„Nie ma łatwych momentów w takim miejscu”. Rozmowa z Piotrem Cywińskim
– Staraliśmy się skoncentrować nie wokół decydentów politycznych, ale byłych więźniów. To są osoby mocno starsze i straumatyzowane tym doświadczeniem z młodości. Jest to być może jedna z ostatnich okazji, żeby w okrągłą rocznicę wyzwolenia Auschwitz tak duża grupa Ocalałych była z nami. Stąd to oni będą mieli główne przemówienia, a nie politycy – w dniu obchodów 75. rocznicy wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau mówi dr Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau i prezes zarządu Fundacji Auschwitz-Birkenau.
Estera Flieger, ngo.pl: – Czym zajmuje się założona w 2009 roku Fundacja Auschwitz-Birkenau?
Dr Piotr Cywiński: – W budżecie Miejsca Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau nigdy nie starczało pieniędzy na prowadzenie bardzo rozległych prac konserwatorskich, obejmujących setki tysięcy dokumentów i przedmiotów oraz 155 obiektów budowlanych różnego rodzaju (budynki, baraki, wieże) i około trzystu ruin na dwustu hektarach.
Musieliśmy znaleźć rozwiązanie tego problemu. Potrzebne było stałe źródło finansowania. Bo jeśli zaczyna się konserwację 45 murowanych baraków w obozie kobiecym, to trzeba mieć pewność, że za 25 lat będzie mieć się pieniądze, żeby je zakończyć. A takiej gwarancji nie da żadna instytucja. Dlatego pomyśleliśmy, że potrzebny jest ogromny fundusz, który inwestowany w bezpieczny sposób, czyli w obligacje, będzie co roku przynosił 5 mln euro zysku, bo takie pieniądze są potrzebne na zabezpieczenie prowadzonych przez dwanaście miesięcy prac.
Dlaczego fundacja?
– Po pierwsze, niektóre z państw nie mogły przekazać pieniędzy na rzecz instytucji prowadzonej przez inne kraje bez ratyfikowanej przez parlament umowy międzynarodowej, a taka procedura zajęłaby mnóstwo czasu, którego nie było. Mogą za to wesprzeć fundację. Po drugie, ustawa o muzeach nie przewidywała żadnych narzędzi, które mogłyby nam pomóc, statut fundacji można było więc uszyć na miarę jej potrzeb. A po trzecie, powołując fundację zabezpieczyliśmy pieniądze przed pokusami politycznymi.
Jakie to pieniądze?
– 120 milionów euro. Kolejne 60 spłynie w ciągu dwóch lat. Wśród darczyńców jest 38 państw i kilkadziesiąt osób.
A zaczynał Pan zupełnie od zera.
– Na początku było nas dwóch: Jacek Kastelaniec i ja. Musieliśmy przekonać ludzi, że to ma sens. Bo większość uważała, że nasz cel jest nieosiągalny. Kiedy okazało się, że jest inaczej i w ciągu kilku lat przekroczyliśmy 100 mln euro, było już łatwiej rozmawiać.
Z jakimi problemami musiała zmierzyć się Fundacja rozpoczynając swoją działalność?
– Kryzys finansowy, który rozpoczął się na rynku mieszkaniowym w Stanach Zjednoczonych, a następnie rozlał na banki, zweryfikował nasze założenia o pięcioprocentowej rentowności na obligacjach. W tej chwili osiągalne jest niewiele ponad półtora procent w euro i ok. 3 proc. w złotówkach. Wiedząc, że inwestycje nie przyniosą przewidywanych 5 mln euro rocznie, musieliśmy zaapelować do różnych państw o podniesienie swojego wkładu. Pierwsze zrobiły to Niemcy. Podczas wizyty na terenie Muzeum w 10. rocznicę powołania Fundacji, kanclerz Angela Merkel zapowiedziała przekazanie dodatkowych 60 mln euro. W ciągu roku lub dwóch będziemy mogli wrócić do zakładanego rytmu finansowania.
Ale mechanizm się sprawdził, bo od kilku lat prace konserwatorskie są finansowane w całości przez Fundację. Wśród dużych projektów warto wymienić konserwacje dwóch murowanych baraków, w tym roku rozpoczną się prace na kolejnych trzech, do tego zabezpieczono wiele przedmiotów ze zbiorów Muzeum i archiwaliów.
Jak działa Fundacja Auschwitz-Birkenau?
– Pozostała małą organizacją, w której pracuje kilka osób. Tworzą ją też – zgodnie z ustawą o fundacjach – zarząd i rada. Powołaliśmy też ciało w niej nieprzewidziane, ale które opisaliśmy w statucie: to coroczne posiedzenie przedstawicieli 38 państw, które finansują Fundację, bo darczyńcy mają prawą wiedzieć co dzieje się z pieniędzmi i jak postępują prace konserwatorskie, a także komisja finansowa złożona z wybitnych ekspertów, którzy doradzają nam w wyborze strategii inwestycyjnych.
Co ważne, Fundacja sama nie zamawia prac konserwatorskich. Przekazuje granty Muzeum, które je zleca. Pozwala to państwu na kontrolę sposobu, w jaki instytucja, która mu podlega, wydaje pieniądze i stanowi realizację ustawy o zamówieniach publicznych.
Jest Pan historykiem, dyrektorem Muzeum. Wyobrażam sobie, że kierowanie Fundacją było czymś zupełnie nowym i wciąż jest dużym wyzwaniem.
Z perspektywy czasu początki, choć trudne, wspominam jednak z uśmiechem. Nie mieliśmy siedziby. Pierwsze faksy do niektórych rządów, wysyłaliśmy z poczty. Nie było pieniędzy na funkcjonowanie Fundacji: dziś jasne jest to, że przeznaczamy na ten cel 10 procent z jej zysków, ale wtedy nie istniał jeszcze fundusz. A koszty były gigantyczne, bo musieliśmy podróżować, by spotykać się z przedstawicielami rządów. Potrzebne były więc pieniądze na bilety lotnicze i noclegi. W pierwszym roku działalności pomogły Niemcy i przekazały 100 tys. euro. W drugim roku wsparła nas Fundacja Pamięci Szoa z Paryża. Dzięki temu doczekaliśmy momentu, w którym projekt zaczął przynosić pierwsze efekty.
Od samego początku spotkaliśmy się z wielką przychylnością mediów. Między 2009 a 2010 rokiem, a więc kiedy ruszaliśmy, udzieliliśmy kilkaset dłuższych wywiadów w tych krajach, które prosiliśmy o wsparcie, bo musiało być wyjaśnione opinii publicznej dlaczego. Niektórzy z ambasadorów mocno zaangażowali się w pomoc.
Jakie plany na kolejne lata ma Fundacja?
– Z funduszu nie można finansować nic poza pracami konserwatorskimi. Ale Fundacja może otworzyć inne i wesprzeć z nich np. działalność edukacyjną i naukową.
Bo zbudowaliśmy kapitał międzynarodowego zaufania, dlaczego więc go nie wykorzystać, aby głos Auschwitz był bardziej słyszalny w dzisiejszym świecie?
Na razie o tym rozmawiamy. Ale przy Fundacji powstało też Towarzystwo Zarządzania Miejscami Pamięci. Takie obiekty na ogół są niedofinansowane, na ogół nie pobierają biletów wstępu – to również cmentarze. I problemy te dotyczą zarówno takich instytucji, które podlegają ministerstwu kultury, jak i samorządowi. Podobnie jest zresztą w całej Europie. Postanowiliśmy więc wykorzystać nasze doświadczenia: na ich podstawie, a także zbieranych danych, wypracować model budżetowy, ścieżki pozyskiwania funduszy.
Czyli o historii tylko dużo się mówi, a w praktyce Miejsca Pamięci nie mają wsparcia?
– Są czasami w bardzo trudnej sytuacji, borykają się z gigantycznymi problemami finansowymi i nie znajdują w budżecie nawet dziesięciu procent tego, czego potrzebują.
Fundacja ma więc doświadczenie organizatorskie, z którego mogą skorzystać inni. Co jeszcze udało się osiągnąć przez dziesięć lat, a czym mogliby Państwo się podzielić z innymi Miejscami Pamięci?
– W latach 2003-2004 do pracy w Muzeum Auschwitz przyszli konserwatorzy i było to jedyne Miejsce Pamięci w Europe, gdzie powstały pracownie konserwatorskie. Jest to trudna praca, bo mało kto konserwuje połowę XX wieku. Na ogół konserwuje się dużo starsze obiekty. Poza tym, sztuka konserwatorska polega na dbaniu o rzeczy i miejsca piękne – obrazy, katedry, zamki, a w dużo mniejszym stopniu o przedmioty codziennego użytku, takie jak buty czy walizki.
Pierwsi konserwatorzy, którzy pracowali u nas, stworzyli zręby nowej filozofii konserwatorskiej, która została zaadaptowana do potrzeb tego typu miejsc. Dziś pracuje w Muzeum około trzydziestu konserwatorów. To kilka ekip pracujących w tym samym czasie na różnych odcinkach – część w laboratorium, inni na terenie byłego obozu. Wykonują cichą, często mało widoczną pracę, bo cała sztuka polega na tym, aby obiekt zakonserwowany nie różnił się od tego sprzed konserwacji: staramy się zabezpieczyć strukturę przedmiotu lub budynku, ale nie wpływać na jego estetykę. Teren obozu jest podmokły, co ma wpływ na stan baraków. Dwadzieścia kilka lat temu więcej z nich było udostępnionych zwiedzającym, dziś mogą odwiedzić kilka, więc to ostatnia chwila dla konserwatorów.
Nasz zespół pracuje nowoczesnymi metodami, laboratoria są świetnie wyposażone, przyjeżdżają do nas ekipy z Niemiec, Rosji, Anglii, Japonii czy Kambodży – szkolą się, patrzą, jak pracujemy, jak rozwiązujemy problemy. Metodologia, którą rozwijamy, kiedyś bardzo przyda się innym muzeom, placówkom kultury czy zespołom zabytkowym, kiedy pierwsza połowa XX wieku będzie konserwowana.
27 stycznia jest Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu. To rocznica wyzwolenia obozu, w tym roku 75. obchody przypadają w czasie trudnym i pełnym napięć.
– Nie ma łatwych momentów w takim miejscu. Każdą rocznicę poprzedzają przepychanki polityczne. Staramy się jako Miejsce Pamięci nie wchodzić w obszar polityki i liczylibyśmy na to, żeby politycy nie wchodzili w obszar pamięci. Natomiast mają taką tendencję, w ostatnich latach coraz większą.
Czasami mam wrażenie, że w debacie publicznej na temat historii wypowiadają się głównie politycy, a nie historycy, co jest kuriozalne. Bywa zabawne, ale w większości przypadków denerwujące i zbędne.
To dziwny znak czasów, że politycy, którzy nie mają wiele do powiedzenia w sprawach gospodarczych czy społecznych albo brakuje im rozwiązań konkretnych problemów, coraz częściej kłócą się na tematy historyczne.
Jak będzie wyglądał ten dzień w Muzeum?
Staraliśmy się skoncentrować nie wokół decydentów politycznych, ale byłych więźniów. To są osoby mocno starsze i straumatyzowane tym doświadczeniem z młodości. Jest to być może jedna z ostatnich okazji, żeby w okrągłą rocznicę wyzwolenia Auschwitz tak duża grupa Ocalałych była z nami. Stąd to oni będą mieli główne przemówienia, a nie politycy. Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu ustanowiło15 lat temu Zgromadzenie Ogólne ONZ: warto ten dzień obchodzić w autentycznym Miejscu Pamięci, które 27 stycznia 1945 roku zostało wyzwolone przez pędzącą w kierunku Wrocławia i Berlina Armię Czerwoną.
27 stycznia jest Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Zgromadzenie Ogólne ONZ ustanowiło go w rocznicę wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau. W tym roku przypada 75. rocznica tych wydarzeń.
Dr Piotr Cywiński – historyk, absolwent Uniwersytetu Marka Blocha w Strasburgu, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, od 2006 roku dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, od 2009 roku prezes Fundacji Auschwitz-Birkenau. W latach 2009-2017 członek Rady Powierniczej budowanego wówczas Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Autor m.in. książek "Sny obozowe w pamięci ocalałych z Auschwitz" i "Rampa obozowa w pamięci Żydów deportowanych do Auschwitz". Współautor wywiadu rzeki z Profesorem Władysławem Bartoszewskim „Mój Auschwitz".
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.