Jaka deinstytucjonalizacja? Cezary Miżejewski: Chodzi o realne prawo wyboru człowieka, jak ma spędzić swoje życie
Nie jest zatem wszystko jedno, kto jest głównym realizatorem i partnerem w realizacji usług społecznych, bowiem mówimy o prawach człowieka do godności, a nie zaspokajaniem oczekiwań konsumentów.
Jaka deinstytucjonalizacja? We wrześniu zapraszamy do debaty, stawiając pytania:
- Na czym ma polegać deinstytucjonalizacja?
- Jakich instytucji ma dotyczyć?
- Jaką rolę w procesie powinny odegrać organizacje społeczne?
Partnerem debaty jest Wspólnota Robocza Związków Organizacji Socjalnych WRZOS. Czekamy na opinie społeczniczek i społeczników, badaczek i badaczy oraz dziennikarzy i dziennikarek: redakcja@portal.ngo.pl
Gdy słyszymy pojęcie „deinstytucjonalizacja”, brzmi ono niezrozumiale czy też niepokojąco. Brzmi jak „likwidacja”, podczas gdy w istocie chodzi o to, by tworzyć nowe usługi. Na dodatek do ich realizacji będzie potrzebny sztab ludzi.
Cała batalia medialna dotycząca instytucji całodobowych, która dość niemrawo przekłada się na rzeczywiste zmiany, trwa od lat.
Chodzi o realne prawo wyboru człowieka, jak ma spędzić swoje życie.
Tak jak dorosły z uwagi na wiek, chorobę czy niepełnosprawność ma mieć możliwość wyboru co do swojego dalszego losu (tego gdzie i jak miałby żyć: czy w placówce czy w mieszkaniu, domu), tak dzieciom należy zapewnić możliwość życia w rodzinie, a nie w placówce.
Trzeba działać. Już
Dziś ten wybór jest bardzo ograniczony. To oczywiste, że są ludzie, którzy nie mogą żyć w swoim mieszkaniu ze względu na stan zdrowia, jednak nieporównywalnie więcej osób mogłoby w nim pozostać, ale państwo nie ma stabilnego i kompleksowego systemu wsparcia, by im to zapewnić. W placówce często nasze prawa ulegają dużemu ograniczeniu.
Stajemy się trybikiem w mechanizmie, bez prawa do wyboru własnych mebli, koloru ścian, firanek czy rozmów i relacji z innymi ludźmi.
Jeśli nie stworzymy szerokiego systemu wsparcia rodzin wspierających swoich bliskich, systemu usług społecznych i zdrowotnych w środowisku (w społeczności lokalnej, w domu/ mieszkaniu) o charakterze opiekuńczym, asystenckim, mieszkaniowym, to obecna fala demograficzna spowoduje, że domy pomocy społecznej będziemy zagęszczać do maksimum. I pomyślmy, że mogą to być nasi rodzice, bliscy, czy wreszcie my sami. Nie możemy tego odkładać na czas po 2040 roku, bo wielu z nas może nie doczekać, żyjąc w upokorzeniu, złej jakości, rezygnując ze wszystkiego.
I tak samo nie możemy odkładać reformy pieczy zastępczej, bowiem prowadzi to nas w ślepy zaułek, w którym umieszczenie dziecka w placówce jest dużo łatwiejsze niż zapewnienie mu rodziny. Czy taki model dzieciństwa chcemy kultywować?
W początkach XX wieku działania instytucjonalne były chwalebne, bowiem zapewniały jakieś systemowe wsparcie, ale od tego czasu minęło sto lat i inne są oczekiwania społeczne. Wiele rodzin musi sobie radzić samemu z zapewnieniem opieki dla potrzebującego go bliskiego i coraz trudniej im idzie łączenie swojej pracy z opieką. To zaczyna przeradzać się w stan permanentnego stresu, który będzie miał dalsze skutki. Państwo natomiast chowa głowę w piasek mówiąc, że oczywiście „kiedyś” to zmienimy, ale kiedy? A tu trzeba zacząć działać już, a nie rozmawiać.
Chodzi o ludzi
Ważnym sojusznikiem władzy publicznej w tych działaniach są organizacje obywatelskie. Przykład osób z niepełnosprawnościami pokazuje jak wiele się zadziało dzięki ich inicjatywom. Niestety, wciąż często traktuje się rozmowy z tym środowiskiem jako zło konieczne.
Spójrzmy jak wiele działań w usługach społecznych realizowanych jest właśnie przez organizacje. I nie są one tylko realizatorami, ale także kreatorami nowych usług, interweniując często u władzy o konieczność nowych działań.
Jeśli w tym obszarze nie zbudujemy realnego partnerstwa publiczno-społecznego opartego o działania niekomercyjne, to niebawem zostaniemy wypchnięci przez sektor komercyjny oparty często o dumping socjalny.
Nie chodzi tu o konkurencję, ale o fundamentalne rozumienie systemu usług społecznych i zdrowotnych – nie jako rynkowego dobra, które należy dostarczyć temu, kto lepiej zapłaci, ale podstawowego obowiązku państwa opartego o zasadę solidarności. Nie jest zatem wszystko jedno, kto jest głównym realizatorem i partnerem w realizacji usług społecznych, bowiem mówimy o prawach człowieka do godności, a nie zaspokajaniem oczekiwań konsumentów.
W kontekście deinstytucjonalizacji mamy zatem przed sobą dwa wyzwania: co robić i z kim to robić. Jestem przekonany, że organizacje obywatelskie są przygotowane, czego dowodem jest spójna propozycja działań w zakresie deinstytucjonalizacji przygotowywana przez kilkanaście miesięcy (można się z nią zapoznać na stronie deinstytucjonalizacja.info). Może być oczywiście modyfikowana, dostosowywana do możliwości działań, a nawet przeredagowana. Musi jednak zachować swój wymiar konkretnych propozycji legislacyjnych, organizacyjnych, finansowych, bowiem czasu nie mamy zbyt wiele. Musi również oznaczać traktowanie organizacji obywatelskich jako partnera, który chce budować razem. Chodzi bowiem o ludzi, który już dziś oczekują konkretów i chcą spędzić swoje życie będąc podmiotem, a nie przedmiotem działań. Czy to naprawdę zbyt wiele?
Cezary Miżejewski – socjalista z ducha, polityk społeczny z wykształcenia, spółdzielca socjalny z racji wykonywanej pracy. Członek Stowarzyszenia "Obywatele Obywatelom". W latach 80. w opozycji demokratycznej (PPS, PPS-RD, MRKS), potem działacz związkowy uczestnik okupacji ministerstw, następnie pracownik tych ministerstw. Od 2009 działa w spółdzielczości. Kieruje Ogólnopolskim Związkiem Rewizyjnym Spółdzielni Socjalnych, zrzeszającym ponad 320 spółdzielni, oraz Wspólnotą Roboczą Związków Organizacji Socjalnych (WRZOS) zrzeszającą poprzez federacje regionalne i krajowe blisko 900 organizacji pozarządowych.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.