad, jakie u nas panują. Są w różnych sytuacjach rodzinnych, część trafiła do Polski z opiekunami, część z babciami, dziadkami, ciociami, czy nawet sąsiadami, część w ramach ośrodków opiekuńczych, które znajdowały się na terenie Ukrainy i teraz przeniosły swoją działalność do nas. Doświadczenia, które mają, ciężkie przeżycia, a także fakt, że towarzyszący im dorośli często są wyczerpani sprawiają, że dzieci te mogą być bardziej niż przeciętnie narażone na skrzywdzenie.
Jakie są zagrożenia i jaka jest ich skala?
– Nie mamy w Polsce doświadczeń działań humanitarnych, ale z informacji wielu organizacji, które działają w tego typu kryzysach wynika, że zagrożenie skrzywdzeniem bardzo się zwiększa.
Nawet 54% dzieci doświadcza różnych jego form, w tym około 20% wykorzystania seksualnego.
To o wiele więcej niż przeciętne dane, które mamy w Polsce. Do tego dzieci z Ukrainy przebywają tymczasowo w miejscach, w których znajduje się na raz bardzo dużo osób, panuje tam chaos. Są też te, które trafiają do prywatnych mieszkań, ich sytuacja nie jest do końca jasna, nie wiadomo, kto im towarzyszy. Są one szczególnie narażone, bo łatwo stracić uważność na ich potrzeby, gdyż nikt tego nie monitoruje. Do zagrożeń na pewno można dodać dyskryminację w przedszkolach, szkołach i innych miejscach, które nie zawsze są gotowe na przyjęcie tylu dzieci i nie wiedzą, co zrobić, by dobrze je zintegrować z pozostałymi.
Jakie jeszcze – poza tym, że nawet nie wiemy dokładnie, ile przyjechało do nas dzieci z Ukrainy – wiążą się z tym wyzwania?
– Nie ma struktur, jednoznacznie określonych odpowiedzialności za ochronę dzieci, jest to podzielone na różne sektory. Jesteśmy w momencie, kiedy pomaganie wiąże się z hasłem „wszystkie ręce na pokład”, korzysta się z różnorodnego wsparcia, w które chce się zaangażować bardzo dużo ludzi. Ten chaos, fakt, że w systemie pomocowym jest tak wiele osób i że jest on oparty właśnie na obywatelkach i obywatelach może powodować, że trafią do niego także ci, którzy mogą być dla dzieci zagrożeniem.
Jak w historii z Bydgoszczy, gdzie mężczyzna proponował organizację treningów piłkarskich, a okazało się, że figuruje w rejestrze sprawców przestępstw seksualnych na małoletnich.
– Była też sytuacja w Warszawie, kiedy wolontariusz nawiązał relację seksualną z dziewczyną z Ukrainy, która znajdowała się pod opieką jednego z ośrodków. Ona akurat miała dziewiętnaście lat, ale to zapewne wierzchołek góry lodowej, o którym się dowiedzieliśmy.
Międzynarodowe organizacje działające w sektorze humanitarnym mają kodeksy postępowania, które precyzują, że ta nierówność statusu, zależność osoby, której się pomaga od pomagacza i etyka postępowania w takich sytuacjach powinna wykluczać nawiązywanie relacji romantycznych lub seksualnych, bo bardzo łatwo tu o nadużycia.
Nawet jeżeli wszystko dzieje się legalnie w świetle prawa, to trzeba być bardzo ostrożnym, bo jest duże pole do tego, że dojdzie do wykorzystania. Dlatego właśnie procedury, zalecenia i rekomendacje dużych NGO są surowe i idą o wiele dalej, niż tylko w związku z ochroną dzieci.
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę przygotowała w związku z tym zasady postępowania.
– Staramy się zwracać uwagę na to, że organizacje, czy instytucje, które pomagają i jednocześnie mają zarówno ogromną odpowiedzialność, jak i zaufanie społeczne, przy pewnych niedopatrzeniach, mogą stanowić zagrożenie. Łatwo o złamanie najważniejszej zasady pomocy, czyli po pierwsze nie szkodzić. I to dotyczy też ochrony dzieci. Od dwunastu lat wprowadzamy i promujemy standardy ich ochrony, przygotowane z myślą o placówkach, w których dzieci przebywają bez opieki rodziców, jak żłobki, przedszkola, szkoły, ośrodki szkolno-wychowawcze. Chodzi o uszczelnianie systemu, działania, które zminimalizują ryzyko, że do pracy z najmłodszymi przedostanie się osoba wcześniej skazana za przestępstwa popełniane przeciw dzieciom. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją wielkiego kryzysu, więc patrzymy na to nieco inaczej. Przede wszystkim jest potrzeba pilnego działania i wprowadzania podstawowych zasad związanych z ograniczaniem ryzyka pochodzącego ze strony kadry czy wolontariuszek i wolontariuszy. Niezbędne są trzy elementy.
Po pierwsze, weryfikacja wszystkich osób mających kontakt z dziećmi. Po drugie, jasne procedury podejmowania interwencji w sytuacji, kiedy podejrzewamy, że dziecko może być krzywdzone przez kogoś z kadry.
To sytuacje bardzo trudne, bo zwykle mamy z taką osobą wiele osobistych relacji, spotykamy się na kawie w kuchni, rozmawiamy o różnych rzeczach, a tymczasem musimy być gotowi zareagować, gdy dzieje się coś złego. Tym ważniejsze jest, by było prosto i czytelnie zaznaczone, co robić i do kogo się zgłosić, by było jak najmniej ograniczeń związanych z podjęciem interwencji.
Po trzecie, bardzo jasne ustanowienie reguł relacji między personelem a dziećmi na terenie danej placówki.
Są rzeczy pożądane, jak na przykład dawanie dzieciom przestrzeni do wypowiadania się, szanowanie ich zdania, informowanie ich o działaniach, które są wobec nich podejmowane. Ale są i takie, które są absolutnie niedopuszczalne i dla wszystkich powinny być sygnałem, że należy się danej osobie przyjrzeć, a być może nawet zawiesić jej działania w zespole.
Jakieś przykłady niepożądanych zachowań?
– Rzeczy, które nie są dopuszczalne, na które organizacje powinny być bardzo wrażliwe, a z doświadczenia wiem, że często nie są. W wielu nie ma nawet jasno sprecyzowanych zasad mówiących, że osoby z personelu lub działające wolontariacko nie mogą nawiązywać romantycznych lub seksualnych relacji z podopiecznymi. Warto do tego dodać zakaz kontaktu z dziećmi po czasie pracy, nie zapraszanie ich do swoich domów, nie utrzymywanie indywidualnych kontaktów w mediach społecznościowych. Takie sytuacje mogą zwiększać różnego rodzaju zagrożenia. W niektórych miejscach dopuszczalne jest, że opiekun prowadzi z dziećmi jeden na jeden rozmowy przez Messengera o 2 w nocy. A to bardzo cienka linia, mocno ocierająca się o ryzyko.
Wspomniane zasady były inspirowane kodeksami zagranicznych organizacji?
– Tak, zasady, do wprowadzenia których chcemy zachęcić obecnie, w sytuacji kryzysowej są inspirowane wieloma podobnymi propozycjami w działaniach humanitarnych. Najważniejsze jest to, by organizacje były gotowe do szybkiego i łatwego ich wdrażania. Normalnie traktujemy to jako dłuższy proces przygotowywania, sprawdzania, co i jak może działać. Obecnie proponujemy, by przedłożyć prędkość działania nad wielość tematów ujętych w zasadach i by wdrożyć absolutne minimum, które widzimy we wspomnianych trzech punktach – weryfikacji, bezpiecznych relacjach oraz interwencji. Trzeba oczywiście zapoznać z tym wszystkim kadrę oraz sprawdzić ją wstecz, co zwłaszcza dla dużych NGO może być trudne, bo wiąże się z weryfikacją pracownic i pracowników w systemie lub pobieraniem oświadczeń. Ale jeżeli w ten sposób możemy ocalić choćby jedno dziecko, to należy to zrobić. Jednocześnie liczymy, że organizacje, w momencie gdy będą mieć więcej przestrzeni, będą chciały wdrażać bardziej rozbudowane reguły, by jeszcze lepiej zabezpieczać swoje działania oraz promować profilaktykę.
Czyli przede wszystkim szybkość, by zapewnić bezpieczeństwo tu i teraz.
– Tak.
Zdecydowaliśmy się na to zresztą ze względu na głosy, które dochodzą z samych organizacji pozarządowych, zaniepokojonych tym, że dzieci przebywają w miejscach pełnych ludzi, jak hale, dworce czy punkty recepcyjne, do których w zasadzie jest wolne wejście i różni ludzie mają do nich dostęp.
Wiemy zarówno z doświadczeń międzynarodowych, jak i polskich, że pracy z najmłodszymi czasem próbują osoby, które mają złe intencje i chcą skrzywdzić dzieci.
To jak dużo organizacji zgłosiło już chęć przestrzegania zasad?
– Powiem o zainteresowaniu, bo nie wiemy, na ile przekłada się ono na wdrożenie zasad. Czasem może też dochodzić do zaadaptowania jakichś elementów. Póki co udało się nawiązać kontakt z mniej więcej trzydziestoma kilkoma organizacjami, ale bardzo chcielibyśmy też, by – w miarę swoich potrzeb i możliwości – o takich regułach pomyślały też samorządy, które często odpowiadają za prowadzenie wolontariatu. Zastanawiamy się również, we współpracy z innymi NGO, nad tym, co zrobić, by monitorować też sytuację dzieci przebywających w mieszkaniach prywatnych. We wspomnianym przez pana przykładzie z Bydgoszczy mogło przecież być tak, że ten mężczyzna zaproponowałby matce z czwórką dzieci nocleg u siebie w mieszkaniu. I takich sytuacji może być o wiele więcej. Powinniśmy jako społeczeństwo – w tym także rząd, na którego współpracę liczymy – wdrożyć rozwiązania, które pozwolą na zapewnienie jak najlepszego bezpieczeństwa jak największej liczbie dzieci.
Marta Skierkowska – psycholożka, absolwentka Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Katolickiego Uniwersytetu w Leuven w Belgii. Członkini Zarządu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. W FDDS odpowiada m.in. za strategię profilaktyki krzywdzenia dzieci.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.