Nadaždin: Kiedy zaczynamy o kimś myśleć jako o nieludziach, zawsze rodzą się demony
– Gdy dochodzi do naruszenia praw człowieka, role są określone: albo jesteś osobą, której prawa człowieka są łamane, albo sprawcą tych naruszeń, albo świadkiem. Nie ma nieobecnych – mówi Draginja Nadaždin, dyrektorka Amnesty International Polska, które obchodzi 30. rocznicę działalności. Już jutro Międzynarodowy Dzień Praw Więźniów.
Ignacy Dudkiewicz: – Mamy ciemne czasy?
Draginja Nadaždin, dyrektorka Amnesty International Polska: – Zawsze gdzieś na świecie trwają ciemne czasy.
Gdzieś?
– Musimy pamiętać, że nawet wtedy, kiedy sami czujemy się bezpiecznie i żyjemy w dobrobycie, to w innych miejscach świata – a niekiedy blisko nas – dzieją się rzeczy straszne i możemy na nie zareagować.
A globalnie? Jest coraz gorzej?
– To skomplikowane.
W kilku wyjątkowo ważnych państwach, które kształtują światowe trendy, widzimy bardzo niepokojące zjawiska. Dobrym przykładem są Stany Zjednoczone – ich polityka migracyjna, podejście do rasizmu czy brak gotowości prezydenta Donalda Trumpa do współpracy z Międzynarodowym Trybunałem Karnym, próba szkodzenia temu ciału i karania ludzi w nim pracujących. Niepokoi także sytuacja w innych silnych państwach, jak Chiny czy Rosja.
Czy to jednak powód, żeby nazwać czasy wyjątkowo ciemnymi? Nie wydaje mi się.
Aż chciałoby się powiedzieć: nic nowego.
– To czasy ciekawe i bolesne, ale przede wszystkim mobilizujące.
Na niepokojące zjawiska potrzebne są stanowcze reakcje. I wiele osób się na nie decyduje, pokazując, że w granicznych sytuacjach stać je na wiele, gdy trzeba zadziałać, przeciwstawić się niesprawiedliwości, pomóc innym.
Ale na sformułowanie, że nie dzieje się „nic nowego”, się nie zgodzę.
A co nowego się dzieje?
– Sprawą, która jest ważna dla całego świata, a wciąż jest zaniedbywana, jest los samej planety. Różni ludzie, przede wszystkim młodzi, choćby z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, zwracają naszą uwagę, że o różne rzeczy możemy się spierać czy nawet kłócić, ale czas, który mamy na naszej planecie do dyspozycji, umyka w zatrważającym tempie. Jeśli nie zaczniemy być bardziej odpowiedzialni, nie będzie dla nas ratunku.
Kryzys klimatyczny już teraz wywołuje ogromne problemy w sferze ochrony praw człowieka czy ekonomii – i będzie dalej trwale zmieniać życie na ziemi.
A nawet w tak istotnej sprawie nie ma wśród decydentów z najbogatszych i najsilniejszych państw świata zgody co do tego, że jest to absolutny priorytet.
Jest jeszcze drugie zjawisko, przynajmniej częściowo nowe…
Jakie?
– Oto na czele kilku państw mających bardzo duży wpływ na świat stoją osoby nieodpowiedzialne, które nie myślą o przyszłości i dobrostanie innych oraz nie słuchają nikogo. Możemy się śmiać z ich zachowań czy wypowiedzi, ale konsekwencje ich niezdolności do stanięcia na wysokości zadania nie są śmieszne. Są poważne i groźne.
Dla kogo?
– Ostatecznie: dla wszystkich.
Na swoje stronie przywołujecie słowa Martina Luthera Kinga, że „niesprawiedliwość gdziekolwiek jest zagrożeniem dla sprawiedliwości wszędzie”…
– Bo żadne państwo nie jest odizolowane.
Gdy decydenci najsilniejszych państw świata mówią, że międzynarodowy system współpracy i prawodawstwa – budowany przez lata – jest nieważny, a standardy ochrony praw człowieka są podważane, to mówimy o groźnym trendzie dla całej ludzkości.
Również dlatego, że podobne zachowania są powielane przez kolejne państwa.
Innym hasłem Amnesty International są słowa Konfucjusza, że „lepiej zapalić świecę niż przeklinać ciemność”…
– Absolutnie. Patrzymy z niepokojem na różne sytuacje na świecie, ale nie po to, by załamać ręce. Niepokój powinien być motorem i inspiracją do działania, a nie czymś, co nas obezwładnia. Zauważamy zło, opisujemy je, nagłaśniamy i zwracamy na nie uwagę, bo największy sukces osiągamy wtedy, gdy pojawiają się osoby, które – dowiadując się o tym, co się dzieje – chcą zareagować. Które mówią: „jest źle, ale chcemy to zmienić”. Tym się kierujemy. Nie ma sensu tylko siedzieć i się niepokoić. Trzeba coś z tym zrobić.
Co konkretnie? Gdzie zapaliliście te świece?
– 30. urodziny to rzadka i dobra okazja, żeby się zatrzymać i świętować. Widzimy, jak wiele udało się zrobić. Znamy historie, które wyglądały na beznadziejne, a jednak udało się je doprowadzić do szczęśliwego końca.
Czyli?
– Choćby do wyciągnięcia kogoś z łagru.
Na beznadziejną długo wyglądała sprawa Ołeha Sencowa, ukraińskiego reżysera porwanego na Krymie przez Rosjan, skazanego za rzekomy terroryzm, odesłanego do kolonii karnej na dalekiej północy Rosji i przetrzymywanego w strasznych warunkach. Gdy chcieliśmy, by nasi działacze go odwiedzili, rosyjskie władze się nie zgodziły. Rozpoczął strajk głodowy, który go całkowicie wyniszczył, poważnie się obawialiśmy, czy przeżyje.
A jednak dziś jest wolny.
– W jego obronie udało się zmobilizować nie tylko działaczy Amnesty, ale też na przykład wielu twórców oraz tysiące zwykłych ludzi na całym świecie. Gdy jesienią zeszłego roku Sencow odwiedził Polskę, opowiadał, że choć ich nie dostawał, to wiedział o wielu listach, które do niego przychodziły. Dano mu je – cały wór – gdy wychodził z łagru. Mówił, że cały czas dają mu siłę.
To zwycięstwo na wielu poziomach. Po pierwsze, decydenci długo udawali, że nie słyszą protestów, odgrywali wszechmocnych, którzy nie muszą się nikim przejmować. A jednak okazało się, że nie są na to głusi, że nie mogą tego całkiem ignorować. Po drugie, kolejny raz zobaczyliśmy, ile nasze wsparcie może znaczyć dla konkretnego człowieka i jego bliskich, jak pozwala mu ocalić godność, daje świadomość, że jest ważny, że tysiące ludzi na całym świecie domagają się sprawiedliwości, wymawiają jego imię i nazwisko, niekiedy pisząc je w listach z błędami ortograficznymi. Wtedy więzień wie, że świat nie pozwoli, by został anonimowy i zapomniany.
Dla więźniów sumienia często to właśnie zapomnienie i niezauważenie, że doświadczają niesprawiedliwości, jest najtrudniejsze.
Niektórzy w tej samotności i zapomnieniu umierają.
– To prawda. Czasami jedyne, co nam zostaje, to ocalenie czyjejś historii, niezgoda na to, by osoby, które zginęły lub zaginęły, zostały zapomniane. To wyjątkowo ważne dla ich bliskich.
To wszystko trzeba dokumentować, opisywać, zachowywać na przyszłość. Te historie nie mogą zniknąć, bo tylko opowiadając o nich, możemy zachęcić ludzi do zabrania głosu, wyrażenia sprzeciwu. Najstraszniejsze rzeczy dzieją się, kiedy milcząca większość na nie pozwala.
Ilu więźniów sumienia jest na całym świecie?
– Nie prowadzimy tego typu statystyk, bo niezwykle trudno jest to policzyć.
Dlaczego?
– Po pierwsze, więźniowie sumienia to osoby, które są więzione lub prześladowane ze względu na to, jakie mają poglądy, które głoszą w sposób pokojowy. Jednocześnie wiele osób więzionych z powodów politycznych czy prześladowanych za poglądy – na przykład obrońcy i obrończynie praw człowieka czy krytycy władzy – zostało oskarżonych i skazanych nie wprost za działalność polityczną. Dlatego trzeba się przyglądać temu, czy oskarżenia są fabrykowane.
Jakie to oskarżenia?
– Na przykład w Azji Centralnej opozycjoniści i obrońcy praw człowieka bardzo często są oskarżani o chuligaństwo czy posiadanie narkotyków. W Tadżykistanie przeciwników politycznych oskarża się o terroryzm. Za każdym razem trzeba się przyjrzeć, na jakich podstawach oparte są zarzuty.
Często najsurowsze i najbardziej absurdalne wyroki mają odstraszać innych – pokazać, jak może skończyć się przeciwstawianie się władzy. Temu na pewno służy skazanie na 38 lat więzienia i chłostę irańskiej prawniczki, Nasrin Sotoudeh, która walczyła o prawa człowieka, w szczególności kobiet. Ale przecież jej historia to symbol historii wielu innych osób, które w Iranie i innych miejscach świata bronią praw człowieka, a świat o nich nie usłyszał, bo na przykład robiły bardzo wiele, ale na skalę lokalnej społeczności.
Nikt nie zna więc dokładnych liczb także dlatego – to drugi powód – że nikt nie zna wszystkich tych historii.
To ustalmy chociaż, jakiego rzędu są to liczby.
– Dużego. Zbyt dużego. Na pewno mówimy o tysiącach osób.
Trzeci powód, dla którego nie sposób ustalić konkretnej liczby więźniów sumienia, to jej nieustanna zmienność. Co jakiś czas na świecie dochodzi do masowych aresztowań – najczęściej gdy jakaś władza wyjątkowo się boi. Obecnie dzieje się to chociażby…
Na Białorusi.
– Otóż to. Tuż za naszą granicą od kilku tygodni dzień w dzień aresztuje się kolejnych ludzi tylko za to, że krytykują urzędującego prezydenta. To samo dzieje się w Rosji: kolejni dziennikarze zostają zatrzymywani za to, że stoją w pojedynkę na ulicy z kartką z nazwiskiem kolegi, który został zwinięty kilka dni wcześniej. Później przychodzi kolejny dziennikarz i tak w kółko. Są zamykani na od 14 do 30 dni, nie są to bardzo długie kary, ale nie zmienia to faktu, że na ten czas stają się więźniami sumienia.
Po czwarte, musimy pamiętać nie tylko o tych, którzy są więzieni, ale także o tych, którzy będąc na wolności, nie mogą czuć się wolni, bo na przykład zagrażają im jednostki paramilitarne albo ktoś im nieustannie grozi, a państwo nie zapewnia im ochrony.
Mówimy o Białorusi, Rosji, Iranie, Tadżykistanie… W jakim stopniu prawa do głoszenia swoich poglądów są naruszane także w krajach, które powszechnie są uznawane za demokratyczne i przestrzegające standardów?
– Również w nich dzieją się rzeczy niepokojące. W kolejnych krajach okazuje się, że solidarność z migrantami i uchodźcami może stać się przedmiotem kryminalizacji, pretekstem do stawiania aktywistom zarzutów karnych. To dzieje się nie tylko na Węgrzech, ale także w Stanach Zjednoczonych, Francji czy Wielkiej Brytanii. Taka polityka ma zarówno zniechęcić migrantów i uchodźców do przyjeżdżania do tych krajów, jak i zmienić społeczne podejście do ludzi i organizacji, które im pomagają.
A karanie za solidarność jest zaprzeczeniem obywatelskości. To trend, który może się rozpowszechniać.
Przykłady można zresztą mnożyć. Lubimy o sobie myśleć dobrze, przekonani, że różne zjawiska mamy już za sobą. A gdy tylko spojrzymy głębiej, okazuje się, że niewolnicy mieszkają tuż obok nas, że wszyscy korzystamy z wyzysku i niewolniczej pracy, że nasze państwa organizują tajne więzienia i stosują tortury…
– W Hiszpanii na przykład użyto ustawy antyterrorystycznej do ograniczenia wolności słowa i satyry. Okazało się, że wystarczyły pojedyncze wypowiedzi w mediach społecznościowych, użycie żartu przez muzyków czy dziennikarzy, ostrzejsze sformułowanie, by zacząć być ściganym jako osoba zagrażająca bezpieczeństwu narodowemu.
Dlatego Amnesty International monitoruje sytuację praw człowieka w prawie wszystkich krajach świata, również w Europie.
Gdy nagłaśniamy konkretne sytuacje i opisujemy je w rocznym raporcie podsumowującym przestrzeganie praw człowieka na całym świecie, nie mówimy o krajach lepszych i gorszych – każde naruszenie praw człowieka jest poważne i należy je poważnie traktować. Jeżeli jest systemowe, to tym bardziej.
To jasne, że trzeba bronić konkretnych ludzi, których prawa jako więźniów są łamane. Czy można jednak poprawić ich los systemowo?
– Profesor Zbigniew Hołda powtarzał, że sposób, w jaki traktujemy osoby w więzieniach, jest papierkiem lakmusowym tego, na ile w ogóle respektujemy prawa człowieka. Innymi słowy: sposób, w jaki myślimy o tym, jak ma wyglądać system penitencjarny i życie człowieka w więzieniu, czemu ono służy, bardzo wiele mówi o nas samych.
Co takiego na przykład?
– W wielu krajach populistyczni politycy traktują więźniów jako wygodny temat, na którym można zdobyć popularność, przekonując, że im ostrzejsza kara i gorsze warunki jej odbywania, tym większa sprawiedliwość.
Wiele osób tak rzeczywiście myśli.
– I się myli. Po pierwsze, to nieludzkie. Nieludzkie warunki pozostają nieludzkie niezależnie od tego, kto w nich przebywa. Po drugie, to oszukiwanie samych siebie, ponieważ to nie wysokość kary odstrasza potencjalnych przestępców, lecz jej nieuchronność. Po trzecie, to kwestia podstawowych wartości, na których ufundowane jest nasze społeczeństwo, a więc praw człowieka i godności. Więźniowie nie mogą zostać zapomniani.
Przekonanie, że sprawcy poważnego przestępstwa należy zadać jak najwięcej cierpień, jest bardzo niebezpieczne i prowadzi do systemowych problemów, takich jak tworzenie specjalnego ośrodka dla osób uznanych za szczególnie niebezpieczne, choć odbyły już swoją karę.
Mówimy o niesławnym ośrodku w Gostyninie, już dawno przeludnionym, w wyniku czego niemożliwa staje się tam jakakolwiek terapia i praca z osadzonymi…
– Podstawowy problem jest w naszych głowach. Nie możemy odmawiać innym ludziom człowieczeństwa, jakkolwiek groźnymi przestępcami by nie byli lub o jak poważne rzeczy nie byliby oskarżeni.
Musimy zrozumieć, że człowiek, który trafia do więzienia, pozostaje częścią społeczeństwa i często do niego później wróci.
W tej sferze istotną rolę, często negatywną, odgrywają też media. Gdy dochodzi do głośnego przestępstwa, często jest ono nagłaśniane w sposób potęgujący przekonanie, że potrzebna jest jak najsurowsza kara. Niekiedy wyrok zostaje wydany, zanim oskarżonemu zostaną postawione zarzuty, a dowolnie brutalne traktowanie go, nawet jeśli nie ma uzasadnienia, zostaje usprawiedliwione.
A politycy później wychodzą i mówią: „trzeba zaostrzyć prawo”.
– Otóż to. Potrzeba tu większej ostrożności, bo byliśmy świadkami historii, które w wielu krajach posłużyły jako pretekst do zaostrzania prawa. Warto pamiętać, że to zależy nie tylko od decydentów z Ministerstwa Sprawiedliwości, ale też od poparcia społecznego.
Poparcia, które usprawiedliwia niekiedy praktyki wręcz zbrodnicze.
– Kiedy o pewnej grupie ludzi czy konkretnych osobach myśli się jako o nieludziach, zawsze rodzą się demony. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia dwadzieścia lat temu po ataku na World Trade Center. Okazało się, że osoby podejrzane o terroryzm na podstawie mniej lub bardziej twardych dowodów traciły wszelkie prawa i znikały w tak zwanym tajnym programie CIA. Były torturowane, przewożone z miejsca na miejsce, przetrzymywane w tak zwanych czarnych dziurach. Pytałeś o naruszenia praw więźniów w krajach demokratycznych… Przecież to się działo także w Polsce! Pierwszy po 1989 roku raport Amnesty International dotyczący naszego kraju opisywał właśnie udział naszego państwa w tajnym programie CIA.
Powstały także kolejne raporty AI o Polsce?
– Tak. Sytuacja w Polsce jest co roku opisywana w ramach raportu rocznego, ale raporty dotyczące konkretnie Polski dotyczyły później wolności zgromadzeń, wolnych sądów i presji wywieranej na sędziów i prokuratorów, a także implementacji Konwencji Stambulskiej, której celem jest zapobieganie przemocy ze względu na płeć.
Na swojej stronie piszecie, że „podobnie jak w przypadku wszystkich innych naruszeń praw człowieka, ubóstwo oraz przynależność do jednej z dyskryminowanych grup zwiększają prawdopodobieństwo stosowania tortur i ograniczają możliwości obrony”. To też element systemu.
– Oczywiście. Dobrym przykładem jest to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Gdy popatrzy się na wszelkie statystyki dotyczące stosowania kary śmierci, okaże się, że dysproporcjonalnie częściej skazywane na nią są osoby z uboższych warstw społecznych. Osoby z określonych grup społecznych, na przykład ubogie, ale też o czarnym kolorze skóry, są częściej traktowane jako podejrzane przez policję, częściej zatrzymywane bez powodu, częściej używana jest wobec nich przemoc, łącznie ze stosowaniem ostrej amunicji.
Podobne mechanizmy działają wszędzie na świecie. Również w Polsce. Osoby w kryzysie bezdomności są bardziej narażone na bycie celem ataków przypadkowych osób, na doświadczanie przestępstw z nienawiści wynikającej z ich ubóstwa. Jednocześnie są też bardziej narażone na to, że funkcjonariusze publiczni będą je traktować jako potencjalnych przestępców.
Kolejny przykład: Filipiny pod rządami prezydenta Rodrigo Duterte, który jako jeden ze swoich flagowych projektów ogłosił wojnę z narkotykami. W praktyce jest to de facto wojna z ubogimi. Policja, szwadrony śmierci i wynajęci zabójcy przyjeżdżają do slumsów, mordują ludzi, a prezydent chwali się liczbą zlikwidowanych dilerów. Mówimy o tysiącach osób!
Zapytam brutalnie: dlaczego w zasadzie Cię to obchodzi? Na waszej stronie czytam, że „niesprawiedliwość na świecie traktujecie osobiście”. Dlaczego?
– Najtrudniej jest mówić o rzeczach oczywistych, a oczywiste jest to, że każdemu człowiekowi przysługują te same prawa. Narodowość, miejsce urodzenia, płeć lub sytuacja finansowa nie powinny sprawiać, że te prawa są respektowane w mniejszym lub większym stopniu.
Każde naruszenie praw człowieka dotyka nas osobiście, bo gdy dochodzi do naruszenia praw człowieka, role są określone – albo jesteś osobą, której prawa człowieka są łamane, albo sprawcą tych naruszeń, albo świadkiem. Nie ma nieobecnych. Bo nawet jeśli sprawa dzieje się w Syrii, Turcji lub Chinach, prędzej czy później się o tym dowiesz. Nie możesz powiedzieć, że nie wiedziałeś, że miliony Ujgurów w Chinach są przetrzymywane w obozach. A jeśli nie wiedziałeś, to już wiesz. Świadek może wybrać, jak zareaguje. Ludziom, którzy współtworzą Amnesty, towarzyszy przekonanie, że mają wpływ na to, co się dzieje na świecie i że warto swoją wolność w tym celu wykorzystać.
Draginja Nadaždin – dyrektorka Amnesty International Polska od 2007 roku. Absolwentka Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW oraz Szkoły Praw Człowieka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Źródło: informacja własna ngo.pl