Michał Syska: Lokalne polityki pamięci będą coraz silniejsze i władzom centralnym trudniej będzie narzucać jeden wzorzec [wywiad]
– Najgorsze jest to, że przeciwstawia się dramatyczne wybory żołnierzy z decyzjami tych osób, które uznały powojenny ład, nie mając na niego wpływu i zaangażowały się w odbudowywanie Polski. Obecny stan debaty publicznej nie pozwala na niuansowanie – mówi Michał Syska, Pełnomocnik Prezydenta Dąbrowy Górniczej ds. Marki Miasta, Kultury i Sportu.
Estera Flieger: Po co nam historia?
Michał Syska: Może pomagać zrozumieć teraźniejszość i projektować przyszłość, a im lepiej ją znamy, tym lepiej to zrobimy. Ponadto pamięć spaja wspólnoty na szczeblu lokalnym i krajowym, jak i międzynarodowym – Unię Europejską nazywamy wspólnotą, odwołując się do doświadczeń z przeszłości, np. II wojny światowej.
Pana zdaniem należy uprawiać politykę historyczną? Już samo pojęcie ma sporo przeciwników.
– Uczestnicy dyskusji o polityce historycznej, którzy utożsamiają to pojęcie z manipulacją, są więc jej przeciwni, jednocześnie również uprawiają politykę historyczną. Bo wszyscy to robimy. Na poziomie prywatnym – mamy przecież swoich ulubionych bohaterów historycznych i na poziomie samorządowym – robi to każde miasto lub wieś, decydując o tym gdzie i jaki pomnik postawić.
Polityka historyczna obiektywnie istnieje. Jest nieodzowną częścią życia społecznego. Odróżniam ją od kłamstw – czym innym jest zaprzeczanie faktom historycznym, a czym innym uznanie, że dana postać zasługuje na upamiętnienie, inna zaś nie.
Oczywiście historia jest także obszarem sporu politycznego. Co za tym idzie, również wyboru: prezentuje się ją również z różnych perspektyw, nadaje priorytet określonym wydarzeniom – filtrem są wyznawane przez osobę ją opowiadającą wartości lub jej pozycja społeczna, może więc położyć akcent na grupy uprzywilejowane lub wykluczone. W ostatnich latach pojawił się problem oddawania czci żołnierzom odpowiedzialnym za zbrodnie popełnione na cywilach.
Chodzi o „Burego”?
– Do jednego, pojemnego worka żołnierzy wyklętych wrzucono z jednej strony rotmistrza Witolda Pileckiego i kapitana Romualda Rajsa „Burego”.
A może środowiska lewicowe oddały temat podziemia niepodległościowego prawicy, zapominając, że współtworzył je przedwojenny PPS?
– Widzę dwa inne problemy. Po pierwsze, w świadomości społecznej słabo ugruntowane jest istnienie PPS-owskich organizacji zbrojnych podczas II wojny światowej. W Zagłębiu Dąbrowskim i Okręgu Śląskim większość wśród żołnierzy AK stanowili socjaliści.
W Okręgu Śląskim Armii Krajowej trzon oporu stanowiła Gwardia Ludowa PPS: opierała się o nią działalność partyzancka oraz dywersyjna – cywilna, czyli prowadzona w zakładach pracy. Część z nich po wojnie pozostała w konspiracji. Tymczasem w Jaworznie zdekomunizowano kamień upamiętniający partyzanta Gwardia Ludowej PPS, ponieważ IPN pomylił ją z Gwardią Ludową PPR: kuriozalne jest to, że aby to wyjaśnić lokalni działacze musieli wysłać wiele pism do instytucji odpowiedzialnej za politykę historyczną.
Po drugie, narzucany sposób mówienia o podziemiu antykomunistycznym oderwany jest od doświadczenia większości polskiego społeczeństwa i w ten sposób kłóci się z pamięcią społeczną. Liczebność oddziałów stawiających zbrojny opór komunistom była niewielka.
Najgorsze jest to, że przeciwstawia się dramatyczne wybory żołnierzy z decyzjami tych osób, które uznały powojenny ład, nie mając na niego wpływu i zaangażowały się w odbudowywanie Polski. Obecny stan debaty publicznej nie pozwala na niuansowanie.
A nieszczęście polega na tym, że obecnie jest miejsce wyłącznie na apoteozę żołnierzy podziemia i dekomunizację takich postaci jak np. Stanisław Kulczyński..
Coś więcej o jego historii?
– Był rektorem Uniwersytetu Lwowskiego, który jako jeden z nielicznych wykładowców przeciwstawiał się przed wojną gettu ławkowemu. Podczas II wojny światowej był delegatem Rządu londyńskiego. A po 1945 roku budował Uniwersytet Wrocławski i Politechnikę Wrocławską – to jemu miasto zawdzięcza to, że bardzo szybko przywrócił działalność dwóch bardzo dużych uczelni. Ponieważ należał do Stronnictwa Demokratycznego i organów władzy, Instytut Pamięci Narodowej podjął decyzję o dekomunizacji ulicy nazwanej jego imieniem. Ale jego wybór życiowy, był wyborem większości społeczeństwa.
Ale większość społeczeństwa nie przewinęła się przez Radę Państwa PRL, której członkiem był Stanisław Kulczyński. A głęboka przepaść między społeczeństwem i władzami kupującymi zza „żółtych firanek” była faktem.
– Większość społeczeństwa po II wojnie światowej chciała po prostu żyć, uczyć się, pracować. Spora jego część aktywnie włączała się w życie społeczne, budując szkoły, zakłady pracy, domy kultury. Czy zgodnie z logiką dominującej narracji o „żołnierzach wyklętych” należałoby ich uznać za zdrajców? Tadeusz Maunteuffel, żołnierz AK i po wojnie twórca Instytutu Historii PAN, powiedział wtedy Aleksandrowi Gieysztorowi: „teraz nie będziemy robić żadnej partyzantki tylko uniwersytet”. Gdyby obaj mieszkali na wsi, gdzie operowało podziemie, taką postawę mogliby przypłacić własnym życiem.
Faktem jest, że w każdym państwie, niezależnie od ustroju, elity sprawujące władzę są w uprzywilejowanej pozycji w stosunku do reszty społeczeństwa. Na ile był to głęboki podział w PRL, to kwestia do dyskusji.
Pana zdanie w dyskusji o przyszłości IPN?
– Z przyczyn symbolicznych popieram pomysł likwidacji, bo w odbiorze społecznym instytucja ta kojarzy z silnym zaangażowaniem ideologicznym.
Fundującą ją ideą był antykomunizm. To jedyne okulary, przez które interpretowana jest historia Polski.
Moim zdaniem to psuje debatę publiczną, przekreślając życiorysy i dyktowane dobrymi intencjami wybory ludzkie. Bardzo dobrze pokazał to Artur Domosławki w biografii Zygmunta Baumana: następuje utożsamienie szczytnych idei z niecnymi praktykami.
Dyskurs o PRL proponowany przez IPN to prosta historia walki dobra ze złem, bez dostrzeżenia tego, że rzeczywistość była dalece bardziej skomplikowana. Nie podważam konieczności istnienia instytutu zajmującego się polityką historyczną, ale sądzę, że warto na nowo przemyśleć jego założenia programowe.
Przecież ofiarami komunistów byli też PPS-owcy.
– Wielu ludzi nie było zdrajcami, tylko uznali, że w wyniku decyzji podjętej przez wielkie mocarstwa jedyna państwowość jaka była możliwa to ta, której egzemplifikacją stała się Polska Ludowa i dlatego angażowali się w działalność publiczną. Wśród takich osób – na niskim szczeblu, bo dla nich droga do większej kariery była zamknięta – również znaleźli się przedwojenni działacze PPS-u.
IPN-owska narracja opiera się na tym, że społeczeństwo w swej masie było nastawione na aktywną walkę z nową władzą, a z drugiej strony były wrogie mu elity, agenci sowieccy. A tak to nie wyglądało.
Czy politykę historyczną mogą uprawiać – oprócz instytucji na poziomie państwa – społeczności lokalne, organizacje społeczne i samorządy? Dąbrowa Górnicza dostarcza odpowiedzi na tak.
– Każde miasto szuka swojej tożsamości. Polska ma doświadczenie migracji i urbanizacji – napływu ludności wiejskiej do miast, historia może dać poczucie wspólnoty.
Dąbrowa Górnicza wyróżnia się jako wzorzec partycypacji obywatelskiej, a więc rozbudowanych mechanizmów oddolnej aktywności obywateli i obywatelek w podejmowaniu decyzji dotyczących rozwoju miasta.
Odwołując się do przeszłości Dąbrowy, staramy się pokazać, że tradycja zaangażowania jest dłuższa.
Sięgamy do Rewolucji 1905 roku, która dała początek masowej polityce na ziemiach polskich – robotnicy stali się aktorem politycznym, zaczęły być wydawane gazety reprezentujące poszczególne nurty polityczne. A także do tradycji Republiki Zagłębiowskiej, a więc okresu wywalczonej podczas Rewolucji 1905 roku na dziesięć dni niepodległości, kiedy obywatele od lewa do prawa samoorganizowali się. Podobnie zresztą było podczas I wojny światowej, kiedy Rosjanie wycofali się z Dąbrowy Górniczej – przy udziale osób o różnych poglądach, również wtedy powstawały animujące życie społeczne i dbające o bezpieczeństwo komitety obywatelskie i milicja. Od kilku lat przywracamy i kultywujemy pamięć o tych inicjatywach.
Dąbrowa Górnicza to kawał wciąż nieco zapomnianej historii PPS. Miasto jest częścią Zagłębia Dąbrowskiego, które nazywane było Czerwonym, co wielu kojarzy się z PRL-em. A to nie jest dobry trop. Zagłębie – obok Warszawy i Łodzi – było najsilniejszym ośrodkiem przemysłowym zaboru rosyjskiego. PPS starał się, zresztą skutecznie, o poparcie pracujących tu robotników. Józef Piłsudski wiązał duże nadzieje z regionem, licząc na to, że to właśnie tutaj początek będzie miał powstanie niepodległościowe.
A ponieważ bardzo silny w Zagłębiu był PPS, rozwijały się tutaj organizacje społeczne charakterystyczne dla tego nurtu, a więc organizacje kobiece, organizacje turystyczne, kluby sportowe, Dom Ludowy i staramy się o tym przypominać.
Rewolucja 1905 roku z różnych powodów była zapomniana lub przez lata, wypaczano jej obraz, a miała duże znaczenie dla historii społeczeństwa obywatelskiego.
Pamiętamy też o jej uczestnikach. Józef „Montwiłł” Mirecki – obok Stefana Okrzei sztandarowa postać Organizacji Bojowej PPS, otoczona w II Rzeczpospolitej państwowym kultem – był uczniem dąbrowskiej szkoły sztygarów. To także Edward Miętka, który w 1906 roku podłożył bombę w koszarach kozackich – nie wybuchła, został pojmany i na oczach mieszkańców Dąbrowy pocięty szablami, następnie jego ciało wleczono końmi na cmentarz. W latach 30. z udziałem m.in. Tomasza Arciszewskiego, a więc późniejszego premiera Rządu RP na uchodźstwie, został zorganizowany jego symboliczny pochówek. Tomasz Arciszewski był zaś twórcą PPS-Zagłębie Dąbrowskie.
Rewolucji 1905 roku sporą krzywdę zrobił PRL. Bardzo ważne dla jej przywracania jej pamięci było to, że podczas obchodów 60. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego wśród powstań niepodległościowych wymienił ją prezydent Lech Kaczyński.
– Lech Kaczyński przypominał o Rewolucji 1905 roku również podczas obchodów kolejnych rocznic odzyskania przez Polskę niepodległości.
„Stowarzyszenia tworzą kulturę demokratyczną (…). Gdzie nie ma stowarzyszeń, tam nie ma wolnych ludzi i wolnego społeczeństwa” – te słowa Edwarda Abramowskiego, który po 1905 roku rozwijał m.in. ideę kooperatywy społecznej, przypomniane zostały na wystawie stałej w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Bo Rewolucja 1905 roku, to także ważny moment w historii organizacji społecznych w Polsce.
– Dała początek nowoczesnemu społeczeństwu i polityce. Przyniosła związki zawodowe i inne organizacje. To początek społeczeństwa obywatelskiego.
Jeśli miałbym z czymś porównywać Rewolucję 1905 roku, to z wydarzeniami sierpnia 1980 roku, ponieważ to również moment, w którym organizują się robotnicy, są suwerennym podmiotem polityki, kreują historię.
Strajki podczas Rewolucji 1905 roku miały często charakter spontaniczny, a partie polityczne dołączały się do robotników – PPS i SDKPL wyszły z tego okresu wzmocnione o wielu nowych członków. Robotnicy nie tylko przekonali się o swoim znaczeniu politycznym. Ale ukształtowali własne rytuały i symbole: wcześniej, podczas świąt i demonstracji, ruch robotniczy najczęściej wykonywał pieśni religijne, odtąd śpiewał własne.
Powiedział Pan, że „miasta szukają swojej tożsamości”. Jak robiła to Dąbrowa Górnicza? Przypominając o Rewolucji 1905 roku i Republice Zagłębiowskiej samorząd wyszedł naprzeciw oczekiwaniom społeczności lokalnej czy zaproponował jej tę opowieść?
– Dąbrowa Górnicza jest specyficznym miastem. Po II wojnie światowej mieszkało tu ok. 60 tys. osób. Dynamiczny rozwój przyniosły lata 70. wraz z budową Huty Katowice: liczba mieszkańców wzrosła trzykrotnie. Nowi mieszkańcy przyjechali tu z różnych części Polski, a więc ich pamięć historyczna była zróżnicowana. Pamięć o historii lokalnej była więc udziałem części społeczności Dąbrowy. Wśród niej znalazły się osoby, które na strychach miały pamiątki po przodkach zaangażowanych w ruch robotniczy. Żyje rodzina Edwarda Miętki – miałem okazje z nią rozmawiać i usłyszeć to, co przekazywali sobie z pokolenia na pokolenie o jego pojmaniu i śmierci.
Doświadczenie Dąbrowy – czyli migracji – dzieli zresztą wiele miast.
My stawiamy na pluralizm – podkreślamy z jednej strony rolę księdza Augustynika, działacza społeczno-kulturalnego i animatora Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich, i Kazimierza Srokowskiego związanego Towarzystwem Gimnastycznym „Sokół” i Ligą Narodową, a z drugiej PPS.
Bo gdzie w Dąbrowie nie spojrzymy, tam pojawia się historia. Najbardziej znany klub sportowy w mieście – Robotniczy Klub Sportowy „Zagłębie” Dąbrowa Górnicza – 96 lat temu założył właśnie PPS. Zresztą kluby sportowe są dobrym przykładem wyrwy w pamięci, którą najpierw wykopał PRL, a następnie pogłębiła III RP, bo nikt dziś nie pamięta jakie były ich początki, że zakładali je socjaliści. To historia nie tylko sportu, a polityczna i społeczna. W tym roku setne urodziny obchodzi Robotniczy Klub Sportowy Raków Częstochowy, aktualny wicemistrz Polski założony przez PPS. W dodatku w dzielnicy, która była bastionem partii. RKS Raków Częstochowa był skupiony w Związku Robotniczych Towarzystw Sportowych Okręg Zagłębie Dąbrowskie. A takie organizacje sportowe miały własny kodeks etyczny i rozgrywki – w międzywojniu partie socjaldemokratyczne z całej Europy animowały Robotnicze Igrzyska Olimpijskie, w których brali udział polscy sportowcy. I takich rzeczy szukamy, aby spajać wspólnotę.
Warto pokazywać mieszkańcom, kto tworzył ich miasta, kto miał wpływ na instytucje, które przetrwały do dziś lub są wzorcem dla nowych, współczesnych.
Te wszystkie wątki łączy postać związanego z Dąbrową Górniczą inżyniera Cezarego Uthke, który pracował dla samorządu, był działaczem PPS i jednym z założycieli działającego w mieście klubu sportowego oraz Robotniczego Towarzystwa Turystycznego, a podczas II wojny światowej komendantem Gwardii Ludowej PPS i zastępcą dowódcy Armii Krajowej na Śląsku, zginął z rąk hitlerowców. Te instytucje, które powołał do życia, służą dalej mieszkańcom miasta lub wyznaczają kierunki działań dla nich i innych organizacji.
Przywracanie pamięci to coś więcej niż składanie kwiatów pod pomnikami: jak więc robi to Dąbrowa Górnicza? Jak dociera do młodzieży? Czy angażuje w ten proces społeczność?
– Staramy się w miarę możliwości korzystać z dostosowanych do potrzeb dzisiejszych odbiorców form komunikacji, czyli nasze Muzeum Miejskie „Sztygarka” stworzyło tematyczne strony internetowe. W trakcie rozwoju Dąbrowy, w jej granice administracyjne włączane były wsie, prezentujemy więc na tych stronach historie dzielnic, które kiedyś były niezależnymi miejscowościami. Mamy także stronę zaglebie1905.pl, gdzie staramy się zbierać wszystkie informacje o PPS i Rewolucji w Zagłębiu Dąbrowskim. Robimy filmy – myślę, że atrakcyjne. W zeszłym roku premierę miał krótki film z elementami animacji, którego bohaterem jest Edward Miętka. W tym roku chcemy zrobić kolejny – o Józefie „Montwille” Mireckim.
Włączamy mieszkańców w nasze działania, choć pandemia to utrudniła. W mieście jest chór „Zorza”: w zasobach muzeum znaleźliśmy tekst, którego autorem jest Adam Napielski, lekarz miejski w międzywojennej Dąbrowie Górniczej – to marsz żałoby na część bojowców PPS, którzy zginęli w walce o niepodległość Polski. Nigdzie nie znaleźliśmy nut, ale stojąca na czele chóru pani Elżebieta Bartosik-Kaźmierska opracowała go muzycznie. Chórzyści i chórzystki są gotowi, aby go wykonać. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zaśpiewają jesienią i będzie to pierwsze wykonanie marsza od 1938 roku, bo wtedy, podczas odsłonięcia w pobliskim Będzinie pomnika poświęconego zagłębiowskim bojowcom, miał premierę.
Z jakim odzewem spotykają się te działania? Ludzi to interesuje?
– Tak. Bo to historia wciąż mało znana. Blisko godzinny film o Rewolucji 1905 roku obejrzało bardzo wielu internautów. Odzywali się mieszkańcy miasta, którzy pisali, że nie znali tej historii, ale była dla nich bardzo ciekawa. Popularne są koszulki promujące Republikę Zagłębiowską, o której wiedzę na większą skalę zaczęliśmy popularyzować rok temu. Mam nadzieję, że z roku na rok będziemy podejmować więcej działań. Rozwija się muzeum, które dociera do kolejnych opowieści i odkrywa losy nieznanych wcześniej postaci, natrafiło na wiele materiałów źródłowych w rosyjskich archiwach. Zależy nam również na wydobyciu z niepamięci historii kobiet – Aleksandra Piłsudska często bywała w Dąbrowie Górniczej. Żona pierwszego prezydenta miasta Adama Piwowara, była działaczką społeczną.
Wiele pracy jeszcze do wykonania, bo PPS wciąż myli się niektórym z PZPR, bo to problem, o którym już mówiłem: wymazywania – na różnych etapach – socjalistów z polskiej historii.
Chcemy też wyjść poza społeczność lokalną. W odbiorze Rewolucji 1905 roku nastąpił postęp dzięki ważnym publikacjom, np. Wiktora Marca oraz działaniom aktywistów i aktywistek związanych z „Krytyką Polityczną” w Łodzi, ale dążymy też do tego, by w opowieści o tym wydarzeniu na poziomie historii Polski, takie miejsce jak właśnie Łódź czy Warszawa, miała również Dąbrowa Górnicza, która była bardzo ważnym miejscem.
Minister Przemysław Czarnek nie zachęca do historii, a wręcz przeciwnie. Mam więc obawy, że po zmianie władzy historia przestanie być w ogóle ważna. Może to w społecznościach lokalnych jest więc nadzieja na równowagę, wspólnoto-twórcze miejsce dla przeszłości?
– Dostrzegam napięcie pomiędzy narzucaną z góry polityką historyczną, a lokalnymi politykami historycznymi i regionalnymi pamięciami. I widzę to na wielu polach – wrócę do przykładu prof. Kulczyńskiego: próba dekomunizacji spotkała się z dużym oporem we Wrocławiu, bo szła wbrew doświadczeniu życiowemu wszystkich ludzi, którzy przyjechali do miasta po 1945 roku.
Wspólnoty lokalne mogą być tamą przeciwko głupiej polityce historycznej. Czy takiej, która jest przejawem ideologicznego zaślepienia i zaprzecza faktom.
Inny przykład: mocno trzymam kciuki za inicjatywę rozwijającą się w północnych powiatach województwa Wielkopolskiego oraz w województwie Zachodniopomorskim, gdzie próbuje się zdekomunizować symbole krwawych walk I Armii Wojska Polskiego o Wał Pomorski – chodzi o miecze grunwaldzkie, nie wiem dlaczego uznane za symbol komunizmu. Społeczność lokalna nie zgodziła się. Powstał projekt turystyczny „Wał Pomorski 1945”. Gminy z tych regionów dogadały się i realizują go razem, popularyzując wiedzę o tych walkach.
Lokalne polityki pamięci będą coraz silniejsze i władzom centralnym trudniej będzie narzucać jeden wzorzec. Będą uodpornione na wszelkie formy manipulacji, bo są zakorzenione w żywym doświadczeniu przekazywanym z pokolenia na pokolenie. Przeprowadzając się do Zagłębia, chciałem też poznać historię sąsiadującego z nim Górnego Śląska. Wiele mi dała lektura książki Zbigniewa Rokity „Kajś” – to przykład nowego myślenia o historii lokalnej. Nie tylko pozwoliła mi zrozumieć Górny Śląsk, ale także zwrócić uwagę na wyzwanie, jakim jest prowadzenie dialogu pośród różnych pamięci lokalnych, tak aby nie ustawiać ich w kontrze, a otworzyć na wzajemne zrozumienie.
Michał Syska – prawnik, publicysta, działacz społeczny. Związany z think tankami: Ośrodkiem Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a we Wrocławiu oraz Stowarzyszeniem Biznes-Nauka-Samorząd „Pro Silesia” w Katowicach. Od 2020 roku Pełnomocnik Prezydenta Dąbrowy Górniczej ds. Marki Miasta, Kultury i Sportu
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.