– Odchodząc z Amnesty, mam poczucie spełnionej misji, ale to wcale nie znaczy, że praca się dla nas kończy. Zarówno w samej organizacji, jak i poza nią jest jeszcze dużo do zrobienia – mówi Draginja Nadażdin.
Hanna Frejlak: – We wrześniu po 14 latach odchodzi pani z funkcji dyrektorki Amnesty International Polska. Skąd ta decyzja?
Draginja Nadażdin: – Kiedy zaczynałam pracę jako dyrektorka Amnesty, wiedziałam, że nie zostanę na tym stanowisku do końca swojej kariery zawodowej. Pracę w organizacji zawsze traktowałam, jako pewien etap, który ma swój początek, koniec i konkretne założenia, które chcę przez ten czas zrealizować. Decyzja o odejściu dojrzewała we mnie, aż mniej więcej 2 lata temu postanowiłam, że zrezygnuję ze stanowiska dyrektorki i zaczęłam stopniowo przygotowywać na to organizację. Nie była to więc nagła decyzja.
W jaki sposób przygotowała pani Amnesty na swoje odejście?
– Zależało mi na tym, by stworzyć procesy i struktury, które sprawią, że moja decyzja będzie jak najmniej odczuwalna dla naszej organizacji. Długa praca na tym samym kierowniczym stanowisku oznacza, że bardzo duża wiedza instytucjonalna i historyczna gromadzi się w jednej głowie. Kluczowe było więc podzielenie się tą wiedzą, by była na wyciągnięcie ręki również dla innych osób. Choć w Amnesty zawsze działaliśmy demokratycznie, drugim ważnym aspektem jest kwestia odpowiedzialności i decyzyjności, którymi chciałam się jak najmocniej podzielić. To zadanie było ułatwione, bo w 2019 r. stworzyliśmy stanowisko wicedyrektorki, na którym od tego czasu pracuje Ania Kulikowska, wcześniej szefowa działu programowego. Część odpowiedzialności została również rozłożona na cały zespół Biura, a w szczególności na zespół menadżerski.
W czasie całego procesu najbardziej zależało mi na tym, by pokazać, jak ważna jest każda osoba, która współtworzy tę organizację. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że po moim odejściu znakomicie sobie poradzą.
Jaka była pani wizja zarządzania organizacją, którą wdrażała pani przez te 14 lat?
– Trudno mi mówić o jednej wizji. Przez ten czas zmieniały się założenia i cele, które chciałam osiągnąć. Zawsze jednak moim priorytetem było docenianie osób zaangażowanych w naszą działalność.
Amnesty opiera się na pracy aktywistów i aktywistek, osób będących w sieci edukacyjnej i tych pracujących w naszym biurze, wolontariuszek i wolontariuszy, grup i struktur lokalnych. Zawsze zależało mi na tym, żeby wszystkie te osoby czuły się ważne i docenione, a równocześnie, żeby myślały o sobie nawzajem jako o wsparciu. Na samym początku zdałam sobie sprawę, że powinnam obejrzeć się za siebie i zobaczyć tych wszystkich, którzy dali kawałek swojego życia, żebyśmy dziś mogli robić to co robimy. Naszą organizację budowało wiele różnych osób i jako jedno ze swoich najważniejszych zadań traktowałam objęcie ich wzrokiem i docenienie ich wkładu. Ducha naszej organizacji rozumiem, jako poczucie solidarności i świadomość bycia częścią większej wspólnoty. Jako dyrektorka, starałam się działać w taki sposób, żeby wszystkim osobom zaangażowanym w nasze działania dać to poczucie.
Co jeszcze było dla pani ważne?
– Moim podstawowym celem było zbudowanie mocniejszej organizacji: liczniejszej i bardziej stabilnej pod kątem organizacyjnym i finansowym, widzianej i słyszalnej w ruchu globalnym, ale jednak autonomicznej i niezależnej finansowo. Organizacji, która ze swoim przekazem będzie docierać do jak największej liczy osób i będzie współpracować z innymi NGO-sami, bo problemy, którymi się zajmujemy, są niemożliwe do rozwiązania przez jeden podmiot. To były podstawowe warunki, które musiały zostać spełnione, żebym postrzegała swoją pracę jako sensowną.
To się udało?
– Tak. Idziemy w dobrym kierunku: Amnesty z roku na rok się rozwija, staje się coraz silniejsze, coraz bardziej widoczne i obecne w debacie publicznej. Możemy to łatwo mierzyć.
Odchodząc z Amnesty, mam poczucie spełnionej misji, ale to wcale nie znaczy, że praca się dla nas kończy. Zarówno w samej organizacji, jak i poza nią jest jeszcze dużo do zrobienia.
Co jest do zrobienia?
– Obok ciągłego wzmacniania się, jednym z najważniejszych zadań dla Amnesty jest moim zdaniem bycie coraz bardziej inkluzywną organizacją. Mam na myśli bardziej proaktywne włączanie różnych osób i zapewnienie, żeby czuły się dobrze i bezpiecznie, żeby miały poczucie, że są tu u siebie.
A jeśli chodzi o działania na zewnątrz?
– W tak zwanym świecie zewnętrznym również czekają na nas ogromne wyzwania. Trudno jeszcze wyrokować, jak będzie wyglądał świat pocovidowy, ale pewne jest, że przyniesie on nowe nierówności i nowe problemy. Ważne zadanie dla Amnesty i innych organizacji widzę również w tym, żeby nieustannie pokazywać ludziom, że to, co się dzieje w Polsce wpływa na sytuację osób, które żyją na drugim końcu świata i że nasza sytuacja jest wynikiem ogólnoświatowych procesów. Jestem przekonana, że dla wszystkich organizacji zajmujących się prawami człowieka to będzie wyjątkowo inspirujący czas.
Jakie nowe wyzwania może przynieść pocovidowy świat?
– Myślę, że na całym świecie władze mogą nie być chętne, żeby oddawać specjalne uprawnienia, które przyznały sobie na czas pandemii. Obszarem, który będzie wymagał szczególnego zaangażowania organizacji będzie również kwestia naszych swobód i wolności, w tym szczególnie wolności wypowiedzi. Potrzebna będzie praca u podstaw, pokazująca, czemu potrzebujemy dostępu do informacji, jakie prawa przysługują osobom, które protestują i że w ogóle jako obywatelki i obywatele mamy prawo do wyrażania sprzeciwu.
To wszystko globalne problemy. A czy widzi pani jakieś wyzwania specyficznie polskie?
– Zdecydowanie. Bardzo ważną datą będzie 1 września i rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Edukacja jest obszarem, któremu Amnesty i inne polskie organizacje powinny się bacznie przyglądać, dbając o to, by młode osoby miały prawo do rzetelnej edukacji i nie pozwalając, by czuły się zagrożone ze względu na to, co robią i kim są. Zaniedbanie tych kwestii, to najkrótsza droga do zaniedbania przyszłości społeczeństwa i kraju. Dlatego kluczowe jest, żeby organizacje współpracowały i pokazywały, że mają wyraźne stanowisko w tej sprawie.
Jakie pani ma dalsze plany?
– Uważam, że organizacje społeczne mają ogromną wartość, a III sektor w Polsce zrobił ogromny krok, od kiedy w nim funkcjonuję.
Dlatego jest dla mnie oczywiste, że zostaję w środowisku organizacji.
Czym zamierza się pani zajmować?
– Kluczową wartością w walce o prawa człowieka jest dla mnie solidarność. Jeśli chcemy zmieniać świat i wspierać ludzi, którzy doświadczają wykluczenia i przemocy, solidarność jest naszą podstawową bronią. Nie możemy myśleć o prawach człowieka, ograniczając się do naszego najbliższego otoczenia i grupy, do której należymy. Dlatego moje dalsze działania będą dążyły do tego, żeby pokazywać globalne współzależności, przekonywać, że jesteśmy za siebie współodpowiedzialni i że powinniśmy okazywać solidarność również wtedy, gdy rozmaite naruszenia dzieją się w miejscach, które mogą wydawać się odległe. To są dla mnie najważniejsze kwestie, kiedy planuję swoją najbliższą przyszłość.
W dalszą drogą chcę zabrać ze sobą bagaż doświadczeń z Amnesty. Przez te 14 lat wiele się nauczyłam, wyciągnęłam wiele wniosków i chcę się nimi dzielić.
Czego nauczyła panią praca w Amnesty?
– To są dosyć uniwersalne kwestie, które sprawdzą się również w innych organizacjach. Najważniejszą lekcją jest dla mnie zasada spójności: to co robią organizacje w tak zwanym świecie zewnętrznym, powinno być odzwierciedleniem zasad, zgodnie z którymi same pracują. Spójność powinna być siłą organizacji i wzmacniać zaangażowanie ludzi, którzy ją wspierają. To również oznacza szacunek dla osób zaangażowanych i dbanie o dobrostan. Dlatego pracując w Amnesty, przez cały czas uparcie dążyłam do tego, by ta zasada została zachowana.
Drugą lekcją jest konieczność nieustannego poszukiwania potencjalnych partnerów i sympatyków. Ludzi, którzy chcą działać, jest o wiele więcej, niż tych, którzy obecnie angażują się w III sektor. Zadaniem organizacji jest proaktywne myślenie o tym, jak do nich dotrzeć, jak stworzyć platformę i umożliwić im działanie.
Ostatni wniosek zawdzięczam osobom z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Dzięki nim odkryłam, że zupełnie inaczej można myśleć o ruchach i organizacjach społecznych. To była lekcja tego, jak wiele możemy się bardzo dużo nauczyć od własnych dzieci.
Zadaniem III sektora jest więc angażowanie młodych?
– Nie wydaje mi się konieczne, żeby wciągać młode osoby w już istniejące struktury, na starych zasadach. Młodzi sami się angażują, mają swoją wizję i pomysły. Najważniejsze wydaje mi się, żeby ich zauważyć i docenić tę wizję. W świecie dorosłych powinniśmy zadbać o to, żeby ta działalność była traktowania poważnie, a młodym aktywistkom i aktywistom zapewnić bezpieczeństwo działania. Oni wysyłają nam bardzo ważny sygnał, który powinniśmy usłyszeć.
Dlatego myślę, że jako III sektor musimy tworzyć przestrzeń, gdzie te osoby będą chciały przychodzić, będą się czuły ważne, zadbane i wysłuchane. Wszyscy przecież chcemy być traktowani podmiotowo.
14 lipca były już Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar odznaczył panią honorową odznaką „Za zasługi dla ochrony praw człowieka”. To bardzo symboliczny moment – Adam Bodnar również odchodzi z funkcji, którą pełnił przez wiele lat. Jak przebiegała pani współpraca z byłym RPO?
– Biuro Rzecznika odegrało wyjątkową rolę przez ostatnie 6 lat. Dla nas, jako aktywistek i aktywistów, dorobek Adama Bodnara i osób, które z nim pracowały i pracują, był przede wszystkim nieocenionym źródłem wiedzy o tym, co się dzieje w Polsce, co dotyka ludzi, jakie zagrożenia płyną z kolejnych zmian prawnych. Bodnar bardzo poważnie traktował organizacje. To było widać na przykład 2016 r., kiedy III sektor protestował przeciwko nowej ustawie o policji, która dawała służbom ogromne uprawnienia. Rzecznik zadbał o to, żeby głos organizacji był słyszany, pokazał, że jako osoba pełniąca urząd publiczny słyszy nas i traktuje bardzo poważnie. Dla Amnesty International raporty RPO stanowiły często podparcie i wzmocnienie naszych działań. Dotyczyło to chociażby wolności zgromadzeń, sytuacji osób zatrzymywanych podczas ostatnich protestów, wolności słowa czy przeciwdziałania demonizacji osób LGBT.
Była pani członkinią rady społecznej przy RPO.
– Rada jest ciałem kolektywnym. Jako jej członkowie i członkinie debatowaliśmy z Rzecznikiem, rozmawialiśmy o najważniejszych wyzwaniach, które widzimy, o zadaniach, które mogą się pojawić, zastanawialiśmy się też, jak wesprzeć działania Adama Bodnara, żeby zostały jak najszerzej zauważone i jak najlepiej zrozumiane. Rada społeczna, to bardzo duże grono inspirujących osób z różnych światów.
Jak pani widzi współpracę organizacji z kolejnym rzecznikiem?
– Mam nadzieję, że profesor Marcin Wiącek na czele Biura będzie kontynuować działalność w takich obszarach, jak praworządność czy wolność zgromadzeń. Czasami możliwe są wspólne inicjatywy Rzecznika i organizacji, ale najważniejsze jest wzajemnie docenianie swojej pracy. Najbliższy czas będzie momentem próby dla nowego Rzecznika, bo pojawiają się nowe wyzwania, jak chociażby zmiany w prawie oświatowym. Bardzo ważne będzie, żeby ze strony RPO wpłynęło konkretne stanowisko i głos, który pokaże, co jest szkodliwe w tej propozycji.
Z wykształcenia jest pani antropolożką kultury. Sama właśnie skończyłam studia na warszawskiej antropologii, dlatego tym bardziej ciekawi mnie, jak antropologiczne wykształcenie przydaje się w pracy aktywistycznej.
– Wydaje mi się, że to jest idealne przygotowanie do pracy społecznej. Antropologia kulturowa pomogła mi rozpoznawać współzależności, które występują pomiędzy różnymi grupami społecznymi i etnicznymi. Widzę, w jaki sposób historyczne zaszłości są rozgrywane politycznie i mogą wpływać na konflikty, widzę jak konstruowana jest „inność”, a dana grupa społeczna stawiana jest w roli „innego” i wroga. Antropologia uwrażliwiła mnie też na pewne zjawiska, które, jak mogłoby się wydawać, są zarezerwowane dla odległych czasowo kultur, a tymczasem są bardzo obecne w życiu współczesnego człowieka. Nauczyłam się, że nasz świat ma wiele wspólnego z rzeczywistością, którą badacze opisywali 200 lat temu. Pomimo rozwoju technologii, człowiek jest wierny sobie, ma podobne potrzeby, podobnie kształtuje kulturę i zjawiska społeczne.
A jednak dynamiczne zmiany w naszej rzeczywistości możemy obserwować nawet na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Jak zmienił się świat przez te 14 lat, kiedy pracowała pani jako dyrektorka Amnesty?
– Mówimy o 14 latach, ale gdybyśmy rozmawiały półtpra roku temu, to odpowiedź byłaby zupełnie inna. Zaczynając od końca, myślę, że doświadczenie pandemii bardzo mocno nas przekonało o złudnej wszechmocy ludzkiego rozwoju, pokazało też, że tak naprawdę świat jest malutki – Covid, a wraz z nim poczucie zagrożenia, rozprzestrzenił się przecież błyskawicznie.
W bardzo bolesny sposób, na własnej skórze mogliśmy się przekonać o globalnych współzależnościach, o których wiele organizacji mówiło od dawna. Pytanie, jaką lekcję z tego wyciągniemy i jaki świat będziemy budować.
Druga istotna zmiana, to dużo większa, niż 14 lat temu obecność technologii w naszym życiu. Przez ostatnie półtora roku przyzwyczailiśmy się, że pracujemy i rozmawiamy za pośrednictwem komputera czy smartfona. Ale już wcześniej technologia bardzo szybko wchodziła w różne aspekty naszego życia. To rodzi pytania o nowe nierówności: czy wszyscy mamy do technologii równy dostęp? Pojawiły się też nowe formy nadzoru i inwigilacji, powszechnie stosowane chociażby wobec aktywistów i aktywistek czy dziennikarek i dziennikarzy.
Kolejna kwestia, która wydaje mi się kluczowa, kiedy mówimy o zmianach w ostatnich latach, to rola Chin.
To znaczy?
– Jeszcze kilkanaście lat temu panowało przekonanie, że Chiny są jakimś odległym krajem, znanym przede wszystkim z produkcji tanich ubrań. Dziś stały się jednym z najważniejszych globalnych graczy, który innym państwom dyktuje zasady. Równocześnie nie ma wątpliwości, że dochodzi tam do ogromnych represji, między innymi wobec mniejszości Ujgurów. Przemilczenie tych kwestii jest dla mnie nie do pomyślenia.
Ostatnią gigantyczną zmianą jest kryzys klimatyczny, który, jak dziś widzimy, nie przyjdzie za dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat, ale już tu jest. Te wszystkie zmiany są bardzo niepokojące. Nie pozostawiają przestrzeni, żeby zostawiać rzeczy na potem i pokazują, że musimy działać już dziś.
Draginja Nadaždin – dyrektorka Amnesty International Polska od 2007 roku. Absolwentka Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW oraz Leadership Accademy for Poland.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.