Choć sformułowanie deinstytucjonalizacja usług społecznych brzmi jak ze snu eurobiurokraty oznacza ważny, a przede wszystkim konieczny proces. Chodzi w nim o to, by osoby wymagające pomocy np. ludzie starsi, z niepełnosprawnościami, w kryzysie psychicznym, miały wybór czy chcą pozostać w środowisku domowym czy wolą opiekę instytucjonalną. A jeśli zdecydują się na to pierwsze, należy przedstawić im koszyk możliwości, z którego mogą skorzystać.
Ośrodek Wspierania Organizacji Pozarządowych z Białegostoku prowadzi innowacyjne projekty wdrażające deinstytunacjonalizację usług społecznych. Na portalu ngo.pl chcemy podzielić się z zainteresowanymi naszymi spostrzeżeniami dotyczącymi polskich realiów tego procesu, publikując cyklicznie analityczne teksty. W pierwszym odcinku Karolina Poczykowska, członkini zarządu OWOP, omawia czym jest deinstytucjnalizacja i z czym się wiąże w praktycznym, lokalnym wymiarze.
Termin ten wszedł do słowników urzędników i NGO-sów ponieważ w nowym okresie programowania UE kładzie się na ten aspekt duży nacisk. W zeszłym roku została przyjęta Krajowa Strategia Deinstytucjonalizacji. Aktualnie Regionalne Ośrodki Polityki Społecznej (ROPS-y) tworzą strategie dla każdego województwa. W naradach zespołów roboczych biorą udział także NGO-sy. Kolejnym etapem będzie opracowywanie planów gminnych.
Niezależnie od tego już pojawiło się wiele oddolnych inicjatyw związanych z usługami społecznymi. Forpocztą zmian są – jak zwykle – organizacje pozarządowe. Zanim system zbuduje się odgórnie i powstaną strategiczne dokumenty, NGO-osy, korzystając z pojawiających się programów – rządowych i unijnych – rozpoczęły pilotażowe projekty.
Są to na razie incydentalne przedsięwzięcia, ale przecierają szlak. W OWOP zajmujemy się wsparciem organizacji i instytucji, które takie usługi świadczą.
Worek z usługami społecznymi
Warto wyjaśnić, co to w ogóle są usługi społeczne, ponieważ to termin worek, a niewtajemniczonym kojarzy się z zadaniami wykonywanymi nieodpłatnie przez organizacje pomocowe. To nie do końca prawda. Klasyfikacja przebiega według innych kryteriów. W tym worku nie ma miejsca na usługi twarde, np. transport, budownictwo czy energetykę. Umieszcza się w nim te bardziej miękkie dziedziny naszego życia jak:
- edukacja i wychowanie, w tym cały system pieczy zastępczej (np. ośrodki adopcyjne, rodzinne domy dziecka);
- ochrona zdrowia wraz z profilaktyką;
- pomoc społeczna, resocjalizacja i zapobieganie patologiom;
- kultura, rekreacja i wypoczynek.
Usługi te realizują różne podmioty, zarówno z sektora publicznego, jak i pozarządowego czy prywatnego. Cześć z nich jest dotowana, za niektóre musimy zapłacić. Te związane z kulturą czy wypoczynkiem zdeinstytucjonalizowały się już dawno i możemy kupić je w wielu miejscach (np. są teatry publiczne, prywatne i społeczne). Gorzej jest natomiast z usługami specjalistycznymi. Ciągle do zagospodarowania jest obszar wsparcia osób z niepełnosprawnościami, pieczy zastępczej czy opieki nad ludźmi starszymi.
Zmiana paradygmatu
Instytucjonalnie pomocą tym grupom zajmują m.in. domy pomocy społecznej (DPS), domy dziecka i tzw. domy spokojnej starości. Ludzie z różnymi dysfunkcjami, ze względu na wiek, niepełnosprawność czy brak rodziców, żyją w nich w zamknięciu i odizolowaniu. Nie mają takich swobód jak w domu. Dlatego naturalnym kierunkiem jest zapewnienie im optymalnej opieki we własnym środowisku, gdzie będą mieli warunki, z jakich może korzystać każdy obywatel.
Clue deinstytucjonalizacji jest zmiana paradygmatu, polegająca na odchodzeniu od dużych instytucji, które zaspokajają potrzeby podopiecznych od A do Z (karmią, ubierają, leczą), ale nie dają im takiej jakości życia, jaką cieszyliby się w domowym otoczeniu. To proste rzeczy: np. możliwość decydowania o tym, kiedy się je czy śpi, co się je, gdzie spaceruje, dające poczucie samostanowienia o sobie.
Ta zmiana już się zaczęła. Największy progres widać w obszarze pieczy zastępczej. Rodzinne domy dziecka stopniowo zastępują zunifikowane sierocińce, jak je dawniej nazywano. Natomiast, jeśli chodzi o opiekę nad osobami z niepełnosprawnościami, w kryzysie psychicznym, czy osobami w podeszłym wieku, mamy jeszcze wiele do zrobienia.
Zapoznaj się z głosami w naszej debacie: Jaka deinstytucjonalizacja?
DPS to ostateczność
Szczególnie pilnym problemem do rozwiązania staje się kwestia opieki nad ludźmi starszymi. Według szacunków przez 15 lat liczba seniorów wymagających codziennej opieki podwoi się (dzisiaj to ponad 3 mln Polaków). Realia są takie, że stary człowiek, który nie może liczyć na pomoc rodziny, trafia do DPS, czy tego chce czy nie.
Ale problem zaczyna się przecież wiele lat wcześniej. Ktoś zaczyna niedołężnieć. Jeden z członków rodziny, przeważnie kobieta, poświęca się. Rzuca pracę, by zajmować się chorym bliskim. Zaczynają się różnego rodzaju frustracje. Rodzina składa się na pomoc albo i nie. Pojawiają się żale o pieniądze, dobija totalne zmęczenie. Znalezienie opiekunki na miejscu, zwłaszcza na wsi, graniczy z cudem. Straszy człowiek zdany jest na łaskę rodziny, którą sytuacja zwyczajnie przerasta. W końcu zapada bolesna decyzja: „Oddajemy dziadka do DPS”. Ale wtedy okazuje się, że na miejsce trzeba czekać co najmniej pół roku!
Deinstytucjonalizacja proponuje w tej patowej sytuacji rozwiązania, które wprowadzone systemowo mogą działać – usługi społeczne w miejscu zamieszkania.
W momencie, gdy któryś z członków rodziny popada w kryzys, najpierw w domu pojawia się opiekunka. Wykonuje najpilniejsze czynności pielęgnacyjne i uczy rodzinę, jak się zajmować chorym. Do pomocy przychodzi w określonych dniach pielęgniarka, podaje leki, robi zastrzyk itd. Chorego wizytuje regularnie lekarz, a także rehabilitant. Ważna jest też pomoc psychologa. Robi się wszystko, by jak najdłużej utrzymać pacjenta w dobrej kondycji.
Taki system wsparcia, odciąży rodzinę. Decyzję o przekazaniu bliskiej osoby do DPS-u uda się pewnie odroczyć o wiele lat, albo nawet nie będzie to w ogóle konieczne. Natomiast, kiedy umieszczenie chorego w DPS-ie stanie się nieuniknione, nie będzie to tak trudne, ponieważ placówki będą oferować więcej miejsc i trafią do nich tylko pacjenci wymagający całodobowej, specjalistycznej opieki. Problem polega ma tym, że teraz ludzie w kryzysie nie mają wyboru.
Usługi społecznie jak wizyta u dentysty
Niedyskutowalnym prawem, o jakie upominamy się w DI, to pozwolenie ludziom, którzy wymagają opieki, zdecydować, czy chcą dalej mieszkać w domu, w znajomym środowisku i być wspieranym przez lokalną społeczność, czy wolą powierzyć swoje życie instytucji i przenieść się do specjalnego ośrodka o określonym regulaminie. Zazwyczaj jakość życia w rodzinnym środowisku, gdzie czują się bezpiecznie i „u siebie”, jest decydująca.
Także dla wielu rodzin oddanie mamy czy dziadka do DPS-u to "rzecz nie do pomyślenia”. Szacunek dla nestorów, rodzima tradycja mówi, że starych drzew się nie przesadza. Nie chcą wyrywać rodziców z miejsca zamieszkania, gdzie mają znajomych, wywracać im życia do góry nogami, przenosić do miasta, powiększać mieszkania o dodatkowy pokój. Rodzina wolałaby swoich starszych i chorych bliskich wspierać w domu, ale to jest trudne, bo mieszkają setki kilometrów dalej, długo pracują, mają małe dzieci. Wtedy staje się to ogromnym obciążeniem. Wiele z tych rodzin jest dobrze sytuowanych i gdyby miały taką możliwość zorganizowałyby odpłatną opiekę na miejscu. Przy częściowym wsparciu gminy byłoby to do udźwignięcia.
Warunek jest jednak taki, że usługi te będą powszechne, dostępne dla każdego, a sama pomoc społeczna nie powinna kojarzyć się z wykluczeniem czy nieradzeniem sobie. Należy zacząć traktować takie usługi jak zwykłą ofertę, z której korzysta się w razie potrzeby, jak z dentysty. Do tej pory usługi społeczne kierowane były do osób mniej zamożnych. Docelowo powinny być one dostępne dla wszystkich.
Nie oznacza to oczywiście, że placówki opiekuńcze znikną. Zawsze będą grupy ludzi wymagające całodobowej specjalistycznej opieki. Nie wszystkie problemy da się rozwiązać w środowisku lokalnym. Chodzi o to, by publiczne instytucje były maksymalne sprofesjonalizowane, sprofilowane i doinwestowane.
Plan jest piękny, ale jak do zrealizować?
Koszt opieki nad pacjentem w instytucji (DPS) sięga kilku tysięcy złotych miesięcznie (bardziej 7 tys. niż 3 tys.). Pokrywała go albo rodzina albo sam pensjonariusz, jeśli ma wystarczającą emeryturę. W ostateczności bierze to na siebie samorząd. W wielu gminach nie ma tego typu placówki, bo utrzymanie jej generuje ogromne koszty. Wysyłanie potrzebujących do odległych miejscowości też pociąga ze sobą wydatki. Zapewnienie opieki w rodzinie, w miejscu zamieszkania jest tańsze i – jak wykazują eksperci – bardziej efektywne. Za podobne pieniądze można mieć dużo lepszą usługę. Potwierdza to przykład rodzinnych domów dziecka.
Jak wyglądałby system zdeinstytucjonalizowanych usług społecznych? Zaczynając od dołu: mieszkaniec przede wszystkim powinien wiedzieć, z jakiej oferty może skorzystać, gdzie i za ile. W niektórych miejscowościach już działają instytucje jednego okienka, gdzie można otrzymać wszelkie informacje, także o tym, które usługi gmina zapewnia bezpłatnie.
Samorząd ma w swoich obowiązkach zapewnienie opieki społecznej. Swoimi zasobami nie jest jednak w stanie zabezpieczyć tych potrzeb. Może je natomiast zlecać różnym podmiotom, nie tylko instytucjom samorządowym, ale w główniej mierze organizacjom społecznym, które mają doświadczenie, wyspecjalizowane kadry i znają środowisko. W idealnym przypadku powstanie dobrze działającą kooperatywa urzędu, NGO-sów i prywatnych firm, które już zaczęły wypełniać lukę, zakładając agencje opiekunek, ośrodki rehabilitacyjne itd. W system ten można włączyć także jednostki Podstawowej Opieki Zdrowotnej, istniejące w każdej gminie. W perspektywie mogłyby współpracować z organizacjami, zatrudniającymi opiekunki i edukatorów.
Powstawanie pomniejszych, zdecentralizowanych ośrodków oznacza rozwój dla gminy czy powiatu: daje miejsca pracy, zapewnia łatwiejszy dostęp do opieki. W efekcie wytworzy się lokalny ekosystem wspierających się i konkurujących ze sobą usługodawców. Jeżeli zostanie dobrze skonstruowany, samorząd będzie mógł swobodniej wybierać wykonawców, wpływać na to, ile kosztują dane usługi.
Musimy też pożegnać się z mrzonką, że będą one całkowicie bezpłatne. Naszych samorządów na to nie stać. W idealnej sytuacji pokryją one część kosztów.
Rola NGO nie do przecenienia
NGO-sy już teraz są ogromnym wsparciem dla samorządów, np. w kwestii opieki nad osobami z niepełnoprawnością. Wiele gmin zleciło im także cały obszar pomocy osobom w kryzysie bezdomności, rezygnując z prowadzenia instytucji (tak się dzieje na przykład w Białymstoku). Organizacje przejmują także sektor animacji seniorów. Poznały środowisko i stopniowo wchodzą w usługi specjalistyczne. Działają nawet w gminach, gdzie nie ma instytucji opiekuńczych, łatwiej im dotrzeć do potrzebujących.
To właśnie NGO prowadzą pilotażowe projekty DI. Póki co jest to jednak wsparcie incydentalne. W OWOP skalujemy innowację pt.: „Opieka domowa na terenach wiejskich”. Wdrażamy ją w 21 środowiskach. Granty trwają od 8 do 12 miesięcy. Po ich zakończeniu w niektórych gminach opieka ta po prostu zniknie.
Dzięki takim projektom można sprawdzić, czy coś działa, na ile jest potrzebne, ale błędem byłoby opieranie na nich usług społecznych. Kontraktowanie ich powinno przebiegać podobnie jak w przypadku usług zdrowotnych i być stałe. Jeśli sektor pozarządowy otrzyma od gmin więcej zleceń, a kontrakty będą obejmowały kilkuletnie okresy, organizacje uzyskają wówczas finansową stabilność. Dzięki temu będą mogły dokształcać kadry, poszerzać ofertę, inwestować w wyposażenie i z większym przekonaniem zaangażują się w usługi społeczne.
Każda zmiana zaczyna się od wizji. Potem rozpoczynają się pierwsze, nieśmiałe próby. Jesteśmy gdzieś na tym etapie. Teraz trzeba zrobić duży krok i przejść na bardziej zawansowany poziom, do rozwiązań systemowych. Czas nagli.
Na zdjęciach przedstawione są osoby starsze, podopieczne Domu Gościnnego w Dzięciołówce (podlaskie), które korzystają ze wsparcia we własnych domach. Fotografie wykonane zostały w 2022 roku, podczas projektu „Skalowanie innowacji społecznej. Opieka domowa na terenach wiejskich”, realizowanego przez OWOP, Fundację Hospicjum Proroka Eliasza i Stowarzyszanie CAL z Warszawy. Fot. mikolajgorecki.com
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.