– Widzę relacje polsko-żydowskie jako wzajemną troskę o pamięć. Kontakt z potomkami tomaszowskich Żydów na tym właśnie polega – opowiadamy sobie wzajemnie tę historię: dzielą się swoimi wspomnieniami i pamiątkami, a ja tym, co znajduję w archiwach – mówi Justyna Biernat, założycielka Fundacji Pasaże Pamięci.
Estera Flieger: Co to znaczy, że zajmuje się Pani „odczytywaniem śladów”?
Justyna Biernat: W Tomaszowie Mazowieckim jest niewiele zabytków, spośród materialnych śladów żydowskiej przeszłości został tylko cmentarz, co zresztą znamienne, bo podkreśla nieobecność Żydów.
Jednak to, co fizycznie już nie istnieje, zostawia ślad na poziomie pamięci i wyobrażeń. Są więc tropy innego rodzaju, wymagające większego wysiłku od dzisiejszej społeczności, jeśli tylko chce ona otrzymać dostęp do przeszłości. Jest pamięć najstarszych mieszkańców, są ślady, których nie znajdziemy na mapie, czyli nazwy dawnych firm wyryte na tablicach, stare kafelki w kamienicach, odbite pieczątki, zdjęcia i dokumenty w archiwach. Ja jestem skrybą, który ma narzędzia, aby odczytywać ślady. Z jednej strony pracuję naukowo, a z drugiej prowadzę działalność edukacyjną, dzięki czemu ślady stają się czytelne.
Czasem znajdujemy odbicie stóp na piasku lub w śniegu, nie wiemy czyich. Dopiero baczne przyglądanie się pozwala zrozumieć czyj to ślad i jak bogatą skrywa opowieść. Na tym polega moja praca w Tomaszowie Mazowieckim.
Jak to się zaczęło?
– Fundację Pasaże Pamięci założyłam w 2016 roku wraz z Karoliną Gajek-Szczepanik i Bartkiem Sękiem. Ma charakter społeczny. To moja dodatkowa działalność, na co dzień pracuję w Polskiej Akademii Nauk. Tomaszów, moje rodzinne miasto stało się moją pasją, którą łączę z nauką.
Wszystko zaczęło się sześć lat temu, kiedy dowiedziałam się, że w Muzeum Pamięci Holocaustu w Waszyngtonie znajdują się listy, które 19-letni Lutek Orenbach pisał do ukochanej dziewczyny podczas wojny: chłopak w tomaszowskim getcie prowadził amatorski teatr. Nie mogłam tego zignorować. Udało mi się dokonać edycji listów, a następnie je wydać, a także na ich podstawie odtworzyć historię autora. I to był początek mojej wielkiej fascynacji żydowskim Tomaszowem, którego nie znałam.
W okresie edukacji szkolnej nie poznałam wielokulturowej historii mojego miasta. To było dla mnie nowe.
Początkowo współpracowałam z miejskimi domami kultury, ale czułam, że to za mało. Opowieść o żydowskim Tomaszowie Mazowieckim jest za duża, aby stanowiła jedynie fragment innej. Poza tym założenie fundacji było moim gestem kontestującym zaniedbania na poziomie samorządu i życia publicznego.
A historia Lutka? Kim była jego ukochana? I czy przeżył wojnę?
– Lutek czuł się Polakiem, w ten właśnie sposób się określał. Pochodził z zasymilowanej rodziny żydowskiej. Ustaliłam, że jego dziadkowie mówili po polsku, co nie było typowe, bo w małych miastach takich jak Tomaszów Mazowiecki społeczność żydowska posługiwała się głównie jidysz. Lutek pisał i tworzył w języku polskim, jego teatr w getcie również był polskojęzyczny (inaczej niż w Warszawie, gdzie językiem teatrów działających na terenie getta był głównie jidysz).
Urodził się i wychował w Tomaszowie, natomiast do gimnazjum poszedł w Bydgoszczy, gdzie przeniosła się jego rodzina. Tam w maju 1939 roku tuż przed maturą poznał Edith, która pochodziła z Gdańska. Mówiła po niemiecku i w tym języku odpowiadała na pisane po polsku listy Lutka, a mimo to dobrze się rozumieli. We wrześniu wybuchła wojna, nie spędzili więc wiele czasu razem, ale to wystarczyło by połączyło ich silne uczucie. Edith wyjechała do Niemiec, a Lutek razem z rodzicami i młodszą siostrą wrócił do Tomaszowa, wtedy zaczęli ze sobą korespondować.
Lutek tworzył w getcie teatr, założył koło artystyczne, rysował karykatury, byli tu żydowscy malarze z Łodzi. Pracował również jako urzędnik w Judenracie, który udostępniał mu salę na spektakle. Teatr, choć amatorski, działał bardzo sprawnie – zespół miał kierownika muzycznego, artystycznego, spektakle były biletowane.
Ostatni list do Edith pochodzi z 1942 roku. Był pełen niepokoju: dziewczyna nie odpisywała od jakiegoś czasu – razem z matką (ojciec już nie żył) zostały deportowane do Rygi, kontakt z Lutkiem urwał się.
Lutek nie przeżył – zginął w getcie lub w obozie zagłady Treblince po likwidacji tomaszowskiego getta. Edith przeżyła, zachowała listy i rysunki, przekazała je do Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, w 1945 roku wyszła za mąż, nie udało mi się skontaktować z jej rodziną. Poznałam jednak Mirę, która pojawia się w listach. Pochodziła z Sopotu, w Gdyni poznała Edith. Po wybuchu wojny wraz z rodziną trafiła do Tomaszowa, gdzie w getcie oglądała każde przedstawienie i pożyczała Lutkowi firanki służące za kotarę. Mira przeżyła wojnę i wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Zanim odeszła, zdążyłam z nią porozmawiać o Lutku, Edith i życiu w tomaszowskim getcie. W tym roku dokonaliśmy tłumaczenia fragmentów jej wspomnień o Tomaszowie Mazowieckim.
Wciąż jestem w kontakcie z jej synami, tym sposobem obecność przeszłości jest realna, Lutek wciąż gdzieś tu jest.
Żydzi stanowili jedną czwartą mieszkańców Tomasza Mazowieckiego.
– Tomaszów Mazowiecki był miastem fabrycznym. A wcześniej prywatną osadą, której właściciel – miał do tego prawo, zapraszając osadników nie wyznaczał dzielnic żydowskich (nie możemy więc porównać Tomaszowa np. do Kazimierza). Dlatego Żydzi żyli w każdej części najpierw osady, a potem miasta. Sąsiedztwo było więc bardzo bliskie – w jednej kamienicy mogli mieszkać Polacy, Żydzi i Niemcy.
Żydzi byli zarówno właścicielami fabryk, jak i stanowili część biedoty miejskiej. Młodsze dzieci uczęszczały do chederów, ale starsze uczyły się w szkołach z polskimi i niemieckimi rówieśnikami. Badam obecnie relacje społeczności żydowskiej i polskiej podczas okupacji, to bliskie sąsiedztwo zaowocowało wówczas wzajemną pomocą, przyjaźnią.
W przygotowanym przez Muzeum Historii Żydów Polskich Polin filmie, który prezentował działalność Pasaży Pamięci, mówi Pani: „Chciałabym, aby Żydzi zostali włączeni w zbiorową pamięć Tomaszowa Mazowieckiego. Chciałabym, aby Tomaszów Mazowiecki pamiętał o Żydach i aby Żydzi pamiętali o Tomaszowie. Bardzo mi zależy na relacji opartej na wzajemności”.
Widzę relacje polsko-żydowskie jako wzajemną troskę o pamięć.
Kontakt z potomkami tomaszowskich Żydów na tym właśnie polega – opowiadamy sobie wzajemnie tę historię: dzielą się swoimi wspomnieniami i pamiątkami, a ja tym, co znajduję w archiwach. Przekazuję to następnie dalej podczas warsztatów edukacyjno-artystycznych.
Na czym polega działalność Fundacji?
– Bliższa jest mi praca z pamięcią poprzez edukację i sztukę niż wykuwanie w kamieniu. Od samego początku Fundacja działa projektowo. Staramy się o rozmaite dofinansowania na warsztaty, które przeważnie organizujemy w wakacje. Zawsze są to zajęcia wielopokoleniowe i oparte o materiały źródłowe, dzielimy się rodzinnymi historiami. Zależy mi także na działalności wydawniczej – chciałabym aby wspomnienia o mieście w językach obcych docierały zarówno do jego mieszkańców, jak i świata naukowego.
Spotyka się to z zainteresowaniem?
– Zapotrzebowanie jest duże, ponieważ wiedza o żydowskim Tomaszowie okazuje się znikoma, szerzej nieznana. W szkole niewiele jest przestrzeni na historię lokalną, w szczególności na historię o mniejszościach. W mieście nie ma żadnej tablicy informującej o tym, gdzie było getto. W tym roku opublikowaliśmy dwujęzyczny przewodnik po tomaszowskim getcie, więc to pierwsza próba materialnego utrwalenia tego rozdziału w historii miasta w sposób, pokazania gdzie były mury getta. Publikacja spotkała się z dużym zainteresowaniem, zawędrowała do Ameryki, Australii i Nowej Zelandii.
Temat stosunków polsko-żydowskich na poziomie polityki krajowej i zagranicznej budzi ogromne emocje. Jak jest w społeczności lokalnej? Może tu jest inaczej?
– Jest narracja polityczna i historyczna, każde miasto i wieś ma swoją: powstają pomniki, organizowane są marsze.
Ale ja wzbraniam się przed budową pomników, bo nie da się nakazać komuś pamiętać. Oczywiście, są bardzo ważne i należy o nie dbać, natomiast mi zależy na tym, żeby utożsamiać się z historią, a żeby to było możliwe musimy włączyć tę historię w siebie i siebie włączyć w historię.
Mam poczucie, że kiedy na organizowanych przez Pasaże Pamięci warsztatach mieszkaniec Tomaszowa Mazowieckiego odnajduje się w historii, która jest również żydowska, dzieje się coś bardzo ważnego. Pomnik powinien być dopiero na końcu tego procesu. Inaczej będzie tylko kamieniem, instrukcją, żeby pamiętać.
Będziemy starać się o to, żeby powstała w końcu tablica informująca o granicach getta, ale moim celem jest tożsamość i realna pamięć, a nie samo upamiętnianie. Zauważyłam też, że to, co polaryzuje jest z poziomu politycznego i historycznego, natomiast działania włączające, a więc wspólne organizowanie spektaklu ma funkcje społeczną i tego nie robi – każdy się w tym odnajduje, czuje przestrzeń dla swojego głosu, swojej opowieści.
Natomiast nie spotykam się w swojej działalności z realnym zagrożeniem. Mamy swoich sympatyków, są też osoby niechętne działalności Fundacji, zdarzyły się nieprzychylne komentarze – anonimowe, w Internecie, ale wciąż to nieliczne przypadki.
„Trzeba pamiętać, że opiekowanie się lokalnymi cmentarzami pozwala na poznawanie historii i szukanie sensu obywatelstwa – jako członkostwa we wspólnocie narodowej” – czytamy w „nieurzędowym raporcie” z zakończonej kadencji Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara. Co Pani osiąga we wspólnocie lokalnej?
– Wspólnotę. Ją trzeba stale budować, przebudowywać, ustanawiać na nowo. Wszelkiego rodzaju warsztaty i rozmowy pokazują, że wciąż jest bardziej wyobrażona, niż realna. Co rzeczywiście nas łączy?
To, co robię jest właśnie ustanawianiem wspólnoty. Dla mnie nie jest oczywiste, że mamy wspólną historię: ja mam swoją, Pani swoją, miasto ma własną i rząd jeszcze inną – historie są różne, trzeba je konfrontować. Dla mnie proces edukacji, a także opowiadanie o żydowskim Tomaszowie pełni tę funkcję. Widzę wspólnotę w perspektywie wczoraj, dziś i jutra.
Opiekowanie się przeszłością daje poczucie przynależności.
Nie przepadam za słowem obywatelski – wolę tożsamościowy, bo obywatelski jest właśnie z porządku politycznego i historycznego, a tożsamościowy ze społecznego. Łączenie wiedzy o sobie, rodzinie (bo każdy na prowadzonych przez Fundację warsztatach poznaje własne korzenie), mieście, sąsiadach polskich, niemieckich, żydowskich i rosyjskich takie właśnie jest – pozwala czuć się u siebie.
Justyna Biernat – założycielka Fundacji Pasaże Pamięci, która działa w Tomaszowie Mazowieckiem; teatrolożka i filolożka związana z Polską Akademią Nauk; autorka i koordynatorka projektów edukacyjno-artystycznych oraz edukatorka teatralna; przywraca pamięć o tomaszowskich Żydach; wraz z Fundacją opublikowała trzy książki: "Sen o teatrze. Listy z tomaszowskiego getta" (dokonała edycji listów Lutka Orenbacha), "Echa Zagłady. Fragmenty pamiętnika" Miry Ryczke-Kimmelman (przygotowała wstęp i opracowała polskie wydanie wspomnień autorki) oraz "Czarne sylwetki. Przewodnik po tomaszowskim getcie/Black silhouettes. Guide to the Tomaszów Mazowiecki ghetto" (opracowała pierwsze wydanie przewodnika wraz z mapą getta); w 2020 roku nominowana do Nagrody Polin.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.