21 maja polska sekcja Amnesty International świętowała jubileusz działalności. O tym, co udało się zrobić przez 25 lat, ale też o nowych wyzwaniach, rozmawiamy z Draginją Nadażdin, dyrektorką polskiej sekcji AI. Swoimi refleksjami o roli nie do przecenienia tej organizacji dzieli się też Henryk Wujec, opozycjonista z czasów PRL.
Rafał Gębura, ngo.pl: – Jak wyglądały początki polskiej sekcji Amnesty International?
Co jest największym sukcesem polskiego oddziału?
Z jakich konkretnych osiągnięć jest Pani najbardziej dumna?
Maraton Pisania Listów to polski produkt eksportowy?
W 2014 roku w Polsce pisano listy w ponad 500 miejscach: szkołach, kawiarniach, bibliotekach, biurach. W akcji wzięło udział około 50 tys. osób. Napisaliśmy wspólnie ponad 260 tysięcy listów. Pisaliśmy m.in. do Arabii Saudyjskiej w sprawie Raifa Badawiego, blogera ukaranego za założenie strony internetowej służącej do prowadzenia politycznej i społecznej debaty. Skazano go na 10 lat więzienia i 1000 batów. Wysyłaliśmy również listy w sprawie Olega Seńcowa, reżysera, który brał udział w pokojowych demonstracjach przeciw rosyjskiej interwencji na Krymie, a także w demonstracjach Euromajdanu w Kijowie. Został oskarżony o akty terroryzmu, przebywa obecnie w moskiewskim areszcie śledczym, gdzie poddawany jest torturom. Jedną z bohaterek zeszłorocznego Maratonu była Liu Ping, chińska działaczka domagająca się od chińskich władz walki z korupcją, skazana na sześć i pół roku więzienia.
Czy listy mają realny wpływ na sytuację więźniów?
Jakie wyzwania stoją dziś przed polskim oddziałem Amnesty?
Kolejne wyzwanie to otwarcie się na uchodźców m.in. z Erytrei czy Syrii, którzy potrzebują bezpiecznego schronienia i mogliby je znaleźć na terenie Unii Europejskiej. Polska ma w tej sprawie istotne zadania do odegrania. Po pierwsze powinna zadbać o to, aby polskie społeczeństwo miało poczucie odpowiedzialności wobec uchodźców, a po drugie – zatroszczyć się o to, aby uchodźcy, którzy przyjadą do naszego kraju, znaleźli w nim swoje miejsce i nie byli narażeni na dyskryminację. Polska sekcja Amnesty International stara się przekonać polskie społeczeństwo, że ochrona granic Unii Europejskiej nie może odbywać się kosztem życia tysięcy osób.
***
To był 1983 rok. Henryk Wujec, opozycjonista w czasach PRL, siedział w więzieniu na Rakowieckiej. Zbliżała się druga wizyta Jana Pawła II w Polsce, a on wyprosił naczelnika, by pozwolił mu wysłuchać tego, co papież powie po wylądowaniu na warszawskim lotnisku. Wizyta budziła sporo kontrowersji. Obawiano się bowiem, że będzie legitymizacją reżimu Jaruzelskiego.
– Wszyscy zastanawialiśmy się, co Jan Paweł II powie Polakom – wspomina Henryk Wujec. Papież zacytował wtedy jeden z fragmentów ewangelii: „Byłem głodny, a daliście mi jeść. Byłem spragniony, a daliście mi pić. (…) Byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie”. – Usłyszałem to i zrozumiałem, po co przyjechał do Polski – mówił opozycjonista PRL.
Henryk Wujec podzielił się opowieścią podczas spotkania zorganizowanego z okazji 25-lecia działalności polskiej sekcji AI. – Rola Amnesty International, a więc tego, który pamięta o więzionych i wysyła listy z prośbą o ich uwolnienie, jest nie do przecenienia. To rzecz, z której możecie być dumni – mówił Wujec do członków Amnesty International.
– Jedynym marzeniem więźnia i jedynym tematem rozmów jest wolność oraz amnestia polityczna. Pozbawienie wolności to opresja, której dotkliwość trudno sobie wyobrazić. Dlatego dziękuję Amnesty International, że bezinteresownie zajmuje się losem osób więzionych z przyczyn politycznych, które nie zrobiły niczego złego, a władza wsadziła je do więzienia tylko dlatego, by ułatwić sobie rządzenie – mówił Henryk Wujec.