Ośrodek Wspierania Organizacji Pozarządowych z Białegostoku prowadzi innowacyjne projekty wdrażające deinstytucjonalizację usług społecznych. Na portalu ngo.pl chcemy dzielić się z zainteresowanymi spostrzeżeniami dotyczącymi polskich realiów tego procesu, publikując cyklicznie analityczne teksty. Trzeci odcinek poświęcony jest studium konkretnego przypadku. Krzysztof Leończuk opowiada, jak wygląda deinstytucjonalizacja prowadzona na zlecenie Centrum Usług Społecznych w Łapach.
W ramach deinstytucjonalizacji Centrum Usług Społecznych (CUS) w Łapach zleciło OWOP zadanie polegające na aktywizacji obywateli tego małego, liczącego niewiele ponad 15 tys. mieszkańców, podlaskiego miasteczka. Stworzyliśmy tam, przy Centrum Usług Społecznych, Centrum Aktywności Społecznej (CAS). Działa od jesieni ubiegłego roku i łapianom trudno teraz wyobrazić sobie miasto bez niego. Zajmujemy się w nim bardzo wieloma tematami społecznymi: angażujemy ludzi w życie miasta, pomagamy rodzinom w trudnej sytuacji, prowadzimy zajęcia edukacyjne i terapeutyczne dla dzieci, animujemy seniorów, organizujemy wydarzenia kulturalne i czas wolny, prowadzimy też profilaktykę prozdrowotną.
Miejsce pośrodku
Może wydawać się, że powstało pomieszanie z poplątaniem, mix domu kultury z biblioteką, domem spotkań czy świetlicą, ośrodkiem sportu i rekreacji i na dodatek połączone (też lokalizacyjnie) z wydziałem ds. społecznych. Ale to ma rację bytu! CAS stanowi miejsce pośrodku, prawdziwe Centrum, do którego każdy łapiak może przyjść, niezobowiązująco zajrzeć, zobaczyć, co się dzieje i znaleźć coś dla siebie, czasami jest to nawet coś innego niż się spodziewał. A jak już zajrzy, to zazwyczaj staje się stałym bywalcem.
Dlaczego to ma sens? Ponieważ zajęliśmy się w łapskim Centrum się tematami, których miejskie instytucje nie podejmują bądź tylko w ograniczonym zakresie. Często po prostu nie mogą ich realizować ze względów: programowych, kadrowych, finansowych. Ośrodki z tzw. budżetówki idą swoimi utartymi ścieżkami, mają działania zaplanowane na rok, a my proponujemy coś ponad to i reagujemy na bieżąco. Przy czym założenie jest takie, by się nie dublować.
Robimy więc coś, czego lokalny dom kultury nie ma w swojej ofercie, a jest na to zapotrzebowanie mieszkańców. CAS stanowi uzupełnienie, a nie konkurencję. Prowadzi działania równoległe. Ten rodzaj deinstytucjonalizacji wdrażamy w Łapach i po roku możemy powiedzieć, że eksperyment się udał.
Duży arsenał zajęć i aktywności
Można odtrąbić sukces, ponieważ na nasze wydarzenia przychodzi bardzo wielu mieszkańców miasta. Głównie dlatego, że staramy się zorganizować coś, czego do tej pory w Łapach nie było. Działamy nieszablonowo, choć czasami są to bardzo proste pomysły. Na przykład przed świętami wielkanocnymi zrobiliśmy akcję „Oddaj nam swoje dziecko”. Utworzyliśmy na kilka dni coś w rodzaju świetlicy (szkolne były wtedy zamknięte). Przygotowaliśmy w niej fajne zajęcia dla dzieci, żeby się nie nudziły, kiedy będą trwały przedświąteczne porządki. Rodzice byli nam wdzięczni, bo mogli spokojnie zrobić swoje, wiedząc, że dzieci są „zaopiekowane”. To nie jest kosztowne ani pracochłonne przedsięwzięcie. Po prostu ktoś musi poświęcić swój czas, najlepiej ktoś kto lubi bawić się w dziećmi, wymyślać harce i jest odpowiedzialny. I trzeba dostrzec tę społeczną potrzebę i szybko na nią odpowiedzieć, zareagować.
Niektórych propozycji, jakie zainicjowaliśmy, instytucje nie są w stanie przygotować. Sam fakt, że nie jesteśmy związani z żadnym samorządowym ośrodkiem sprawia, że łatwiej nam dotrzeć do pewnych grup odbiorców. Możemy też stosować mniej sformalizowane metody pracy. Na przykład zorganizowaliśmy dzieciom turniej gier na play station, czego raczej instytucja nie zrobi, bo to się nie mieści w zakresie jej działalności. Młodzież jednak bardzo to interesuje. Oczywiście, nastolatkowie mogą też grać w domach, ale na takim turnieju są w dużej grupie, pojawia się duch rywalizacji, dzieją się rozmowy na boku, zawiązują się sojusze itd. Jest interakcja, a cała sytuacja staje się integracyjna.
Ale nie tylko młodzież udało nam się przyciągnąć do CAS. Żartujemy w OWOP, że odbiorcami naszych działań są ludzie od 1. roku życia do 99. Dla najmłodszych robiliśmy np. zajęcia z sensoplastyki. Przyszli na nie rodzice z pociechami 1–3-letnimi. Chcieliśmy im pokazać, jak można się z takimi maluchami bawić niestandardowo, inaczej, jak razem spędzać wolny czas, by było to rozwojowe. Wszystko odbyło się pod kierunkiem eksperta, który podpowiadał, jak prowadzić trening i jak pracować potem samodzielnie w domu.
Zimowe półkolonie z kolej adresowane były do pierwszych klas szkoły podstawowej. Poza znanymi zabawami, dzieci miały też zajęcia z programowania, Minecraftu itd. Ale okazało się, że nastolatków poza grami komputerowymi, przyciągają też stare dobre planszówki. Mieliśmy też warsztaty dla przyszłych matek i ojców, przygotowujące ich na pojawienie się dziecka. Ale też zaproponowaliśmy zajęcia dla rodziców, którzy mają dzieci z problemem zdrowotnym np., ADHD. Powodzeniem cieszyły się też spotkania dla rodziców nastolatków pod hasłem: „Jak z nimi żyć, żeby się nie pozabijać? Jak rozmawiać?”.
Oferowaliśmy warsztaty rozwijające różna pasje, szkolenie na temat wypalenia zawodowego, o obsłudze klienta i pracy z trudnymi ludźmi, zajęcia sportowe: zumbę, pilates, boks dla kobiet.
Dużo aktywności kierujemy do seniorów. Szczególnie udały nam się spotkane kabaretowe, prowadzane znanego satyryka. Okazało się, że starsi ludzie uwielbiają tak się bawić, że poprawia to ich samopoczucie, bardzo socjalizuje.
Oferta musi być wartościowa
W ramach projektu mogliśmy sobie pozwolić na bardzo szeroki wachlarz zajęć, w tym rozrywkowych, ale i bardziej serio – terapeutycznych, wspierających w kryzysach. Służyło to też wysondowaniu opinii i potrzeb. Były więc takie aktywności, na które nabór nie trwał nawet godziny, np., półkolonie zimowe dla dzieci. Na 20 miejsc w przeciągu kilkunastu minut zgłosiło się ponad 70 osób. Podobnie było z Krav magą. Tworzyliśmy listy rezerwowe chętnych. A na niektóre zajęcia, te wymagające skupienia, przepracowania ciężkich tematów np. dotyczące kłopotliwych nastolatków, sytuacji rodzinnych, uzależnień, trudniej było zebrać grupę. Musieliśmy stosować różne zachęty, natomiast ci, co z tego wsparcia skorzystali, byli bardzo zadowoleni.
Łapy nie są wielką miejscowością. Ludzie nie chcą na forum roztrząsać swoich problemów, dlatego z rekrutacją na tego typu zajęcia jest trudniej, ale warto. Prowadziliśmy więc też grupę wsparcia przyszłych rodziców, dla rodziców nastolatków, seniorów, była arteterapia dla młodzieży i dla kobiet. Wielu ich uczestników i uczestniczek mówiło potem, że było to dla nich pomocne i otwierające.
Projekt ten służył też rozpoznaniu, czy i jakie dodatkowe zajęcia realizowane np., przez NGO-sy są w Łapach potrzebne, a poza tym czy mieszkańcy gminy są w stanie za nie płacić. Ponieważ jeśli proces deinstytucjonalizacji w mieście miałby się toczyć dalej i rozwijać, to nie ma innego wyjścia – niektóre z atrakcji, kursów czy warsztatów będą musiały być odpłatne. I trzeba wziąć pod uwagę, że są rzeczy, za które ludzie nie zapłacą nigdy, a za inne z chęcią. Okazuje się, że nawet 10 zł na gimnastykę w stylu zoomba jest już barierą. Z kolei, jeśli coś jest „całkiem za darmo” przestaje być cenione.
Z naszego łapskiego doświadczenia wynika, że ludzie są w stanie płacić za usługi społeczne, ale muszą być one naprawdę im potrzebne. Kluczową więc sprawą jest to, na ile oferta jest atrakcyjna dla określonej grupy odbiorców i czy jest poszukiwana na lokalnym rynku. Na przykład na płatne lekcje angielskiego, w dogodnym miejscu, udzielane przez rekomendowanego nauczyciela, chętni na pewno się znajdą. Podobnie z nauką gry na instrumentach. Rodzice chętnie inwestują w rozwój dzieci, więc wszelkie zajęcia, które rozwijają ich talenty i umiejętności są w cenie.
NGO-sy – wsparcie dla instytucji
Na przykładzie działalności łapskiego CAS można stwierdzić, że organizacje pozarządowe mogą być partnerem dla instytucji, wnieść świeżość do dostępnej lokalnej oferty, pod warunkiem, że zaproponują innowacyjny i atrakcyjny program. A ten dla każdej gminy może być inny. Warto zrobić wstępną diagnozę, jakie jest zapotrzebowanie w danej miejscowości.
Zaznaczam, że nie zawsze to, co zapisane jest w samorządowej diagnozie potrzeb mieszkańców pokrywa się z tym, czym są autentycznie zainteresowani i w czym są gotowi uczestniczyć. Na przykład z diagnozy w Łapach wynikało, że potrzebne jest wsparcie dla osób niepełnosprawnych, konkretnie dla dzieci z ADHD i ich opiekunów. Przygotowaliśmy specjalne zajęcia, zaprosiliśmy wskazanego eksperta, ale nie było na nie wielu chętnych. Trzeba to brać pod uwagę. Diagnoza to jedna rzecz, ale praktyka często wygląda inaczej. Szukamy teraz odpowiedzi: dlaczego tak się stało? Czy taka potrzeba wyartykułowana została, bo wypadało, czy należało inaczej zrobić te warsztaty?
Projekt ma swoje ramy czasowe i wkrótce się skończy. Łapskie Centrum Usług Społecznych staje więc przed wyzwaniem co dalej? Jak utrzymać najbardziej popularne aktywności czy wydarzania. Do tej pory zajęcia były organizowane za unijne pieniądze, ale wkrótce trzeba będzie za nie płacić z gminnych środków.
Wiemy, że gmina stoi teraz przed dylematem. Słyszymy takie opinie, że przyzwyczailiśmy mieszkańców do dobrego: do darmowych kursów, warsztatów, fajnych imprez, do tego, że w mieście tyle się dzieje, pokazaliśmy, jak można animować nawet trudne środowiska. Ale co dalej? Jak to kontynuować? Jeśli wszystko nagle zniknie, pozostanie duża dziura, mocno odczuwalna przez mieszkańców.
CUS w ramach swojego budżetu zapewne podtrzyma niektóre działania. Podczas projektu udało się stworzyć kompetentny zespół. Mam nadzieję, że sprawdzone w niejednej akcji, wykształcone przez nas, dwie animatorki znajdą zatrudnienie w CUS-ie.
Ale są też inne możliwości zapełnienia luki, jaka powstanie po zakończeniu projektu. Na pewno w takiej gminie jak Łapy jest pole do rozwoju działań społecznych, które będą uzupełnieniem oferty instytucjonalnej. W mieście jest przynajmniej jedna organizacja, która takie zadania realizuje, ale nie ma przeszkód, by powstały kolejne, które przejmą pałeczkę. Oczekiwania są wysokie, atmosfera jest podgrzana, widzę też potencjał. Swoje know-how OWOP przekaże w walizeczce tym, co będą chcieli pociągnąć temat i podtrzymać społeczny zapał.
Krzysztof Leończuk od początku związany jest z Ośrodkiem Wspierania Organizacji Pozarządowych w Białymstoku, koordynator projektów, konsultant, animator, doradca, certyfikowany trener I st. Stowarzyszenia Trenerów Organizacji Pozarządowych, specjalista ds. ewaluacji. Specjalizuje się w tematyce ekonomii społecznej, organizacji pozarządowych oraz mediów społecznościowych.
Źródło: Ośrodek Wspierania Organizacji Pozarządowych z Białegostoku