„Auschwitz nie spadło z nieba” [felieton Ignacego Dudkiewicza]
Co napisać na Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu w 2024 roku? Na rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, wyzwolenia tych nielicznych, którzy – jak pisał Imre Kertész, który trafił do Auschwitz jako piętnastolatek – przetrwali, bo „zdarzały się tam wypadki przy pracy”?
Żywy Żyd to był „wypadek przy pracy”
Jak pisać o tym dziś, gdy ludobójstwa i czystki etniczne trwają. Gdy czyimś „wypadkiem przy pracy” jest żywy Ukrainiec w Buczy. Albo żywy Palestyńczyk. Albo żywy Rohingja. Według analizy Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych na świecie toczą się obecnie 183 konflikty zbrojne. Ile z nich jestem w stanie wymienić? O ilu z nich wiem cokolwiek?
Brytyjskie czasopismo internetowe poprosiło mnie o napisanie z polskiej perspektywy o ataku Grzegorza Brauna na uroczystość zapalenia świec chanukowych w Sejmie. Przypomniałem sobie, jak osiem lat temu śmiałem się, oglądając film, na którym ten sam Braun dostaje pytanie o to, „czy Yoda z »Gwiezdnych Wojen« był Żydem”. W odpowiedzi wygłasza dziesięciominutowy wykład o fiskalizmie i „intergalaktycznym KGB”. W tym samym roku dostał 0,83% głosów w wyborach prezydenckich i traktowałem go jako nieświadomego performera, postać groteskową, jakie znaleźć można w życiu publicznym każdego kraju. Ale czy groźną?
Osiem lat później ten sam człowiek jest drugi raz posłem i dokonuje fizycznej, antysemickiej napaści na ludzi celebrujących swoją wiarę i tradycję. Ludzie zbierają pieniądze na pomoc prawną dla niego. W internecie dostaje ogrom wsparcia. Konfederacja nie wyrzuca go z partii, bo z jednej strony się boi, a z drugiej Braun nie jest przecież w niej ze swoimi poglądami osamotniony. Przypominam sobie „piątkę Mentzena”, który głosił: „nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej”, czy nakręcaną histerię wokół rzekomego zagrożenia zwrotem „żydowskiego mienia” z pomocą Stanów Zjednoczonych.
Nic już nie jest śmieszne
Słucham jednego idioty, który w ramach „okrutnego żartu” proponuje, by lokować migrantów i migrantki w barakach obozów koncentracyjnych. Słucham drugiego idioty, który postuluje, by tatuować im na ręku numery. Wie pan, panie Pietrzak, mój dziadek siedział w tych barakach. Wie pan, panie Król, mój dziadek miał wytatuowany numer na ręce. Plujecie na pamięć o nim i milionach innych, którzy znaleźli się w tej samej sytuacji. Plujecie w twarz Ocalałym. Plujecie też w twarz potomkom Ocalałych i tych, którzy nie ocaleli.
Czuję waszą ślinę na twarzy. Ale nie chcę jej ocierać. Chcę zapamiętać, kto wygłaszał te słowa.
Słucham debaty, podczas której jeden z dyskutantów jako powód do optymizmu wskazuje, że nie umiemy sobie dziś wyobrazić wojny między Francją i Anglią, a przecież przez wieki jej widmo stale albo wisiało nad Europą, albo się realizowało.
Na tyle nas stać. Ludzi kręgu renesansu, oświecenia i ewangelii. Ludzi, którzy czytali Dantego, Camusa, Arendt i Conrada. Ludzi, którzy wiedzą, czym jest Auschwitz i czym jest gułag. Stać nas na pokój między Francją i Anglią.
Nie stać nas (często w sposób dosłowny) na pokój w 183 innych miejscach na świecie. I nie stać nas – również Brytyjczyków i Francuzów – na to, by przestać brać w wielu spośród tych wojen bezpośredni lub pośredni udział. I by przestać czerpać z nich zyski.
Myślę o nienawiści, która prowadzi do ludobójstw. Czytam tekst profesora Lecha Nijakowskiego, autora książki „Ludobójstwo. Historia i socjologia ludzkiej destrukcyjności. Popularne wprowadzenie”, który opisuje, jak zamienia się ludzi w morderców, a przynajmniej w ludzi obojętnych na śmierć. Czytam, że „szkoła powszechna kształtuje morderców”. Słucham, jak kolejni politycy Konfederacji tchórzliwie nie chcą powiedzieć wprost tego, co „tylko” jednoznacznie sugerują: że według przynajmniej części z nich łódki na Morzu Śródziemnym należy zatapiać, a do ludzi strzelać. Czytam o push-backach na polsko-białoruskiej granicy. Słucham, jak można je usprawiedliwiać zdaniem w rodzaju: „przylecieli tu, to mają”. Przypominam sobie, co robiła w tej sprawie poprzednia władza. Czytam, że odpowiedzialny za tę działkę nowy wiceminister zmienia głównie język, mówiąc nie o „wywózkach”, a o „zawróceniach”, i twierdząc, że będą dokonywane humanitarnie.
Zmarznięci, głodni, przestraszeni, wykorzystani przez brutalny reżim ludzie będą dalej wyrzucani za druty, gdzie czeka na nich tylko białoruskie bicie i szczucie psami, ale będziemy to robić „humanitarnie”. Czego nie rozumiesz?
Niczego już nie rozumiem
Czytam o ludobójstwach i czystkach etnicznych na świecie, również tych w Palestynie, bo chcę wiedzieć. Nie chcę się usprawiedliwiać ignorancją – to żadne usprawiedliwienie. Jeśli jestem bezczynny, niech będę za to przynajmniej odpowiedzialny.
Naprawdę nie wiem, co mam pisać na 27 stycznia. Że nikt niczego się nie uczy? Że sentencja głosząca, że historia magistra vitae est, to w najlepszym razie pobożne życzenie? Że powtarzane przez dekady „nigdy więcej” to puste deklaracje, bo zawsze na koniec istotniejsze okazują się władza, siła, antagonizm i nade wszystko interes?
Czy to ważne, by to jeszcze powtarzać?
Tyle więc wiem, ile mądrzejszego posłucham: „Auschwitz nie spadło z nieba”.
Ignacy Dudkiewicz – filozof, bioetyk, działacz społeczny, publicysta i dziennikarz. Były redaktor portalu NGO.pl. Redaktor naczelny Magazynu Kontakt (www.magazynkontakt.pl). Obecnie pracuje nad doktoratem o jakości polskiej debaty bioetycznej. W marcu tego roku ukaże się jego książka "Pastwisko" o władzy w Kościele w Polsce.
Źródło: informacja własna ngo.pl