Marcin Duma: My państwu nie ufamy. Jasnymi punktami na mapie zaufania są organizacje społeczne [Wywiad]
– Być może jest tak, że kapitał zaufania w ogóle jest w Polsce niski. A w tej biedzie jasnymi punktami na mapie zaufania są organizacje społeczne, straż pożarna i wojsko – mówi Marcin Duma. O wynikach badania Stowarzyszenia Klon/Jawor i Grupy 4P z szefem IBRIS rozmawiamy w ramach cyklu "Pod Lupą: Jak Polki i Polacy widzą organizacje społeczne".
56 procent Polek i Polaków ufa organizacjom społecznym – wynika z sondażu Stowarzyszenia Klon/Jawor i Grupy 4P. Badanie zostało przeprowadzone na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie Polaków 18-70 lat (N=1023, CAWI) w dniach 4-6.11.2020. W styczniu i lutym wizerunkowi III sektora przyglądamy się w cyklu materiałów Pod Lupą, a o wynikach sondażu rozmawiamy z Marcinem Dumą, prezesem zarządu Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych.
Estera Flieger: 56 procent Polek i Polaków ufa organizacjom społecznym. Podobny wynik dało badanie przeprowadzone w 2014 i 2017 roku (odpowiednio: 56 i 55 procent). To dużo. Dlaczego?
Marcin Duma: Trzeba patrzeć na te wyniki całościowo, a więc nie tylko na poziom zaufania do organizacji społecznych, ale również innych podmiotów, czy sektorów (bo rządowy to cała grupa instytucji). I dopiero rozmawiając o tym, jak na ich tle plasują się organizacje społeczne, jesteśmy w stanie ocenić, czy to dużo czy mało. Możemy też zestawić je z tymi, które pokazują jakim instytucjom publicznym w ogóle ufają Polacy. Wtedy widzimy wyraźnie, że 56 procent to poziom tych najwyżej ocenianych.
To, komu ufamy, zmienia się na przestrzeni lat. Choć poziom zaufania do organizacji społecznych wydaje się stabilny, trzeba pamiętać, że otoczenie się zmienia. Do tej pory w czołówce instytucji, którym Polacy ufają najbardziej były policja, wojsko, straż pożarna, Kościół i WOŚP, a więc organizacja społeczna. To, co się ostatnio wydarzyło, to spadek zaufania do Kościoła i policji, nieujętej w tym badaniu. Natomiast organizacje społeczne utrzymują poziom zaufania, który pozwala stwierdzić, że ufa im większość Polaków.
Polacy poszukują czegoś, co będzie ich własne. Dlatego – szczególne w pandemii – widzą punkt odniesienia w mniejszych strukturach, które dają im poczucie, że mają na nie realny wpływ.
Czyli fundacje i stowarzyszenia: są czymś, co należy do nich i zależy od nich, wpływają na nie w większym stopniu niż na sektor publiczny oddając głos raz na cztery lata. To taki byt, który bez ich pomocy, wsparcia i zaangażowania nie będzie działał dobrze. A czy działają dobrze? Odpowiedzi udzielna na kolejne pytania pokazują, że tak.
34 procent Polaków ufa Kościołowi. Trzy lata temu zaufanie do niego deklarowała połowa badanych. Media publiczne odnotowały również spory spadek, bo o 12 punktów procentowych (z 40 procent w 2017 roku do 28 w 2020).
– 34 procent to wynik zbliżony do odsetka Polaków regularnie uczestniczących w obrzędach religijnych, a może nawet nieco niższy. Kościół ma bardzo poważny problem.
Badanie było realizowane w listopadzie, czyli w miesiącu protestów społecznych przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Mocno przesunęły się nastroje w związku z organizacjami bezpośrednio kojarzącymi się z kampanią na rzecz ograniczenia – i tak już bardzo restrykcyjnych – przepisów. A na to nakłada się szerszy problem wizerunkowy Kościoła, jako instytucji (podkreślam instytucjonalny wymiar, bo kościół to także wspólnota wszystkich wiernych). To, że jest przeciw aborcji wiadomo nie od dziś. Natomiast ta konkretna organizacja religijna ma problem ze skandalami pedofilskimi: i z tego powodu Kościół przeżywa zdecydowany kryzys zaufania i wizerunku. Do tego różni hierarchowie zamiast pomagać, wręcz go pogłębiają.
Rządowi i ministerstwom ufa 26 procent badanych. W 2017 roku - 29, a w 2014, kiedy rządziła koalicja Platformy i PSL - 22. To podobnie niski poziom zaufania do rządu, bez względu na to, kto nim kieruje. Z kolei 53 procent respondentów zgadza się z twierdzeniem, że organizacje społeczne na ogół skuteczniej dostarczają pomocy potrzebującym niż instytucje państwowe. Czy to nie jest tak, że Polacy ufają organizacjom, bo nie ufają państwu w ogóle?
– Myślę, że problem z zaufaniem do państwa i rządu nie jest związany z zaufaniem do organizacji społecznych.
Faktem jest, że Polacy mają ograniczone zaufanie do instytucji publicznych i nie ma znaczenia czy rządzi Zjednoczona Prawica czy koalicja PO-PSL: my państwu nie ufamy.
Istnieją hipotezy, że to polski sposób myślenia, badacze odwołują się do czasów zaborów, kiedy państwo było czymś obcym – podobnie jak podczas okupacji i w PRL – coś, wobec czego należało stawiać opór. Natomiast organizacje społeczne nie są postrzegane jako obce, a nasze. Fantastyczną robotę wykonał Jerzy Owsiak, bo zbudował w mediach obraz pomagania poprzez organizacje pozarządowe. To przede wszystkim kwestia bezpośredniego kontaktu człowieka z efektem pracy organizacji: a więc sprzęt medyczny z serduszkiem – np. każdy, komu urodziło się dziecko, miał prawdopodobnie styczność z nim podczas np. przesiewowych nadań słuchu. Mamy pewną łatwość do przenoszenia naszych doświadczeń na stosunek do organizacji w ogóle.
Z drugiej strony, mamy duże zaangażowanie w zakresie organizacji pomagającym zwierzętom, co również widać w badaniu, o którym rozmawiamy. Szeroko rozumiane prawa zwierząt są tym obszarem, gdzie Polacy widzą skuteczność działań organizacji pozarządowych. NGO-sy pomagające bezdomnym zwierzętom lub ratujące konie przed rzeźnią, angażują wielu darczyńców, bez których nie mogłyby prowadzić swojej działalności.
Liczba Polaków deklarujących bezpośredni kontakt z organizacjami społecznymi nie jest w badaniu aż tak bardzo wysoka. Czy WOŚP został oswojony na tyle, że nie jest już postrzegany jako organizacja społeczna?
– Został zinstytucjonalizowany? I funkcjonuje w świadomości jako alternatywna, nasza instytucja?
Mamy taką roboczą tezę.
– Całkiem możliwe, że WOŚP wyrósł trochę poza swój sektor, natomiast myślę, że mimo wszystko jest tak, że ta praca, którą wykonał Jerzy Owsiak poszerzyła trakt dla innych organizacji. Mimo różnych prób zdezawuowania jego działań, wciąż buduje zaufanie do publicznych zbiórek i akcji, gdzie jest bardzo prosty link między tym, że coś robię, a efektem. Nie występuję tu problem „Wpłaciłem i co się z tymi pieniędzmi dzieje?”. Budowa zaufania jest procesem, a nie jednorazową czynnością. Dlatego rząd i ministerstwa nie wypadły dobrze w badaniu – nawet jakby się zdarzyły im jedna czy dwie okazje, żeby zaufanie zbudować, to mamy długi „track rekord” tych niezrealizowanych. Dodatkowo na ich niekorzyść działa powiązanie z polityką, która jest źle postrzegana przez Polaków.
Być może WOŚP jest czymś więcej, ale stanowi duży zasób dla całego sektora, ale nie jest też tak, że stoi WOŚPE-em, bo na ten poziom zaufania pracuje wiele organizacji, nie tylko Jerzy Owsiak.
Mam wrażenie, że przez ostatnie 30 lat kolejne ekipy rządzące „ciężko pracowały” na rzecz obniżenia zaufania do państwa. Porozmawiajmy o tym, na przykładzie stosunku Polaków i Polek do szczepień. „Jeśli chodzi o szczepionkę, nie dziwi mnie nic. Państwo stworzyło z Polaków karykaturę nihilistów jak z "Big Lebowskiego", ludzi, którzy nie wierzą w nic: w emerytury, podatki, ZUS, NFZ, rząd, opozycję oraz w siebie nawzajem. Nic dziwnego więc, że nie wierzą również w szczepionkę” –napisał Michał Danielewski z Oko.press. Jest w tym coś, że ludzie nie chcą się szczepić nie tylko dlatego, że są antyszczepionkowcami, ale dlatego, że nie ufają państwu?
– Z badań wynika dlaczego Polacy nie chcą się szczepić: nie tylko dlatego, że nie ufają państwu. Nie chcą się szczepić z trzech powodów, które równie dobrze możemy sprowadzić do jednego: obawiają się skutków ubocznych - krótkofalowych i długotrwałych oraz braku efektywności zastrzyku, bo badania były prowadzone w zbyt krótkim czasie. Oczywiście, mamy tu władzę polityczną. Ale komunikat zachęcający do szczepień nadają również eksperci. I część – wyłączając pewnych celebrytów – znanych osób. A wciąż ponad 40 proc. osób deklaruje, że się nie zaszczepi. Czy to ma związek z zaufaniem? Ma. Ale to nasza polska cecha: kiedy spojrzymy na badania IPSOS Global okazuje się, że jesteśmy jednym z najbardziej sceptycznych wobec szczepienia społeczeństw. Być może jest tak, że kapitał zaufania w ogóle jest w Polsce niski. A w tej biedzie jasnymi punktami na mapie zaufania są organizacje społeczne, straż pożarna i wojsko.
Borys Budka, lider Platformy Obywatelskiej w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” zaproponował sprywatyzowanie i przerzucenie na III sektor części usług publicznych. W kontekście postrzegania organizacji społecznych nie jest to wypowiedź bez znaczenia.
– To nie jest nowy pomysł. Spór o tym, ile powinno być publicznego, a ile prywatnego, albo inaczej o to, czy państwo płaci i podzleca wykonanie określonych usług czy na każdym szczeblu od początku do końca zajmują się tym instytucje publiczne, socjaldemokraci toczą z liberałami od dawna. Czy jest rozwiązywalny? Raz na jakiś czas pojawia się przełomowa, często w skali globalnej publikacja – książka, artykuł, która udowadnia, że rację ma jedna ze stron.
Natomiast skupmy się na polskim podwórku. Pomysł, żeby część tej pracy realizowały organizacje pozarządowe jest elementem naszego systemu. Jest tak, że już wykonują określone zadania publiczne. Nie tylko dlatego, że coś jest niezrobione i ludzie zorganizowali się, by to zmienić. Ale również z tego powodu, że państwo prowadzi określoną politykę dotacji, subwencji na realizację określonych celów. Czy to działa? Wydaje mi się, że tak, a trzeba pamiętać, że miarą skuteczności są nie tylko tabele w Excelu, ale także pewne poczucie zaspokojenia potrzeb przez obywateli, którzy sami w sobie są celem istnienia takiej organizacji jak państwo. Zatem jeśli obywatele uważają, że organizacje dobrze wykonują swoją pracę i obdarzają je zaufaniem, to jest kierunek, w którym należałoby się rozwijać. A czy powinien być dominujący?
Po coś państwo jest i wydaje się, że jego abdykacja z określonych dziedzin nie musi być dobrym rozwiązaniem.
Będą oczywiście tacy, którzy stwierdzą, że tylko i wyłącznie prawidłowo państwo może działać, kierując się logiką prywatnego przedsiębiorcy. Choć można powiedzieć, że organizacje społeczne godzą oba nurty – bo z jednej strony jeśli chodzi o zarządzanie są podobne do firm prywatnych, a z drugiej nie są tak rządowe i polityczne jak państwo. I w tym kontekście propozycja Borysa Budki ma pewną wartość. Ale warto zapytać właścicieli abonamentów medycznych, jak działa prywatna służba zdrowia w kryzysie.
A ja się zastanawiam, co Borys Budka wie o pracy w organizacjach pozarządowych. Co czwarta osoba w III sektorze pracuje na śmieciówce. Dr hab. Julia Kubisa zwraca uwagę na to, że osoby obsługujące biedę w Polsce pracują w peryferyjnych warunkach. Często od projektu do projektu. Bywa, że jakiś czas bez wynagrodzenia. Z jednej strony podziwia się organizacje za zaangażowanie, poczucie misji i fachowość, a z drugiej akceptuje taki stan rzeczy.
– Ta rzeczywistość powinna być inna. Bariera uniemożliwiająca uporządkowanie sytuacji w III sektorze jest zawsze ta sama: pieniądze, a konkretnie ich brak. Oszczędza się na wszystkim, by w ramach funduszy, którymi dysponuje organizacja, zrobić najwięcej tego, co jest jej celem. Koszt na ogół ponoszą pracownicy. Zatrudnieni w organizacjach nie są klasycznymi pracownikami, nie są też funkcjonariuszami ani wolontariuszami – choć mogą, bo to ludzie pracujący nie tylko, żeby zarabiać pieniądze, ale realizować swoje idee.
Ale nadchodzi pokolenie – to osoby mające dziś 15-16, góra 20-parę lat, dla którego śmieciówki nie są problemem. Przeprowadziliśmy z nimi wywiady: argumenty stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa, kredytu na mieszkanie zupełnie ich nie przekonują. Umowę o pracę widzą jako ograniczenie, bo jeśli znajdą lepszą, atrakcyjniejszą muszą czekać, aby zmienić miejsce zatrudnienia, a chcą móc zrobić to od razu. Podobnie jest z mieszkaniem – wolą wynająć. Bo ważna jest dla nich mobilność.
Okazuje się, że pokolenie Z bardzo różni się od milenialsów i być może wesprze np. organizacje, a jednocześnie wiele wniesie do kultury pracy. Bo to nie jest też tak, że razem ze śmieciówkami, są gotowi przyjąć metody zarządzania rodem z lat 90.
O ile warunki pracy rozumiane jako forma zatrudnienia nieopierająca się o stabilność, a projektowość jest dla nich atrakcyjna, bo lubią zmiany i nie chcą robić cały czas tego samego, ale na pewno metody zarządzania z wczesnego polskiego kapitalizmu są być może dla nich jeszcze bardziej nieakceptowalne niż dla milenialsów.
Wrócę jeszcze do Julii Kubisy, bo postawiła taką ciekawa tezę o tym, czego pracownicy III sektora mogą nauczyć się od pielęgniarek: zbudowania wizerunku na profesjonalizacji, policzenia się.
– Zawód pielęgniarki to coś zupełnie innego. Z pielęgniarką stykamy się częściej niż z pracownikami organizacji społecznych. I częściej decyduje o jakości opieki zdrowotnej niż lekarz. Nauczyciel mało zarabia, ale cieszy się pewnym prestiżem, jednocześnie w ten zawód - bo tak został skonstruowany system - wpisany jest konflikt z rodzicem. Z pielęgniarką nie ma żadnego konfliktu, postrzegamy ją jako interfejs do systemu, dzięki któremu możemy wiele załatwić rzeczy – kiedy opieki wymagają nasi bliscy, i kiedy sami jej potrzebujemy.
Zjednoczona Prawica i TVP atakowały NGO. Trzy lata temu „Wiadomości” kreśliły strzałki prowadzące do Sorosa. To zresztą dobrze widać przy okazji wyboru RPO: kiedy pojawiał się argument, że dwukrotnie zgłoszoną na ten urząd kandydatkę Zuzannę Rudzińską-Bluszcz popiera blisko 2 tysiące organizacji społecznych, był kontrowany tym, że to „lewackie” organizacje, znowu wyskakiwał też Soros. A mimo tego - by zrobić jakąś klamrę - organizacjom ufa tylu Polaków.
– Obóz prawicowy także korzysta z możliwości organizowania się w III sektorze. Choć cele tych organizacji są ideologicznie kompletnie inne. Bo to np. organizacje pro-life. Na ogół są powiązane w ten czy inny sposób z Kościołem czy religijnością w ogóle. Czy organizacje społeczne są na celowniku? Dostają raczej rykoszetem. Strzałki miały wskazywać na konkretnych ludzi i ich powiązania. Celem jest dyskredytacja osób, które mogłyby uzyskać społeczny posłuch, niż niszczenie samych organizacji czy instytucji. Ale to odbywa się przy okazji.
Może więc patrząc na efektywność organizacji pozarządowych po prawej stronie, trzeba się od nich uczyć?
– Byłbym załamany, gdyby okazało się, że organizacje pozarządowe stają się narzędziem jakiejkolwiek partii w walce o władzę, bo to by oznaczało, że instrumentalnie wykorzystujemy III sektor. Nie jest on od wygrywania wyborów, a zaspokajania określonych potrzeb społecznych. Jeżeli te potrzeby są sprzeczne z polityką rządzącą – to trudno.
Nie powinno być tak, że ta czy inna fundacja lub stowarzyszenie ma się zająć wygrywaniem wyborów, by zrealizować swoje cele. Od tego są partie polityczne.
Co mogą robić NGO-sy? Muszą dostarczać rzetelnej informacji o swoich celach, a także o tym dlaczego je realizują i w jaki sposób to robią. W takim kontekście mogą prowadzić kampanie, ale społeczne, a nie polityczne.
Istnieje tendencja do opierania kandydatur na stricte polityczne stanowiska o stowarzyszenia czy zakładania komitetów wyborczych w oparciu o tę formę, np. Paweł Kukiz tak zrobił, ale to pomieszanie z poplątaniem: nie jest rolą stowarzyszeń walka o władzę w państwie. Organizacje społeczne mają mają zmieniać rzeczywistość w inny sposób niż z ministerialnego fotela, czy poselskiej ławy.
Think tanki i ich soft power są pewnym kierunkiem, oczywiście pod warunkiem, że ktoś zacząłby ich na poważnie słuchać.
Borys Budka posłucha?
– Nie skreślałabym żadnego polityka. Myślę, że Borys Budka chce słuchać, ale może nie umiemy do Borysa Budki mówić? Politycy mówią po politycznemu, a organizacje pozarządowe mówią po pozarządowemu i być może te dwa sposoby myślenia są na tyle różne, że nie do końca się rozumiemy. To nie jest tak, że ludzie w polityce są kompletnie zamknięci, a jak organizacje społeczne to tylko lewica. Spójrzmy na centrum: wielką, prężnie i schodzącą nisko organizacją społeczną jest OSP. To jedna z najstarszych organizacji społecznych. Zaspokaja potrzebę, na którą państwo nie jest w stanie odpowiedzieć, ale to finansuje. Jeśli mielibyśmy postawić kogoś obok Jurka Owsiaka i WOŚP, to OSP właśnie, o której nigdy byśmy nie powiedzieli, że jest lewacka, wielkomiejska, metro – jest na wskroś prowincjonalna w dobrym tego słowa znaczeniu.
Marcin Duma – fundator i prezes zarządu Fundacji Instytut Badań Społecznych i Rynkowych IBRIS, od kilkunastu lat zajmuje się badaniami opinii.
POD LUPĄ to cykl portalu ngo.pl i Badań Klon/Jawor, w którym bierzemy na warsztat wybrane zagadnienie dotyczące życia organizacji społecznych. Zapraszamy na jego czwartą odsłonę: Jak Polki i Polacy widzą organizacje społeczne?
Poznaj wcześniejsze odsłony cyklu „POD LUPĄ”:
Pod lupą ngo.pl: Style zarządzania
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.