Ludzie tracą samodzielność, czy to z powodu wieku, poważnych schorzeń, kryzysu życiowego czy niepełnosprawności. Jeżeli nie mają bliskich, gotowych otoczyć ich opieką, często kosztem utraty własnej swobody i ryzyka ubóstwa, czeka ich perspektywa umieszczenia w placówce długoterminowej opieki całodobowej. Wyrywa się ich wówczas z korzeniami ze zwykłego życia.
Agnieszka Deja w swoim tekście w ramach debaty nazywa to skoszarowaniem. Nie bez przyczyny: placówki takie często oddalone są od dotychczasowego miejsca zamieszkania. Dodatkowo logika organizacji życia dużej grupy (a wiele placówek to istne molochy) prowadzi do standaryzacji, ustanowienia regulaminów i reguł, w których trudno zmieścić różnorodność potrzeb i przyzwyczajeń.
→ Jaka deinstytucjonalizacja? Agnieszka Deja: Przede wszystkim dostępne usługi blisko człowieka
Obce otoczenie, nieznane widoki, dźwięki i zapachy, nowe twarze i głosy, rzadkie kontakty z bliskimi dotychczas ludźmi – to dla przybywających do placówki szok. Pogarsza on funkcjonowanie nawet wówczas, gdy potrzebujący wsparcia w codziennych czynnościach ma szczęście trafić do wzorowo prowadzonego DPS-u czy domu seniora.
W brytyjskich i holenderskich badaniach nad zachowaniem i samopoczuciem osób z zaawansowaną demencją zauważono, że wyświetlanie zdjęć miejsc i osób ważnych dla mieszkańców domu opieki działa na nich uspokajająco, przywraca wspomnienia. Podobnie rzecz ma się z innymi zmysłami: ulubiona muzyka może zapewnić rozpoznawalny „krajobraz dźwiękowy”, obniżając uczucie niepokoju.
To paradoks form instytucjonalnej opieki: zapewniając fizyczne bezpieczeństwo, mogą odbierać podopiecznym poczucie bezpieczeństwa, jakie daje znany kontekst.
W efekcie trudne zachowania prowadzą do medykalizacji problemu: przywołane badanie holenderskie miało na celu znalezienie alternatyw dla silnej farmakoterapii i stosowania środków przymusu bezpośredniego wobec osób starszych w domach opieki.
Deinstytucjonalizacja jest o tym, by ograniczyć to brutalne przesadzanie w obcy grunt do minimum.
To bardzo technicznie, a nawet technokratycznie brzmiące słowo bywa różnie interpretowane, rozmaicie przekuwane w postulaty i programy działania, co też pokazała debata na łamach ngo.pl.
Idea deinstytucjonalizacji wyrasta jednak z głęboko humanistycznych korzeni, jest propozycją pójścia krok dalej niż dotychczas, w ujęciu standardu troski o osoby nie w pełni samodzielne. W Polsce, w której nawet na miejsce w dużym DPS-ie nierzadko trzeba czekać, może wydawać się to abstrakcyjne. Poetyka niedoboru to niebezpieczna i ślepa uliczka: każe cieszyć się z tego, że „jest cokolwiek”, wpycha też w usprawiedliwianie rozwiązań masowych jako tańszych. O tym, jakie mogą być koszty tej optymalizacji kosztowej, przekonaliśmy się podczas trwającej pandemii, której ofiarami stały się w znaczącej mierze mieszkańcy dużych domów opieki: seniorzy i osoby z niepełnosprawnością.
Odpowiedzią jest rozwój usług społecznych w lokalnych społecznościach, o którym pisze Magdalenia Kocejko. Różnorodność potrzeb osób z ograniczoną samodzielnością sprawia, że przyjmować one będą wiele form: nie chodzi przecież o to, by narzucić nowy, dogmatyczny schemat, ale o to, by umożliwić dobre życie w swoim środowisku.
→ Magdalena Kocejko: Prawa człowieka mieszkańców DPS to zapomniana sprawa [opinia]
Aby tak się stało w centrum stać musi tracący kontrolę nad własnym życiem człowiek, którego trzeba wesprzeć, a nie usunąć z widoku.
Maria Libura – kierowniczka Zakładu Dydaktyki i Symulacji Medycznej Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, wiceprezeska Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej, członek Rady Ekspertów przy Rzeczniku Praw Pacjenta, ekspertka Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. zdrowia, współpracowniczka Nowej Konfederacji.
Źródło: informacja własna ngo.pl