Justyna Kościńska: Wykluczenie transportowe może przekładać się na wykluczenie społeczne [wywiad]
– Jest pandemia, więc przystępując do badań zakładaliśmy, że z tego powodu połączeń będzie mniej. Ale okazało się, że pandemia nie zmieniła wiele – poza tym, że zawieszane były połączenia do szkół, bo kursy likwidowane były już wcześniej – mówi dr Justyna Kościńska, z którą rozmawiamy na temat raportu Miasto Jest Nasze o wykluczeniu transportowym w województwie mazowieckim.
Estera Flieger: „Ja to, proszę pana, mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę” – mówi jeden z bohaterów liczącego sobie już 40 lat „Misia”. Czy współczesna rzeczywistość dogoniła filmową? Bo w raporcie z badań Miasto Jest Nasze czytam „Obecnie z Tczowa za pomocą komunikacji zbiorowej do najbliższej dużej miejscowości, Zwolenia, można dojechać tylko raz dziennie w dni nauki szkolnej (odjazd o 7:12)”.
Justyna Kościńska, Miasto Jest Nasze: Obawiam się, że w niektórych miejscowościach jest gorzej niż w filmie. W wielu gminach na Mazowszu popołudniami nie ma żadnych połączeń. Kiedy mówmy o jakichkolwiek kursach, te poranne są lepiej dostępne. A jest to prawdopodobnie związane z tym, że ich głównym zadaniem jest zapewnienie uczniom dojazdu do szkół. Nie uwzględniane są potrzeby innych grup mieszkańców. Po 15 dostępność transportu zbiorowego radykalnie spada.
Wielu ekspertów alarmuje o problemie już od dawna. My zebraliśmy dane, pokazaliśmy je na mapach i rozmawialiśmy z mieszkańcami. Nie było mi do śmiechu, słuchając ich historii.
Wykluczenie transportowe w województwie mazowieckim. Raport Miasto Jest Nasze
Wykluczenie transportowe na Mazowszu? W województwie, na terenie którego położona jest stolica?
– Patrząc na Warszawę – a szerzej aglomerację, sytuacja jest dobra. Im bliżej stolicy tym lepiej. Ale kiedy przyjrzymy się gminom położonym dalej, szczególnie na obrzeżach województwa, sytuacja jest inna. Najbardziej interesowały nas właśnie gminy obrzeżne.
O ile sama Warszawa jest dobrze skomunikowana, to nie każdy z województwa może do niej łatwo dojechać.
Likwidacja połączeń zaś dotyczy w dużęj mierze północnego Mazowsza.
W przeprowadzonych przez Miasto Jest Nasze rozmowach powtarza się wątek znikających połączeń, regresu. „A teraz to już nie ma nic. W ogóle autobusów. A teraz przez tą pandemię to w ogóle autobusu nie widać” i „Były bardzo dobre połączenia (…) A teraz to nic, już wszystko polikwidowali” to dwa przykłady takich wypowiedzi, bardzo zresztą podobnych, zacytowanych w raporcie.
– W badanych miejscowościach regres nastąpił w ostatnich kilku latach. Jest pandemia, więc przystępując do badań zakładaliśmy, że z tego powodu połączeń będzie mniej. Jedno z pierwszych pytań zadawanych rozmówców dotyczyło właśnie tego. Ale okazało się, że pandemia nie zmieniła wiele – poza tym, że zawieszane były połączenia do szkół, bo kursy likwidowane były już wcześniej. A miało to związek z przekształceniami własnościowymi: na początku wieku transport zbiorowy był w badanym rejonie prywatyzowany, a spółka która go wykupiła uznała, że połączenia nie są rentowne. W Żurominie i Ostrowi Mazowieckiej operator zakończył swoją działalność.
Narracja o znikających połączeniach była dla mnie przejmująca. W Żurominie PKS zatrudniał wiele osób. Oprócz problemu braku połączeń, pojawił się w rozmowach wątek utraty pracy.
A co z uzasadniającym likwidację argumentem, że mało ludzi korzystało z tych akurat połączeń?
– Nie znajdował potwierdzenia w rozmowach z mieszkańcami. Ich codzienne doświadczenie było inne. Część opowiadała o tym, że chętnych do skorzystania z transportu zbiorowego było dużo. Dla osób, które codziennie z niego korzystały, decyzja o likwidacji połączeń była niezrozumiała. Przekłada się ona przecież na jakość ich życia, szanse, z których mogą skorzystać. W szczególności, że obserwują wiele inwestycji podejmowanych w ich gminach, mają więc żal, że transport zbiorowy nie może liczyć na podobne wsparcie.
Postanowiłam dowiedzieć się skąd więc wziął się ten argument. Na podstawie dostępnych opracowań ustaliłam, że spółki notowały mniejsze wpływy ze sprzedaży biletów jednorazowych, która bardziej im się opłacała. Autobus wypełniony pasażerami korzystającymi z biletów długookresowych nie przynosił oczekiwanych zysków.
Raport informuje o tym, że jednym z projektów ubiegających się o sfinansowanie w ramach budżetu obywatelskiego w Żurominie była komunikacja miejska. Oprócz braku połączeń pomiędzy poszczególnymi miejscowościami, problemem jest również brak zbiorkomu na terenie konkretnych miast?
– Rozmawiamy o małych miejscowościach. Żuromin da się w krótkim czasie przejść pieszo. Dla większości naszych rozmówców brak komunikacji miejskiej nie jest więc dużym problemem. Ale mają go osoby starsze czy szerzej mające trudność w poruszaniu się. Bardzo często zwracają uwagę na to, że nie mogą dotrzeć na cmentarze – są one z reguły położone na obrzeżach.
Jakie konsekwencje niesie za sobą zjawisko wykluczenia transportowego dla poszczególnych grup społecznych?
Wykluczenie transportowe może przekładać się na wykluczenie społeczne. Problemem nie jest tylko brak połączeń. Ale też to, że niektóre grupy osób zostają w niektórych obszarach życia ograniczone i wykluczane z korzystania z usług publicznych, które powinny być przecież ogólnodostępne.
W wielu wywiadach wybrzmiało, że dotyczy to przede wszystkim osób starszych, które albo nie mają prawa jazdy, albo nie mogą już ze względu na wiek prowadzić samochodu. Są więc izolowane, często nie mają wyboru i siedzą w domu. Muszą prosić o pomoc dzieci lub sąsiadów, kiedy potrzebują dostać się do innej miejscowości.
Szczególnie zapamiętałam rozmowę z kobietą z Tczową. To wieś na południu Mazowsza. Połączenia do najbliższej większej miejscowości, a więc Zwolenia, zostały zlikwidowane. Na tej trasie kursuje tylko prywatny przewodnik, o którym nawet nie wszyscy wiedzą. To tylko jedna nitka. Jak opowiadali rozmówcy, w Tczowie jest przychodnia POZ, ale do specjalisty lub na badania trzeba jechać już do Zwolenia. Kobieta opowiadała o tym, że kiedy chce się tam dostać, musi ją zawieźć syn lub mąż. Ale po wizycie u lekarza rano, musi czekać cały dzień, aby po nią wrócili, bo zimą nie jest możliwe, aby siedziała przez tyle godzin w parku, a podczas pandemii nie spędzi tego czasu również w poczekalni przychodni. Mąż czy syn, muszą brać więc dzień wolny w pracy, by zaraz po badaniu zabrać ją do domu. Inna mieszkanka Tczowa przechodziła rehabilitację i jej mąż zawoził ją do Zwolenia codziennie, a było to możliwe, bo w tym okresie nie pracował, inaczej powstałby duży problem.
Dla mnie, jako osoby urodzonej i wychowanej w Warszawie to było szokujące, nie zdawałam sobie sprawy, że jest aż tak źle.
Dostrzegam także płciowy aspekt problemu: nie zebraliśmy wystarczającej liczby danych, ale na podstawie tych, które mamy, mogę postawić hipotezę, że kobiety tracą bardziej na likwidacji połączeń. Olga Gitkiewicz, autorka reportażu „Nie zdążę”, zwraca uwagę na to, że starsze kobiety częściej nie mają prawa jazdy. W przeprowadzonych przez nas wywiadach bardzo często pojawiają się wypowiedzi rodzaju „kobiety nie mogą pojechać do szpitala lub sklepu”. Jedna z kobiet opowiadała, że kiedyś po osiemnastce każdy chłopak robił prawo jazdy, ale dziewczyny nie. I rzeczywiście, w starszym pokoleniu ta dysproporcja jest widoczna. Teraz to się zmienia. Wspomniana wcześniej Olga Gitkiewicz podkreśla w tym kontekście, że prawo jazdy to forma emancypacji.
Osoby, z którymi rozmawiało Miasto Jest Nasze kochają samochody, czy korzystają z nich, bo nie mają innego wyjścia?
– Moja interpretacja jest taka, że nie mają wyjścia, choć wśród naszych rozmówców byli także miłośnicy motoryzacji, którzy o samochodach opowiadali z uwielbieniem. Część osób jednak mówiła o tym, że codzienna podróż samochodem na dużą odległość jest dla nich męcząca i wolałaby skorzystać z transportu zbiorowego, a w podróży poczytać lub odpocząć.
Nie zgadzam się więc z narracją, że Polacy kochają samochody i nie chcę korzystać z komunikacji. Bo jak możemy w ogóle stwierdzić coś takiego, kiedy nie ma połączeń? Stawiam tezę, że gdyby połączenia były dobre, jakościowe – bo ważna jest jakość doświadczenia – Polacy chętnie podróżowaliby środkami transportu zbiorowego.
Zdaję sobie sprawę z tego, że zabrzmię, jakbym mówiła o problemach pierwszego świata, ale brak połączeń to spora przeszkoda w zwiedzaniu Polski: 46 procent połączeń w województwie mazowieckim wygasa w okresie wakacji.
– W Warszawie także tnie się połączenia w wakacje i to wcale nie mało. Jest ogólna tendencja do uznawania, że w okresie wakacyjnym ruch jest mniejszy. Do pewnego stopnia to prawda. Ale zapominamy wciąż o tych grupach osób, która inaczej nie może się poruszać. Zresztą chcąca przemieszczać się w wakacje młodzież też w ten sposób zostaje odcięta.
Do tego dochodzi niepewność: czy bus przyjedzie?
– Od początku towarzyszył nam pomysł zmapowania zjawiska wykluczenia transportowego. Okazało się, że nie ma jednego narzędzia, które agregowałoby dane o połączeniach, a więc żeby w łatwy sposób można było sprawdzić, w jaki sposób dojadę z jednej miejscowości do drugiej. Są różne portale, takie jak np. ePodróżnik, ale istnieją połączenia w nich nieujęte. Zbudowaliśmy więc skrypt, który analizował kilka stron z połączeniami – dla każdej inny, dobry w danym czasie, bo przecież za pół roku wszystko może się zmienić. I to pokazuje dodatkowy problem z jakim muszą mierzyć się mieszkańcy gmin: nie ma jednej bazy informacji, musi intensywnie szukać. Sama biorąc udział w przygotowaniu raportu zastanawiałam się, czy aby na pewno znalazłam wszystkie połączenia.
Rząd obiecał niegdyś przywracanie PKS-ów: z akcentem na obiecał. Co mus się wydarzyć, żeby politycy zainteresowali się problemem wykluczenia transportowego i chcieli go naprawić?
– A pandemia stała się dodatkowym argumentem za tym, aby nie przywracać połączeń. Ale to jest konieczne.
65 procent badanych gmin nie ma dostępu do połączeń kolejowych. Były likwidowane w latach 90. Ale w niektórych z nich jest infrastruktura. Nie trzeba więc zaczynać od zera. Koszty byłyby mniejsze. I tu widzę pewną szansę.
A rola kolei jest bardzo ważna. Niektórzy z naszych rozmówców w Żurominie podkreślali, że chcieliby móc dostać się do Mławy po to, aby w dalszą podróż ruszyć pociągiem. Muszą być także zapewnione kursy do miejscowości, w których są stacje.
Justyna Kościńska – doktor socjologii, aktywistka miejska. Członkini Stowarzyszenia „Miasto jest Nasze”. Współpracowała między innymi z Fundacją ePaństwo oraz Instytutem Badań Edukacyjnych.
Źródło: informacja własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.